8 sty 2013

__-- 15 --__

            - Dlaczego? - marudziłem, przecierając oczy i zapinając wyżej bluzę.
            - Bo jesteśmy jej przyjaciółmi. Przyznaj, że wolisz siedzieć ze mną i z nią, zamiast w szkole. - Mój towarzysz spojrzał na mnie przenikliwie.
            Westchnąłem, przyznając mu rację. Była siódma rano, a my kierowaliśmy się do stacji metra. Mała wczoraj odwaliła niezłą szopkę, a Naru poczuł się do misji ratowania jej. Z chęcią położyłbym się z powrotem do łóżka, ale oczywiście mój narwaniec nie chciał nawet o tym słyszeć. Zmuszony do pomagania mu w jego misji, kroczyłem powoli obok niego i zasypiałem na stojąco.
            Po parunastu minutach znaleźliśmy się pod blokiem Rerget. Już z podwórka było słychać jej krzyki. Musiała się kłócić z Itachim. Posłałem ostatnie, błagalne spojrzenie Naruto, ale on, niewzruszony zupełnie, zaczął mnie ciągnąć do budynku.
            W momencie przekroczenia progu trafiliśmy w istne piekło.
            - ... mi zrobić! - Usłyszeliśmy urywek zdania, a raczej krzyku Rer.
            - Jasne, kurwa. Wczoraj chciałaś się zabić, a dzisiaj napierdalasz na podwójnych obrotach. - Przez salon najpierw jak burza przeszła Reru, a potem Itachi, krok w krok za nią.
            Staliśmy jak debile w progu, zastanawiając się, czy nasze życie nie jest zagrożone. Jeżeli mój brat używa tak wyszukanych wulgaryzmów, oznacza to, że Rerget naprawdę go wkurzyła.
            - Pierdol się, Itachi. - Burza jej czerwonych włosów zafalowała w powietrzu, gdy z rozmachem się obróciła do długowłosego.
            - Jak chcesz, ale i tak nigdzie dzisiaj nie wyjdziesz - oznajmił rzeczowo i zabrał swoje rzeczy z fotela. - Na razie. - Uśmiechnął się do mnie.
            Posłałem mu nikły uśmiech, patrząc jak zakłada bluzę z kapturem i trzaska drzwiami, a potem jeszcze przeklina na korytarzu. Zachichotałem pod nosem, jednak szybki krok Rerget przywołał mnie do porządku.
            - A wy mnie nawet nie próbujcie dzisiaj wkurwiać. - Oberwało nam się w sumie za nic.
            Mała udała się do kuchni, a ja z Naru potrzebowaliśmy chwili na złapanie powietrza i żeby w końcu się rozebrać, bo przez tę całą haję nawet nie ściągnęliśmy butów. Po chwili poszliśmy do Rer, która była, no cóż, wkurwiona to mało powiedziane. Ona chyba potrzebuje jakiegoś psychologa. Była ostro nafukana. Dziwię się skąd ona bierze na to pieniądze. Oczywiście, mimo swoich nerwów, dała nam śniadanie. Śmieszne, karmi wszystkich wokół, a sama nie chce jeść.
            - Dobra, Mała, siadaj. - Naruto wskazał jej swoje krzesło. Spojrzałem na niego z pytaniem w oczach. Co ten debil kombinuje?
            Dziewczyna usiadła i skrzyżowała ręce.
            - Nie - powiedziała stanowczo, jak zwykle czytając Naruto w myślach.
            Po chwili zorientowałem się, czego to "nie" dotyczyło. Przed Czerwoną leżał talerz z połówką kanapki. Oj, Naruś, ty przebiegły lisie.
            - Na początek zjedz chociaż szynkę z tej kanapki - powiedział i stanął nad nią jak bat.
            - Znowu chcesz się kłócić? - Łypnęła na niego złowrogo.
            - Tak. Nigdzie się nie ruszymy, jeśli nie wepchniesz tego w siebie. Nawet nie kombinuj, żeby się wyrzygać. Do kibla za tobą pójdę, jeśli będę musiał. - Zagroził, a ja niemal się roześmiałem, widząc jej urażoną minę dziecka.
            Wzięła kawałek szynki i zaczęła powoli żuć. No, tak z dobrą godzinę żuła ten jeden kawałeczek. Ważne jednak, że go zjadła. Naruto dał jej jeszcze Gelatum Alumini, żeby jej zdezelowany żołądek trochę się podreperował.
            - Wiesz, że to pogwałcenie wszystkiego, najpierw się nafukać, a potem wciskać w tę osobę jedzenie - powiedziała.
            - W takim razie koniec z białkiem - powiedziałem, wstając i przytulając ją. - Maryśka jest lepsza. - Zaśmiałem się. - Pobudza apetyt.
            Naruto, nie mogąc już wytrzymać, dołączył do wspólnego przytulania. Rerget zaśmiała się i odwzajemniła uścisk. Wiedziałem, jak dopełnić jej dobry humor. Poszliśmy do salonu, a ja usiadłem przed fortepianem. Uwielbiałem ten instrument, co prawda nie tak jak gitarę, ale jej fortepian miał w sobie to "coś", jakby miał duszę.
            Tak minął nam cały dzień. Oglądaliśmy TV, grałem z nią na zmianę na fortepianie, trochę wygłupialiśmy się przy Xbox 360 i oczywiście śmialiśmy się ze wszystkiego. Naruto rzeczywiście chodził za nią krok w krok, nawet do kibla i to dosłownie. Aż dziw, że się go nie wstydziła. No, ale skoro ma się za przyjaciela geja... Chociaż nie uważam siebie za typowego homoseksualistę. To, że raz w dupę, nie znaczy, że pedał. Zwłaszcza, że jeszcze tego nie robiliśmy. Wciąż podobają mi się dziewczyny, tylko ja mam Naruto i nie zamieniłbym go na żadną laskę.
            Parę razy przyłapałem Naruto i Reru na bezgłośnej rozmowie. Szkoda, że nie wtajemniczają mnie we wszystko, ale widocznie nie zasłużyłem. Były pewne sprawy, które tylko oni znali, nie spodziewałem się, że od razu Reru mi zaufa na tyle, by i mnie włączyć w ten krąg.
            Udało nam się wmusić w Rer cztery fajki z marihuaną, co trochę zneutralizowało działanie amfetaminy. Odnieśliśmy z Naruto sukces, ponieważ przez cały dzień z nami, zjadła chyba więcej niż przez dwa ostatnie miesiące. Teraz to tylko ją pilnować i Itachi musi o tym wiedzieć. Krzyki i zastraszanie na nią nie działają. Do niej trzeba mieć podejście.
            W końcu wrócił mój brat, a my mogliśmy się zwinąć, chociaż jego mina w wejściu, gdy zobaczył Naruto śpiącego na kolanach Rerget, która głaskała go po włosach, a do tego opierała się o moją klatę, objęta przeze mnie ramieniem, zatrzymała nas jeszcze na chwilę.
            - Musimy porozmawiać, Sasuke. - Itachi podniósł głowę znad miski ryżu.
            - Ja nic nie zrobiłem. - Od razu przyjąłem pozycję obroną.
            - Czyżby? - Uśmiechnął się głupkowato. - Ja wiem - oznajmił, a mi zrobiło się gorąco.
            - Naruś, trzymaj go, bo zaraz tu odpłynie. - Usłyszałem jedynie głos Czerwonej i poczułem silne ramiona Naru.
            - Aa... Jak? Skąd? Kiedy? Bo ja.. My..aaaa! Bez adwokata nic nie powiem. - Zacząłem się miotać w zeznaniach.
            - Masz go przed sobą, a oskarżyciel stoi za tobą - stwierdził brat.
            - Jak mogłeś? - Spojrzałem oskarżycielsko na Naruto.
            - Tak, po prawdzie, to wie od momentu parapetówy. - Wtrąciła się Rerget, czym zbiła z tropu nawet blondyna.
            Ha! Jest coś, czego nawet myślami ci nie przekazała. Jednak bardziej martwiłem się tym, że Itachi wiedział od początku i się nie przyznał. Dupek z niego. Przynajmniej nie ma nic przeciwko, jest z nami i nas akceptuje. To mi wystarcza.
            Wracając od Rer, wstąpiliśmy do kumpla po lekcje. Przepisaliśmy je u mnie, a przy okazji naszego wieczornego spacerku po parku oddaliśmy mu zeszyty. Pewnie coś sobie pomyślał, bo głupio się na nas patrzył, ale Naruto zgasił go od razu, mówiąc, że idziemy na piwo. W sumie miałem na nie ochotę, ale z drugiej strony nie chciało mi się latać po barach, a z Naruto w domu dużo bym się nie napił, bo on jest niewyżyty i nie pozwoliłby mi spokojnie delektować się napojem.
            Spacerowaliśmy po parku i trzymaliśmy się za ręce. Zwykle o tej godzinie park był już opustoszały, więc nie obawialiśmy się głupich zaczepek. Koniec listopada powitał nas mroźnym powietrzem. Niedługo święta. Nie wyobrażam sobie, jak je przeżyjemy. Na stówę Rer z Itachim będą zaproszeni na świąteczną kolację i na obiad drugiego dnia świąt, ale nie będzie Naruto, a ja nie wyjdę pierwszy z propozycją zaproszenia Uzumakich do nas na obiad... Ale! Są komórki, po kolacji wyjdziemy na spacer, wymienimy się prezentami, nasze gołąbki niech się męczą na rodzinnym zjeździe. Chociaż... Nie!
            Drugi dzień świąt spędzimy razem, bo Itachi robi urodziny tego dnia. Ciekawe, co planują bezpośrednio w jego święto... Reru ma już pewnie i pomysł, i prezent, a ja nawet nie pomyślałem, by mu coś kupić. Nie wiem też, co chciałby mój Młotek. Zaraz zacznę panikować.
            Naruto powinien dostać ode mnie coś ekstra. Takiego bardzo wyjątkowego... Mam przed sobą ważną misję: kupić Uzumakiemu najlepszy prezent pod słońcem! I jest tylko jedna osoba, która zna go na tyle dobrze, by mi coś doradzić...

***

            - Zapomnij. - Rer skrzyżowała ręce, stając przede mną.
            - No, ale kochanie. - Zacząłem ją błagać.
            - Nie. - Stanowczo postawiła na swoim.
            Nie miałem nawet siły się z nią kłócić. Wiedziałem, że jak zrobię na przekór niej, to będzie obrażona przez całe święta, a wolałem jednak, żeby nasze pierwsza, wspólnie spędzona gwiazdka była wyjątkowa. Od dwudziestego grudnia zaczynamy przerwę świąteczną na uniwerku, ona w szkole, a ja dodatkowo mam też wolne od pracy aż do drugiego stycznia. Dwudziestego pierwszego wypadają moje urodziny i wolałbym nie psuć sobie humoru na ten dzień.
            - Jemioła? Chociaż tyle. - Zrobiłem minę słodkiego psiaczka.
            - Tylko niech nie kuje w oczy. - Zgodziła się, a mój wyimaginowany psiaczek zaczął merdać ogonkiem.
            - Co na kolację? - Zawołałem za nią, kiedy poszła do kuchni.
            - Pozrywaj sobie owoce jemioły - odkrzyknęła podburzona, a ja się zaśmiałem.
            Czasami robiła się taka słodka, nawet o tym nie wiedząc. Takie moje słodkie Maleństwo. Chociaż jeszcze nie moje. Nie jesteśmy razem. Przytulamy się, wygłupiamy, gadamy, ale to tyle. Czasami przyjdzie do mnie w nocy, aby się przytulić, ale głównie śpi u siebie.
            - Jak ty nie zrobisz, to ja zrobię, ale straży ty się tłumaczysz - powiedziałem, wchodząc do kuchni, gdy już zawiesiłem w salonie jemiołę.
            - Wyjdź i mnie nie denerwuj. Zaraz zrobię - odpowiedziała z lekkim uśmiechem.
            - Sobie też. - Przypomniałem jej.
            Musiałem jej pilnować. Odkąd Naruto wziął ją w obroty, Rerget je już prawie dwa posiłki dziennie. Chociaż zazwyczaj po prostu skubnie mini porcję z obiadu i coś na kolację. Przynajmniej nabiera już kolorów i nie jest taka blada. Wciąż o mnie dba, gdyby tylko się zgodziła, byłaby dla mnie żoną idealną. Zawsze mam wszystko uprane, poskładane w szafie, w domu jest porządek, o ile nie zaczynam przestawiać rzeczy, gdy mi się nudzi. Jednak, ile razy bym nie nabałaganił, to i tak Reru po mnie posprząta, jak po małym dziecku. Zawsze rano czeka na mnie w kuchni kawa, blister mojego magnezu, śniadanie oraz wyprawka na uniwerek i do pracy. W poniedziałki lub środy robi zakupy, by nigdy nam niczego nie brakło.
         Tylko raz zastrajkowała, gdy zorganizowałem stypę po śmierci jej ojca. Wtedy powiedziała, że nic nie zrobi. I rzeczywiście, siedziała w pokoju i palcem się nie przyłożyła do przestawiania mebli ani jedzenia. Nie wzruszyło mnie to. Zamówiłem catering, zgarnąłem chłopaków i udało nam się wszystko zapiąć na ostatni guzik.
            Nawet ją rozumiałem. W końcu jej ojciec był bydlakiem, a dodatkowo... Aż mi przez gardło przejść nie może. Nie wyobrażam sobie przeżyć czegoś takiego. Dobrze, że jakoś udało mi się ją wyrwać z tej skorupy, którą sobie zbudowała i choć częściowo przełamać jej barierę.
            Na stole przede mną pojawiły się tosty z serem, sama kucharka usiadła na swoim fotelu z jogurtem w ręce. Ważne, że chociaż je, pożywia się jak normalny człowiek, a nie jak wampir.
            - Wiesz, że cię kocham? - spytałem z uśmiechem.
            Powtarzałem jej to co wieczór i co ranek, i przy każdej okazji, jaka się nadarzyła. Być może mnie kochała i założę się, że nie pozwoliłaby, aby stała mi się krzywda, ale nie potrafiła tego przyznać przed samą sobą. Jednak ja wiedziałem, jak jest za mną, jak mnie broni i droczy się na każdym kroku. Wiedziałem swoje, tego nie da pomylić się z niczym innym. Poszedłem po sobie pozmywać, kiedy wróciłem, ona siedziała w salonie przy fortepianie i stukała w zeszyt z nutami ołówkiem.
            - Zawiesiłam się - powiedziała do mnie, nawet się nie obracając.
            Roześmiałem się, przy okazji podziwiając jej nieziemski słuch. Moja wariatka.
            - Przejdziemy się? - Spojrzała na mnie.
            Było chwila przed dziewiątą wieczór, jutro Mała jeszcze miała szkołę, a ja pracę i uniwerek, ale dla niej nawet o drugiej w nocy jestem w stanie na golasa po Arktyce z pingwinami biegać.
            - Jak sobie życzysz, moja pani.  - Ukłoniłem się, wywołując u niej coś na wygląd chichotu.
            Wyciągnąłem z szafy swoją bluzę i kurtkę. Jakby nie patrzył, była zima. Rerget ubrała ciemne jeansy i żółtą kurtkę, w której wyglądała ślicznie i uroczo. Rzadko miałem sposobność widzieć ją w typowo młodzieżowych ciuchach (zwykle miała takie przeznaczone na motor), ale na dzisiejszy spacer postanowiła się tak właśnie ubrać, a do tego rozpuściła włosy i roztrzepała je rękami, przez co ułożyły się falami na jej oczojebnej kurtce.
            Może jestem śmieszny, ale nigdy nie zapytałem o jej pochodzenie. Niby w tym zeszyciku dla kuratora było, że ojciec był Japończykiem, a matka Angielką, ale nie wiem, czy mogę temu wierzyć. Kurator bazował na dokumentach dostarczonych przez Rerget, a - jak zdążyłem zauważyć - ona potrafiła podrobić każdy dokument. Jednak, mimo wszystko, byłem pewien, że jej mama nie pochodziła z Japonii. Było widać to po córce: filigranowa z kręconymi włosami. Wróć: falowanymi włosami. Miała głębokie, kolorowe spojrzenie: w słońcu jej tęczówki przybierały kolor piwny, w normalnym świetle były brązowe, a wieczorem, tak jak teraz, gdy idzie koło mnie, oświetlona księżycem i bladym światłem latarni, jej oczy zdawały się być zupełnie czarne z niesamowitym przebłyskiem ciemnozielonego i granatu.[1]
            - Służę dziurką. - Wystawiłem ku dziewczynie zgiętą rękę, uśmiechając się.
            - A ja rurką. - Również się uśmiechnęła, oplatając swoją rękę wokół mojej.
            To były takie nasze małe odpały. Rozmawialiśmy o wszystkim. Ja narzekałem na trudy ostatnich kolokwiów, a ona nabijała się ze mnie, że jestem leniwym studentem z dzieckiem na utrzymaniu. Rozbawiła mnie tym tak bardzo, że wpadłem ze śmiechu w zaspę. Ona oczywiście, korzystając z okazji, natarła mnie śniegiem. Gdy już się otrzepałem, pociągnęła mnie w głąb parku. Zapomniałem, że u niej "przejść się" oznacza minimum godzinny spacer.
            - Hej! Zobacz i nic nie mów. - Szturchnęła mnie.
            Podążyłem wzrokiem w kierunku, w który patrzyła. Oniemiałem z wrażenia, gdy to "coś" zobaczyłem. Mianowicie: mojego brata całującego się z Naruto, bez reszty pochłoniętych tym, co robili.
            - Jakoś, póki nie widzę ich, jak chcą sobie połknąć na wzajem język, to tak bardzo mnie to nie razi - stwierdziłem po cichu.
            - To patrz, co teraz będzie. Trzymaj się cztery kroki za mną i nie hałasuj - powiedziała i puszczając moje ramię, zaczęła się skradać do chłopaków.
            Chyba nawet czołg by ich nie rozdzielił, a ona będzie w stanie? Chociaż aż nie mogę się doczekać ich reakcji.
            - Ludzie patrzą - powiedziała dość głośno, będąc tuż przy nich.
            - Aaaa! - Oderwali się od siebie, oblani szkarłatem, tym bardziej, kiedy ja się zbliżyłem i doszło do nich, co widzieliśmy.
            - Zawału dostanę, normalnie zawału. - Naru chodził w kółko, czerwony jak burak.
            - Ja też, tym bardziej. - Sasu wyglądał nie lepiej, a jeszcze wziął się zapowietrzył, bo szprycował się właśnie inhalatorem.
            Położyłem ręce na ramionach Rerget i pochyliłem się nad nią. Stała do mnie tyłem.
            - Dobra robota. - Zaśmiałem się, a ona podniosła rękę do przybicia piątki.
            Z radością sobie pogratulowaliśmy bezbłędnej akcji i po krótkiej rozmowie z chłopakami, zostawiliśmy ich samych sobie i poszliśmy do domu - oczywiście pod rękę.
            - Przyciśnij dziurkę, bo mi zimno - powiedziała Czerwona, wprawiając mnie w nieopanowany atak śmiechu. - Zboczeniec. - Usłyszałem.
            - Wariatka. Czemu nie wzięłaś rękawiczek? - spytałem, patrząc na nią i przyciągając bliżej siebie.
            - Ty też ich nie wziąłeś. - Zauważyła.
            - Ale ja nie jestem taki zmarzlak - odparłem.
            Wróciliśmy do domu chwilę po dziesiątej. Poszliśmy się wykąpać, oczywiście osobno, chociaż, kiedy ja brałem prysznic, wpadła na chwilę do łazienki po jakiś krem. Nie mogę być pewien, ale chyba zrobiła to specjalnie. Powiedzieliśmy sobie dobranoc i poszliśmy do swoich pokoi. Zasypiałem z uśmiechem na twarzy, przypominając sobie spacer, nasze wygłupy i chłopaków.
            - Kurwa! - Usłyszałem słodki głosik mojej Rer, dobiegający z jej pokoju.
            Chwilę się zastanawiałem, czy iść do niej, czy pozostawić ją samej sobie, jednak, gdy zaczęła łazić dosyć głośno, a z półek leciały różne, ciężkie przedmioty, postanowiłem tam zaglądnąć.
            - Wszystko OK? - spytałem, zaglądając do niej.
            - Oprócz świecącej golizną klaty, to OK - stwierdziła, patrząc na mnie.
            - A naprawdę? - Dopytywałem, bez zażenowania paradując w bokserkach po jej pokoju.
            Była w samym T-shircie i mogłem dokładnie przyjrzeć się jej bliznom. Nawet mi się podobały, miały w sobie to coś. Nie chciałem jednak się gapić, żeby sobie czegoś głupiego nie pomyślała.
            - Zapomniałam, że jutro mam oddać pracę semestralną z chemii - powiedziała, zbierając z pokoju papiery z dziwnymi wzorami, liczbami i rysunkami.
            - Najs. - Moja głowa wędrowała za jej dryblującym po pokoju ciałem. - Sasuke o niczym takim nie wspominał.
            - Jak i o wieczornych spacerkach i namiętnych pocałunkach z Naru. O wielu rzeczach ci nie mówi. - Zgasiła mnie natychmiast. - Poza tym, to tylko mój projekt, walczę o stypendium biochemiczne. Przyda się na studia, jako uzdolnionego ucznia. - Wyjaśniła.
            - Fajnie, to ty sobie wciągnij i pracuj w nocy, ja idę spać - powiedziałem, a ona spojrzała na mnie z otwartymi ustami. - No przecież wiem, że nie przestałaś brać, tyle że robisz to rzadziej. Tym razem masz nawet moją dyspensę. - Machnąłem jej na dobranoc.
            Stała w osłupieniu, aż nie zamknąłem drzwi. Po chwili jednak sobie coś przypomniałem i wróciłem do jej pokoju. Siedziała na podłodze z dużym segregatorem i masą kartek, niektóre wciąż się drukowały.
            - Hmm? Zapomniałeś czegoś? - Spojrzała na mnie znad okularów.
            - Tak. Powiedzieć ci, że cię kocham. - Puściłem jej oczko, a ona z rozbawieniem pokręciła głową.
            - Wiem wariacie. No, już, do łóżka, bo cię śniegiem obudzę albo tymi soplami zza twojego okna. - Zbyła mnie.
            Zadowolony poszedłem spać.



[1] Tak moje oczy opisuje mój małżonek, jak i grono przyjaciół, choć wciąż trudno uwierzyć w ich obiektywizm.

1 sty 2013

__--14--__

            Leżeliśmy z Naruto u mnie w pokoju, budząc się z przyjemnego snu w objęciach drugiej osoby. Blondyn został u mnie na noc, co chyba stawało się już naszą tradycją - weekendowe noclegi. Drzwi miałem zamknięte na klucz, więc nie obawiałem się wejścia nikogo niepożądanego. Moja ręka bezwiednie spoczęła na brzuchu Uzumakiego i zaczęła go gładzić. Chłopak przyjął to z przyjemnym dla ucha pomrukiem.
            - Sasuke! Wstaliście już? - Krzyk mojej matki obudził chyba pół dzielnicy.
            - Tak!! - odkrzyknąłem na tyle, ile miałem sił w płucach.
            - To raus na śniadanie! - Zarządziła i nie mieliśmy większego wyboru, jak wstać i zejść na dół do kuchni.
       Mama uraczyła nas pysznym śniadaniem, a my ją rewelacjami dnia poprzedniego. Z westchnieniem i pogratulowaniem braku taktu, zgodziłem się na przedzwonienie do Itachiego i usilne namawianie go, żeby przyszli z Reru dziś na obiad.
            - Nie zgodzą się - mruknął Naruto, tuląc się do moich pleców.
            - Zakład o tysiąc yenów[1], że przyjdą. - Rzuciłem wyzwanie mojemu Młotkowi.
            - Przyjmuję, szykuj kasę. - Wyszczerzył się i zatarł ręce.
            Miałem dziwne przeczucie, że jednak przyjdą i to ten narwaniec będzie mi płacił. Szybko wybrałem numer do Itachiego. Po czterech sygnałach miałem ochotę się rozłączyć, ale usłyszałem w słuchawce zaspany głos brata.
            - To ty jeszcze nie wstałeś? - Miło powitałem moją starszą kopię.
            - Śpimy sobie - jęknął niezadowolony z pobudki, mimo że wskazówki zegara ustawiły się na godzinie dziesiątej.
            - Jak to śpicie? - Zatrybiłem dopiero po chwili, na co Naruto podskoczył na łóżku i znalazł się koło mnie, by słyszeć całą rozmowę.
            - Nieważne, not your business. Dzwonisz w konkretnej sprawie? - Zapomniałem, że Itachi w godzinach porannych, to chodzące zombie i wkurza go nawet słońce za oknem.
            - Wpadniecie na obiad? - spytałem wprost, powarkując ostrzegawczo na Uzumakiego, który już prawie na mnie leżał, zafascynowany rozmową.
            Przez chwilę słychać było niewyraźne szepty, co oznaczało...
            - Kurwa, oni rzeczywiście są w jednym łóżku! - Niemalże zakrzyknął blondyn, a ja syknąłem ostrzegawczo, po czym zarumieniłem się wyobrażając sobie...
            - Słyszałam. - Teraz to i Naruto oblał się szkarłatem. - Będziemy. - I się rozłączyła.
            Przez chwilę patrzyliśmy na siebie w osłupieniu i cisnęło nam się na usta jedno pytanie.
            - To była Reru, prawda? - Młotek chciał się upewnić, czy dobrze rozpoznał głos przyjaciółki, na co jedynie pokiwałem głową, po czym uśmiechnąłem się iście diabelsko.
            - Wyskakuj z kasy. - Wyciągnąłem rękę po należność.
            Wzbogacony o tysiąc yenów, z uśmiechem na twarzy, usiadłem przed konsolą i poklepałem miejsce obok siebie. Naruto naburmuszony dosiadł się do mnie i wyciągnął rękę po joystick.
            - Zakład, że wygram? - Postanowiłem się z nim trochę podroczyć.
          - Ja już się z tobą nie zakładam. - I z miną obrażonego dziecka zaczął okładać mojego bohatera mieczem.
            Tak spędziliśmy bardzo przyjemny poranek. Następnie mama zagoniła nas do posprzątania jadalni i ustawienia talerzy. Po owocnej pracy poszliśmy do mojego pokoju jeszcze się potulić przed rodzinnym obiadem. Debatowaliśmy na temat niejedzenia Rer i jak ona przetrwa tę katorgę. Chwilę przed drugą usłyszeliśmy ryk motoru. Popatrzeliśmy po sobie, a następnie wyrwaliśmy do okna. Widok był przekomiczny. Drobna dziewczyna w motocyklowej kurtce, z czerwonymi włosami wystającymi spod kasku i wtulony w nią, niemalże uczepiony do jej pleców, chłopak. Zanim Królowa Jednośladów wjechała na nasz podjazd, obkręciła motor, robiąc tak zwanego bączka, efektownie kończąc przejażdżkę.
            Szybkim krokiem zeszliśmy na dół, by powitać gości. Naruto poleciał do Czerwonej, a ja zająłem się bladym i słaniającym się na nogach bratem.

***

            - Zapomnij! - krzyknąłem, gdy ta samobójczyni wcisnęła mi kask do rąk.
            - Kurwa, Itachi, jest za piętnaście druga! Na drugą mamy być u ciebie. - Brązowe oczy mojej podopiecznej nie wyrażały chęci na przyjęcie kolejnego sprzeciwu.
            - Nie wsiądę z tobą na ten motor. - Zaplotłem ręce na piersi i odwróciłem głowę.
            - Boisz się, czy jaki chuj? Wsiadaj. - Popchnęła mnie z niesamowitą dla siebie mocą w kierunku tego żelastwa i wcisnęła na głowę czarny kask.
            Jednoślady mnie przerażały. Nie było wokół niczego, co by człowieka ochroniło przed wypadkiem. Tylko kask. Jednak zmusiła mnie do tej przejażdżki. Koronnym argumentem było to, że motorem dostaniemy się szybciej na miejsce.
            Zamknąłem oczy, gdy tylko ruszyła z miejsca. Miałem je zamknięte przez całą drogę. Czułem niesamowitą prędkość, jaką Mała rozwijała. Stanowczo nie podobały mi się jej sposoby prowadzenia motoru. By jakoś zając myśli w trakcie tego samobójczego aktu, postanowiłem przeanalizować sytuację z dzisiejszego poranka.
            Koło dziesiątej obudził nas Sasuke swym genialnym zaproszeniem na rodzinny obiadek. Odmawialiśmy mojej matce za każdym razem, bo nie widziało mi się ich ciągłe ględzenie, jaka to Reru jest śliczna oraz, że powinienem się za nią brać. Wnerwiało mnie to okropnie. Drugą sprawą było nadmierne uciekanie Rer przed jedzeniem. Wiedziałem, że bierze narkotyki, ale po skonsultowaniu się z bardzo dobrym znajomym, postanowiłem chwilowo nie interweniować w tej sprawie. Nie miałem pojęcia, jak ona przetrzyma ten obiadek.
            Sam oczywiście od razu bym odmówił, ale Rer uparła się, że dobrze jej zrobi chwilowe odstresowanie się. Przypomniałem jej delikatnie, że ona raczej nie zje więcej, niż jedną fasolkę, na co ona z tym swoim błyskiem w oku "założymy się?". I tak oto potoczyła się lawina śmiesznych zakładów. O tysiąc yenów, że nikt nie zauważy, iż Rer unika jedzenia, nawet ja. W tym momencie uśmiechnąłem się pod nosem, gdyż było to wręcz niemożliwe. Mój zakład dotyczył Naruto i Sasuke. Stwierdziłem, iż dzisiaj, choćby w tajemnicy, Sasuke ujawni się przede mną. Rer ochoczo przytaknęła, jakby była święcie przekonana, że nie mam szans. Ostatni zakład dotyczył moich rodziców. Czerwona zapewniała mnie, że choćbym stanął na głowie, to i tak ich nie przekonam, iż nie jesteśmy parą. Oponowałem, ale po jej diabolicznym śmiechu, zacząłem wątpić, czy mój portfel dzisiaj nie zubożeje.
            Po dość krótkiej jeździe, poczułem, jak motor bardzo zwalnia. Odważyłem się otworzyć oczy i trochę poluźnić uścisk. W tym momencie motorem ostro zarzuciło, a ja - piszcząc jak baba - wszczepiłem się w dziewczynę. Odpowiedział mi jej dźwięczny śmiech i bezpieczne już zaparkowanie motoru na moim rodzinnym podjeździe. Jak najszybciej zszedłem z tego czegoś, co nazywają jednośladem i chwiejnym krokiem poszedłem w stronę domu, odprowadzany chichotem czerwonowłosej. Po drodze minąłem Naruto, który nie raczył zainteresować się moją osobą, więc udałem się żalić swojej matuli i bratu, którzy czekali na mnie w drzwiach.
            Matka wyściskała mnie, jakby nie widziała się ze mną od roku, a brat zaczął pocieszać i podśmiewać się z mojej fobii przed motorami jednocześnie. Długo jednak przy biadolącej matuli nie wytrzymał i poleciał na zebranie Złotej Trójcy, które odbywało się gdzieś w okolicach garażu.

***

            Gdy tylko zobaczyliśmy parkujący na podjeździe motor, zlecieliśmy jak na skrzydłach, by powitać gości. Ja, nie przejmując się dobrymi manierami, tylko kiwnąłem Itachiemu głową i podszedłem do Reru, która śmiała się z długowłosego. Kiedy stanąłem przed nią z założonymi rękami, automatycznie mina jej zrzedła. Musiałem się dowiedzieć, co się wydarzyło między nią na Itachim. Choćby dla własnej, chorej satysfakcji.
            - Musimy pogadać - stwierdziliśmy zgodnie, co trochę mi przypomniało, jak raptem parę miesięcy temu, byliśmy nierozłączni.
            Udaliśmy się w ciche miejsce koło garażu. Cała ta sprawa nurtowała mnie tak bardzo, że myślałem, iż nie wytrzymam tych paru metrów bez zadania setki pytań. Stanęliśmy koło bramy, lekko skryci w cieniu.
            - Co chcesz wiedzieć? - Reru nie przebierała w środkach i, jak zwykle, waliła prosto z mostu.
            - Przespałaś się z nim? - zapytałem, obierając jej taktykę.
            - Co, kurwa? - Spojrzała na mnie, jakbym był nienormalny.
            - Z Itachim. Czy z nim spałaś? - spytałem dosadniej.
            Przez chwilę patrzyła mi w oczy, a potem się roześmiała i zaczęła kręcić głową.
            - Ale ty masz pojebane pomysły. - Skomentowała moje przypuszczenia i niespodziewanie się do mnie przytuliła.
            Było to niesamowite, do tej pory mnie odpychała, już myślałem, że nasza przyjaźń pójdzie na dno. Korzystając z tej okazji, wtuliłem się w nią, czując jak wszystkie wspomnienia napływają teraz do mojej głowy.
            - Nie przespałam się z nim i nie mam zamiaru. - Zaczęła mi szeptać do ucha, przez co to dziwne uczucie, że przez moją głupotę aż tyle utraciłem się nasiliło. - Brakowało mi tego - szepnęła ciszej, wtulając się w moje ramię.
            W tym momencie nie wytrzymałem i łzy poleciały po moich policzkach. Poczułem ciepło płynące od niej, pocieszające mnie i mówiące, że od teraz będzie wszystko dobrze. Wiedziałem, że od teraz wrócimy do normy. Miedzy nami słowa były zbędne.
            - Kiedyś ci wszystko wyjaśnię - powiedziała jeszcze, po czym przybrała pogodniejszy wyraz twarzy. - Zapomnijmy o wszystkim, tylko nie o tym, co nas łączyło. - Zaczęła ocierać mi łzy z oczu. - No, przestań, bo mnie twój chłopak oskarży o molestowanie.
            Zaśmialiśmy się, wciąż trwając w pół objęciu.
            - Wybacz mi, proszę, tak bardzo mi przykro. - Przyciągnąłem ją z powrotem do siebie. - Wybacz - wyszeptałem.
            Przytuliła mnie, tak jak kiedyś, tak jak tylko ona potrafiła.
            - A co to za zdrada się tutaj kroi? - Usłyszeliśmy głos Sasuke, który, mimo tego wyraźnego zarzutu, uśmiechał się szeroko.
            Rerget wyciągnęła zachęcająco rękę i zaciągnęła bruneta do zbiorowego uścisku. Znów się poryczałem jak jakaś ciota (zaraz, ja jestem ciotą), wtulając się w dwójkę najważniejszych dla mnie osób.
            - Tęskniłam za wami. Od teraz będzie dobrze. - Zapewniła z uśmiechem na twarzy.
            Zaśmialiśmy się wszyscy, po czym moje dwa słoneczka zaczęły doprowadzać moją twarz do porządku. Śmiałem się z ich kłótni, gdy Sasu oskarżył ją o zmasakrowanie mu chłopaka.
            Tak... Poczułem, że znów mam swoje miejsce na ziemi. Z Sasuke i z Rerget. Bez nich po prostu bym nie istniał.
            Powoli skierowaliśmy się do domu, rozmawiając, jakby rzeczywiście te wszystkie złe rzeczy się nie wydarzyły. Zaczęliśmy podawać do stołu, Rer uciekała przed nabuzowaną ich dzisiejszym przyjściem matką Itachiego. Zanim usiedliśmy do stołu, usłyszałem jeszcze głos Małej, niby skierowany w powietrze, ale wiedziałem, że owo zdanie tyczy się mnie. "Robisz za śmietnik".
            Jednak nie wszystko jest tak dobrze, jakbym chciał. Ona wciąż się głodzi, a ja wciąż jej w tym pomagam.

***

            Usiedliśmy do pięknie zastawionego stołu. Mama, jak zwykle, stanęła na wysokości zadania. Dania były zróżnicowane. Oprócz tradycyjnej zupy miso, na stole pojawiły się również jej eksperymenty kulinarne. Jadłem wszystko bez żadnego "ale", ale bardziej smakowała mi kuchnia Rer. Oczywiście moja matka nigdy nie powinna się o tym dowiedzieć i będę strzegł tej tajemnicy całym sobą. Cały czas starałem się obserwować zachowanie chłopaków oraz Reru. Denerwowałem się coraz bardziej, gdy z talerza Małej znikały kolejne porcje jedzenia, a nikt nie zauważył czegokolwiek podejrzanego.
            Przeklinając w duchu swoją hazardową naturę, dyskretnie pod stołem przekazałem Reru jej wygraną. Nie było sensu czekać do końca posiłku, była dobra w ukrywaniu się. Nie było szans, by ktokolwiek ją przyłapał. Miałem tylko nadzieję, że ten tysiąc do mnie wróci przy kolejnym naszym zakładzie.
            Przed daniem głównym mój ojciec postanowił wznieść toast. Rerget oczywiście dostała kieliszek z wodą, bo ona prowadziła. Dziwiło mnie, że rodzice nie wypytują jej o prawko. Niby można było wyrobić sobie prawo jazdy na motor do pojemności stu centymetrów sześciennych po szesnastym roku życia, ale jej maszyna już na pierwszy rzut oka wyglądała na powyżej setkę.
            Kątem oka obserwowałem także, czy Sasuke nie daje mi jakiś potajemnych sygnałów, że chce mi coś powiedzieć. Niestety, zachowywali się, jakby byli tylko kumplami. Nawet ich małe sprzeczki przy stole nie były jakieś specjalnie czułe. Dzisiaj stanowczo nie był mój dzień do wygranych. Bardziej jednak zabolało mnie, że Sasuke mi nie ufa. Bał się, że go potępię?
            Cały czas się podśmiewałem, że on, Naru i Rerget tworzą Święty Krąg lub Świętą Trójcę, nigdy jednak nie sądziłem, że tak dotkliwie doświadczę, jak wiele znaczy dla nich ta przyjaźń. Między nim a Naru było nawet coś więcej. Mój braciszek totalnie się ode mnie oddalił.
            Nadzieję na zachowanie choć cząstki honoru pokładałem w swoich rodzicach, prosząc wszystkie bóstwa, by nie zaczęli spekulacji na temat mojego domniemanego związku z Rer.
            W końcu nadszedł czas na deser, co dla mnie oznaczało powolny koniec tej udręki. Zakląłem w duchu, widząc jak moja mama kładzie przede mną kawałek ciasta ze śliwką. Nienawidziłem tego deseru od małego, ale będąc dobrym i przykładnym synem nigdy mamie nie powiedziałem wprost, że go nie lubię. Zwykle zjadałem biszkopt, wnętrze oddając Sasuke, który to ciasto uwielbiał odkąd skończył sześć miesięcy, a ja go ambitnie tym nakarmiłem. Pamiętam, jak ojciec zmył mi głowę, oskarżając, że chciałem zabić młodszego brata. Koniec końców, Sasuke bardzo polubił śliwki, wiecznie domagał się o więcej, a feralne nakarmienie sześciomiesięcznego brata śliwkami podziałało jak lek na zaparcie, którego się wtedy nabawił.
            - Przestań tak maltretować to ciasto. - Z zamyślenia wyrwał mnie głos podopiecznej.
            Spojrzałem na nią półprzytomny, a potem na ciasto, które wyglądało jak przejechane przez czołg.
            - W kuchni jest wiśniowe, przyniosę ci. - Zaproponowała i nie czekając na moją decyzję, podsunęła nadpoczęte ciasto Sasuke.
            - Coś nie tak z moim ciastem? - Zaaferowała się matka.
            - Jeszt pychne - wybełkotał Sasu z buzią pełną śliwkowego ustrojstwa.
            - Po prostu Itaś nie lubi śliwek - odpowiedziała Reru, wracając z ciastem wiśniowym, zanim zdążyłem otworzyć usta.
            - Dlaczego twoja dziewczyna wie, a ja się dowiaduję po prawie dwudziestu latach, że mój syn nie lubi śliwek? - Jeszcze trochę, a moja mama wpadnie w histerię.
            - Nie jestem jego dziewczyną - odparła Rer, czym mnie zadziwiła, bo myślałem, że dla zakładu będzie chciała podsycać ich chore wyobrażenia.
            - Jasne, jasne. - Zaśmiał się ojciec. - Wiemy, że ze względu na to, iż jesteś jej opiekunem nie możecie się ujawniać, ale nawet przed rodziną? - Puścił mi oko.
            - Mam nadzieję, że się zabezpieczacie. - Palnęła moja mama, wywołując zachłyśnięcie się większości osób przy stole.
            - Mamo! - Skarciłem ją ostro. - Nie uprawiamy seksu!
            - Czyli, że jesteście ze sobą. - Stwierdziła fakt i tym samym zakończyła dyskusję.
            I w taki oto sposób przegrałem trzeci tysiąc.

            Wróciliśmy w mieszanych humorach do domu około godziny dziewiętnastej. Do samego końca miałem jednak nadzieję, że Sasu mi powie. Myliłem się. Bardziej jednak niż orientacja mojego brata, martwiła mnie Reru. Wiedziałem, że z dzisiejszego obiadu tknęła tylko wodę. Domyślałem się, że gdy tylko wejdziemy do domu, ona zamknie się w pokoju i zacznie wciągać. Tak nie mogło być. Musiałem to jakoś zakończyć. Niby nie powinienem się teraz w to wtrącać, ale jak mogłem patrzeć, jak się zabija.
            - Koniec - oznajmiłem, gdy tylko przekroczyliśmy próg mieszkania.
            Dziewczyna spojrzała na mnie pytająco, nie wiedząc, o co mi chodzi. Skończyła ściągać buty i wyprostowana stanęła przede mną w bojowej pozycji.
            - Z czym? - spytała, krzyżując ręce na piersiach i łypiąc na mnie groźnie.
            - Sikam - zironizowałem. - Z twoją anoreksją i narkotykami. Nie pozwolę na to. - Również przybrałem bojową postawę.
            - Jak chcesz to zrobić? Nie jesteś w stanie mi zakazać - parsknęła, pewna swojej tezy.
        - Nawet po prawniczemu, jeśli będzie trzeba! Nie dam ci się zabić na moich oczach - warknąłem.
            Przyjąłem taką taktykę, ponieważ wczoraj podziałało na nią twarde i mocne podejście, jednak coś w jej oczach mówiło mi, że przesadziłem.
            - Zobaczymy - rzekła cicho, a wyraz w jej oczach się zmienił.
            Bez słowa poszła do swojego pokoju, a ja zacząłem analizować powoli całą sytuację. Czy rzeczywiście powinienem tak na nią naskoczyć? Może z nią jest jak z elektronem? Taka śmieszna zasada... nieoznaczoności? - jakoś tak. Nigdy nie wiadomo, jak zareaguje.
            Pół godziny miotałem się sam ze sobą i swoimi myślami. Nie wytrzymałem i postanowiłem w końcu ją przeprosić i ustalić jakiś konsensus.
            Zapukałem do jej drzwi, a po chwili wszedłem, mimo braku odzewu. Leżała na łóżku z jedną ręką na czole a drugą na brzuchu, jedną nogę zgięła w kolanie, stawiając stopę na pierzynie. Wyglądała rozbrajająco, tak niewinnie i słodko.
            - Hej, Reru. Przepraszam. Zróbmy to po twojemu. Co ty na to? - powiedziałem, przysiadając na brzegu łóżka, koło jej bioder.
            Przez chwilę myślałem, że śpi, ale w końcu zdjęła rękę z oczu i spojrzała na mnie przeszywająco. Trochę przeraziła mnie ta głębia jej oczu. W mdłym świetle padającym z salonu, jej oczy wydawały się być całkowicie czarne. Nagle uśmiechnęła się lekko i podciągnęła do pół siadu. Patrzyła mi prosto w oczy, nic nie mówiąc, gładziła mój policzek. Delikatnie ucałowała moje usta, wprawiając mnie w niemały szok. Nim cokolwiek zrobiłem, odsunęła się i opadła z powrotem na poduszki. To nie był zwykły pocałunek. Wyglądało, jakby się żegnała.
            Nie myśląc za wiele, opuściłem jej pokój i z rozmachem wyciągnąłem telefon z kieszeni. Szybko odszukałem kontakt i nacisnąłem zieloną słuchawkę.
            - Naru, błagam, przyjedź. Mam kłopoty z Czerwoną - jęknąłem zrezygnowany do słuchawki.
            Następne 15 minut było najdłuższymi w moim życiu. Gdy w drzwiach pojawił się blondyn, objaśniłem mu pokrótce, co się wydarzyło. Naru jedynie pokręcił z dezaprobatą głową, nie komentując moich metod wychowawczych. Bez słowa skierował się do pokoju Małej. Zaskakujące, jacy oni są do siebie podobni.
            - Dlaczego ja zawsze muszę cię ratować? - Powitał dziewczynę, z rozmachem otwierając drzwi.
            Stanąłem w jego cieniu, obserwując jej reakcję.
            - Nie proszę się o to - warknęła w jego i pośrednio moją stronę, wstając z łóżka.
            - Ile wzięłaś? - Blondyn zaczął podchodzić do jej gablotki z lekami, a ja próbowałem cokolwiek zrozumieć z ich konwersacji.
            - Skąd wiesz, że brałam tabletki? Może wstrzyknęłam? - Dziewczyna wydawała się być zadowolona ze swojej przebiegłości.
            - Stąd, że już byś kipła. A jednak mamy jeszcze około godziny do ciężkiego zatrucia - rzekł Naruto, trzymając w ręku strzykawkę.
            - Nie odważysz się. - Rer cofnęła się o krok w stronę biurka.
            - Skoro nie powiesz, ile połknęłaś tabletek, to policzę je w twoich wymiocinach - oznajmił chłopak, podchodząc bliżej czerwonowłosej.
            Nie wiadomo kiedy, zaczęli się szarpać. To dziwne, że Rerget, jak na kogoś, kto był pod niemałym wpływem środków prawdopodobnie odurzających,  wykazywała niemałą siłę.
            - Itachi, pomóż! - Naru spojrzał na mnie i jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki szarpiąca się para zatrzymała się w półkroku.
            Patrzyłem to na chłopaka, to na Małą.
            - Jeżeli nie jesteśmy warci jej życia, to niech robi, co chce - rzekłem, patrząc jej w oczy.
            Widać musiało to do niej dotrzeć, bo chwyciła strzykawkę i wbiła ją sobie w ramię, następnie rzuciła ją do kosza i wyminęła nas, opuszczając mieszkanie. Przez chwilę patrzeliśmy się na siebie z Naruto, po czym blondyn ruszył za nią biegiem, a ja podążyłem jego śladem.
            Znalazłem ich za budynkiem. Rerget wymiotowała, a chłopak stał za nią, lekko bokiem, jakby przygotowywał się do chwytu Heimlicha[2], jedną ręką podtrzymywał ją w pasie, drugą przytrzymywał jej włosy, lekko ją pochylając. Dziwiło mnie, że się nie brzydzi. Jak wielka była ich zażyłość, zanim ich poznałem? Tylko najbardziej oddana ci osoba jest w stanie posunąć się do takich czynów, jak na przykład matka dla syna.
            - I widzisz, wariatko? - Naruto przybliżył się jeszcze bardziej do dziewczyny. - Już wymiotujesz krwią. Ciekawe, od jak dawna.
            Zainteresowany jego wypowiedzią, przełamując wstręt, spojrzałem na to, co z niej wylatywało. Ze zgrozą zarejestrowałem trochę żółci, mnóstwo krwi, a pośród tej scenerii jak z horroru, około siedemnastu tabletek niewiadomego pochodzenia.
            Po około pół godzinie Małą przestały targać konwulsje. Podałem jej butelkę wody, po którą w międzyczasie poszedłem. Zaprowadziliśmy ją z Naruto do domu, lekko podtrzymując jej ramiona. Naruto posadził ją delikatnie na kanapie i poszedł do jej pokoju, a ja usiadłem koło niej, widząc jej wyczerpanie, pozwoliłem, aby jej głowa opadła na moje ramię.
            Niebieskooki roztrzepaniec wrócił po chwili ze szklanką z białym płynem.
            - Masz, słonko, wypij. Wiesz, że to ci pomoże. - Przysiadł się do niej i podał szklankę, gładząc jej ramię.
            Mimo że był w związku z moim bratem, jakoś za bardzo się do mojej podopiecznej przymilał. Poczułem zazdrość, że ja nie potrafię w ten sposób do niej dotrzeć.
            Mała bez słowa wypiła całość na raz.
            - O ty... - Rerget spojrzała na chłopaka wilkiem. - Tak chcesz to załatwić?
            - Musiałem. Prześpisz się, zrobi ci się lepiej. No już. Śpij Mała. - Zaczął nią lekko kołysać, a mi gula podchodziła do gardła z zazdrości i bezsilności.
            Rerget opadła na jego kolana, a spojrzałem pytająco w jego niebieskie oczy.
            - Uśpiłem ją. - Wyjaśnił mi krótko, delikatnie wysuwając swoje kolana spod jej głowy.
            Wstał i zaczął zbierać swoje rzeczy.
            - Nie masz podejścia, Ita. - Zarzucił mi, stając nade mną. - Ech, jutro zerwiemy się z Sasu z zajęć i postawimy ją na nogi. Jakbyśmy nie zdążyli przed twoim wyjściem na uczelnie, to daj jej ten lek. - Przekazał mi butelkę z tym białym płynem. - Jakoś sobie poradzimy, nie martw się. - Uspokajał mnie, a ja uśmiechnąłem się pod nosem.
            - Mówisz o sobie i Sasu "my", jakbyście byli parą. - Zaśmiałem się pod nosem, ciesząc się z jego gapiostwa. - Wy jesteście parą! - Zakrzyknąłem cicho, widząc jak chłopak się zarumienił po ostatnim zdaniu. - Ja... Ale jaja, mój brat z tobą, hihi, chodzi, haha. - Odstawiłem ładną szopkę, grając zszokowanego. - Ale nie mów mu, że się wygadałeś. Chcę go jutro trochę potorturować - oznajmiłem załamanemu blondynowi.
            Pożegnaliśmy się szybko, ja w wyśmienitym humorze, choć wciąż myślałem o śpiącej Rer, a Naru podłamany swoją głupotą.
            Zamknąłem drzwi na klucz i odwróciłem się w stronę kanapy. Czerwona była taka bezbronna. Delikatnie przeniosłem ją do swojego pokoju, jednak sam nie położyłem się spać. Postanowiłem dzisiaj przy niej czuwać. A nuż coś jej znowu odjebie...


[1] ok. 35,57 PLN
[2] chwyt Heimlicha - Rękoczyn, manewr, chwyt Heimlicha – technika pomocy przedlekarskiej stosowana przy zadławieniach (def. http://pl.wikipedia.org/wiki/R%C4%99koczyn_Heimlicha)