Z uśmiechem na ustach wkroczyłam do
pokoju Itachiego. Widok całujących się chłopaków nieco mnie rozczulił.
Wyglądali naprawdę słodko, a do tego nie zwracali najmniejszej uwagi na to, co
się działo dookoła.
Bezszelestnie usiadłam na łóżku
swojego opiekuna i oparłam się o drewniany stelaż. Nogi podciągnęłam pod brodę
i wpatrywałam w spokojnie śpiącego chłopaka. Miałam ochotę po prostu się do
niego przytulić, wejść pod kołdrę i zostać tak na zawsze, a z drugiej strony
nie mogłam się przemóc i nie potrafiłam przeskoczyć tej pieprzonej bariery w
moim umyśle. Tak bardzo go raniłam. Odrzucałam i odpychałam za każdym razem,
gdy próbował się do mnie zbliżyć, gdy próbował dotknąć, objąć prawdziwą opieką,
a nie tylko tą na papierku.
Dlaczego on się na to pisał? Miał
nadzieję na stworzenie jakiegoś cudownego gniazdka miłości? Pewnie tak, ale ze
mną było to niemożliwe. Byłam jak wadliwy towar, bez jakichkolwiek szans na
renowację, przynajmniej jeszcze nie teraz.
Z chęcią wykrzyczałabym wszystko, co
mi leżało na sercu i miała w dupie, co się stanie później, ale nie mogłam sobie
pozwolić na przyczepienie mi etykietki TEJ USZKODZONEJ. Nie chciałam, by Itaś
cierpiał przeze mnie. Nie pozwalałam też sobie na obdarzenie go zaufaniem. A
tak by było łatwiej, prawda?
Nie wiadomo kiedy, po moim policzku
popłynęła łza, a za nią następna i kolejna, kolejna. Nie wiedziałam, czemu
płaczę. Może po to, by nie sięgnąć w tym momencie po żyletkę, a może po prostu
z bezsilności. Wiedziałam, że kiedyś wszystko wyjdzie na jaw, że nie wytrzymam,
że on już będzie miał dość. Niekontrolowanie pociągnęłam nosem, podkurczając
jeszcze bardziej nogi pod siebie.
- Rer, co ty? - Itachi najwyraźniej
obudził się od nadmiaru moich szlochów. - Płaczesz? - spytał, zapalając lampkę.
- Zgaś, nie chcę, byś mnie taką
oglądał. - Obróciłam twarz, zasłaniając kurtyną włosów zaczerwienione oczy.
Długowłosy wykonał pospiesznie
polecenie i ponownie zwrócił ku mnie swój wzrok. Nieznacznie się przysunął, ale
taką odległość byłam jeszcze w stanie tolerować.
- Co się stało? - Minę miał wyraźnie
zmartwioną.
- Nienawidzę się - powiedziałam,
podnosząc głowę i patrząc mu prosto w oczy.
W pokoju panował półmrok przez
rzucane od strony ulicy światło latarni. Idealna atmosfera do nieprzyjemnych
wyznań i rozmów.
- Nienawidzę tego, że nie potrafię
ci zaufać. - Kontynuowałam, widząc totalnie zszokowaną minę chłopaka. -
Nienawidzę tego, że nie mogę się zmusić, by cię do siebie dopuścić. Że nie
odwzajemniam twoich potrzeb i uczuć. Że tylko cię ranię. Że nie jestem taka,
jaką mnie widzisz. Że jestem jak porysowane lustro, wszystko zniekształcam. Że
jestem oszpecona - ostatnie zdanie wypowiedziałam szeptem.
- Co ty pierdolisz? - Itachi ocknął
się z chwilowego zaskoczenia.
- To, co słyszysz. Jestem wadliwym
produktem. - Wypowiedziałam na głos swoje myśli.
- Nieprawda. - Szybko zaprzeczył
mojemu tokowi rozumowania i nader blisko się przysunął, co zaskutkowało
palpitacją mego serca i szybkim zerwaniem się z łóżka z zamiarem wyjścia z jego
pokoju. - Nie tak szybko. - Wykorzystał moją słabość przeciwko mnie i zasłonił
własnym ciałem drzwi.
Nie spodziewałam się takiego obrotu
wydarzeń. Sparaliżowana obsunęłam się prostopadle plecami po ścianie i głucho
klapnęłam na płaskim tyłku na jego białym dywanie. Ukucnął obok mnie, ale nie
dotykał.
- Nie ważne, jakbyś była wadliwa,
oszpecona... Dla mnie jesteś idealna, po prostu, masz to coś. Mogłabyś być pokryta cała bliznami, a i tak byś mi się
podobała. - Uśmiechnął się pokrzepiająco.
- Nawet takimi? - Wiedziona impulsem,
podwinęłam rękawy i pokazałam ręce. Chłopak zachłysnął się powietrzem i
spojrzał na mnie z przerażeniem.
- Rer, czemu sobie to robisz? - Był
naprawdę skonsternowany tym, co zobaczył.
- Tylko jedna dwudziesta tego, to
moja robota. - Uśmiechnęłam się ironicznie przez łzy.
- Zaraz, chcesz mi powiedzieć...
- Ojciec mnie lał, odkąd zmarła
mama, jak widać miał różne narzędzia tortur - powiedziałam to nad wyraz
spokojnie, uspokajając się już na tyle, by potok łez usechł.
Itachi przetwarzał przez chwilę to,
czego się dowiedział. Na sto procent nie spodziewał się takich rewelacji z
mojej strony. Chyba wolałby nie wiedzieć.
- To dlatego się tak zachowujesz? -
spytał delikatnie.
- Czy, jak spotkaliśmy się pierwszy
raz, to taka byłam? - Pokręcił przecząco głową. - Masz swoją odpowiedź.
- Więc, co się stało? Co i kto ci
zrobił? - Próbował wykrzesać ze mnie jeszcze jakieś informacje, ale moje
godziny otwarcia na Itachiego już się skończyły.
- Może kiedyś się dowiesz -
powiedziałam cicho, wstając, by wyjść z pokoju.
Chłopak jednak wciąż stał w miejscu
i się nie ruszał. Wyglądał jakby się nad czymś zastanawiał. Traciłam już
powoli swoją cierpliwość i byłam już gotowa po prostu go odepchnąć, nawet jeśli
to łączyło się z moją fobią.
- Czy mogę cię przytulić? Może za
pozwoleniem poczujesz się inaczej niż jakbym ingerował w twoją sferę
bezpieczeństwa. - Pieprzony prawnik, zawsze potrafi to wszystko tak ładnie ująć
słowami, że człowiekowi miękną kolana.
- Dobrze. - Zdecydowałam się, choć pełna
obaw.
Poczułam silne, męskie ramiona, które
z łatwością mnie objęły. Mimo, iż dotyk był przyjazny i pełen pozytywnej
energii, czułam rozchodzącą się po ciele chęć ucieczki. Drżałam ze strachu, że
posunie się o krok za daleko, a tego bym nie wytrzymała. Było dobrze, ale nie
czułam się komfortowo. Nie miałam pewności, że kiedykolwiek się tak poczuję.
Wysunęłam się najmniej brutalnie jak potrafiłam z jego objęć i posłałam
smutny, zrezygnowany uśmiech.
- Jest jeszcze za wcześnie. - Wyjaśniłam,
patrząc mu prosto w oczy. - A tak poza tym, twój brat całuje się z Naruto w
salonie - rzuciłam na do widzenia, dostrzegając w pełni zaskoczoną minę
długowłosego.
Następnego dnia rano jako pierwszy, zaraz po mnie oczywiście, wstał Itachi. Chodził zamyślony i niewiele się odzywał. Nie dziwiłam mu się i nie miałam zamiaru ingerować w jego melancholię. Sasuke i Naruto zdołali się podnieść z wyra dopiero koło południa i wyglądali jak cztery nieszczęścia z opuchniętymi wargami, jednak ani ja, ani Itachi nie skomentowaliśmy ich stanu. Woleliśmy poczekać, aż sami nam powiedzą, co w trawie piszczy.
***
Syndrom dnia wczorajszego dawał znać o sobie w najmniej bolesny sposób, czyli zwyczajowym waleniem we łbie. O wiele bardziej obawiałem się o moją relację z Sasuke. W końcu tej nocy wydarzyło się coś bardzo intymnego. Całowałem się z chłopakiem. Podobało mi się. I bardzo pociągało. Nawet podczas wciśniętego na siłę chudego rosołku Rer, myślałem jak seksownie brunet wciąga makaron. Nigdy wcześniej nie zaciskałem nóg, tak jak wtedy.
Najgorszy okazał się powrót do domu, ponieważ nie mogliśmy bez przeszkód się miziać, ktoś mógł nas zauważyć, podsłuchać. Staraliśmy się więc rozmawiać o czymś przyziemnym, choć i tak wiedziałem, że Sasuke w swojej głowie jest nadal przy naszych pocałunkach. Być może marzy o kolejnych, tak jak ja?
Niesamowite, jak człowiek jest w
stanie się ukierunkować za sprawą zaledwie muśnięcia warg. Do tej pory
sądziłem, że nie kocham nikogo poza Rer, że nikt nie jest w stanie jej
zastąpić, a teraz? Nie myślę o niczym innym, tylko o jego malinowych ustach i
czarnych oczach. Zachowuję się, jak zakochany szczeniak, choć nie jestem do
końca pewien, czy to, co jest między nami, to rzeczywiście miłość.
Czujemy do siebie coś więcej. Jakiś
specyficzny magnes, taka braterska więź, która nie pozwala nam się oderwać od
siebie. Taki instynktowny pociąg do drugiej osoby, o ile pociąg fizyczny do
faceta można nazwać instynktownym.
W momencie, gdy podchodziliśmy do
mojego domu, pociągnąłem Sasuke za rękę i pobiegłem do swojego garażu. Gdy
tylko skrył nas cień, a drzwi zaczęły się automatycznie zamykać, pocałowałem go
namiętnie, przyciskając do ściany. Obawiałem się odrzucenia, bądź oburzenia,
ale spotkałem się z bardzo miłą aprobatą, gdy jego ręce znalazły się na mojej szyi,
a potem we włosach, a usta czarnookiego zaczęły oddawać z pełną determinacją
moje pocałunki.
- Nie mogłem już wytrzymać - powiedziałem, gdy w końcu się od siebie oderwaliśmy. - Tak bardzo mnie pociągasz.
- Nie mogłem już wytrzymać - powiedziałem, gdy w końcu się od siebie oderwaliśmy. - Tak bardzo mnie pociągasz.
- Mi też tego brakowało, to jak
jakiś super narkotyk, gdy spróbujesz, nie możesz przestać - odparł czarnowłosy,
odgarniając mi włosy z czoła.
Patrzeliśmy sobie w oczy, nie mogąc
uwierzyć w to, co się wokół nas dzieje. To było jak jakiś niezwykły sen.
- To jak wytrzymamy bez siebie do
jutra? - spytałem, drażniąc jego szyję ciepłym oddechem.
- Spacerek wieczorem? - Zaśmiał się
pod wpływem pieszczoty.
- Mam lepszy pomysł - wymruczałem mu
prowokująco do ucha. - Przyjdź do mnie wieczorem. - Mówiąc to, przejechałem
ręką po jego policzku.
Sasuke zadrżał lekko, ale bardziej z
podniecenia niż innych czynników. Sytuacja trochę przypominała cielesną napaść
na jakąś dziewczynę i wyuzdane proponowanie jej seksu. Może rzeczywiście
czarnowłosy tak to odebrał, dlatego nic nie odpowiadał?
- Nie obawiaj się. - Zaśmiałem się i
odsunąłem od niego. - Nie chcę cię zgwałcić. - Wyjaśniłem, łapiąc go za rękę. -
Chcę, żeby wszystko szło swoim własnym tempem. Jak chcesz, możemy się spotkać
jutro przed szkołą.
- Myślę, że dzisiaj mamy już
wystarczająco dużo wrażeń i chyba warto sobie to poukładać. Nie mniej jednak,
zbyt bardzo mi się to podoba, by rezygnować z ciebie i tych doznań. - Uśmiechnął
się w naturalny sposób. - Zadzwoń do mnie wieczorem. - Ucałował mnie krótko na pożegnanie
i wyszedł z garażu.
Stałem tam i patrzyłem za jego kołyszącym
się tyłkiem, dopóki nie znikł za drzwiami swojego domu, uprzednio się
odwracając i machając mi. To był dobry znak. Jeżeli się odwrócił, to znaczyło,
że zależy mu na mnie. Zaczynam się zachowywać jak wkurwiająca, zakochana nastolatka.
Był jednak mały problem. RERGET. Nie
wiedziałem, czy jej powiedzieć, jak jej to powiedzieć, kiedy i gdzie. Jak ona
na to zareaguje, czy zwyzywa mnie od zboków, czy poprze mnie i jego. Szczerze,
od felernej nocy nie byłem pewien jej zachowań, a przecież dalej byliśmy sobie
bliscy i miałem poczucie, że powinna wiedzieć.
Nie mając nic innego do roboty,
spakowałem się na poniedziałek do szkoły i z przebłyskiem geniuszu
przypomniałem sobie o sprawdzianie z biologi. Gdy zasiadłem do książek i
tematem sprawdzianu okazał się przegląd sposobów rozmnażania roślin i zwierząt,
odpadłem, a moje genitalia urosły od nadmiaru testosteronu, gdy zacząłem sobie
wyobrażać kopulację dwóch ssaków rodzaju męskiego. Nie muszę chyba wspominać,
że moja imaginacja zawierała w sobie Sasuke i mnie, na nim. W końcu wylądowałem
z niemałym problemem w łazience i pozbyłem się zawartości jajec pod prysznicem.
Koło dwudziestej pierwszej zadzwonił
do mnie brunet. Trochę się pośmialiśmy. Nie omieszkałem mu powiedzieć o swojej
małej przygodzie, co spotkało się z jego jeszcze większym rozbawieniem i
nazwaniem mnie zboczeńcem.
Czułem, że zaczynam nowy rozdział w
swoim życiu. Z komputerkiem na kolanach położyłem się do łóżka i włączyłem
jakiś film na rozluźnienie umysłu. W międzyczasie napisałem do Rer, że muszę
jej coś ważnego powiedzieć...
***
Po rozejściu się chłopaków, ogarnęłam nieco w salonie i razem z Itachim zasiedliśmy do nauki. Ja miałam sprawdzian z biologi, a on przygotowywał się do kolokwium z prawa cywilnego. Jak zwykle zajęłam miejsce w swoim fotelu, z notatkami w ręce, gotowa dalej wieść prym w klasie. Nie mogłam pozwolić sobie na zaniżenie poziomu. To było dość nie w moim stylu.
Itachi za to rozsiadł się wygodnie
na rogówce, rozwalając wokół siebie stertę papierów. Podciągnął jedną nogę w
kolanie, drugą swobodnie wyprostował po całej długości mebla. Na kolanie ułożył
twardą tekturę jako podpórkę na papiery, w prawej ręce dzierżył żółty
zakreślacz i z miną "muszę się tego nauczyć" co chwila zaznaczał nowe
rzeczy na swoich notatkach. Robił przy tym tak śmieszne miny, że nie mogłam się
skupić na własnych myślach i tekście.
Uśmiechałam się pod nosem przy
każdym jego zmarszczeniu, podrapaniu się za uchem lub wzięciem zakreślacza
w usta. W końcu nie wytrzymałam i przy kolejnej jego dziwacznej pozie
parsknęłam śmiechem.
- Coś nie tak? - spytał, patrząc na
mnie.
- Nie. Śmieszy mnie tylko opis
spermatogenezy. – Skłamałam, wybuchając jeszcze większym śmiechem, patrząc na
jego minę mówiącą: „że co, kurwa?”.
Dostałam typowej, przysłowiowej
głupawki. Wiedząc, że już nic nie ogarnę swoim umysłem, wstałam i podeszłam do
fortepianu.
- Mam nadzieję, że nie będę ci
przeszkadzać. - Uśmiechnęłam się do niego, zdejmując z klawiszy ochronny
materiał.
- Dobrze wiesz, że uwielbiam twoją
grę i nigdy mi nie będzie przeszkadzać. - Odwzajemnił uśmiech i powrócił do
czytania notatek.
W sumie tak typowo jeszcze nie
słyszał mojej gry, gdy byłam natchniona. Tylko, gdy się przeprowadziliśmy
pierwsze co zrobiłam, to zagrałam na moim cudeńku parę utworów, aby sprawdzić,
czy się nie rozstroiło. Rozgrzałam palce na kilku kadencjach i zagrałam jeden
z lżejszych dla ucha utworów z muzyki klasycznej. Wykonałam jeszcze ze dwa
utwory Mozzarta, po czym zaintonowałam wstęp do swojej piosenki.
Mojej pierwszej. Skomponowanej tak
dawno temu, że wciąż się dziwię, skąd brałam inspirację dla niej. Miałam do
niej sentyment i nigdy nie zapomniałam. A mimo to, ostatni raz grałam ją
dwa lub trzy lata temu. W sumie nie wiedziałam, czemu właśnie na nią
skierowałam swoje myśli. To jakby palce same pokierowały na właściwą melodię,
a usta same się otwierały, wydobywając czyste dźwięki i tworząc słowa piosenki.
Gdybyś...
mógł zatrzymać czas,
czy byś zrobił to dla nas?
Czy byś zatrzymał czas?
Gdybyś...
mógł pozbierać wszystkie myśli.
Co bym zobaczyła?
Miłość, czy żal?
Zatrzymaj mnie przy sobie.
Chcę zawsze być przy tobie.
Oddychaj tylko dla mnie,
Głęboko i zachłannie.
Co twoje serce kryje?
Dla kogo ono bije?
Oddaj mi duszę twoją
A ja ci oddam swoją..
Gdybyś...
dzisiaj mógł zawrócić.
Czy byś się odwrócił,
Do mnie nie powrócił?
Gdybyś...
mógł zatrzymać czas,
czy byś zrobił to dla nas?
Czy byś zatrzymał czas?
Gdybyś...
mógł pozbierać wszystkie myśli.
Co bym zobaczyła?
Miłość, czy żal?
Zatrzymaj mnie przy sobie.
Chcę zawsze być przy tobie.
Oddychaj tylko dla mnie,
Głęboko i zachłannie.
Co twoje serce kryje?
Dla kogo ono bije?
Oddaj mi duszę twoją
A ja ci oddam swoją..
Gdybyś...
dzisiaj mógł zawrócić.
Czy byś się odwrócił,
Do mnie nie powrócił?
Gdybyś...
my mogli się
zatrzymać,
O niczym już
nie myśleć
O nic się
nie martwić.
Zatrzymaj
mnie przy sobie,
Chcę
tylko trwać przy tobie.
Oddychaj tylko dla mnie,
Głęboko i zachłannie.
Chcę
dać ci serce swoje,
A w
zamian wezmę twoje,
Dusza
twa niech nie skrywa,
że
przy mnie jest szczęśliwa..
Gdybyś...[1]
Dźwięki jeszcze przez dłuższą chwilę
rozchodziły się po salonie. Zamyślona, siedziałam przed fortepianem i czułam
napływające do oczu łzy. Gdy pisałam tę piosenkę pragnęłam właśnie kogoś, komu
mogłabym ją zaśpiewać bezpośrednio... personalnie. Teraz, gdy być może
znalazłam kogoś takiego, nie jestem w stanie zaoferować mu czegokolwiek więcej
z mojej strony.
- Masz piękny głos. - Usłyszałam po
chwili Itachiego, który chyba od momentu, gdy zasiadłam do fortepianu, nie
przeczytał ani jednego zdania ze swoich notatek. - Czemu przestałaś?
- Bo przypomniałam sobie, jak
powstała ta piosenka. - Wyznałam mu i przejechałam delikatnie palcem po
klawiszu, pochylając głowę.
- Wiedziałem, że nigdy wcześniej nie
słyszałem tego utworu. Jest naprawdę poruszający. - Przyznał szczerze.
- Chcesz posłuchać mojej płyty? -
spytałam go, w sumie nie wiedząc, czemu się na to porywam, może po to, by nie
mieć takiego strasznego poczucia winy.
- A masz coś takiego? - Wydał się
zaskoczony.
- Nawet małe DVD. Z Naru się
wygłupialiśmy i robiliśmy filmiki na nagraniach. Nawet twój brat ze mną
śpiewał. Niestety na płycie go nie ma. Jak chcesz, wrzucę na wieżę. - Zaproponowałam.
Itachi ochoczo przytaknął, a ja w
pięć sekund odnalazłam właściwy krążek. Odpaliłam sprzęt i po chwili
słyszałam dobrze znane mi dźwięki fortepianu, gitary basowej, elektryka i
skrzypiec. Niektóre instrumenty były wgrywane po prostu za pomocą programu do
komponowania, ale nawet nie było czuć różnicy. Usłyszałam własny głos lecący z
głośników.
- Zostawię cię, chyba się umyję i
pójdę spać - powiedziałam do Itachiego, całkowicie zasłuchanego w płytę.
- Jak chcesz, ja mam jeszcze trochę
nauki. - Uśmiechnął się do mnie pokrzepiająco.
- Dobranoc - szepnęłam, odwracając
wzrok.
"Po co ja się męczę... Po co
męczę jego..." - Ukuła mnie niemiła myśl. "Chyba czas to
zakończyć..."
[1] Utwór
napisany w 2008/09, w rzeczywistości jest to moja typowa pierwsza piosenka,
którą napisałam w pełni z linią melodyczną na fortepian. Wtedy pisana z myślą o
ówczesnym chłopaku, w tym momencie już mężu :) Mam do niej sentyment. Choć cały
tekst jest w rozdziale, mimo wszystko możecie przenieść się do osobnej notki z
utworem w zakładce Rozdziały, poddział Dodatki.
Lul, dopiero teraz skończyłam czytać twoje wszystkie notki i zajęło mi to hmm, ponad 3 godziny o.o WTF? xD To chyba dlatego, że najlepsze momenty czytałam po kilka razy, jak np. Pocałunek chłopaków *.* Jaj, ale się cieszę, że oni są razem, naprawdę!! :D Ciekawe, kiedy będzie jakiś seksik jeśli chodzi o sasu i naru hhyhy ;>
OdpowiedzUsuńCzekam na więcej i pozdrawiam! :*