25 mar 2013

HAPPY EASTER



- Myślisz, że to dobry pomysł? - Naruto spojrzał z wahaniem na swojego chłopaka.
- Ale z ciebie młotek - zdenerwował się Sasuke.
- No, bo jak coś zrobię nie tak, to znowu będziesz krzyczał - prawie szepnął niższy z chłopców.
- Co tu można spieprzyć? - zdziwił się czarnowłosy.
- No, ale...
- Naruto, nie pierdol, tylko wkładaj te jebane jajka do barwnika i mnie nie wkurwiaj!

Chwilę później...

-  Sasuke? - blondyn uwiesił się na ramieniu swojego drania.
- Co? - warknął nieźle już wkurzony szatyn.
- A twoje jajka też mogę zabarwić na święta?
- Zapomnij, Młocie.

Taki świąteczny drabble, co by wam się dobrze jajkami stukało w niedzielę :D

Liebster Award

Nominacja do Liebster Award jest otrzymywana od innego bloggera w ramach uznania za „dobrze wykonaną robotę”. Jest przyznawana dla blogów o mniejszej liczbie obserwatorów, więc daje możliwość ich rozpowszechnienia. Po odebraniu nagrody, należy odpowiedzieć na 11 pytań otrzymanych od osoby, która cię nominowała. Następnie ty nominujesz 11 osób (informujesz ich o tym) oraz zadajesz 11 pytań. Nie wolno nominować bloga, który cię nominował!



Dziękuję 





 










































4 mar 2013

__-- 16 --__


            - Sesja zdjęciowa? Pojebało cię? - Usłyszałem dezaprobatę Czerwonej.
            - No weź, ostatnio aktualizowałaś profil, jak wrzuciłaś zdjęcia z nowego mieszkania. Sasu swój też zaniedbał. Weźmiemy swoje aparaty i dobrze się będziemy bawić. - Przekonywałem ją. - Łasiczka jest w pracy, więc masz wolne. - Dobiłem gwóźdź do trumny.
            - Zwariuję z tobą, cholera - jęknęła, ale się zgodziła.
            Mieliśmy ostatni dzień szkoły przed przerwą świąteczną. Chciałem go spędzić z chłopakiem i przyjaciółką, a przy okazji zrobić coś fajnego. Dawno nie robiliśmy sobie zdjęć, więc była ku temu doskonała okazja.
            - Ten park mi się źle kojarzy - powiedział Sasuke, idąc koło mnie z aparatem w ręce - i to przez ciebie. - Zwrócił się do Czerwonej, która w tym samym czasie pstryknęła mu fotkę.
            Szedłem uśmiechnięty i przygotowany na białe szaleństwo. Dobrze, że razem z Reru kupiliśmy tego odpornego na wszystko Nikkona. Co się okazało, Sasu miał dokładnie takiego samego. Już sam ten zbieg okoliczności przyprawiał mnie o rozszerzanie ust w uśmiechu.
            - Nic nie zrobiłam. - Udała niewiniątko. - Poza tym, kto się obściskuje w parku? - spytała, wystawiając język.
            - Na przykład oni? - rzuciłem, pstrykając zdjęcie jakiejś tulącej się parze.
            - Fakt. - Przyznała, stając koło fontanny. - Patrzcie, syrenka!
            - Jaka znowu syrenka? - Obróciłem się w jej stronę i dostałem kulką śniegu w twarz.
            - A taka. - Wyjaśniła z zadowoleniem, robiąc mi zdjęcie.
             Bawiliśmy się jak małe dzieci. Przechodnie dość nieprzychylnie się na nas patrzeli. My za to mieliśmy świetny ubaw. Najbardziej spodobało mi się zdjęcie, gdy Rer rzuciła się w stronę Sasuke, a on pisnął jak baba, robiąc przy tym śmieszną minę. Udało mi się złapać ten moment na zdjęciu i przysięgam, że wkrótce je sobie wydrukuję. Rerget zrobiła zdjęcie mi i Sasu, gdy chwilowo odpoczywaliśmy, on z głową na moim ramieniu, a ja patrzący na niego... jakbym się zakochał. Zrobiłem także parę fotek Reru, jak pali fajkę, potem takie świetne, jak patrzy się w dal i jedno takie śliczne, do którego zapozowała, spojrzała się w aparat i uśmiechnęła - je też sobie wydrukuję. Potem zrobiliśmy sobie razem zdjęcie. Sasu już sikał ze śmiechu, gdy kłóciliśmy się, w który obiektyw patrzeć. Nie do śmiechu mu było, gdy przywarliśmy do niego i z obu stron błysnęła lampa. Na sam koniec zrobiliśmy sobie wspólne zdjęcie. Wszystkie trzy aparaty ustawiliśmy na ławce i daliśmy samowyzwalacz, sami zapozowaliśmy koło fontanny, Czerwona w środku, a my po bokach.
            "Ore da..." - Usłyszeliśmy telefon Reru. Odebrała go, chwilę pogadała i się rozłączyła.
            - Co się stało? - spytałem.
            - Nic. Ci, którzy kupili dom, będą się wprowadzać. Dzwonił pośrednik - odparła, chowając telefon.
            - Sprzedałaś dom? Kiedy? - Sasu się ożywił.
            - Tak jakoś miesiąc temu? - Nie była pewna, a mi kopara opadła.
            - I nic nam nie powiedziałaś, wredoto? - Napadłem na nią.
            - Tak wyszło. - Uśmiechnęła się przepraszająco.
            - Ja ci zaraz wyjdę. - Zrobiłem groźną minę i zacząłem się z nią tarzać po śniegu.
            "Yours animal calling to you..." - Usłyszałem znów jej telefon.
            - Tym razem to łasica. - Zaśmiałem się, gdy pojąłem znaczenie słowa animal.
            - Pewnie wrócił do domu i mnie szuka. - Uśmiechnęła się. - No, co jest?... W parku z chłopakami... Bawimy się na śniegu... To zajrzyj do piekarnika, niemoto i nie marudź. Za niedługo będę. - I się rozłączyła, a my już sikaliśmy ze śmiechu.
            - Tęskno mu? - spytał Sasuke.
            - Totalnie. Jeszcze śmie mi powiedzieć, że bez żarcia został. - Zdegustowała się. - Ale serio, chłopaki, już późno, spikniemy się w święta. - Pożegnała się z nami i poszła.
            - Czy mi się zdaje, czy ona słucha się mojego brata? - Zdziwił się Sasuke, gdy była już dostatecznie daleko, by nas nie usłyszeć.
            - Nie, po prostu martwi się o swoje przyprawy. - Wyjaśniłem, pstrykając mu fotkę z zaskoczenia.
             Było już całkiem ciemno, więc postanowiliśmy, że też będziemy wracać. Zaprosiłem Sasu do siebie na ciepłą herbatę. Rozgrzaliśmy się nieco po takim czasie na zimnie. Mieliśmy praktycznie wszystko mokre, więc wziąłem z pokoju podwójny zestaw ubrań i poszliśmy się przebrać do łazienki. Wspólne przebieranie skończyło się jednak na całowaniu i ocieraniu o siebie gołymi penisami. Musieliśmy zrekompensować sobie cały dzień bez czułych gestów. Może raz udało nam się przelotnie cmoknąć (a Rer to uwieczniła), ale tak to nie było okazji.
            Całowaliśmy się, dotykaliśmy, a moje podniecenie rosło. W końcu chwyciłem za nasze przyrodzenia, stymulując oba na raz. Sasuke zrobił się lekko czerwony, co jeszcze bardziej mnie podniecało. W końcu osiągnęliśmy spełnienie. Nie poszliśmy jednak dalej. Może nie byliśmy gotowi? A może bez słowa "kocham" to nie wypali?
            Coraz częściej rozważałem swe uczucia do Czarnego, wciąż jednak nie potrafiłem się określić. Dzisiaj to zdjęcie, kiedy on się tuli, a ja patrzę na niego. Naprawdę wyglądaliśmy na zakochanych.
            - Dwudziestego pierwszego zabieram cię na imprezkę - powiedział, tuląc się do moich pleców.
            - Nieźle, a do jakiego klubu? - spytałem, odwracając się do niego twarzą i głaszcząc jego włosy.
            - Zwykłego, w gejowskim by mi cię poderwali. - Uśmiechnął się.
            - Ale wiesz, że mnie nie pociągają inni faceci? - spytałem.
            - Tak, ale ty byś ich pociągał. Gadałem z Deiem, wkręci nas na jakąś VIPowską - odparł i cmoknął mnie w nos.
            Poleżeliśmy razem jeszcze godzinę, po czym odesłałem go do domu. Nim zdążyłem się przeciągnąć i glebnąć z powrotem, dostałem wiadomość na komunikatorze.
            "Siema, pamiętasz o 21st?" - To tylko Rer.
            "Taa" - odpisałem.
             Pamiętam, wariatko, że trzymam u siebie prezent dla twojej łasiczki, tak samo jak łasiczka trzyma u mojej mamy prezent dla ciebie.
            Ona i on są powaleni. Czyste wariactwo...

***

            - Wieczorem wychodzimy. - Zakomunikowałam, patrząc, jak chłopak szwęda się wokół tej cholernej jemioły.
            - Pamiętam - odpowiedział.
            Był zły, bo jeszcze nie złożyłam mu życzeń urodzinowych. Pewnie sądził, że zapomniałam. Cały czas zerkał na mnie z nadzieją. Niestety, prędzej jak o szesnastej ich nie usłyszy. Nie chciałam, by otworzył prezent zanim wyjdziemy, więc postanowiłam dać mu go chwilę przed.
            - Jemioła uschła - stwierdził smutno.
            Wyjrzałam znad książki na to, co wyprawiał.
            - Pocałuj ją, to może ożyje. - Zażartowałam i wróciłam do lektury.
            - Może ty mnie pocałuj, wtedy będzie magicznie. - Rozmarzył się.
            - Itachi, wróć na ziemię i siadaj na dupie albo idź się stylizować. - Musiałam się go pozbyć z pola widzenia.
            Gdy tylko zamknął się w łazience, poszłam do pokoju i wyciągnęłam pakunek. Był w nim zeszyt, który przygotowywałam przeszło dwa miesiące, a także najnowsza płyta jego ulubionego zespołu, koszulka z autografami całej kapeli i nowy zegarek z (ale narcyzm, wiem) moim zdjęciem w środku. Na pierwszy rzut oka był to zwykły sportowy zegarek, nawet nie było widać, że jest otwierany.
            Po jakiejś godzinie usłyszałam otwieranie i zamykanie drzwi od łazienki. A podobno, to kobiety spędzają najwięcej czasu przed lustrem. Jak widać, Itaś ma więcej z kobiety niż ja.  W tym samym czasie, co on się pięknił, ja też się przyszykowałam. Założyłam ładną, srebrną bluzeczkę z długim rękawem i czerwone spodnie rurki. Trochę ładniej i staranniej niż zazwyczaj, związałam i upięłam włosy, a w pierwsze dziurki w uszach założyłam długie srebrne kolczyki.
            Wyszłam z pokoju i napotkałam widok pleców Itachiego. Siedział na kanapie tyłem do mnie i nawet nie raczył na mnie spojrzeć. Dąsał się o te całe życzenia. Stanęłam za nim i pochylając się, położyłam pakunek na jego kolanach.
            - Wszystkiego najlepszego, Itachi - powiedziałam mu do ucha, całując w policzek.
            Oprzytomniał i spojrzał na mnie, a potem na prezent. Wciąż stałam za nim, a moje ręce spoczęły na jego ramionach. Z uwagą przyglądałam się, jak otwiera paczkę. Oczy mu się zaświeciły na widok płyty jego ulubionej kapeli, a jeszcze bardziej, gdy ujrzał ich autografy na koszulce. Słowem "WOW" opisał zegarek i od razu go założył na lewy nadgarstek.
            Ciekawe, kiedy się zorientuje, że w środku tego małego urządzenia jest coś jeszcze. Potem zobaczył zeszyt. Otworzył na pierwszej stronie, gdzie okolony rysunkiem napis głosił: "Dla Itachiego. To, co skrywam w sercu swoim". Już chciał wziąć się za czytanie, ale go powstrzymałam, kładąc dłoń na papierze.
            - Na lekturę będzie jeszcze czas - powiedziałam spokojnie.
            Itachi wyglądał, jakby odjęło mu mowę. Oczy mu się niebezpiecznie świeciły, a usta miał półotwarte. Odłożył zeszyt i inne prezenty na stół, po czym pociągnął mnie na kanapę, tak że przeleciałam przez oparcie i wylądowałam na jego kolanach, z głową opartą o jego tors. Podciągnął mnie wyżej i mocno przytulił.
            - Dziękuję, Kochanie. To najwspanialszy prezent, jaki w życiu dostałem - powiedział, niemalże płacząc.
            - No już, wariacie. - Pogłaskałam go po głowie, a potem po twarzy, gdy już lekko się odsunął. - Zbieramy się? - spytałam, ciągnąc go za szarą koszulę w paski.
            - Jasne. - Wypuścił mnie z objęć. - Choć wciąż nie podoba mi się pomysł, żeby jechać tam na motorze - jęknął, przyglądając się, jak zakładam kurtkę od motoru i przypinam ją do spodni oraz wysokie buty od kompletu. - Wygodnie ci będzie w nich tańczyć? - spytał, gdy już wychodziliśmy.
            - Mam adidasy w motorze - opowiedziałam.
            - Nienawidzę jednośladów - bąknął przed włożeniem kasku.
            - Wiem.
            Jazda motorem w zimie nie jest zła. Mam dobre opony, ulice są odśnieżone, a ja mam wprawę.
            Koło osiemnastej dotarliśmy do klubu. Zmieniłam buty i chwyciłam Itachiego za rękę.
            - Gdzie idziemy? Wejście jest tam. - Zauważył chłopak, gdy szliśmy w przeciwległym kierunku.
            - Ta i kolejka na kilometr - stwierdziłam, wyciągając komórkę. - Dei, jesteśmy na miejscu. - Zakomunikowałam chłopakowi, gdy odebrał po dwóch sygnałach.
            Blondynek otworzył nam tylne wejście i przybił VIPowskie pieczątki. Itaś zrobił wielkie oczy na widok miejsca, do którego go przyprowadziłam. Gdy brunet obczajał klub, ja miałam chwilę, by zamienić parę słów z Deidarą. W końcu chwyciłam Itachiego pod rękę i poprowadziłam na górny poziom.
            - Choć, opijemy twoje urodziny - powiedziałam, ciągnąc go do loży dla VIPów.
            - Ale ty prowadzisz. - Zauważył, rozsiadając się na miękkiej kanapie.
            - Opijam colą. - Zaśmiałam się. "Z dodatkiem wódki" - dokończyłam w myślach.
            Po chwili zjawił się kelner, którego doskonale znałam.
            - Co podać, Czerwona? - Uśmiechnął się do mnie.
            - Hej. - Odwzajemniłam uśmiech. - Dla mojego towarzysza drink urodzinowy, a dla mnie colę, bo prowadzę. - Mrugnęłam do niego, a chłopak w mig pojął, o jaką colę mi chodzi.
            - Zaraz przyniosę. - Ukłonił się i zmył.
            W międzyczasie przytuliłam się do Itachiego i obserwowaliśmy wirujący na parkiecie tłum. Gadaliśmy i śmialiśmy się z niczego.
            - Powiem ci, że w ogóle nie czuję wódki w tym drinku, a w głowie mi szumi - stwierdził, mieszając słomką w napoju, jakieś pół godziny później.
            - Jony robi siekiery, ale potrafi tak zamaskować smak wódki, że na początku nic nie czujesz. Dopiero, jak chcesz wstać, to zauważasz problem. - Uświadomiłam go. - Raz się z Naruto tak spiłam, że cztery godziny wracaliśmy do domu, z czego pamiętam jedynie dwie.
            - Mówiąc o Naruto, czy to nie on? - Delikatnie ujął mój podbródek i obrócił w stronę, gdzie najprawdopodobniej przyuważył mojego przyjaciela.
            - Taa... Chleją z twoim bratem. To się zaczyna robić nudne. Ciągle na nich wpadamy - stwierdziłam.
            - Bo ty i Naruto myślicie podobnie... - Zawiesił się, jakby nie wiedział, co miał powiedzieć.
            - Chodzi o to, że gdy wpadliśmy na nich w parku, to był pomysł Naruto, by tam poszli, dzisiejszy wypad też pewnie z jego inicjatywy, bo Sasuke nie zna tego miejsca. - Pomogłam mu.
            - O właśnie... Kocham cię. - Wypalił ni stąd ni zowąd.
            - Wiem. Dopij drinka i idziemy ich postraszyć, a potem na parkiet.
            Po chwili staliśmy już obok rozłożonych jak pany Sasu i Naru.
            - Czy my musimy ciągle na siebie wpadać? - Zagadnęłam, co spotkało się z dziewiczym piskiem Sasuke i opóźnioną reakcją blondyna.
            - Zabije cię kiedyś. - Czarnuszek próbował się uspokoić.
            - Nie pozwolę na to. - Itachi stanął w mojej obronie, obejmując mnie od tyłu ramieniem i przyciągając do siebie.
            - Naj, brat!
            - Dzięki.
            - Ta, najlepszego. - Naruto już trochę bełkotał.
            - Dałeś się Naruciakowi zaciągnąć na balety? - spytałam zdziwiona, patrząc Sasuke w oczy.
            - Ja go zaciągnąłem. Deidara polecił mi to miejsce - odparł, wzruszając ramionami.
            - Aha... - Nie wierzyłam własnym uszom.
            W tym samym momencie Itachi zaczął się poruszać na boki w rytm muzyki, coraz bardziej się do mnie tuląc.
            - I wy wmawiacie całemu światu, że nie jesteście razem? - Sasuke pokręcił głową.
            - Bo nie jesteśmy - rzuciłam i odeszłam, ciągnąc za sobą Łasicę.
            Zaczęliśmy wirować po parkiecie. Długowłosy dobrze tańczył i prowadził. Po trzech szybkich tańcach poleciała wolniejsza melodia. Itachi uśmiechnął się i przyciągnął mnie bliżej. Oparłam głowę poniżej jego ramienia. Itachi śpiewał sobie pod nosem, co jakiś czas cmokając mnie we włosy.
            - Odbijany. - Usłyszałam uśmiechniętego Sasuke.
            - No wiesz? Bratu? - Itaś zrobił rozbrajającą minę.
            - Wyglądacie tak słodko, że aż Naru się porzygał. - Wyjaśnił z grymasem. - Na serio, siedzi w kiblu i rzyga. - Wywrócił oczami.
            Zaśmialiśmy się serdecznie i pozwoliłam Sasuke mnie objąć, a Itachi poszedł w stronę baru.
            - Jak ci się układa? - spytałam, zakładając mu ręce na szyję.
            - Dobrze. To już prawie trzy miesiące razem. - Rozmarzył się.
            - A nie dwa? - Sprostowałam jego chaotyczne obliczenia.
            - Nie ważne ile, ważne, że jest zajebiście. Ale, ale! Ja wolę wiedzieć, co świrujecie z moim bratem. - Dopytywał.
            - Nie zdradzam nikomu swoich planów - odparłam.
            - Czyli jednak planujesz coś zmienić. - Zrobił obrót i przytulił się do moich pleców.
            Ze zdziwieniem stwierdziłam, że tańczy równie dobrze, co jego brat.
            - Planuję. - Znów obróciliśmy się do siebie twarzami w momencie końca piosenki. - Ale dowiesz się w swoim czasie - odpowiedziałam, szukając wzrokiem Itachiego.
            - Kochasz go?