15 wrz 2012

__-- 11 --__

            Szukałam w Internecie jakiegoś pośrednika nieruchomości. Lekarze dają ojcu pięć procent szans na wybudzenie się, co dla mnie oznacza wolność i kłopoty finansowe. Musiałam sprzedać dom. Wynająć kawalerkę. Znaleźć pracę i zarabiać na siebie. A co do pracy...
            - Wiem, że podoba ci się moje towarzystwo, ale czy ty nie masz dzisiaj przypadkiem popołudniowej zmiany? - spytałam długowłosego.
            - Mam wolne – uśmiechnął się rozbrajająco – więc ponapawam się dziś twoim towarzystwem.
            - Jestem aż tak bardzo interesująca? - spytałam i odwróciłam się do miejsca, w którym siedział, ale okazało się, że stał przede mną.
            Wystraszyłam się i omal nie spadłam z krzesła, więc Itachi mnie ochoczo podtrzymał, ale tym bardziej zwiększył poziom mojego stresu, wynikiem czego zerwałam się z krzesła i oddzieliłam nas półtora metrową przestrzenią.
            - Nigdy więcej mnie tak nie strasz – powiedziałam, próbując się uspokoić.
            To tylko Itachi, nic mi nie zrobi. Jest przyjacielem, opiekunem, przecież mu w miarę ufam. Ale moja głowa podpowiada mi całkiem inny scenariusz. Itachiego przygniatającego mnie do drzwi, robiącego mi krzywdę. Nie dopuszczałam do siebie złych myśli od wypadku ojca, a teraz powróciły z podwójną mocą. Przytłoczona usiadłam na podłodze, zaraz przy mnie pojawił się Itachi.
            - Przepraszam, nie chciałem cię wystraszyć - powiedział cicho. – Co przede mną skrywasz, czego tak się boisz, że nie spisz po nocach? Nie patrz się tak na mnie, przez ten miesiąc przebywania z tobą nauczyłem się paru rzeczy. – Wyjaśnił, kiedy zdziwiona spojrzałam na jego łagodną twarz.
            Nie mogłam mu powiedzieć, nikt nie mógł tego wiedzieć. Nie chciałam żyć do końca z etykietą, którą z pewnością by mi przyczepił. Nie mogłam sobie pozwolić, by zmienił się w stosunku do mnie. Z drugiej strony kiedyś pęknę i wyznam mu to w najmniej odpowiedniej chwili.
            - Zaufaj mi i nie bój się mnie. Zwłaszcza, że teraz musimy mieszkać razem – powiedział, a ja spojrzałam na niego z jeszcze większym przerażeniem.
            - Jak to? - Zdobyłam się na wysilenie moich strun głosowych.
            - Takie jest orzeczenie sądu, a że opieka społeczna ma robić naloty, pod groźbą cofnięcia prawa opieki, to wolę nie spieprzyć. - Postanowił i podał mi rękę, żebym wstała z podłogi.
            Nie puszczając mojej dłoni zaprowadził mnie do komputera i otworzył zapisaną w ulubionych stronę. Moim oczom ukazała się oferta wynajmu dwupokojowego mieszkania z kuchnią, łazienką i dużym salonem na małym osiedlu w pobliżu naszego.
            - O co chodzi? - spytałam,  patrząc na niego niepewnie.
            - Idziemy dzisiaj je oglądać. Może od razu podpiszę umowę, jak ci się spodoba. - Itachi nie przestawał się uśmiechać.
            Zaniemówiłam i trwałam przez chwilę z otwartymi ustami. Cieszyłam się jak głupia, że Ita znalazł nam kąt, ale przerażała mnie myśl przebywania z jednym facetem non toper, cały dzień, zawsze istnieje możliwość wpadnięcia na niego. Co najgorsze: w nocy byłby w pobliżu, a jak wpadnie mu do głowy znaleźć się w pokoju u mnie? Dobra, nie wpadajmy w panikę, jakoś się ułoży. Po prostu będę pilnować siebie i jego.
            Zanim wybraliśmy się oglądać potencjalne nowe miejsce mojego pobytu, umówiłam się z pośrednikiem na jutro, żeby wycenił dom i jak najszybciej go sprzedał. Z pensji ojca i jego udziałów będę w stanie zapłacić kaucję, którą oczywiście Itachi chce wziąć na siebie. Chciałby, żebym dbała o dom, robiła zakupy, jedzenie dla siebie i niego, w praktyce oczywiście tylko dla niego, ale nie musi o tym wiedzieć. Coś na wzór starego małżeństwa się szykuje. Będzie ciekawie. Chociaż wolałabym nie być od niego zależna finansowo.
            Mieszkanie, które dla nas wypatrzył było ładnie umeblowane, schludne. Bardzo mi się podobało i chłopak to widział po moich świecących się oczach. Bez wahania podpisał umowę najmu, wpłacił kaucję, chociaż już wyjmowałam portfel i ustalił, kiedy możemy się wprowadzić. Wybrałam sobie pokój i wróciliśmy do mojego domu. On naprawdę zamierza tu spać. Zaśmiałam się w duchu z jego przejęcia nową rolą. Pomimo problemów, jakie ostatnio miałam, ten zwariowany chłopak poprawiał mi humor. Widziałam, jak na mnie patrzył, jak pewnie marzył sobie, że mnie chociażby przytula. Jednak ja nie dopuszczałam do siebie żadnego faceta.
            Rozłożyłam Itachiemu łóżko w salonie, dałam pościel i życzyłam dobrej nocy. Sama udałam się do swojego pokoju na górę. Kończył mi się metadon. Amfa też. Wciągnęłam ostatnia kreskę. Jutro będę musiała złapać Dei'a po szkole. Napisałam mu esa, żeby przygotował dla mnie woreczek. Zaryzykowałam i nie zamawiałam więcej metadonu, miałam jeszcze zachomikowane trzy tabletki tramalu, trzy vicodinu[1] i jedną ampułkę czystej morfiny. Mam ewentualną deskę ratunkową. Ból fizyczny powoli mnie opuszczał, prawie całkowicie. Odczuwałam jednak wciąż ból psychiczny i ból obitych i zniszczonych przez wieloletnie zaniedbywanie nerek. Nie przespałam dobrze całej nocy od tamtego dnia, kiedy ojciec miał wypadek. Jeżeli udało mi się w końcu zasnąć, to budziłam się z krzykiem, zlana potem. Mniej więcej dlatego przerażała mnie myśl o wspólnym mieszkaniu i że Ita dzisiaj u mnie śpi. Zgasiłam światło w pokoju. Usiadłam na łóżku i starałam się o niczym nie myśleć. Było to jednak trudne. Nienawidziłam być sama ze sobą. Oznaczało to tylko moje myśli i mnie samą.
Wyjęłam z szuflady żyletkę. Zawsze sobie obiecuję, że to ten ostatni raz, nigdy nie potrafię tej obietnicy dotrzymać. Przecięłam skórę. Krew popłynęła ciurkiem. Nacięłam po raz kolejny i jeszcze raz. Trzy nowe rany lśniły od posoki. Położyłam się na łóżku pozwalając krwi spływać. Byłam rozbudzona przez speeda, więc wiedziałam, że nie zasnę szybko. Łzy pociekły po twarzy. Ostatnio często wieczorami płakałam, oznaka słabości, ale tylko w ten sposób znajdowałam ukojenie i nie dawało mi to zwariować. Samookaleczenia dawały krótkotrwałą ulgę. Namiastkę oderwania się od tego wszystkiego. Po pół godzinie wstałam i zmieniłam pościel. Udałam się do łazienki, żeby się omyć. Z dołu widać było blask lampki nocnej. Itachi pewnie czytał książkę. Umyłam się i miałam zamiar wracać do pokoju, gdy w ostatniej chwili zatrzymałam się w korytarzu. Usiadłam na skraju schodów. I tak nie zasnę. Tutaj przynajmniej mogę sobie rozmyślać. Chwilę później lampka zgasła, co oznaczało, że długowłosy poszedł spać. Odczekałam jeszcze dziesięć minut i zeszłam na dół. Itachi chrapał cicho. Heh, ale to słodkie. Z jednej strony najchętniej bym teraz wpakowała mu się pod kołdrę i przytuliła najmocniej, z całych sił, żeby wiedzieć, że mnie naprawdę chroni i jest ze mną. Z drugiej strony nie mogę się przemóc i zapanować nad obawą cudzego dotyku. Rozważając ciągle za i przeciw, przesiedziałam koło niego całą noc. O piątej rano zsunęłam się z fotela i poszłam do kuchni. Zrobiłam mu kawę, lekkie śniadanie, kanapki na wykłady i tosty do pracy, bo nie wierzę, żeby na pół godziny wracał tutaj lub do domu po coś do jedzenia. Sobie zaparzyłam herbaty i z powrotem pojawiłam się w fotelu, popijając ciepły płyn małymi łykami. Przed w pół do siódmą zaczęłam go budzić, bo wcześniej zobaczyłam na jego komórce, że na tę właśnie godzinę ustawił sobie budzik. Zobaczyłam też, że mój numer ma zapisany z buziaczkiem i opisem MY Reru. Gdyby nie to, że spał, to zaczęłabym się szaleńczo śmiać. Chłopak powoli otwierał oczy. Wyglądał tak słodko, kiedy był zaspany. Zamknął do tej pory otwarte usta. Zaczął się rozglądać, jakby nie wiedział, gdzie się znajduje i dlaczego.
            - Zaspałem? - spytał, biorąc do reki telefon.
            - Nie, jest przed wpół do. Ubierz się i chodź na śniadanie. – Rzuciłam mu torbę z rzeczami, którą tu wczoraj przywlekł, ale robiąc to wciąż się uśmiechałam, więc nie było chamskim zachowaniem.
            Po pięciu minutach zameldował się przy stole w kuchni. Właśnie wyciągałam z mikrofali jego kawę i kanapki.
            - Dzięki, a ty o której wstałaś? - Ziewnął i przyglądał mi się uważnie. – Wyglądasz, jakbyś w ogóle się dzisiaj nie kładła. – Pieprzony prawnik, czy on musi być taki dociekliwy...
            - O piątej rano, średnio śpię w nocy. - Skłamałam, żeby go nie martwić.
            - Aha, ciekawie. Dziękuję za kawę i śniadanie. – Uśmiechnął się.
            - Tu masz jedzenie na wykłady, a tu do pracy. - Postawiłam przed nim dwa zawiniątka.
            - Jesteś kochana, Reru. – Miałam wrażenie, jakby chciał mnie cmoknąć w policzek, czy coś w tym stylu, ale się ostatecznie powstrzymał.
            Widzę, że Łasiczka czegoś się uczy. Podniosłam się z miejsca i poszłam po plecak na górę oraz walnąć ostatnią, zachomikowaną bombkę przed szkołą. Spojrzałam na małą butelkę, stojącą na biurku. Metadon. Spróbuję bez niego. Wzięłam w razie czego trzy tabletki Vicodinu do plecaka i wróciłam na dół.
            - Będziesz powoli pakować wszystkie rzeczy? - spytał Itachi, biorąc klucze do auta z szafki w korytarzu.
            - Tak, już wyciągnęłam kartony, do piątku wszystko będzie gotowe.
            - Dzisiaj wrócę późno, poradzisz sobie? Chcę się spakować u siebie. - Spojrzał na mnie z troską.
            - Zawsze sobie radzę, nie martw się. Nie musisz wracać, prześpij się w domu. - Zamknęłam drzwi na klucz i ruszyłam w stronę motoru.
            - Ale chcę – powiedział, dotykając mojego ramienia, ale uskoczyłam.
            Starałam się nie okazywać paniki, ale on był bardzo spostrzegawczy. Jednak nic nie powiedział na ten temat. Tyle dobrze. Wiem jednak, że w końcu nie wytrzyma i będzie z tego kłótnia. Nie wiem, co sądzi w tej sprawie, ale na pewno nie jest zadowolony z ciągłego odrzucenia. Przykro mi było, że go ranię, ale nie miałam wyboru. Nie chciałam też robić czegokolwiek przeciw sobie. Ze smutną miną usiadłam na motorze. On z identyczną wsiadł do auta. Otworzyłam bramę i wyjechaliśmy. Po sekundzie go wyprzedziłam, tylko widziałam, jak kiwa głową z rozbawieniem. Przez chwilę uśmiech pojawił się także na mojej twarzy, a potem była tylko droga przede mną i auta, które musiałam wyprzedzać.
            W szkole miałam już lepszy humor i lepiej funkcjonowałam. Śmiałam się z Naruto i Sasuke, którzy nawiasem mówiąc bardzo się do siebie zbliżyli. Nie mogę im mieć tego za złe. W końcu ostatnimi czasy rzadko się spotykaliśmy, wciąż pomagałam co środę Sasuke z matmą, a z Naruto spotykałam się na pogaduchy i pograć na fortepianie, głównie w odwrotnej kolejności, co blondynkowi się nie zawsze podobało. Czasami wyszliśmy gdzieś we trojkę, jednak ta dwójka znacznie częściej się spotykała ze sobą i zauważyłam miedzy nimi nić porozumienia. Łączyła ich taka niezwykła więź, niczym braterska. Sasuke dzięki Naruciakowi znacznie się rozluźnił, wygłupiał z nim i już nie był takim zahukanym chłopcem.
            Wybierali się później na piwo, jak wrócą ze szkoły i odrobią lekcje. Oczywiście zaproponowali mi to, ale odmówiłam, tłumacząc się przeprowadzką, od razu rewanżując się zaproszeniem na parapetówę. Zgodzili się od razu. Podziwiam ich entuzjazm.
            Po szkole pojechałam po towar i wróciłam do pustego domu pakować rzeczy w kartony. Najpierw jednak wciągnęłam kreskę, żeby być na chodzie. Wiedziałam, że w takim tempie wkrótce się wykończę, jednak się tym nie przejmowałam. Jak Itachi znajdzie mnie omdlałą na podłodze, to powiem mu po prostu, że nic dzisiaj nie zjadłam i zakręciło mi się w głowie. Prosta odpowiedź, co z tego, że kłamstwo, wciąż go okłamuję i wszystkich w koło. Okłamuję, że jest spoko, że się trzymam, że nic mi nie jest, że mam wszystko pod kontrolą, że dobrze się odżywiam, że znośnie śpię. Jeden wielki blef. Kłamię, że mi na nich wszystkich nie zależy, a nie wiem, co bym zrobiła, gdyby mnie opuścili.
            Łzy popłynęły mi z oczu. Dobrze, niech płyną. Daje mi to ulgę, nikogo nie ma, więc mogę.

***

            - Jeszcze po jednym? - Usłyszałem głos Naruto i otwarłem jedno oko.
            Siedzieliśmy u niego w pokoju i balowaliśmy. Szczerze, przy moich lekach nie powinienem tyle pić, ale miałem to dzisiaj głęboko gdzieś. Chciałem się dobrze zabawić, a Naruto dawał mi tę możliwość. W chwili obecnej leżeliśmy na jego łóżku, śmiejąc się głupkowato. Zgodziłem się na kolejne piwo. Naruto ochoczo je przyniósł.
            Moja przyjaźń z nim to najwspanialsza rzecz, jaka mogła mi się w życiu przydarzyć. Kiedy tu się sprowadzałem, byłem zły na rodziców, że mnie do tego zmusili. Teraz jednak bym im podziękował. Co do rodziców. Zbliżała się godzina dziewiąta wieczór. Powinienem do nich zadzwonić, że przyjdę później.
            - Zostań na noc. – Zaproponował blondyn.
            Nie było to głupie rozwiązanie. Po chwili rozmowy z rodzicami byłem przygotowany na nocny melanż z Naruto. Obróciłem do niego twarz.
            - Czy twoja choroba cię zabija? - spytał nagle chłopak.
            - Niestety tak. Wciąż czekamy na dawcę płuc. Ale dopiero po osiemnastym roku życia zrobią mi operację, kiedy choroba osiągnie swoje maximum.
            - Czy to nie będzie oznaczało większego ryzyka twojej śmierci? - Zrobił smętną minę.
            - Będzie oznaczało ból i miesięczny pobyt w szpitalu. Ryzyko zapadnięcia się płuc lub wypełnienia ich płynem, ale najwyżej podłączą mnie do respiratora - powiedziałem na luzie.
            W pewnym momencie, czyli po kolejnych dwóch piwach i rozmowach o życiu dopadł mnie idiotyczny pomysł.
            - Założę się, że byś mnie nie pocałował – rzuciłem wyzwanie.
            - Dość nietypowy zakład. A co? Myślisz, że bym tego nie zrobił? - Chłopak był równie pijany co ja, więc wszelkie morale odchodziły w nicość.
            - Nie ma bata. – Drażniłem się z nim.
            - No to patrz. – I ku mojemu wielkiemu zdziwieniu zaczął mnie namiętnie całować.
            Nie wiem czemu, czy to przez alkohol, czy przez zaskoczenie, oddałem mu pocałunek. Coś wtedy między nami zaskoczyło. Po krótkim WOW, zaczęliśmy się śmiać z siebie samych i swojej głupoty.
            Swój pierwszy pocałunek przeżyłem z facetem, a co gorsza podobało mi się. Ciągle później o tym myślałem, nie wiedziałem, jak przejść nad tym do porządku dziennego, aż nadszedł dzień parapetówy u Rerget.

***

            Koło godziny osiemnastej w sobotę zameldowaliśmy się pod drzwiami nowego gniazdka miłosnego Reru, przynajmniej tak razem z Sasuke nazywaliśmy je w tajemnicy przed dziewczyną. Dość szybko się rozpakowali. Dopiero wczoraj przywieźli pudła, a dzisiaj mieli już wszystko poukładane. Podejrzewałem o to Małą, ona ostatnio cały czas siedzi nafukana po nocach i nie śpi. Widzę to po niej. Jest jednak zbyt dumna, żeby mi o tym powiedzieć. Być może już nigdy nie dowiem się, co się stało tamtego wieczora, przez to, co zrobiłem. Ale rozmawiała ze mną normalnie, niby tak, jak kiedyś. Jednak ja wiem, że to nie było to samo. Wzbudzić jej zaufanie jest trudno, stracić łatwo, a odbudować niemal niemożliwe, ale się staram.
            Reru z zadowoleniem pokazywała pokoje, gdzie śpi ona, gdzie Itachi, kuchnię, łazienkę, salon. Była radosna, szczególnie, gdy alkohol pojawił się na stole. Nie brała metadonu ostatnio, żeby dzisiaj się z nami spić. Ale widziałem, że jest w stanie odurzenia narkotycznego, wzięła vicodin lub tramal w dużej dawce, a do tego musiała wciągnąć ze trzy kreski. Wolałem jej tego nie wypominać. Była szczęśliwa, wyrwała się ze starego domu, wiedziałem, że to pomaga jej zapomnieć.
            W obecnej sytuacji jej ojciec już prawdopodobnie się nie obudzi. To dawało jej szansę na ułożenie sobie życia z Itachim. Tylko dlaczego ona woli pogrążać się dalej w swoim wyimaginowanym bólu? Powinna się otworzyć. Brakuje mi szczerej rozmowy z nią. Gdy próbuję tylko napomknąć coś na ten temat, to od razu ucieka z odpowiedzią i zmienia temat.
              Bardzo podobało mi się, jak Reru zaaranżowała salon. Wciąż się zastanawiam, jakim cudem wnieśli tu fortepian. Wiedziałem, że zabiera go do mieszkania, bo bez niego nie czułaby się jak u siebie. To i gitara, która stała na honorowym miejscu w jej pokoju. W salonie tak naprawdę zamiast ścian były półki na książki, połowa należała do niej, druga połowa do Itachiego. Człowiek czuł się jak w bibliotece. Kuchnia była przytulna i nie za duża. Nie wiem, jakim cudem to się stało, ale Itachi zmusił Czerwoną do palenia właśnie tam.
            Uzupełniali się. Tak szczerze, to on robił wszystko, o co go tylko Mała poprosiła. Podaj piwo, wrzuć drugą płytę, jak będziesz wracał z kibla, to przynieś z kuchni chipsy. Pilnowałem się, żeby nie zajebać śmiechem lub walnąć głową w stół. Sasuke trzymał język na wodzy, żeby nie dogryzać bratu, nie chciał niszczyć jego szczęścia, a trzeba uznać, że Itachi był bardziej wesoły niż normalnie. Widziałem tylko żal w jego oczach, gdy próbował jej dotknąć, a ona mu na to nie pozwalała. Coś mi tu w jej zachowaniu ewidentnie nie pasi. Odsuwałem od siebie głupie myśli i po prostu dobrze się bawiłem.
            Koło drugiej w nocy położyliśmy się spać. Ja z Sasuke w salonie, Reru i Itachi poszli do swoich pokoi. Leżałem i rozmyślałem nad tym, co się wydarzyło, kiedy ostatnio tak leżeliśmy z Sasuke. Żołądek przewracał mi się do góry nogami. Jak mogę czuć coś takiego do faceta? A jednak nie uznawałem tego za coś złego. Było to po prostu dziwne. Nasza więź była niezwykła. To uczucie, które zrodziło się między nami. Odwróciłem się twarzą do niego. Miał otwarte oczy i patrzył się w sufit.
            - O czym myślisz? – spytał, odwracając się do mnie.
            Zaryzykowałem i chwyciłem jego dłoń.
            - O tym, co się między nami wydarzyło - powiedziałem i z radością odnotowałem, że nie wyrywa się z mojego uścisku.
            - Ja też cały czas o tym myślę, sądzisz, że to było jakieś złe? Czy niemoralne? - spytał mnie i położył dłoń na mojej twarzy.
            - Myślę, że nie powinniśmy zwracać na to uwagi. Zdziwiło mnie to, ale podobał mi się pocałunek z tobą. - Chyba się zarumieniłem, on z resztą też.
            - Może to powtórzymy? - Zaśmiał się, zbliżając nieco. – Mi też się bardzo podobało i nie dbam, co będzie potem, liczy się ta chwila...
            Nasze usta się zbliżyły, po chwili poczułem miękkie wargi Sasuke, okalające moje. Było nam dobrze, nie potrafiłem opanować rąk, westchnień. Jego ręce spoczęły na moich plecach i pod policzkiem. Je jedną położyłem na jego klacie, bynajmniej w zamiarze odepchnięcia go, lecz ewentualnego przyciągnięcia do siebie z powrotem. Nasze nogi splotły się w dziwny sposób. Całowaliśmy się tak chyba do rana. Czułem narastające podniecenie, nie tylko swoje. Gdy na chwilę się oderwaliśmy, światło księżyca padało na jego zarumienioną twarz.
            - Wybacz, chyba za bardzo się rozochociłem – powiedział, odwracając wzrok.
            Chwyciłem go za podbródek i zmusiłem, żeby na mnie spojrzał.
            - Walić to, jest dobrze – stwierdziłem i przewróciłem go na plecy, nachylając się nad nim i dalej mocno całując.
            Wsunąłem rękę pod jego koszulkę, wywołując jęk, który stłumiłem własnymi ustami. Dyszeliśmy jak po maratonie. Jego dłonie delikatnie gładziły moje plecy pod koszulką. Ułożyłem się połowicznie na nim, splątując nasze nogi, czując jego erekcję na moim udzie, a on moją na swoim... Gdybyśmy nie padli w końcu z wycieńczenia, z ustami niemalże złączonymi, przytuleni jak para zakochanych nastolatków, nie wiem, czy na całowaniu by się skończyło.



[1] dr House się kłania, który pożerał Vicodin w ilościach hurtowych. Dla niewtajemniczonych wyjaśniam, iż jest to lek przeciwbólowy, od którego można się łatwo uzależnić. Branie go łączy się z ryzykiem powikłań ze strony wątroby, która metabolizując go, ulega powolnemu wyniszczeniu. Vicodin w dużych ilościach może spowodować także halucynacje.
Tramal także jest lekiem przeciwbólowym. Nie uzależnia tak silnie, ale nie należy go lekceważyć. Jest to silny specyfik. W Polsce dostępny jedynie na receptę, przy bólu określanym na 8/10 do 10/10. Stosuje się go przykładowo w ostrych stanach bólowych przy chorobie nowotworowej, ale czasem w drodze wyjątku zaleca się go do walki z migreną, czy uporczywym, neuropochodnym bólu zęba.