25 maj 2013

__-- 18 --__


__-- 18 -- __
Stałem przed lustrem i obmywałem twarz. Co ja najlepszego zrobiłem? Jak teraz przejść do porządku dziennego? Znów przechodzić przez to samo. Jak spojrzeć Sasuke w oczy?
- Naruto, długo jeszcze będziesz tam siedział? Zaraz przyjdzie twój czarnuszek  - krzyknęła do drzwi Rer.
Gdy nie uzyskała żadnej odpowiedzi z mojej strony, po prostu weszła do łazienki. Zastała mnie bladego, gapiącego się na swoje odbicie.
- Nie zadręczaj się - powiedziała, dotykając mojego ramienia, a ja przymknąłem powieki. - Wszystko zostaje w rodzinie, braciszku - cmoknęła mnie w policzek.
Uśmiechnąłem się do niej szczerze, ale w głębi duszy znów toczyłem walkę. Odżyło, wszystko odżyło. Wiedziałem, że tak będzie, jak pozwolę się jawnie przez nią zgwałcić. Pytanie tylko, czy uczucie do Sasuke jest silniejsze? Oby takie było, bo nie chcę go zranić.
Wyszedłem z łazienki i trafiłem na onyksowe oczy. Zrobiło mi się gorąco i zimno na przemian. Uśmiechnął się do mnie. Usiadłem mu na kolanach i wtuliłem w niego. Delikatnie pocałowałem w usta, nie ważne, że nie byliśmy sami.
- Coś ty mu zrobiła? - zapytał mój czarnuszek, śmiejąc się i patrząc na Reru.
- Zgwałciłam - uśmiechnęła się, a Sasu jeszcze bardziej się roześmiał i mnie mocniej przytulił.
Och, Draniu, gdybyś tylko wiedział, że to prawda a nie żarty, to byś się tak nie śmiał. Wtedy byś mnie znienawidził.
"Wszystko zostaje w rodzinie, co siostrzyczko?" - posłałem ku niej wymowne spojrzenie.
"Dokładnie, braciszku, w naszej własnej, dwuosobowej rodzinie" - zmrużyła lekko oczy.
"Do naszego kręgu nikt nie ma wstępu, to, co wiemy o sobie, zabierzemy do grobu" - westchnąłem patrząc jej prosto w oczy.
"O tak.." - uśmiechnęła się i oparła wygodniej na kanapie.
- Możecie przestać czytać sobie w myślach? To wkurwiające, jak wskakujecie na tę samą częstotliwość, a ja nie wiem, o co wam chodzi. - Mój chłopak zaczął się irytować.
"Jak sobie życzysz" - pomyśleliśmy i zaczęliśmy się śmiać, a Sasuke puścił focha.
Jak mam wybrać pomiędzy dwiema osobami, które kocham najbardziej na świecie? Dzisiejszy ranek mi to uświadomił. Kocham Sasuke, ale równie mocno kocham Rerget.
I w co ja się, kurwa, wpakowałem?

***

- Itaś - usłyszałem jej mniej słodki, niż zazwyczaj, głos.
- Ciszej - poprosiłem, wtulając się w poduszkę.
Był pierwszy stycznia, więc normalne w moim przypadku, że miałem ogromnego kaca. Ona za to wyglądała, jakby w ogóle nie piła, a szła równo z chłopakami, nawet lepiej.
- Nie będę cicho - stanęła przede mną.
Coraz częściej chodziła po domu w krótkim rękawku, co z jednej strony mnie cieszyło, bo oznaczało, że się mnie nie wstydzi, ale z drugiej ciągle widziałem jej blizny, co mi przypominało o pewnych faktach i niezmiernie smuciło.
- Kochanie - zajęczałem żałośnie.
Podniosła mi delikatnie głowę, usiadła na kanapie i położyła ją sobie na udach. Wtuliłem się w jej nogę jak w mięciutką poduszkę. Poczułem, jak opuszkami palców przejeżdża po moich włosach i ściąga mi z nich gumkę, pozwalając im swobodnie rozczapierzyć się po jej nogach. Po tym zabiegu położyła mi rękę na barku i westchnęła cicho.
To westchnienie przypomniało mi, jak wzdychała dzień wcześniej, w sumie to już dziś rano, gdy się całowaliśmy. Mimo, że mnie dotykała i całowała, to nie chciała ze mną oficjalnie być. Nie dawała mi dojść do słowa, gdy tylko próbowałem o to spytać.
Przewróciłem się na plecy i uniosłem lekko, cmokając ją w brodę. Spojrzała na mnie i się uśmiechnęła. Na krótką chwilę nasze usta się złączyły. Opadłem z powrotem na jej uda.
- W styczniu masz sesję - usłyszałem i nie mogłem się powstrzymać, by nie wydać z siebie jakiegoś nieartykułowanego dźwięku. - Itaś, nigdzie nie wychodzisz, jak cię znam trzy miesiące, to nie widziałam, żebyś gdzieś wyszedł z kumplami.
- Nie potrzebuję ich - powiedziałem, podnosząc rękę i bawiąc się jej włosami.
- Czasami myślę, że jesteś bardziej antyspołeczny, niż ja. A przecież masz takich fajnych kolegów. Z Sasorim świetnie się dogadujecie i wygłupiacie - chwyciła mnie za rękę, powstrzymując od mierzwienia jej włosów.
- Ty jesteś wszystkim, czego potrzebuję - przytuliłem się do jej brzucha.
- Tak nie można. Ja jakoś spotykam się z Saskiem i Naru. A ty? Nie, koniec - zarządziła, a ja się głupio na nią spojrzałem. - Pod koniec stycznia idziesz na męski wieczór. I żadnego "ale" - pogroziła mi palcem, gdy już otwierałem usta. - Nie wiedziałam, że prawnicy potrafią się tak świetnie bawić - zaśmiała się.
No właśnie. Sylwestra spędziliśmy na uniwerku z moimi znajomymi z roku. Byli zachwyceni Rer. Szczególnie , gdy piłą na równi z nami, a gdy większość już odpadła, w tym ja, śpiąc pod stołem jeszcze przed dwunastą, piła razem z Sasorim, który ma równie mocną głowę, co ona. Gdy koło czwartej się zbudziłem, zebraliśmy się do domu. Nie wytrzymałem i zacząłem ją całować w metrze, co najwyraźniej jej się spodobało i nie zwracała uwagi na gapiących się głupio ludzi. Całując się przekroczyliśmy próg mieszkania.
- A ja nie wiedziałem, że bio-chem to takie pijaki - odgryzłem się.
- Przecież tak było od zawsze - prychnęła.
Dźwignąłem się w końcu do siadu i wypiłem swoją drugą już aspirynę, którą Czerwona mi przyniosła. Przejrzałem swój rozkład egzaminów. Raczej nie powinienem mieć z niczym problemów. Prawo cywilne zdam z palcem w dupie. Resztę też zaliczę.Chyba. A jak nie, to poprawka w lutym. Widząc, że w końcu wziąłem się do roboty, Rer wstała i poszła do swojego pokoju. Po chwili jednak wyszła z niego, podeszła do mnie i mnie pocałowała. Ze zdziwienia otworzyłem usta, co skrzętnie wykorzystała, zapraszając mój język do zabawy.Oddałem pocałunek, próbując dominować, ale ona mi na to nie pozwalała. No, do cholery, przecież byłem starszy, to ja powinienem górować. Ale mój charakter nie był w stanie przebić jej. Oderwała się od moich ust.
- To na zachętę - powiedziała ze śmiechem, widząc moją zdezorientowaną minę, po czym już na dobre zaszyła się w swoim pokoju.
Kochałem, kiedy była taka nieprzewidywalna. Z nią człowiek się nie nudził. Z każdym dniem zaskakiwała mnie czymś nowym. Uwielbiałem te jej niespodzianki. Z duszą na ramieniu zabrałem się za powtórki z materiału. W sumie byłem jej wdzięczny, że mnie tak pilnuje i że wyszła z pokoju. Przy niej nie dałbym rady się skupić. Chociaż bez niej też jest trudno.
Wziąłem się w garść i powtarzałem z zapałem materiał. Nie mogę być gorszy, niż moja podopieczna. Ona jest niemalże idealna we wszystkim, co robi. Muszę zdać całą tę pieprzoną sesję, chociażby po to, żeby była ze mnie dumna. Dla ojca nie musiałem się starać. On idealizował mnie na każdym kroku. Byłem dla niego złotym dzieckiem, przez co nieco ucierpiał Sasuke, który zawsze starał się we wszystkim mi dorównać, ale i tak był tym gorszym. Jeszcze ta jego pieprzona choroba.
Ocknąłem się z transu, gdy przed moim nosem pojawił się talerz kanapek. Uśmiechnąłem się do Reru, która przycupnęła sobie na erytrocycie i piła gorzką herbatę. Spałaszowałem prawie wszystko, ostatnią połówkę zostawiłem i podsunąłem w jej stronę z wymownym spojrzeniem. Wydała z siebie głęboki gardłowy dźwięk, oznaczający jej wkurwienie, ale potulnie zabrała się za mozolne żucie kanapki, jakby ta miała ją zaraz ugryźć.
- Czujesz się przygotowany? - spytała.
- W większości. Wiesz, na studiach to jest tak, że to, co na wykładach, tylko w pięćdziesięciu procentach pokrywa się z tym, co na kolokwiach, a w zerowym z tym, co na egzaminie, czy sesji - odparłem, odchylając się do tyłu i wygodnie opierając o kanapę.
- Zawsze jest jeszcze poprawka - mruknęła, choć wiedziałem, że chyba by mnie ukatrupiła, gdybym czegoś nie zdał.
- Za trzy dni pierwsze egzaminy... - zacząłem temat, który był dla mnie krępujący. - Podczas egzaminów będę miał wolne w pracy, a co za tym idzie..
- Nie martw się, zapłacę w tym miesiącu wszystko - uśmiechnęła się do mnie, choć mi jej rozweselenie wcale się nie udzielało.
Nie tak miało być, przecież miałem być jej opiekunem, czyli zapewnić jej byt. A nawet nie będę miał w tym miesiącu na czynsz. Chyba nie przemyślałem sobie wszystkiego, co się wiąże z opieką nad tą małą. Ale jak już wcześniej wspomniałem, to bardziej ona opiekuje się mną. Myślę, że dlatego tak walczyłem, by zostać jej opiekunem prawnym, bo tak na prawdę, to ja potrzebowałem kogoś, kto by po prostu był przy mnie.
- Hej, nie smuć się - przysiadła się do mnie i chwyciła mnie za rękę. - Mam pieniądze, gdybyś tylko nie był taki uparty, mogłabym płacić za wszystko - powiedziała z poważną miną.
- Głupio mi, bo to ja miałem się stać twoją opoką. Nie na odwrót - odwróciłem twarz, by nie widziała moich smutnych i nieco rozgniewanych jej propozycją oczu.
- Kochanie.. - chwyciła mój policzek i zmusiła bym spojrzał na nią. - Oboje jesteśmy dla siebie opoką. Przestań już wariować - cmoknęła mnie w czoło.
Rozpłynąłem się pod jej dotykiem, ale wciąż było mi smutno z kolejnego powodu. Mówiła do mnie kochanie, ale nie powiedziała, że mnie kocha. I mimo tych wszystkich czułości, nie chciała ze mną być. Nie powiedziała mi tego wprost, ale ja to czułem, zamykała wszystkie tematy z tym związane. Nie chciała bym się pytał i nie chciała mi odmawiać, nie chciała mnie ranić. Przynajmniej tak sobie to wmawiałem.

- Rer! Rerget, gdzie jesteś? - wpadłem do domu, drąc się jak pojebany.
- Itachi, co.. - wyszła z kuchni, ale nie pozwoliłem jej dokończyć zdania.
- Zdałem! - krzyknąłem, porywając ją do góry w swoje ramiona i kręcąc się. - Na cztery, ale zdałem! - wykrzyczałem jeszcze raz i z tego całego szczęścia ucałowałem ją namiętnie, wciąż trzymając w objęciach, parę centymetrów nad ziemią.
W końcu zaśmiała mi się w usta, a gdy zaskoczony spojrzałem na nią, o co jej chodzi, obróciła moją głowę w stronę stołu i kanapy, na którym siedzieli Sasuke i Naruto z pałeczkami w rękach, trzymaną w niej krewetką, zatrzymaną w pół drogi do ust, które były otwarte, wyrażając głęboki szok. Odchrząknąłem i wypuściłem Rer. Ta dwójka jeszcze nie widziała, żebyśmy się całowali, więc nic dziwnego, że byli zdziwieni naszym zachowaniem.
- Jesteście parą? - spytał Sasuke, odkładając swoje jedzenie.
- Nie. - Padła szybka odpowiedź Czerwonej. - Zapomniałeś już swoje namiętne pocałunki z Naru w tym salonie? Czy wtedy byliście parą? - zgromiła spojrzeniem chłopaków, którzy się zaczerwienili.
 Chłopcy nic już więcej nie powiedzieli na temat mojego pocałunku z Rer i łączącej nas relacji.

***

- Jak mi się nie chce - przeciągnąłem się na łóżku, mówiąc do siebie.
Było wcześnie, jak na sobotnią pobudkę, ale musiałem przyjąć leki. Dziwnie było budzić się w weekend i nie widzieć blond czupryny obok siebie. Niby byliśmy wczoraj na małym piwku, ale potem rozeszliśmy się do swoich domów. I to wszystko w sumie przez tego młotka, to on mnie wkręcił na te dzisiejsze zakupy z mamą. Jak dobrze pójdzie, nie będę osamotniony, bo mama namówiła także Itachiego, a wiadomo, on się bez Rer nie rusza, więc mógł sobie z nią lub z nim pogadać.
Bardziej jednak zależało mi na rozmowie z Czerwoną. Ostatnio zachowanie mojego blondynka trochę się zmieniło. Dalej był tym popierdoleńcem, co wtedy, gdy go poznałem, ale stawał się momentami smutny, markotny, a potem tulił się do mnie i nie chciał puścić. Coraz częściej też w mojej obecności wchodził na wspólną częstotliwość z Rer, rozmawiając w tym ich dziwnym, niemym języku, najwidoczniej o sprawach dość niemiłych lub frustrujących, gdyż był po nich jeszcze bardziej nadpobudliwy, niż zwykle, czym, jak zdążyłem się przekonać, maskował swoje zdenerwowanie.
Chciałem być szczęśliwy. Przecież to nie zbrodnia. Ale gdy nie wiedziałem wszystkiego, wnerwiało mnie to i też chodziłem nieco pobudzony.
Wsiadłem z matulą do samochodu, nie odzywając się całą drogę do centrum. Ona paplała coś bez opamiętania, układając listę sklepów, do których koniecznie musimy zajrzeć. Nawet jej nie słuchając, byłem w stanie stwierdzić, że wymieniła chyba wszystkie, znajdujące się w parku handlowym. Po dłuższym zastanowieniu, ten wypad na miasto był nawet sprzyjający. Za niedługo Naru ma urodziny i powinienem sprezentować mu coś ładnego. Z prezentu na święta był ucieszony jak nie wiem co. Dostał ode mnie najnowszą powieść swojego ulubionego pisarza. Do tego strój siatkarski w jego ulubionych pomarańczowych odcieniach. To, co ja od niego dostałem też było niesamowite. Wykumał skądś (pewnie od Itachiego), że lubię znęcać się nad moją gitarą, przez co wielokrotnie pękały mi już struny, więc blondynek kupił mi trzy zestawy najlepszej jakości strun w kolorze czarnym, niebieskim i zielonym. Do tego dostałem nowy, skórzany pasek do gitary, z ćwiekami na całej długości. Na dokładkę była wielka czekolada, którą spałaszowaliśmy drugiego dnia świąt w moim pokoju.
Uśmiechnąłem się, gdy wyobraziłem sobie siebie, stojącego na środku pokoju, z czerwoną kokardką wokół penisa i małym torcikiem z napisem "wszystkiego najlepszego". Oj, tak, taki prezent z pewnością by mu się spodobał.
- Wiedziałam, że się ucieszysz na pomysł z pizzą. Itaś powinien trochę podtuczyć tą małą. - Mama trajkotała wciąż bez sensu, źle interpretując mój uśmiech.
Ale i dobrze. Skoro ja zostałem wkopany na to wyjście, to niech oni też się trochę pomęczą. Ciekawe, gdzie teraz Reru podrzuci swoją porcję, jak nie ma Naru.
A gdzie podział się ten narwaniec? Tego nawet ja nie wiedziałem. Powiedział, że musi gdzieś pojechać z mamą, tylko nie powiedział konkretnie, dokąd się udaje. Nie wnikałem, ale niezbyt mi się to podobało.
- Itaś, synku... - Mama rzuciła się na mojego brata, jakby go rok nie widziała. - Jak tam sesja? Gdzie zgubiłeś Rerget? Przytyłeś. Czy ona cię nie za dobrze karmi? A może zabierasz jej porcje, dlatego jest taka chuda? - Matka przechodziła samą siebie, nie dając Itachiemu dojść do słowa.
- Zapomniałam portfela z samochodu. Itachi prędzej zgubiłby drogę do domu, niż mnie. - Jedyna osoba, która potrafiła przegadać moją rodzicielkę, pojawiła się na horyzoncie. - W przyszłym tygodniu koniec sesji i, jak na razie, idzie mu w miarę dobrze - przybliżyła się i została wyściskana za wszystkie czasy.
- Ratuj - zażartowałem, rzucając się jej w ramiona i wtulając we włosy.
- Dusisz, brak powietrza - odepchnęła mnie od siebie i szturchnęła w ramię.
Zaczęliśmy się śmiać i ruszyliśmy w stronę największego spożywczaka w hali.
- Mamy do pogadania - rzuciłem, jakby od niechcenia w jej stronę, gdy mama i Itachi zapełniali koszyki.
- Wiem - odpowiedziała zupełnie naturalnie. - Martwisz się o Naruto. - Ten jej szósty zmysł jest niesamowity.
- Dokładnie. Od kilku dni chodzi jakiś struty. Niedługo ma urodziny, powinien się cieszyć - włożyłem ręce do kieszeni, próbując się uspokoić.
- Widzisz - zaczęła, wyciągając moją dłoń z kieszeni i splotła nasze palce. Wciąż szliśmy przed siebie, zatrzymując się jedynie przy niektórych stoiskach. - Chyba nie jestem osobą, która powinna ci o tym mówić - powiedziała, gładząc kciukiem moją dłoń.
- Wiesz, o co chodzi, prawda? - głupie pytanie, przed chwilą właśnie to powiedziała.
- Naru, wbrew temu, co pokazuje światu, nie jest taki całkiem, jak by to ująć, mającym wszystko gdzieś oszołomem.
- Powiedz tylko, czy chce ze mną zerwać - spytałem, odwracając twarz.
- Skąd! - wykrzyknęła od razu, aż Itachi i mama się odwrócili.
Brat posłał mi mordercze spojrzenie, za to, że zdenerwowałem jego perełkę, a mama pokręciła głową, chyba pierwszy raz niczego nie komentując. Poczułem, jak palce Rer mocniej się zaciskają na mojej dłoni i spojrzałem jej w oczy, które były smutne.
- Robię to tylko dla ciebie, ale jeśli tylko jakimś cudem Naruto się dowie, że ty wiesz.. - nie dokończyła, ale domyśliłem się, że byłoby wtedy ze mną marnie.
- Więc? - zatrzymaliśmy się na chwilę.
- Wolę ci wszystko pokazać - puściła moją dłoń i objęła swoje ramiona. - Myślę, że o dziewiętnastej będzie właściwy czas - spojrzała na mnie, a ja kiwnąłem głową.
Mimo, że nie gadałem z nią bezgłośnie, to chociaż takie niedopowiedzenia byłem w stanie zrozumieć. O dziewiętnastej pod jej mieszkaniem i dowiem się wszystkiego.
Po centrum łaziliśmy właściwie do pory obiadowej. Mamie udało się namówić mojego brata i Reru na pizzę. Zdziwiłem się, widząc Rer, jak bawi się z Itachim i na wzajem się karmią. Dosłownie, Mała jadła. Gdy po posiłku rozdzieliliśmy się, idąc na osobne parkingi, zauważyłem, jak bezszelestnie znika Itachiemu z oczu i zamyka drzwi od toalety. Długowłosy nawet się nie zorientował, a ja już myślałem, że jest z nią dobrze.
Naru nie dawał znaku życia. Sądziłem, że się obraził, gdy dostałem wiadomość na komunikatorze, że sprawy rodzinne trochę się przedłużają i że mnie przeprasza. Zrobiło mi się milej na sercu, ale jak nic czułem w tym moc sprawczą Czerwonej.
Równo o dziewiętnastej zapukałem do mieszkania brata i Małej. Otworzyła mi i wyszła na zewnątrz całkowicie ubrana, z kaskiem w ręku. Ta wariatka niczego się nie boi, nawet jazdy po ciemku w zimie.
- Trzy, dwa, jeden... - Nie rozumiałem, o co jej chodzi, gdy nagle po jedynce drzwi się otworzyły z rozmachem i stanął w nich Itachi.
- Ty się, kurwa, chcesz zabić. Jeszcze brata mi w to wciągasz. Poszaleliście, normalnie pojebało ci się już w główce. - Nie znałem Itachiego z tej strony, a dodatkowo widziałem, jak Rerget się trzęsie ze złości i siłą woli powstrzymuje się od zdzielenia go w twarz.
- Zapamiętaj raz, kurwa, na zawsze - obróciła sie i dźgnęła go palcem w klatę. - To, co robię, jest moją sprawą. Zważaj na słowa, jeśli chcesz cokolwiek osiągnąć - wypowiedziała to stanowczo i spokojnie, jednak pięści miała zaciśnięte.
- A jedź, twoje narządy i tak się nikomu nie przydadzą, szkoda tylko, że chcesz zabić mi brata!
Rerget sapnęła wściekle. Ręce jej się trzęsły, powstrzymywała się, by go nie pierdolnąć. Ostatnim razem była w takim stanie podczas kłótni z Naruto pod koniec września. Ale nie wiedziałem, że TYCH dwoje potrafi się tak kłócić. Mała obróciła się i chwytając mnie za szmaty wywlekła na podwórko. Zdążyłem jeszcze rzucić do Itachiego, że jest idiotą. Zanim opuściliśmy osiedle, zdążyła zapalić i ruszyliśmy w mniej mi znanym kierunku. Nie patrzyłem na drogę, i tak rozmywała mi się pod pędem powietrza. Mimo później pory, wciąż trwającej zimy i niezbyt suchej nawierzchni, pędziliśmy ponad 150 kilometrów na godzinę. "Dzięki, braciszku, przez ciebie zginę w jakimś wypadku.." rzuciłem sobie w myślach, gdy wzięliśmy kolejny ostry zakręt, jedynie minimalnie zwalniając.
Gdy w końcu się zatrzymaliśmy, odetchnąłem z ulgą. Naru wspominał, że do jazdy z nią trzeba się przyzwyczaić, ale ja chyba nie byłem w stanie. Dobrze prowadziła, była pewna siebie i, z tego, co się dowiedziałem, jeszcze nigdy nie spowodowała wypadku. Ba! Nawet mandatu nie dostała.
Ściągnąłem kask i spojrzałem na miejsce, do którego przyjechaliśmy. Rozejrzałem się wokół i nie wiedziałem, co powiedzieć.
- To przecież... - szepnąłem, jakby do siebie.
- Cmentarz - zakomunikowała poważnie Reru.

***

                   Dobra, wydaje mi się, że długość jest znośna, po takiej przerwie. Nie betowane, więc mogą wkraść się błędy.

***
                 In next chapter:
"...- Witaj - powiedziała w powietrze i wyciągnęła z plecaka jakieś pudełko. Miała w nim kadzidło, jakiś olejek i czarkę. Wlała do niej pachnącą substancję i zamoczyła w niej końcówkę kadzidła. Wyciągnęła dopalający się patyk ze stojaczka i ułożyła delikatnie w pudełku obok tablicy..."
"...- A gdzie jest pochowana twoja mama?.."
"... ~Jak się czujesz ~ spytałam chłopaka, patrząc przez chwilę jego oczami na zdjęcie znajdujące się na półce..."