28 cze 2013

__-- 20 --__

          ~~Jak obiecałam, na moje urodzinki publikuję nową notkę. Jest w niej trochę picia, trochę baraszkowania, robię z Rerget rudą, rozpustną sukę, a nasi chłopcy... z resztą, sami przeczytajcie.~~
         ~~Dla wszystkich moich czytelników, tych ujawnionych i komentujących oraz tych cichociemnych~~
        ~~No i oczywiście Wszystkiego Najlepszego dla mnie samej :D ~~



          Zaparkowałam przed małym, białym domkiem. Przy takim popycie na narkotyki, Dei mógłby sobie pozwolić na czerwone Ferrari, ale on był wyjątkowo skromny. Jeździł zielonym VolksWagenem Golfem III, ale gdy wychodził wieczorami sprzedawać po klubach, wolał poprosić któregoś ze znajomych, żeby go podwieźli. W jego aucie nie było żadnych skrytek, mimo, że był dealerem. Dei był inny i może dlatego tak długo utrzymywał się na rynku.
            - Mam nadzieję, że Kiba ci nie będzie dogryzał tak, jak ostatnio. - Blondyn spojrzał spod byka na oświetlony salon.
            Dei i Kiba byli współlokatorami, tylko i wyłącznie, na całe szczęście. Z Kibą był ten problem, że chłopak często zachowywał się jak zboczuch. Chwalił się tym, że jest wyzwolony seksualnie. W jego mniemaniu chodziło o bzykanie wszystkiego, co się rusza i ma cycki. Dei'owi też czasem dogryzał, ale gdy ten postraszył go, że nie sprzeda mu marihuany, chłopak zaczął się trochę powstrzymywać.
            Weszliśmy do domu śmiejąc się z siebie i z ostatnich dowcipów wyżej wymienionego delikwenta. Zdjęłam kurtkę i buty, po czym chwytając Dei'a za rękę, weszliśmy do salonu, który o dziwo był pusty.
            - Deidara, znowu przyprowadziłeś dziwkę? - Dało się słyszeć z kuchni przytłumiony głos.
            - Tak nisko mnie cenisz? - zadałam pytanie, słysząc zbliżające się kroki brązowowłosego.
            Tego wariata nie da się nie lubić. Jest kochany, mimo jego wad i zawsze można na niego liczyć.
            - Rer! - krzyknął i zaczął wokół mnie skakać.
            - Co to za hałasy? - usłyszałam głęboki, męski głos, który dochodził ze schodów.
            Kiedy jego właściciel wszedł do salonu, tym razem to ja zaczęłam skakać i krzyczeć.
            - Gaara! - I po chwili wisiałam na chłopaku, tuląc go do siebie.
            Gaara zaraz po Naruto był moim najlepszym przyjacielem. Nazywali nas bliźniętami, ponieważ oboje mieliśmy czerwone włosy. Niestety, odkąd zaczął studiować, mieliśmy dla siebie bardzo mało czasu. Myślałam, że go dzisiaj nie spotkam, ponieważ często spędzał czas w akademiku.
            - No, już, bo udusisz - zaśmiał się, jednak nie wypuścił mnie z objęć.
            Teraz czułam, że wszystko było na swoim miejscu. Stara ekipa w komplecie. Nietuzinkowy dealer Dei, zboczony Kiba i męski Gaara. Trzech totalnych wariatów w jednym domku, świetnie dogadujący się współlokatorzy, którzy potrafili tu zorganizować takie imprezy, że głowa mała.
            - To, skoro wszyscy się już przywitali, wyściskali i te de. Rerget wyrwała mnie z pracy, to może po piwku? - spytał Dei, sadzając swoje cztery litery na sofie.
            Ochoczo się zgodziliśmy i już po chwili wszyscy siedzieliśmy w salonie z browarem w ręku. Pod nogi położyliśmy sobie puffy, aby móc się wygodnie wyciągnąć. Zaczęliśmy wesoło rozmawiać i komentować ostatnie wydarzenia. Opowiedziałam chłopakom o kłótni z Itachim i o tym, co się ostatnio działo.
            - Mam propozycję - rzuciłam jakąś godzinę później. - Idziemy się umyć. Osobno - zaznaczyłam specjalnie dla Kiby. - Potem robimy zagrychę, Dei przynosi wódkę i urządzamy sobie pidżama party z maratonem horrorów. Chociaż znając życie, odpadniemy po jednym i pójdziemy spać.
            Towarzystwo podskoczyło z radości, po czym rozbiegli się do swoich pokoi. Ja poleciałam za Gaarą, bo u niego miałam swoją garderobę. Z nimi nigdy nic nie wiadomo, dlatego nauczona doświadczeniem zawsze miałam tu swoje ciuchy, tak samo, jak u Naruto.
            Umyłam się w łazience dla gości. Chłopcy mieli swoje łazienki połączone z ich pokojami, dlatego nie było problemu z bitwą "kto pierwszy". Po około dziesięciu minutach wszyscy zjawili się w kuchni. Z lodówki wyjęliśmy korniszony, krewetki, które od razu trafiły na patelnię z sosem pomidorowym. Z szafek powyciągaliśmy krakersy i chipsy, wsypaliśmy je do misek i ustawiliśmy wszystko na tacy. W międzyczasie Gaara rozłożył łóżko i pościelił. Deidara wyciągnął z zamrażarki wódkę, ja z gablotki na szkło kieliszki przeznaczone na taką właśnie okazję.
            Kiedy rozłożyliśmy wszystko w salonie, nadszedł czas na wybór filmu. Kiba rozłożył na stole sześć najnowszych pozycji spodem do góry, aby nie było widać tytułów. Ja wymieszałam je między sobą tak, aby na sto procent nikt nie wiedział, co się gdzie znajduje.
            - To, co? Kamień, papier, nożyce? - uśmiechnęłam się na samą myśl naszego odwiecznego sposobu decydowania o czymkolwiek.
            - Ja z Gaarą, ty z Deidarą - zadecydował Kiba.
            Brązowowłosy był beznadziejny w te klocki, więc Gaara uśmiechnął się wrednie. Stanęliśmy naprzeciwko siebie .
            - Raz, dwa, trzy - wyliczaliśmy razem i na trzy pokazaliśmy wybrany gest.
            Deidara pokazał kamień, za to ja papier, czym go pokonałam. Gaara pobił Kibę kamieniem, gdyż ten pokazał nożyce. Stanęliśmy z czerwonowłosym naprzeciwko siebie. Spojrzeliśmy sobie w oczy i nie przerywając kontaktu wzrokowego zaczęliśmy liczyć.
            - Raz, dwa, trzy. - Nasze ręce samoistnie się rozłożyły, pokazując papier.
            - Razem? - wyciągnęłam do niego rękę, którą od razu chwycił.
            - Razem - potwierdził i podeszliśmy do stołu, a za nami Dei z Kibą.
            Blondyn zajął się rozlewaniem wódki, a my zamknęliśmy oczy i nadal splecionymi dłońmi dotknęliśmy płyty. Gaara odwrócił i spojrzał na tytuł.
            - Powracając z zaświatów - przeczytałam na głos.
            - Ciekawie się zapowiada. Pewnie jakieś zombie lub duchy - ucieszył się Kiba.
            Pokręciłam jedynie głową na jego dziwne zamiłowanie do stworzeń pożerających mózgi, ale pozostawiłam to bez komentarza. Przygasiliśmy światło tak, że teraz padała jedynie pomarańczowa łuna na nasz stolik. Zaczęły lecieć napisy startowe, więc chwyciliśmy w ręce kieliszki.
            - Za spotkanie! - zaintonował Dei.
            - Za spotkanie! - zawtórowaliśmy.
            Ostry smak wódki przepalał gardło, ale postanowiliśmy zrobić wieczór bez popity, więc jedynie zagryźliśmy ogórkiem i napełniając drugą kolejkę, rozłożyliśmy się wygodnie na oparciach.
            Gdy po siedmiu minutach głowa jakiejś dziewczyny została oderwana od reszty ciała, a towarzystwo zaczęło piszczeć, postanowiłam ich popędzić.
            - No, chłopaki, bo procenty po stoliku spierdalają. - I to mówiąc, wzięłam do ręki kieliszek. Męska część zgromadzenia oprzytomniała i chwyciła po kieliszku.
            - Co by nam się dobrze działo, w nocy stało, w dzień wisiało. - Któż inny, jak nie Kiba wyrecytował jedno ze swoich zboczonych zawołań.
            - Amen! - zaśmiałam się na jego wierszyk, zwłaszcza, że mi nie miało co wisieć ani stać.
            Druga kolejka weszła gładko, a po niej poszły kolejne, że w pewnym momencie stwierdziłam, iż zaczynamy drugą butelkę, a ja wciąż nie wiem, o czym jest ten horror. Bo jakoś mało porywający był.
            - Mam pomysł - rzuciłam, gdy ta beznadzieja się skończyła. - Puszczę wam "Eksperyment SS". - Z lekką asekuracją wstałam z kanapy i zmieniłam płytę.
            Kiba polał następną kolejkę. Wróciłam na swoje miejsce i chwyciłam za kieliszek.
            - No, panowie, póki jeszcze nie piszczycie jak baby, czas sprawdzić waszą koordynację - zarządziłam. - Uwaga: góra, dół, prawo, stół. - Zgodnie ze słowami, kieliszki wciąż trzymane przez delikwentów, spoczęły z powrotem na stole. - Lewo, środek i do góry spodek! - Po tych słowach przechyliliśmy kieliszki.
            Podobno im dalej w las, tym więcej drzew, ale u nas to się chyba nie sprawdzało, ponieważ każdy kolejny kieliszek wchodził coraz lepiej. Po kolejnych dwóch kolejkach zaczęła się bezpośrednia akcja filmu. Nasza taca powędrowała na podłogę i już nikt nie myślał o picu. Zgasiliśmy całkowicie światło. Jedynie Kiba jako ten powiedzmy, że odważniejszy, poszedł po puszkę pepsi dla każdego.
            - Aa! - krzyknął Dei, bardziej strasząc towarzystwo, niż to, co się wydarzyło na ekranie.
            - Nie krzycz, idioto, zawału dostanę - skarciłam go.
            - Sorka, samo wyszło - zachichotał.
            - Te, Gaara się zawiesił - stwierdził Kiba.
            Spojrzałam na przyjaciela, który rzeczywiście chyba stracił kontakt z rzeczywistością. Szturchnęłam go, żeby się ocknął.
            - Aa! - Tym razem to on krzyknął. - Kurwa, myślałem, że to ten SS-man. - Złapał się za serce i zaczął uspokajająco oddychać.
            Zaśmialiśmy się wszyscy i wróciliśmy do oglądania filmu. Widziałam ten film już chyba trzeci raz, ale za każdym razem tak samo mnie przerażał. Nie jestem osobą, którą łatwo wystraszyć, ale akurat ta ekranizacja miała w sobie tę szczególną nutę grozy.
            - Zapal światło - polecił Kiba Deidarze, po zakończonym seansie.
            - Sam zapal. Ja się nie ruszam, przynajmniej nie bez asekuracji - odmówił blondyn.
            - Sam dzisiaj nie zasnę - powiedział Gaara.
            - Ja też nie - odparł Kiba.
            - I ja. - Dei trząsł się jak osika.
            - Ja tym bardziej - stwierdziłam, nie puszczając ramienia Gaary, do którego tuliłam się przez ostatnie piętnaście minut seansu.
            - To, co? Śpimy tutaj? - zaproponował Dei.
            - O ile zaśniemy - wtrąciłam.
            - Wolę tu z wami, niż sam. - Brązowowłosy wtulił się w poduszkę. - Kurwa, jak zamykam oczy, to widzę duchy w oficerkach.
            Zaśmialiśmy się i jak małe dzieci wspólnie poszliśmy po duży, gruby koc, zapaliliśmy lampkę nocną i wyłączyliśmy telewizor. Zanieśliśmy do kuchni resztki naszego prowiantu i wódki. Wypiliśmy jeszcze po kieliszku na dobry sen i wróciliśmy do salonu, rozglądając się wokół, czy nie ma jakiegoś SS-man'skiego ducha, który by nas zaatakował. Ułożyliśmy się na łóżku, tocząc bitwę o najlepsze poduszki. W końcu opadliśmy z sił. Kiba leżał z brzegu, obok Deidara, potem ja, wciąż tuląc się do mojego drugiego braciszka Gaary. Czerwonowłosy zgasił lampkę i obrócił do mnie plecami. Położyłam rękę na jego brzuchu, a on przykrył ją swoją, splątując nasze palce.
            - Deidara, geju, nie tul się do mnie - warknął Kiba.
            - A do kogo mam się tulić. Bliźnięta już się miziają, to nie będę przeszkadzał - oburzył się na te jawne odrzucenie ze strony przyjaciela.
            - Tylko mnie nie obmacuj, moja maczeta jest przeznaczona dla pięknych kobiet - pochwalił się.
            - Chyba patyk - zaśmiałam się, chuchając w szyję Gaary.
            - Ej, nie gwałć mnie - oburzył się.
            - Ale jak? Tak? - wypuściłam strumień gorącego powietrza w stronę karku chłopaka.
            - Może jednak pójdziecie spać osobno? - zaproponował Kiba.
            - A kto będzie chronił moje tyły? - spytałam, obracając się na chwilę i kładąc na Dei'u, by szturchnąć brązowowłosego.
            - A kto chroni moje?
            - Pozwól się poprzytulać Deidarze - uśmiechnęłam się.
            - Tym bardziej boję się o swoje tyły - zdenerwował się.
            - Przecież nic ci nie zrobię. - Blondyn dla żartu pogłaskał kolegę po głowie.
            - Jesteś taki nieczuły - zarzucił mu Gaara, kładąc się na Deidarze, tuż kołomnie.
            - Ej, czy ja wyglądam na leżankę? - Tym nieczułym okazał się blondyn i zrzucił nas z siebie.
            - Phi, foch. - Obróciłam się do niego dupą, tym razem przodem do braciszka.
            Delikatne światło latarni wpadło przez okno, lekko oświetlając nasze łóżko. Głównie oświetlało Kibę i Deia, a na nas padała jedynie poświata. Nasze ręce znów się złączyły, lądując pod moim policzkiem. Wolną ręką gładziłam umięśniony brzuch chłopaka, on jedynie trzymał rękę na moim pasie. Po jakiś dziesięciu minutach usłyszeliśmy chrapanie Dei'a, a potem Kiby.
            Uśmiechnęłam się i przybliżyłam do czerwonowłosego. Ucałowałam go w czoło i odwróciłam plecami do niego. Nasze splecione ręce wylądowały na moim brzuchu. Tym razem to on zaczął drażnić moją szyję.
            - Ej, wariacie, przestań - szepnęłam.
            - Przecież nic nie robię - przytulił mnie mocniej, tym samym przybliżając mnie do siebie, a jego policzek znalazł się tuż przy moim.
            - Widać - prychnęłam.
            Gaara jedynie się zaśmiał i wtulił w moją szyję.

            - Mm... Kawka - ucieszył się blondyn, wchodząc do kuchni, gdzie siedziałam.
            Za oknem padał deszcz ze śniegiem. Ulice nie wyglądały zachęcająco. Szarówka i panująca wkoło depresja.
            - Może pożyczyć ci samochód? Motor odwiozę, jak przestanie padać - zaproponował, dmuchając w kawę.
            - Poradzę sobie - odparłam znad parującej herbaty ziołowej. - Zrobiłam wam śniadanie - wskazałam głową na mikrofalówkę.
            - A ty jadłaś? - zapytał Dei.
            - A jak myślisz? - odparłam, znów wpatrując się w krajobraz za oknem.
             Blondyn jedynie westchnął i odgrzał sobie posiłek. Bez słowa opuścił kuchnię w celu, jak się okazało, zwalenia brutalnie dwóch największych, pomijając Naruto, śpiochów na świecie. A skoro mowa już o Naruto...
            - Halo? - odebrałam połączenie.
            - Żyjesz? - spytał na wstępie.
            - Zbyt mała ilość alkoholu, bym umierała - zaśmiałam się.
            - Beze mnie? - oburzył się.
            - Przynajmniej ja mogłem się do niej tulić, zamiast do ciebie. - Gaara wyrwał mi telefon.
            No i tyle było z mojej rozmowy z Naruto. Ale nie mam im tego za złe. Rzadko kiedy gadali, a przecież byliśmy z ekipą Dei'a bardzo zżyci. Przez ostatnie wydarzenia trochę się to rozwlekło i nie mieliśmy za dużo okazji, by się spotkać, czy w spokoju porozmawiać. Tęskniliśmy za sobą. Ostatnia noc przypomniała mi, jak wiele radości czerpałam z przebywania z nimi. Te nasze oglądanie horrorów, obowiązkowe picie, niekiedy na umór, dzikie dowcipy Kiby. To było wspaniałe. Przypomniałam sobie dawne czasy. Zrozumiałam, że nie mogę tego tak po prostu zostawić, żeby nasza przyjaźń poszła w zapomnienie. Jeśli chciałam kiedykolwiek związać się z Itachim, musiałam wprowadzić go do tej dzikiej grupy.
            Co do Itachiego... Zastanawiam się, czy przypadkiem go nie przeprosić. Zareagowałam ostro, a on tylko się martwił. Co prawda, nie raz jeździłam już po śniegu i lodzie, raz nawet z nim, ale wieczorami raczej nie wyjeżdżałam, więc miał powody do zmartwienia. Podejrzewam, że gdyby pojechał ze mną, to by się tak nie martwił. Ale na motorze jest tylko jedno miejsce dla pasażera.
            Postanowione. Na swój własny, dziwny i niezrozumiały sposób go przeproszę, ale pod warunkiem, że on zrobi to pierwszy. I najważniejsze. Wygonię go na tę cholerną imprezę z chłopakami. Może jak się z nimi wyluzuje, to będzie mniej zachowawczy. Przecież z opowiadań Sasuke wynika, że jego brat przed poznaniem mnie był o wiele bardziej świrnięty. Podobno rodzicielstwo zmienia, ale żeby aż do tego stopnia. Muszę z nim poważnie porozmawiać.

***

            - Może zrobimy sobie jakiś wypad w góry w czasie ferii?? - zaproponowałem, mieszając długą bagietką w swoim cappuccino ze śmietanką.
            - Sądzisz, że ci starzy pozwolą? - Naruto spojrzał na mnie sceptycznie, obracając w dłoniach swoją filiżankę z małą czarną.
            Był początek lutego, a my siedzieliśmy sobie w przytulnej kawiarni na obrzeżach naszego osiedla. Była to miła odmiana, wśród naszych - już niemalże codziennych - wypadów na piwo lub do klubu oraz spędzania czasu w zaciszu mojego lub jego domu. Co prawda, nie mogliśmy tu okazywać uczuć w taki sposób, jakbym chciał, ale samo to, że wybraliśmy się dokądkolwiek indziej, niż podrzędny bar, bardzo mnie cieszyło. To było coś na miarę randki. Mimo, że byliśmy ze sobą prawie cztery miesiące, w stanie faktycznym jeszcze nigdy oficjalnie nie zabrałem go na randkę ani on mnie. Niestety, Naruto był zbyt mało romantyczny, by w ogóle pomyśleć o zaproponowaniu mu chociażby właśnie spędzenia czasu w tak miłej kawiarence, a co dopiero prawdziwa randka. Dlatego też propozycja wyjazdu w góry, który wydawał się nader romantyczny, padł z moich a nie jego ust.
            - Zgodzą się, ponieważ stwierdzę, iż to męski wypad w większym gronie. O ile uda ci się namówić Deidarę, by nas krył, to wyjazd mamy zagwarantowany - uśmiechnąłem się, oblizując łyżeczkę.
            - Nie rób tak, bo rzucę się na ciebie w miejscu publicznym - zagroził mi, pośpiesznie chwytając za swoją filiżankę i upijając z niej niewielki łyk.
            - A podobno to ja jestem niewyżyty - rzuciłem, uśmiechając się jeszcze szerzej.
            Wyjazd w góry miał swoje drugie dno. Liczyłem bowiem na kolejny krok w naszym związku. O ile a początku udało nam się jakoś ustalić, że bierzemy naszą relację na poważnie, to od tej pory nie wyznaliśmy sobie nic więcej. Może dlatego, iż wciąż zastanawialiśmy się, każdy z osobna, jak nazwać nasze uczucia. Pożądanie? Fascynacja? Zauroczenie? Miłość? Zbyt wcześnie wypowiedziane "kocham" może zniszczyć związek. Sprawić, że partner poczuje się zobowiązany do bezmyślnego odpowiedzenia tym samym słowem, bez pewności, że rzeczywiście tak jest.
            - Zbieramy się, Młotku? - spytałem zaczepnie.
            - Ej, Draniu. To, że jesteś Szatańskim Pomiotem, nie oznacza, że możesz mnie tak jawnie poniżać - odparł żartobliwie.
            - Dlaczego mnie tak obrażasz? Poza tym, jak mogę być Szatańskim Pomiotem i być takim cholernym romantykiem? - zapytałem, pomagając mu ułożyć kaptur kurtki.
            - Romantyczny? - Spojrzał na mnie tymi swoimi niebieskimi jak niebo oczyma.
            - Tak, ty byś nawet nie wpadł na pomysł, żeby zabrać mnie chociażby do kina, czy tak jak ja cię dzisiaj, do kawiarni, więc sądzę, że jestem o wiele bardziej romantyczny, niż ty. - Wzdrygnąłem się, gdy mroźne powietrze owiało moją twarz, gdy wychodziliśmy na zewnątrz.
            - Nie sądziłem, że ci tak na tym zależy - mruknął, pewnie uznając, że nie mogłem tego usłyszeć.
            - Czy tobie trzeba wszystko mówić jak krowie na rowie? - zdrzaźniłem się, mówiąc zupełnie wyraźnie i głośno.
            Blondyn już nic nie odpowiedział. Szedł obok mnie, pogrążony we własnych myślach. Sam zagłębiłem się w swoje. Czasami jego inteligencja, a raczej jej ewidentny brak, doprowadzał mnie do szału chuja. Doprawdy, czy aż tak trudno było mu zrozumieć, że potrzebuję czegoś więcej, niż ręczna robota, parę piwek i parę pocałunków? Fakt był taki, iż rzeczywiście niekiedy przejawiał zachowania uznawane przez społeczeństwo za romantyczne. Głównie były to nasze wieczorne, późno wieczorne, należy wspomnieć, spacerki po parku. Pewnie i ja uznałbym to za romantyczne, gdyby nie fakt, że mój blondynek nic romantycznego w takich wypadach nie widział. Pewnie dlatego, że ten park był głównym miejscem jego wspomnień związanych z ekipą Dei'a i z Reru. To burzyło całkowicie jego pojęcie, jak cudowny może być spacer po ciemnych uliczkach i alejkach, oświetlanych jedynie słabym światłem z latarni.
            Zawsze, gdy już myślałem, że nic nie zmąci mi przeżywania radosnych uniesień, które raz po raz zdarzały się podczas takich spacerów, to albo znikąd pojawiała się Rer, sama, bądź z Itachim, która prowadzona swoim dziwnym radarem znajdowała nas zazwyczaj w sytuacji jednoznacznej, albo Naruto nagle przypomniał sobie jakąś przeciwną akcję ekipy, która miała miejsce akurat tam, gdzie się aktualnie całowaliśmy. Powoli mnie to denerwowało.
            Prócz tego pozostaje jeszcze kwestia, co do siebie czujemy. Co ja czuję do niego? Nie wiem, nie wiem, czy to już miłość. Nigdy nie miałem dziewczyny ani chłopaka, nie przeżywałem rozterek miłosnych. Gdy poznałem Rerget, wydawało mi się, że coś do niej czuję, ale po pocałunku z Naruto zdałem sobie sprawę, że to była tylko fascynacja osobą, która okazała mi swoje dobre serce i wyciągnęła ku mnie pomocną dłoń.
            Z Naruto przy każdym pocałunku przeżywałem dzikie palpitacje serca i brakowało mi tchu. No, z tym ostatnim, to prawdopodobnie efekt choroby, niemniej jednak, czułem się wyjątkowo, jak nigdy wcześniej. Dlatego chcę tego wyjazdu w góry, chcę sobie uświadomić, czym jest prawdziwa miłość, jeżeli takowa się między nami rozwinęła.
            - W takim razie, gdzie mnie jutro zabierzesz, romantyku? - Ożywił się niebieskooki, tuż przez wejściem na naszą ulicę.
            - Dlaczego mam cię jutro gdziekolwiek zabierać? - spytałem, pomijając zgryźliwą uwagę na temat jego nie odzywania się przez całą drogę.
            - No, wiesz, jutro, jakby nie patrzeć, mam urodziny. - Nadął policzki, wyglądając jak niezadowolony pięciolatek.
            - No, co ty nie powiesz - drażniłem się z nim. - Zupełnie o tym zapomniałem.
            - Drań. - Blondyn jawnie się na mnie obraził, a ja pokiwałem głową zdegustowany jego zachowaniem.
            Naruto zatrzymał się na chwilę przed swoim podjazdem. Spojrzał na mnie wymownie, ale nie zamierzałem się pierwszy odezwać, czekając na jego reakcję. Igrałem z niebezpiecznym ogniem, ale to właśnie takie zabawy sprawiały, że nie było w naszym związku nudno. Naruto denerwował się coraz bardziej, ale również nie otworzył ust, żeby cokolwiek powiedzieć. Staliśmy tak i patrzeliśmy się na siebie walcząc wzrokowo.
            - Yhh. - Naruto nie wytrzymał i tupnął nogą. - Jak sobie chcesz - warknął i zaczął odchodzić w stronę domu.
            - Ej, czekaj. - Skapitulowałem i podbiegłem do niego, właśnie otwierał drzwi, gdy chwyciłem go za ramię, by się odwrócił w moją stronę.
            Jego rodziców nie było w domu, więc wybrałem najłatwiejszy sposób na ugłaskanie tego blond narwańca. Popchnąłem go w głąb korytarza, uprzednio wyjmując klucz z drzwi i rzucając go na szafkę. Drzwi zamknąłem kopniakiem, tracąc kontakt z rzeczywistością, gdy moje usta naparły na jego cudowne, malinowe wargi. Delektowałem się delikatnością, z jaką Naruto oddaje moje chaotyczne, spragnione bliskości pocałunki.  W drodze do salonu pozbyliśmy się kurtek i butów, odrywając się od siebie tylko wtedy, gdy jakaś część garderoby sprawiała nam jakąś trudność przy ściągnięciu. Tak bardzo pragnąłem jego dotyku, zwykłego przytulenia, bez zabawiania się. Właśnie takich pocałunków, jakby to miały być nasze ostatnie, potrzebowałem. Naru przejął kontrolę i obrócił mnie tyłem do kanapy, po czym na nią popchał, samemu układając się wzdłuż mojego ciała, zamykając w swoich objęciach. Nasze języki walczyły o dominację, ale jako, że miałem przecież ugłaskać Naruto, pozwalałem mu wygrywać za każdym razem. Poczułem, jak jego dłoń wplątuje mi się we włosy. Moje ręce już dawno błądziły gdzieś tam po ciele blondyna, nie mogąc znaleźć sobie odpowiedniego miejsca, by zatrzymać się na dłużej. Poczułem cały ciężar mojego chłopaka na sobie, gdy przestał się podpierać a jego ręka zawędrowała pod moją koszulkę. Wydałem z siebie zduszony jęk, gdy jego wciąż z zimne palce przesunęły się w linii prostej od brzucha poprzez żebra, aż znalazły mały, wystający guziczek, który automatycznie stwardniał jeszcze bardziej, nie mówiąc o innej części ciała, która twardniała z każdym kolejnym pocałunkiem, a po tej akcji o mało nie wytrysnąłem, zanim Naruto nawet go dotknął. Moje dłonie powędrowały w końcu pod koszulkę blondyna i pieściły jego plecy. Jedną nogę zgiąłem w kolanie, powodując, że uda Naruto się rozsunęły, a ja otarłem się o jego męskość, przygniatając ją do mojego ciała.
            - Dalej jesteś obrażony? - spytałem szeptem, gdy na chwilę Naruto zajął się moją szyją.
            - Nie. Na szczęście wiesz, co na mnie działa - uśmiechnął się tak, jak uwielbiałem najbardziej.
            - Nawet nie wiesz, jak dużo wiem - dogryzłem mu i z nowym zapałem zabrałem się za pieszczenie różnych zakątków jego ust, twarzy i szyi, cały czas pozwalając mu dominować.
            Zacząłem pieścić jego pośladki, które wciąż znajdowały się w dżinsach, zataczając kółka na ich wewnętrznej stronie. Wzrok Naruto robił się coraz bardziej przymglony przyjemnością. Jęknął ponownie, gdy otarłem się o jego nabrzmiałego penisa. jego dłoń, która maltretowała moje sutki, przeniosła się na dół, nieśpiesznie majstrując przy pasku od spodni.
            - Na wszystkich Bogów! Co się tutaj dzieje?

25 cze 2013

Letnie DD

Double Drabble na dobre rozpoczęcie wakacji. Jeżeli nic mi w tym nie przeszkodzi (czyt. dziecko i mąż), to rozdział dwudziesty przewiduję na dwudziestego ósmego czerwca - moje urodzinki :) I będzie naprawdę długi :)

DD pisane na letni event na forum sasunaru.

Moje ciało tamtej nocy oszalało


- Moje ciało tamtej nocy oszalało,
Twoje ciało moje ciało opętało...*

Chłopak siedzący na kanapie w salonie obserwował "poczynania" współlokatora, któremu nie przeszkadzał niesamowity upał za oknem i ani myślał spocząć obok niego, rozkoszując się zbawienną mocą wiatraka. Nie, on wolał śpiewać i tańczyć na środku salonu.

- Szalej mała szalej,
Wina sobie nalej,
Bądź gwiazdą tej nocy...**

Wiatrak po raz kolejny zatoczył półkole, a młodzieniec, który nie podzielał pasji swego partnera, zaczął zgrzytać zębami, mając już serdecznie dość. Tamten jednak nadal zataczał biodrami, imitując taniec i doprowadzając go na skraj obłędu. Nie lubił tego rodzaju muzyki, żeby to jeszcze było techno, ale nie - jego kochanie wybrało sobie najbardziej irytującą formę drażnienia go w ten upalny, czerwcowy wieczór.

- Bujaj się, bujaj się,
Nie zobaczysz więcej mnie...***

"Jak nie przestaniesz fałszować, to mnie więcej nie zobaczysz..." - pomyślał chłopak, przypatrując się, jak partner tańczy z ich obrotowym krzesłem. - "Słoneczko mu przygrzało i zwariował."

- Bo ja kaca mam silnego...****

"Już nigdy nie zabiorę go na potańcówkę z okazji pierwszego dnia lata" - przyrzekł sobie w myślach, całkowicie tracąc cierpliwość i aż wstał, potrącając źródło chłodu.

- Sasuke, wyłącz wreszcie te jebane disco polo! - krzyknął poirytowany Naruto.


* Cliver - Moje Cialo Oszalało
** CLARIS - SZALEJ MAŁA
*** After Party - Bujaj się
**** MC Makler - Silny Kac

I oczywiście nie mam nic do Disco Polo. Osobiście najlepiej się przy nim bawię i nawet przyjemnie się go słucha. Irytacja Naruto jest tu tylko na potrzeby fica.

4 cze 2013

__-- 19 --__

Zapraszam na kolejny rozdział.

__19__

- Ale czemu? - spojrzałem na nią, nic nie rozumiejąc.
- Choć, pokażę ci - wyciągnęła do mnie rękę i pociągnęła w stronę bramy.
Wejście okalane było napisem "Cmentarz Tokijski nr 4". Nie wiedziałem, co o tym myśleć. Rer przystanęła na chwilę przed bramą, wciąż ściskając moje palce. Wyglądała, jakby ze sobą walczyła. Trwało to jednak moment i przekroczyliśmy próg cmentarza.
Był ładny, pełno zadbanych tabliczek, na każdej alejce stało parę lamp oświetlających drogę, w mniejszych dróżkach, tuż przy pomnikach stały mniejsze latarenki, oświetlające napisy na nich. W powietrzu unosił się zapach różnorakich kadzideł, a przed niektórymi tablicami stały świece.
- Tędy - zakomunikowała dziewczyna, ciągnąc mnie w głąb.
Pozwoliłem, aby mnie prowadziła i zastanawiałem się, kto z bliskich mojego chłopaka nie żyje. W końcu to cmentarz, tu leżą tylko zmarli. Minęliśmy piątą alejkę i skręciliśmy w małą dróżkę wśród pomników. W końcu się zatrzymaliśmy. Podążyłem za wzrokiem Rer. Zobaczyłem nazwisko Uzumaki i aż zakryłem usta ręką, by nie krzyknąć. Przed tablicą dopalało się kadzidło, co oznaczało, że ktoś tu był, najdalej godzinę temu.
Rerget była cały czas poważna i co chwila zamykała oczy, jakby jej coś doskwierało.
- Witaj - powiedziała w powietrze i wyciągnęła z plecaka jakieś pudełko.
Miała w nim kadzidło, jakiś olejek i czarkę. Wlała do niej pachnącą substancję i zamoczyła końcówkę kadzidła. Wyciągnęła dopalający się patyk ze stojaczka i ułożyła delikatnie w pudełku obok tablicy. Doliczyłem się pięciu, co oznaczało, że ten człowiek nie żyje od pięciu lub trzech lat, jeżeli kadzidła Rerget także lądowały w tym miejscu.
- To jest biologiczny ojciec Naruto - powiedziała, a ja o mało nie zemdlałem. - Są podobni, prawda? - zaśmiała się cicho. - Yondi umarł trzy lata temu na raka - kontynuowała opowieść. - Jak już zdążyłeś zauważyć, Kushina szybko pocieszyła się w ramionach innego. Ale to dobry człowiek, kocha ją, znalazł wspólny język z Naruto, zaadoptował go. Naru nie ma o to żalu do matki, potrzebował ojca, a ona mu to zapewniła. Naru mówi mu tato, tworzą zgraną rodzinę. Są szczęśliwi - mówiła to trochę do mnie, trochę w przestrzeń. - Ale każdego roku, dwudziestego czwartego stycznia, siedzi tu cały dzień i na nowo przeżywa śmierć ojca. Yon obiecał mu, że razem spędzą jego urodziny, że pokona chorobę, ale nie dotrzymał słowa i odszedł tuż przed jego uroczystością. Naru jest silny, więc jakoś to przetrwał... - zamyśliła się na chwilę, po czym jej twarz wykrzywił grymas. - Nie lubię cmentarzy. Aż głupio patrzeć tylko na jedno kadzidło. Przychodzę tu z Naru i zapalamy dwa obok siebie. Ten wariat zaciąga mnie tu przynajmniej raz w miesiącu - westchnęła, po czym pogładziła gładką powierzchnię szlifowanego marmuru.
- A gdzie jest pochowana twoja mama? - spytałem cicho, a ona tylko się zasępiła i spojrzała w bok.
- Nie byłam na jej grobie od pięciu lat - wyznała.
- Skoro już tu jesteśmy, to może pójdziemy? - spróbowałem ją nakłonić.
- Zamknij się - szepnęła, ale jakby nie do mnie.
- Słucham? - uniosłem brew.
- Mówiłam, że nie lubię cmentarzy? Chodźmy stąd - obróciła się na pięcie. - Zanim ten człowiek mnie wykończy - szepnęła jeszcze bardzo cicho, ale i tak to wyłapałem.
Dobiegłem do niej i splotłem nasze dłonie. Co miało oznaczać ostatnie zdanie? Jakby rozmawiała z kimś, kogo nie było. Czyżby była jakimś medium, komunikującym się z duchami? To by wiele wyjaśniło, ale przecież ja nawet nie wierzyłem w duchy, jak mi to mogło w ogóle przyjść do głowy.
Przystanęła obok trzeciej alejki i spojrzała w boczną dróżkę. Jej oczy były smutne, niby patrzyła się w przestrzeń, a miałem wrażenie, jakby patrzyła na COŚ. Nie podobało mi się to i zaczynałem się bać. Nie wierzyłem w duchy, ale przy takim jej zachowaniu, aż ciarki przechodziły po plecach. Po chwili znów ruszyła do przodu, nie odzywając się do momentu, gdy stanęliśmy dwie przecznice od mojego domu.
- Stąd pójdziesz na nogach - zakomunikowała i wyciągnęła fajkę, by sobie zapalić.
- Dziękuję, że mi to wszystko pokazałaś. I że spędziliśmy ze sobą czas. Może nie jesteśmy na takim poziomie, co ty i Naruto, ale uważam cię za wspaniałą przyjaciółkę - przytuliłem ją lekko.
- Tylko się nie wygadaj - pogroziła mi palcem i kazała iść do domu.
Zastanawiałem się przez chwilę, czy nie poprosić Naruto o chwilę rozmowy, podczas krótkiego spaceru, ale postanowiłem dać sobie dzisiaj spokój. Jutro też jest dzień, a za tydzień jego urodziny. Będziemy jeszcze mieli sporo okazji, by się spotkać.
Nagle mój telefon wydał z siebie dźwięki zmuszające mnie do odebrania połączenia.
- Słucham - rzuciłem od niechcenia, pakując się do domu.
- Jesteś jeszcze z Rer? - usłyszałem mojego brata, który był na skraju załamania nerwowego.
- Rozdzieliliśmy się jakieś piętnaście minut temu. Czemu dzwonisz do mnie, a nie do niej? - spytałem, jedną ręką zdejmując buty i kurtkę.
- Bo nie odbiera ode mnie i nie odpisuje na moje sms - wyjaśnił ze złością. - U Naruto też jej nie ma, bo dzwoniłem do niego przed chwilą.
- Zasłużyłeś na to - zauważyłem fakt i nie omieszkałem się nim podzielić z bratem. - Ona da radę ciebie kontrolować, utemperować twój charakterek. Pod jej wpływem zmieniłeś się o sto osiemdziesiąt stopni. Niestety, jej nie da się kontrolować, ani utemperować jej porywczej natury. Robi co chce i kiedy chce. Ciesz się, że nie dała ci w mordę. I nie zabiła nas na motorze. Tak ją podkurwiłeś - zbeształem brata.
- Wiem, ale czasami tak się o nią martwię, że po prostu się zapominam - westchnął.
- Zastanów się nad sobą, tyle razy ci z Naru powtarzaliśmy, żebyś miał do niej trochę inne podejście. Jak na razie, z takim, co masz teraz, to daleko nie zajdziesz. Zginiesz z jej rąk do przyszłej gwiazdki - zaśmiałem się kwaśno.
- Wiem.. Gdyby się odezwała... No, wiesz.. - usłyszałem po chwili załamany głos brata.
- Zadzwonię - obiecałem i się rozłączyłem.
Jeszcze tego mi brakowało, żeby się rozkminiać nad jego rozterkami miłosnymi. Czasami mój brat zachowuje się jak rasowy debil.
Spojrzałem przez okno swojego pokoju. U Naruto świeciła się tylko mała lampka, ale nie był dostępny na komunikatorze. Westchnąłem, rzucając się na łóżko. Muszę na spokojnie przetrawić dzisiejsze przygody. Zakupy, dziwne zachowanie Naru, cmentarz, dziwne zachowanie Rerget. Z niespokojnymi myślami powoli zagłębiałem się w sen.

***

Byłam tam. Dziwnie się czułam nie mając obok siebie złotej czupryny, a tylko te ciemne, onyksowe oczy. Z takim zdziwieniem i przejęciem wpatrujące się w nagrobek. W głowie mi szumiało od tego wszystkiego. Pomimo zamknięcia się na otaczającą energię i tak ojciec Naruto zdołał ją przebić i mi trochę podokuczać.
To takie wkurzające nie móc się pozbyć na chwilę swych nadprzyrodzonych zdolności. Miałam przerąbane, nie byłam taka, jak zwykli ludzie. Trochę to przypominało medium. Ci, którzy chcą posiadać takie zdolności, jakie mam, muszą medytować latami, a i tak nie zawsze osiągają cel. Mi lata zajęło, aby kontrolować tę moc. Żeby nie czuć tego, co czują inni, żeby ich myśli nie przenikały moich, żeby każda zbłąkana dusza nie nawiedzała mnie wieczorami, czując bijącą ode mnie specyficzną energię. Przez lata szukałam odpowiedzi na dręczące mnie pytania. Co się ze mną dzieje, kim jestem? Nie raz wydawało mi się, że po prostu zwariowałam. Niestety, byłam jedynie medium z niesamowicie silną szóstą czakrą - Trzecim Okiem, które w wyniku niewyjaśnionym jeszcze przeze mnie biegu wydarzeń otworzyło się lub najnormalniej w świecie, nigdy nie zostało zamknięte. Gdy się rodzimy, wszystkie nasze czakry zostają przytkane. Pozostaje jedynie normalny przepływ energii astralnej. Podczas medytacji i ćwiczeń nad swą energią duchową i fizyczną możemy je częściowo, bądź całkowicie otworzyć. Nie warto jednak się z tym odnosić. Ludzie w to nie wierzą. Uważają cię wtedy za jeszcze bardziej psychicznego i czynią z ciebie wyrzutka społeczeństwa, bardziej, niżbyś rzeczywiście był chory psychicznie. Bo chorobę umysłu można zbadać, medycyna już jest w stanie to zrobić. Siły astralnej nie da się tak po prostu zmierzyć. Nie da jej się opisać żadnymi naukowymi wzorami. Jest to takie samo wierzenie, jak chrześcijaństo i ich Bóg - JHWE. Choć, co śmieszne chrześcijanie twierdzą, że Bóg to Bóg, a JHWE to Bóg tzw. kociarzy, wyznawców "innej" religii. Nie pojmują, co to słowo oznacza. Głupcy, którzy nawet nie wiedzą, w co wierzą, ale duchy to dla nich demony.
Dlatego też nigdy nie odnosiłam się ze swoją zdolnością. Na własną rękę uzyskałam odpowiedź. Gdy upewniłam się, że nie jestem psychicznie chora, zajęłam się szkoleniem Naruto, aby i on mógł spojrzeć na świat z trochę innej strony. Przez pierwsze parę sesji sceptycznie podchodził do tej sprawy, lecz gdy z moją pomocą otwarłam jego Oko, jego zdanie zmieniło się diametralnie. Od tego czasu nasze nieme rozmowy weszły na wyższy poziom - umysłowy. To nie było już tyko zgadywanie, o co drugiej osobie chodzi. Mogliśmy się łączyć ze sobą telepatycznie. Gdybym to nie ja była jego przewodniczką po świecie astralnym, pewnie nie miało by to aż takiego wymiaru, ale dzięki temu, że mu pomogłam i przelałam w niego część swej energii, telepatia stała się dla nas normą. Z innymi ludźmi, których szósta czakra jest przyblokowana, nie potrafię się połączyć, wejść bezpośrednio do ich umysłu i z nimi rozmawiać. Docierają do mnie jedynie sztrzępki ich energii astralnej, zwanej zwyczajowo myślami. Dla mnie jest to jednak przenikający strumień energii, która nie ma formy, ani znaczenia. Każdy bowiem myśli inaczej, jego myśli przybierają różną formę, co nawet udowodniono naukowo, więc nie potrafię "czytać w myślach".
Przez to, że Naru miał zaszczepioną część mej energii, zostaliśmy nią połączeni. Dzięki temu mogłam wyczuwać jego emocje. W każdej chwili. Jednak kij ma dwa końce. On czuł, to co odczuwałam ja. Co prawda - jedynie częściowo i to tylko te silniejsze emocje. Potrafiłam zamknąć to połączenie, kiedy tylko chciałam i otwierać w momentach, gdy oboje tego potrzebowaliśmy. Jak na przykład teraz.
Dopaliłam fajkę, nie czując już energii oddalającego się Sasuke. Zastanawiałam się, czy wrócić do domu. Itachi mnie wpienił. Naruto wysłał mi już kilka smsów, czy wszystko okej. Poczuł moje zdenerwowanie. Długowłosy przegiął, z chęcią obiłabym tę jego łasiczkowatą twarzyczkę. Nie wiem jakim cudem się powstrzymałam. Niemal całą siłą woli powstrzymałam się od pierdolnięcia go w twarz.
Usiadłam na motorze i zamknęłam oczy. Skupiłam się nieco i odnalazłam niebieską nic energii, prowadzącą do mojego przyjaciela.
"Jak się czujesz?" - spytałam chłopaka, patrząc przez chwilę jego oczyma na znajdujące się na półce zdjęcie.
Wyciągał je raz do roku, a następnie chował głęboko w szufladzie.
"Nawet dobrze. Mam małe wyrzuty sumienia, że okłamałem Sasuke" - odpowiedział.
"Zrozumie, ale chyba powinieneś mu powiedzieć" - zasugerowałam.
"Świra z tobą dostanę, czy ty zawsze musisz mieć rację?" - warknął, lekko rozbawiony.
"Nie zawsze, oboje o tym wiemy" - uśmiechnęłam się do siebie.
"Co mówił?" - zaciekawił się chłopak.
Moc Trzeciego Oka wiąże się, jak wcześniej wspomniałam z widzeniem dusz, a także porozumiewaniem się z nimi. Jest to momentami frustrujące, dlatego staram się nie używać swych zdolności na co dzień. Niestety w takich miejscach, jak cmentarz, gdzie jest skumulowana cała energia astralna zbłąkanych dusz, po prostu się nie da ich zignorować.
"Że szkoda, iż tym razem nie przyszliśmy razem, ale wytłumaczyłam mu sytuację. Nie był zadowolony, że nie przedłużysz rodu. Trochę się pośmiał, trochę mnie powkurzał. Ale powiedział też, że cię kocha bez względu na wszystko" - odpowiedziałam na pytanie chłopaka.
"Domyślam się, o co cię męczył. Posłuchałaś go?" - spytał zdziwiony.
"Zwariowałeś?" - oburzyłam się. - "Tylko ją widziałam, stała w tej samej sukni, co zawsze i była smutna" - westchnęłam i odchyliłam się nieco na swojej machinie.
"Też byłbym smutny, gdyby własna córka się do mnie nie odzywała" - odparł zły na mnie.
"Nie ważne. Ale na całe szczęście nie było ojca" - zagryzłam zęby na samo wspomnienie o tym człowieku.
"To dobrze, jeszcze byś mu coś zrobiła" - odetchnął Naru.
"Tylko, jakbym całkowicie straciła nad sobą panowanie" - zaśmiałam się, wyobrażając sobie, jak człowiek niszczy ducha. - "Idź spać, Młotku" - popędziłam go myślami.
"Ej, tylko Sasu..." - Reszta jego wypowiedzi była wiadoma, więc zerwałam nasze połączenie.
Wyprostowałam plecy i odpaliłam motor. Nie pojechałam do domu. Niech się Łasica zastanowi nad tym, co zrobił. Podjechałam pod dobrze mi znaną kamienicę.
- Nie mów, że ci się skończyło? - Dei przywitał mnie radośnie.
- Nie skończyło, ale za to twoja praca na dziś się kończy. Porywam cię - uśmiechnęłam się i podałam mu kask.
- No, nie, myślałem, że ten moment nigdy nie nastąpi. Mała Reru chce u mnie nocować, bo się pokłóciła z chłopakiem - uśmiechnął się od ucha do ucha i zaczął koło mnie skakać.
- On nie jest moim - zaczęłam zaprzeczać, ale zrezygnowałam. - To, jak? Dasz się porwać, czy nie? - Ponownie wyciągnęłam w jego stronę kask.
Z chęcią go założył i z okrzykiem radości wskoczył na motor. Chyba jako jedyny z moich znajomych uwielbiał jeździć ze mną motorem. Ale, co się dziwić. Dei to Dei. Jedyny w swoim rodzaju.


***
***

Kurwa, wydawało mi się, że wyszło tego trochę więcej, a jednak Word pokazał mi marne cztery z hakiem A4
Trochę dzisiaj wprowadziłam was w świat astralny i świat hinduskich wierzeń. Osobiście mam do tego stonowane podejście. Medytacja i te inne pierdoły pomogły mi rzeczywiści w lepszym przepływie energii witalnej. Stosowałam je podczas emisji głosu. Jednak, czy rzeczywiście da się połączyć dzięki nim z kosmosem, duchową energią, czy dojść do Nirvany? To pytanie pozostawiam wam i sami sobie odpowiedzcie. W duchy wierzę, ale nie wierzę, by można było się z nimi porozumieć. Może dlatego, że w głównej mierze jestem naukowcem i biorę świat przez pryzmat badań i dowodów. Nie lubię hipotez, dla mnie ważne są tezy i stwierdzenia, rzeczy udowodnione. Jednak mam też duszę artysty, która jest taką wielką "rysą" na tym naukowym obliczu. Jednak dzięki tej rysie rozwijam się także w innych dziedzinach i uważam, iż jest ona bardzo przydatną skazą. Bez niej nie potrafiłabym tworzyć muzyki, wyobrażać sobie czegoś, czego nie ma, a następnie przelać to na papier w postaci rysunku, czy słów lub collage w programach graficznych.
Poza tym, interesują mnie aspekty teologiczne, czy też innych religii, czasem na prawdę wydaje mi się, mimo iż jestem niewierząca, że wiem więcej o religii danego odłamu, niż sami jej wyznawcy.
Często się podśmiewam do mojego męża, że po prostu warto znać swego wroga. Oczywiście nie mam nic do osób wierzących. Nawet trochę im zazdroszczę, że potrafią się modlić i ufać boskiej opatrzności. Lecz nie mam zamiaru siebie zmieniać. Wyznaję zasadę, że jeśli ktoś ma takie życzenie, to nawet nich w drzewa wierzy, zaakceptuję to. Więc, jeżeli w moich notkach przeczytacie coś, co odczujecie jako atak na waszą religię, pamiętajcie, że nie miałam takiego zamiaru i na pewno nie chodziło o to, mimo iż tak zabrzmiało.

Pozdrawiam wszystkich.
Dzisiaj bez zapowiedzi kolejnego rozdziału. Sumimasen :(