24 paź 2012

__-- 12 --__

            Z uśmiechem na ustach wkroczyłam do pokoju Itachiego. Widok całujących się chłopaków nieco mnie rozczulił. Wyglądali naprawdę słodko, a do tego nie zwracali najmniejszej uwagi na to, co się działo dookoła.
            Bezszelestnie usiadłam na łóżku swojego opiekuna i oparłam się o drewniany stelaż. Nogi podciągnęłam pod brodę i wpatrywałam w spokojnie śpiącego chłopaka. Miałam ochotę po prostu się do niego przytulić, wejść pod kołdrę i zostać tak na zawsze, a z drugiej strony nie mogłam się przemóc i nie potrafiłam przeskoczyć tej pieprzonej bariery w moim umyśle. Tak bardzo go raniłam. Odrzucałam i odpychałam za każdym razem, gdy próbował się do mnie zbliżyć, gdy próbował dotknąć, objąć prawdziwą opieką, a nie tylko tą na papierku.
            Dlaczego on się na to pisał? Miał nadzieję na stworzenie jakiegoś cudownego gniazdka miłości? Pewnie tak, ale ze mną było to niemożliwe. Byłam jak wadliwy towar, bez jakichkolwiek szans na renowację, przynajmniej jeszcze nie teraz.
            Z chęcią wykrzyczałabym wszystko, co mi leżało na sercu i miała w dupie, co się stanie później, ale nie mogłam sobie pozwolić na przyczepienie mi etykietki TEJ USZKODZONEJ. Nie chciałam, by Itaś cierpiał przeze mnie. Nie pozwalałam też sobie na obdarzenie go zaufaniem. A tak by było łatwiej, prawda?
            Nie wiadomo kiedy, po moim policzku popłynęła łza, a za nią następna i kolejna, kolejna. Nie wiedziałam, czemu płaczę. Może po to, by nie sięgnąć w tym momencie po żyletkę, a może po prostu z bezsilności. Wiedziałam, że kiedyś wszystko wyjdzie na jaw, że nie wytrzymam, że on już będzie miał dość. Niekontrolowanie pociągnęłam nosem, podkurczając jeszcze bardziej nogi pod siebie.
            - Rer, co ty? - Itachi najwyraźniej obudził się od nadmiaru moich szlochów. - Płaczesz? - spytał, zapalając lampkę.
            - Zgaś, nie chcę, byś mnie taką oglądał. - Obróciłam twarz, zasłaniając kurtyną włosów zaczerwienione oczy.
            Długowłosy wykonał pospiesznie polecenie i ponownie zwrócił ku mnie swój wzrok. Nieznacznie się przysunął, ale taką odległość byłam jeszcze w stanie tolerować.
            - Co się stało? - Minę miał wyraźnie zmartwioną.
            - Nienawidzę się - powiedziałam, podnosząc głowę i patrząc mu prosto w oczy.
            W pokoju panował półmrok przez rzucane od strony ulicy światło latarni. Idealna atmosfera do nieprzyjemnych wyznań i rozmów.
            - Nienawidzę tego, że nie potrafię ci zaufać. - Kontynuowałam, widząc totalnie zszokowaną minę chłopaka. - Nienawidzę tego, że nie mogę się zmusić, by cię do siebie dopuścić. Że nie odwzajemniam twoich potrzeb i uczuć. Że tylko cię ranię. Że nie jestem taka, jaką mnie widzisz. Że jestem jak porysowane lustro, wszystko zniekształcam. Że jestem oszpecona - ostatnie zdanie wypowiedziałam szeptem.
            - Co ty pierdolisz? - Itachi ocknął się z chwilowego zaskoczenia.
            - To, co słyszysz. Jestem wadliwym produktem. - Wypowiedziałam na głos swoje myśli.
            - Nieprawda. - Szybko zaprzeczył mojemu tokowi rozumowania i nader blisko się przysunął, co zaskutkowało palpitacją mego serca i szybkim zerwaniem się z łóżka z zamiarem wyjścia z jego pokoju. - Nie tak szybko. - Wykorzystał moją słabość przeciwko mnie i zasłonił własnym ciałem drzwi.
            Nie spodziewałam się takiego obrotu wydarzeń. Sparaliżowana obsunęłam się prostopadle plecami po ścianie i głucho klapnęłam na płaskim tyłku na jego białym dywanie. Ukucnął obok mnie, ale nie dotykał.
            - Nie ważne, jakbyś była wadliwa, oszpecona... Dla mnie jesteś idealna, po prostu, masz to coś. Mogłabyś być pokryta cała bliznami, a i tak byś mi się podobała. - Uśmiechnął się pokrzepiająco.
            - Nawet takimi? - Wiedziona impulsem, podwinęłam rękawy i pokazałam ręce. Chłopak zachłysnął się powietrzem i spojrzał na mnie z przerażeniem.
            - Rer, czemu sobie to robisz? - Był naprawdę skonsternowany tym, co zobaczył.
            - Tylko jedna dwudziesta tego, to moja robota. - Uśmiechnęłam się ironicznie przez łzy.
            - Zaraz, chcesz mi powiedzieć...
            - Ojciec mnie lał, odkąd zmarła mama, jak widać miał różne narzędzia tortur - powiedziałam to nad wyraz spokojnie, uspokajając się już na tyle, by potok łez usechł.
            Itachi przetwarzał przez chwilę to, czego się dowiedział. Na sto procent nie spodziewał się takich rewelacji z mojej strony. Chyba wolałby nie wiedzieć.
            - To dlatego się tak zachowujesz? - spytał delikatnie.
            - Czy, jak spotkaliśmy się pierwszy raz, to taka byłam? - Pokręcił przecząco głową. - Masz swoją odpowiedź.
            - Więc, co się stało? Co i kto ci zrobił? - Próbował wykrzesać ze mnie jeszcze jakieś informacje, ale moje godziny otwarcia na Itachiego już się skończyły.
            - Może kiedyś się dowiesz - powiedziałam cicho, wstając, by wyjść z pokoju.
            Chłopak jednak wciąż stał w miejscu i się nie ruszał. Wyglądał jakby się nad czymś zastanawiał. Traciłam już powoli swoją cierpliwość i byłam już gotowa po prostu go odepchnąć, nawet jeśli to łączyło się z moją fobią.
            - Czy mogę cię przytulić? Może za pozwoleniem poczujesz się inaczej niż jakbym ingerował w twoją sferę bezpieczeństwa. - Pieprzony prawnik, zawsze potrafi to wszystko tak ładnie ująć słowami, że człowiekowi miękną kolana.
            - Dobrze. - Zdecydowałam się, choć pełna obaw.
            Poczułam silne, męskie ramiona, które z łatwością mnie objęły. Mimo, iż dotyk był przyjazny i pełen pozytywnej energii, czułam rozchodzącą się po ciele chęć ucieczki. Drżałam ze strachu, że posunie się o krok za daleko, a tego bym nie wytrzymała. Było dobrze, ale nie czułam się komfortowo. Nie miałam pewności, że kiedykolwiek się tak poczuję. Wysunęłam się najmniej brutalnie jak potrafiłam z jego objęć i posłałam smutny, zrezygnowany uśmiech.
            - Jest jeszcze za wcześnie. - Wyjaśniłam, patrząc mu prosto w oczy. - A tak poza tym, twój brat całuje się z Naruto w salonie - rzuciłam na do widzenia, dostrzegając w pełni zaskoczoną minę długowłosego.

            Następnego dnia rano jako pierwszy, zaraz po mnie oczywiście, wstał Itachi. Chodził zamyślony i niewiele się odzywał. Nie dziwiłam mu się i nie miałam zamiaru ingerować w jego melancholię. Sasuke i Naruto zdołali się podnieść z wyra dopiero koło południa i wyglądali jak cztery nieszczęścia z opuchniętymi wargami, jednak ani ja, ani Itachi nie skomentowaliśmy ich stanu. Woleliśmy poczekać, aż sami nam powiedzą, co w trawie piszczy.

***

            Syndrom dnia wczorajszego dawał znać o sobie w najmniej bolesny sposób, czyli zwyczajowym waleniem we łbie. O wiele bardziej obawiałem się o moją relację z Sasuke. W końcu tej nocy wydarzyło się coś bardzo intymnego. Całowałem się z chłopakiem. Podobało mi się. I bardzo pociągało. Nawet podczas wciśniętego na siłę chudego rosołku Rer, myślałem jak seksownie brunet wciąga makaron. Nigdy wcześniej nie zaciskałem nóg, tak jak wtedy.
                    Najgorszy okazał się powrót do domu, ponieważ nie mogliśmy bez przeszkód się miziać, ktoś mógł nas zauważyć, podsłuchać. Staraliśmy się więc rozmawiać o czymś przyziemnym, choć i tak wiedziałem, że Sasuke w swojej głowie jest nadal przy naszych pocałunkach. Być może marzy o kolejnych, tak jak ja?
            Niesamowite, jak człowiek jest w stanie się ukierunkować za sprawą zaledwie muśnięcia warg. Do tej pory sądziłem, że nie kocham nikogo poza Rer, że nikt nie jest w stanie jej zastąpić, a teraz? Nie myślę o niczym innym, tylko o jego malinowych ustach i czarnych oczach. Zachowuję się, jak zakochany szczeniak, choć nie jestem do końca pewien, czy to, co jest między nami, to rzeczywiście miłość.
            Czujemy do siebie coś więcej. Jakiś specyficzny magnes, taka braterska więź, która nie pozwala nam się oderwać od siebie. Taki instynktowny pociąg do drugiej osoby, o ile pociąg fizyczny do faceta można nazwać instynktownym.
            W momencie, gdy podchodziliśmy do mojego domu, pociągnąłem Sasuke za rękę i pobiegłem do swojego garażu. Gdy tylko skrył nas cień, a drzwi zaczęły się automatycznie zamykać, pocałowałem go namiętnie, przyciskając do ściany. Obawiałem się odrzucenia, bądź oburzenia, ale spotkałem się z bardzo miłą aprobatą, gdy jego ręce znalazły się na mojej szyi, a potem we włosach, a usta czarnookiego zaczęły oddawać z pełną determinacją moje pocałunki.
            - Nie mogłem już wytrzymać - powiedziałem, gdy w końcu się od siebie oderwaliśmy. - Tak bardzo mnie pociągasz.
            - Mi też tego brakowało, to jak jakiś super narkotyk, gdy spróbujesz, nie możesz przestać - odparł czarnowłosy, odgarniając mi włosy z czoła.
            Patrzeliśmy sobie w oczy, nie mogąc uwierzyć w to, co się wokół nas dzieje. To było jak jakiś niezwykły sen.
            - To jak wytrzymamy bez siebie do jutra? - spytałem, drażniąc jego szyję ciepłym oddechem.
            - Spacerek wieczorem? - Zaśmiał się pod wpływem pieszczoty.
          - Mam lepszy pomysł - wymruczałem mu prowokująco do ucha. - Przyjdź do mnie wieczorem. - Mówiąc to, przejechałem ręką po jego policzku.
            Sasuke zadrżał lekko, ale bardziej z podniecenia niż innych czynników. Sytuacja trochę przypominała cielesną napaść na jakąś dziewczynę i wyuzdane proponowanie jej seksu. Może rzeczywiście czarnowłosy tak to odebrał, dlatego nic nie odpowiadał?
            - Nie obawiaj się. - Zaśmiałem się i odsunąłem od niego. - Nie chcę cię zgwałcić. - Wyjaśniłem, łapiąc go za rękę. - Chcę, żeby wszystko szło swoim własnym tempem. Jak chcesz, możemy się spotkać jutro przed szkołą.
            - Myślę, że dzisiaj mamy już wystarczająco dużo wrażeń i chyba warto sobie to poukładać. Nie mniej jednak, zbyt bardzo mi się to podoba, by rezygnować z ciebie i tych doznań. - Uśmiechnął się w naturalny sposób. - Zadzwoń do mnie wieczorem. - Ucałował mnie krótko na pożegnanie i wyszedł z garażu.
            Stałem tam i patrzyłem za jego kołyszącym się tyłkiem, dopóki nie znikł za drzwiami swojego domu, uprzednio się odwracając i machając mi. To był dobry znak. Jeżeli się odwrócił, to znaczyło, że zależy mu na mnie. Zaczynam się zachowywać jak wkurwiająca, zakochana nastolatka.
            Był jednak mały problem. RERGET. Nie wiedziałem, czy jej powiedzieć, jak jej to powiedzieć, kiedy i gdzie. Jak ona na to zareaguje, czy zwyzywa mnie od zboków, czy poprze mnie i jego. Szczerze, od felernej nocy nie byłem pewien jej zachowań, a przecież dalej byliśmy sobie bliscy i miałem poczucie, że powinna wiedzieć.
            Nie mając nic innego do roboty, spakowałem się na poniedziałek do szkoły i z przebłyskiem geniuszu przypomniałem sobie o sprawdzianie z biologi. Gdy zasiadłem do książek i tematem sprawdzianu okazał się przegląd sposobów rozmnażania roślin i zwierząt, odpadłem, a moje genitalia urosły od nadmiaru testosteronu, gdy zacząłem sobie wyobrażać kopulację dwóch ssaków rodzaju męskiego. Nie muszę chyba wspominać, że moja imaginacja zawierała w sobie Sasuke i mnie, na nim. W końcu wylądowałem z niemałym problemem w łazience i pozbyłem się zawartości jajec pod prysznicem.
            Koło dwudziestej pierwszej zadzwonił do mnie brunet. Trochę się pośmialiśmy. Nie omieszkałem mu powiedzieć o swojej małej przygodzie, co spotkało się z jego jeszcze większym rozbawieniem i nazwaniem mnie zboczeńcem.
            Czułem, że zaczynam nowy rozdział w swoim życiu. Z komputerkiem na kolanach położyłem się do łóżka i włączyłem jakiś film na rozluźnienie umysłu. W międzyczasie napisałem do Rer, że muszę jej coś ważnego powiedzieć...

***

            Po rozejściu się chłopaków, ogarnęłam nieco w salonie i razem z Itachim zasiedliśmy do nauki. Ja miałam sprawdzian z biologi, a on przygotowywał się do kolokwium z prawa cywilnego. Jak zwykle zajęłam miejsce w swoim fotelu, z notatkami w ręce, gotowa dalej wieść prym w klasie. Nie mogłam pozwolić sobie na zaniżenie poziomu. To było dość nie w moim stylu.
            Itachi za to rozsiadł się wygodnie na rogówce, rozwalając wokół siebie stertę papierów. Podciągnął jedną nogę w kolanie, drugą swobodnie wyprostował po całej długości mebla. Na kolanie ułożył twardą tekturę jako podpórkę na papiery, w prawej ręce dzierżył żółty zakreślacz i z miną "muszę się tego nauczyć" co chwila zaznaczał nowe rzeczy na swoich notatkach. Robił przy tym tak śmieszne miny, że nie mogłam się skupić na własnych myślach i tekście.
            Uśmiechałam się pod nosem przy każdym jego zmarszczeniu, podrapaniu się za uchem lub wzięciem zakreślacza w usta. W końcu nie wytrzymałam i przy kolejnej jego dziwacznej pozie parsknęłam śmiechem.
            - Coś nie tak? - spytał, patrząc na mnie.
            - Nie. Śmieszy mnie tylko opis spermatogenezy. – Skłamałam, wybuchając jeszcze większym śmiechem, patrząc na jego minę mówiącą: „że co, kurwa?”.
            Dostałam typowej, przysłowiowej głupawki. Wiedząc, że już nic nie ogarnę swoim umysłem, wstałam i podeszłam do fortepianu.
            - Mam nadzieję, że nie będę ci przeszkadzać. - Uśmiechnęłam się do niego, zdejmując z klawiszy ochronny materiał.
            - Dobrze wiesz, że uwielbiam twoją grę i nigdy mi nie będzie przeszkadzać. - Odwzajemnił uśmiech i powrócił do czytania notatek.
            W sumie tak typowo jeszcze nie słyszał mojej gry, gdy byłam natchniona. Tylko, gdy się przeprowadziliśmy pierwsze co zrobiłam, to zagrałam na moim cudeńku parę utworów, aby sprawdzić, czy się nie rozstroiło. Rozgrzałam palce na kilku kadencjach i zagrałam jeden z lżejszych dla ucha utworów z muzyki klasycznej. Wykonałam jeszcze ze dwa utwory Mozzarta, po czym zaintonowałam wstęp do swojej piosenki.
            Mojej pierwszej. Skomponowanej tak dawno temu, że wciąż się dziwię, skąd brałam inspirację dla niej. Miałam do niej sentyment i nigdy nie zapomniałam. A mimo to, ostatni raz grałam ją dwa lub trzy lata temu. W sumie nie wiedziałam, czemu właśnie na nią skierowałam swoje myśli. To jakby palce same pokierowały na właściwą melodię, a usta same się otwierały, wydobywając czyste dźwięki i tworząc słowa piosenki.

            Gdybyś...
mógł zatrzymać czas,
czy byś zrobił to dla nas?
Czy byś zatrzymał czas?

            Gdybyś...
mógł pozbierać wszystkie myśli.
Co bym zobaczyła?
Miłość, czy żal?

  Zatrzymaj mnie przy sobie.
  Chcę zawsze być przy tobie.
  Oddychaj tylko dla mnie,
  Głęboko i zachłannie.
  Co twoje serce kryje?
  Dla kogo ono bije?
  Oddaj mi duszę twoją
  A ja ci oddam swoją..

            Gdybyś...
dzisiaj mógł zawrócić.
Czy byś się odwrócił,
Do mnie nie powrócił?

            Gdybyś...
my mogli się zatrzymać,
O niczym już nie myśleć
O nic się nie martwić.

  Zatrzymaj mnie przy sobie,
  Chcę tylko trwać przy tobie.
  Oddychaj tylko dla mnie,
  Głęboko i zachłannie.
  Chcę dać ci serce swoje,
  A w zamian wezmę twoje,
  Dusza twa niech nie skrywa,
  że przy mnie jest szczęśliwa..

Gdybyś...[1]

            Dźwięki jeszcze przez dłuższą chwilę rozchodziły się po salonie. Zamyślona, siedziałam przed fortepianem i czułam napływające do oczu łzy. Gdy pisałam tę piosenkę pragnęłam właśnie kogoś, komu mogłabym ją zaśpiewać bezpośrednio... personalnie. Teraz, gdy być może znalazłam kogoś takiego, nie jestem w stanie zaoferować mu czegokolwiek więcej z mojej strony.
            - Masz piękny głos. - Usłyszałam po chwili Itachiego, który chyba od momentu, gdy zasiadłam do fortepianu, nie przeczytał ani jednego zdania ze swoich notatek. - Czemu przestałaś?
            - Bo przypomniałam sobie, jak powstała ta piosenka. - Wyznałam mu i przejechałam delikatnie palcem po klawiszu, pochylając głowę.
            - Wiedziałem, że nigdy wcześniej nie słyszałem tego utworu. Jest naprawdę poruszający. - Przyznał szczerze.
            - Chcesz posłuchać mojej płyty? - spytałam go, w sumie nie wiedząc, czemu się na to porywam, może po to, by nie mieć takiego strasznego poczucia winy.
            - A masz coś takiego? - Wydał się zaskoczony.
            - Nawet małe DVD. Z Naru się wygłupialiśmy i robiliśmy filmiki na nagraniach. Nawet twój brat ze mną śpiewał. Niestety na płycie go nie ma. Jak chcesz, wrzucę na wieżę. - Zaproponowałam.
            Itachi ochoczo przytaknął, a ja w pięć sekund odnalazłam właściwy krążek. Odpaliłam  sprzęt i po chwili słyszałam dobrze znane mi dźwięki fortepianu, gitary basowej, elektryka i skrzypiec. Niektóre instrumenty były wgrywane po prostu za pomocą programu do komponowania, ale nawet nie było czuć różnicy. Usłyszałam własny głos lecący z głośników.
            - Zostawię cię, chyba się umyję i pójdę spać - powiedziałam do Itachiego, całkowicie zasłuchanego w płytę.
            - Jak chcesz, ja mam jeszcze trochę nauki. - Uśmiechnął się do mnie pokrzepiająco.
            - Dobranoc - szepnęłam, odwracając wzrok.
            "Po co ja się męczę... Po co męczę jego..." - Ukuła mnie niemiła myśl. "Chyba czas to zakończyć..."



[1] Utwór napisany w 2008/09, w rzeczywistości jest to moja typowa pierwsza piosenka, którą napisałam w pełni z linią melodyczną na fortepian. Wtedy pisana z myślą o ówczesnym chłopaku, w tym momencie już mężu :) Mam do niej sentyment. Choć cały tekst jest w rozdziale, mimo wszystko możecie przenieść się do osobnej notki z utworem w zakładce Rozdziały, poddział Dodatki.