Nie mylić z zakończeniem opowiadania, do niego jeszcze daleko.
__-- 21 --__
- Na wszystkich Bogów, co się
tutaj dzieje?! - Usłyszałem głos swojej matki i automatycznie zerwałem się na
równe nogi, lądując dupą na podłodze.
Moja twarz pokryła się
szkarłatem tak intensywnym, że mógłby konkurować z kolorem włosów Rerget. Moje
serce przyspieszyło niebezpiecznie, a wzrok krążył pomiędzy rodzicielką, a
równie zaczerwienionym Sasuke. Mój chłopak usiadł na kanapie robiąc się z
czerwonego coraz bardziej bladym. Nie wróżyło to nic dobrego. Zwłaszcza, iż nie
zauważyłem, żeby jego klatka piersiowa się unosiła. Jeszcze tego brakowało, aby
zemdlał po konfrontacji z moją matką, która była najwyraźniej w głębokim szoku,
po tym, co zobaczyła i nadal stała z na wpół otwartymi ustami.
- Ej, Sasuke, oddychaj. -
Otrząsnąłem się z pierwszego szoku i zacząłem klepać go po plecach, jednak to
nie przynosiło skutku, a on robił się z bladego siny, cudem utrzymując jeszcze
świadomość. - Inhalator - powiedziałem do siebie i wyminąłem matkę szerokim
łukiem, pędząc do kurtki czarnowłosego.
Wygrzebałem małe urządzenie,
ratujące mojemu chłopakowi życie i wróciłem do salonu, gdzie przy ciemnookim siedziała
mama, widocznie otrząsnęła się z pierwszego szoku i w przypływie altruizmu
postanowiła ratować mu skórę.
Podałem mu inhalator i pomogłem przybliżyć do ust. Z trudem złapał
pierwszy oddech, ale z każdą następną dawką leku jego oskrzela się rozszerzały,
ułatwiając oddychanie. Gdyby była tu czerwonowłosa, zapewne wstrzyknęła by mu
atropinę lub epinefrynę, niestety ja nie posiadałem tak wyposażonej apteczki.
- Już dobrze. - Pogłaskałem go
po włosach i odchyliłem nieco na oparcie, nie przejmując się tym, co pomyśli
matka. - Odpocznij chwilę. - Nakazałem mu i oddaliłem się w niemym porozumieniu
z rodzicielką do kuchni.
- Jestem w szoku - powiedziała,
nie kryjąc zdumienia.
- Przepraszam, mamo, nie
chciałem, byś dowiedziała się o tym w ten sposób... - Zacząłem tłumaczyć.
- A ja liczyłam na wnuki. - Westchnęła
cierpiętniczo.
- Zrozumiem, jeśli mnie potępisz
i nasz związek, ale ja nie zostawię Sasuke. Jest już częścią mojego życia i
jest mi potrzebny. - Postawiłem sprawę jasno.
Mama spojrzała na mnie tak jakoś
czule, bez cienia złości, czy pogardy.
- Akceptuję to. Sasuke to dobry
chłopak, skoro ci nie wyszło z dziewczyną, to czemu nie przejść na drugą stronę
boiska? Życzę wam wszystkiego dobrego. Idź, zobacz, co z nim, a ja zrobię coś
do jedzenia. - Pocałowała mnie w czoło, a ja stałem jak zamurowany, wpatrując
się w nią z głupią miną. - No idź - poleciła, a ja nieśpiesznym krokiem udałem
się do salonu, gdzie na kanapie odpoczywał czarnowłosy.
Usiadłem obok niego i wtuliłem w
jego ramię. Z niewiadomych powodów byłem bliski płaczu. Poczułem, jak jego
silne ramię obejmuje mnie i przytula do torsu. Nie wiadomo kiedy wypłynęła
pierwsza łza, a za nią kolejne. Płakałem z nadmiaru emocji, ale nie musiałem
tego tłumaczyć chłopakowi. On mnie zbyt dobrze znał, wiedział o mnie więcej,
niż ja sam. A ja? Nawet nie zauważyłem, że on potrzebuje paru romantycznych
chwil, by być zadowolonym i szczęśliwym. Ajć, zabolało. Zrozumiałem, jakim debilem
jestem.
Oby mi to wybaczył. I to, że
omal moja matka go nie zabiła. Tyle adrenaliny, co mi się wydzieliło w tamtym
momencie, to chyba nawet skok na bungie nie wywołuje. Rer byłaby dumna, że
udało mi się zachować zimną krew. Od czasu rocznicy śmierci mojego taty, nie
kontaktowaliśmy się mentalnie. Jakoś nie było potrzeby wskakiwania na tę samą
częstotliwość.
Gdy mieszkała jeszcze na naszym
osiedlu, odwiedzanie jej nie sprawiało problemu, teraz żeby się spotkać,
musiałbym jechać dwadzieścia minut. Ona oczywiście pokonuje tę trasę w pięć
minut.
- No, już, Młotku. Przecież
wszystko dobrze. - Sasuke mocniej mnie przytulił.
- Wystraszyłem się - wyznałem w
końcu. - Gdy zacząłeś się robić siny, wyglądało to dość... Nie rób mi tego
więcej. - Poprosiłem, patrząc w dwa czarne okręgi, wyrażające teraz tyle
emocji.
- O ile twoja mama znów mnie
śmiertelnie nie wystraszy - zaśmiał się, ocierając moje łzy.
Również się uśmiechnąłem,
starając się uspokoić. Nagle przypomniałem sobie o jednej, bardzo istotnej
rzeczy.
- Przez moją mamę się nie
zaspokoiliśmy - szepnąłem sugestywnie, całkowicie odzyskując dobry humor.
- Więc wieczorem widzę cię
nagiego w moim łóżku, zamkniemy się na klucz i nikt nam nie przeszkodzi. -
Sasuke również odzyskał rezon.
Pocałowałem go przelotnie w
czoło, patrząc wciąż w jego oczy. Bogowie wszyscy, którzy istniejecie, niech mi
ktoś pomoże odkryć moje uczucia przed nim. Kochałem go, ale czy to była ta
miłość prawdziwa i czysta? Czy można nazwać to miłością, jeśli wciąż myślę o
niej? Jak można kochać dwie osoby naraz? Do tego różnych płci. Nie chciałem też
swoim wyznaniem wymusić na Sasuke podobnego, bez faktycznego stanu rzeczy. On
musiał być pewien swych uczuć, a ja też musiałem być szczery sam ze sobą.
Mama zawołała nas na posiłek.
Czarnowłosy początkowo był spięty, ale moja rodzicielka szybko go rozbujała
tak, że po chwili znów normalnie z nią rozmawiał i gawędził. Postanowiliśmy
wspólnie, że na razie nie będziemy mówić tacie. Mimo namowy Rerget, nie
przyznałem się Sasuke, że w rzeczywistości to mój ojczym, a biologiczny nie
żyje, przez co moje urodziny zawsze są owiane nutką żałobnej pieśni. W końcu
jednak będę musiał. W pewnym momencie nie uda mi się po prostu wykręcić jakimś
spotkaniem rodzinnym, czy służbowym, zwłaszcza, że spędzamy ze sobą praktycznie
każdą wolną chwilę i gdybyśmy tylko mieli taką możliwość, pewnie bylibyśmy
nierozłączni. Oby było nam to kiedyś dane.
***
- Puszczam cię na męski
wieczorek, a ty wracasz po trzech dniach, w dodatku nie o własnych siłach,
przywleczony przez kolegów, nietrzeźwy i jeszcze się głupio pytasz, czy nie
jestem zła. - Łypnęłam na leżącego w progu jak rozjechana żaba Itachego. - Z wami
policzę się później. - Uciszyłam grupkę rozbawionych studentów prawa, sprawców
stanu mojego opiekuna.
Sytuacja była co najmniej
groteskowa. Zgodnie z obietnicą zaraz po zakończeniu sesji, którą o dziwo zdał
bez większych problemów, poszedł z chłopakami na męską popijawę. W życiu nie
pomyślałabym, że aż tak dobrze będą się bawić, iż zapomną o realnym świecie.
Itaś nie dawał znaku życia przez trzy bite dni. W efekcie musiałam sama udać
się na urodziny Naruto, mimo iż byliśmy zaproszeni razem. Nie zdradziłam
prawdziwego powodu nieobecności długowłosego. Jedynie Gaara i Dei wiedzieli o
mojej małej, spuszczonej ze smyczy Łasicy.
O wszystko mogę winić tylko
siebie. W końcu ja go do tego namówiłam, a doskonale wiedziałam, w jakim stylu
bawią się chłopaki z roku. Dobrze, że nie straciłam go z oczu na tydzień. W
ostateczności mógł się obudzić gdzieś na dzikiej plaży, bez jakichkolwiek
dokumentów, ubrań i pojęcia, gdzie się znajduje.
Z ciężkim westchnieniem
zamknęłam chłopakom drzwi przed nosem. Jeszcze tego brakowało, by m się zwaliła
do mieszkania banda pijanych studenciaków. Przez chwilę zastanawiałam się, czy
przypadkiem nie zostawić Itachiego tak, jak leżał, ale w końcu ulitowałam się
nad nim i dość brutalnie zaciągnęłam go na kanapę.
- Ty. - Nagle się ocknął i
spojrzał na mnie pijackim wzrokiem. - Ale jeszteś piękna. - Uśmiechnął się, a
mi, gdyby była taka możliwość, czoło pokryłoby się ciemną łuną i pionowymi
czarnymi kreskami. - Wiesz, ale ja jesce umiem szam chodzic - wybełkotał, o
dziwo, w miarę zrozumiale.
- Zapewne - zironizowałam.
Widocznie jego pijackiemu
umysłowi wydawało się to bardzo śmieszne, gdyż zaczął opętańczo chichotać.
Dziecko - skomentowałam w myślach.
- I wciąż mam siłę na wszystko.
- Nagle poderwał się z kanapy i zaczął odprawiać dziki taniec szamański.
Chciałam, żeby się wyluzował, ale nie do tego stopnia.
- O, a słuchaj tego. - Podbiegł
do mnie, po drodze zahaczając o fotel, ale utrzymał równowagę za pomocą sofy. -
Zerżnę cię w koniczynie, a przyjemność cię nie minie, zerżnę cię, zerżnę. - Ja
pierdolę, zaraz go uśpię i tyle tego będzie.
- Piękne, godne Neandertalczyka
- zaśmiałam się mimo wszystko, pod wieloma względami taki Itachi mi się
podobał.
Jednakże musiałam go jakoś
uspokoić, korzystając z zasady najlepszą obroną jest atak, bez słowa
wyjaśnienia chwyciłam go za rękę i zaprowadziłam do jego sypialni. Tam się
ponownie ożywił jako gwiazda estrady, padając przede mną na kolana i boleśnie
zawodząc:
- O, daj mi tę noc, odkryj ten
koc, rozszerz kolana... - Zajebię mu kiedyś.
Uśmiechnęłam się pod nosem,
chwyciłam go za szmaty i rzuciłam na łóżko. To go na chwilę otrzeźwiło.
- Hej, a wiesz, że ten zegarek
ma twoje zdjęcie? - wypalił ni stąd, ni zowąd. - Patrz. Otwieram: ty, zamykam:
wskazówki, otwieram: ty, zamykam, ej! Gdzie wskazówki spierdoliły? - oburzył
się, gdy położyłam dłoń na zegarku, uniemożliwiając dalszą zabawę.
- Ściągaj te brudne ciuchy. - Nakazałam
mu, na co on uśmiechnął się bezczelnie, w końcu poważniejąc.
- To mnie rozbierz. - Wyłożył
się wygodnie na łóżku, niczym nie skrępowany, przyglądał się moim ruchom.
Bez wstydu usiadłam na nim
okrakiem i szybkim, jednostajnym ruchem ściągnęłam z niego koszulę wraz z
koszulką. Blada klatka piersiowa unosiła się i opadała w stałym rytmie. Lekko,
niby przez przypadek, podrażniłam jego sutki. Wygiął się lekko, a w oczach
pojawiło się nagłe pożądanie. Nim się zorientowałam, pociągnął mnie do siebie i
leżałam na nim, stykając się z jego ustami. Pierwsza zaczęłam go całować,
dotykając jego umięśnionego brzucha i wystających żeber, które swoją drogą,
dzięki mojej kuracji obiadowej wystawały już coraz mniej. Sama wcześniej
pochłonęłam dwa piwka, więc nie przeszkadzał mi odór alkoholu. Jego ręce
spoczęły na moich biodrach i raczej nie miał siły na nic więcej. Zdziwiło mnie,
że zwykłe całowanie potrafiło go tak pobudzić. Uśmiechnęłam się, czując
powiększające się uwypuklenie w jego spodniach. Powoli, dotykając opuszkami
jego obojczyk, schodziłam coraz niżej, zataczając kręgi na jego nagiej klatce
piersiowej, która pozbawiona była jakichkolwiek włosów. Otoczyłam jego wklęsły
pępek i zajęłam się paskiem od spodni. Szybko pozbyłam się tej części
garderoby, nie zważając na brak pomocy w tej sprawie. Gdy powróciłam do jego
twarzy, spostrzegłam, że ma zamknięte oczy i oddycha spokojnie przez delikatnie
otwarte usta. Jego klatka unosiła się miarowo, a po chwili do moich uszu
dotarło ciche chrząkanie, a następnie Itachi zachrapał.
Zasnął. I tak wytrzymał dłużej,
niż podejrzewałam. Chyba będę musiała zaktualizować swoje dane na temat jego
osoby. Niemniej jednak, osiągnęłam swój cel, uśpiłam go bez konieczności
przywalenia mu młotkiem w potylicę. Przykryłam go kocem i uśmiechnęłam pod
nosem. Czasem Itaś był taki naiwny. Czy on naprawdę, mimo potężnego stężenia
alkoholu we krwi sądził, że pójdę z nim na całość? Przynajmniej nie pytał, czy
chce z nim być.
Itachi pociągał mnie fizycznie.
Nasza relacja emocjonalna przekraczała wszelkie normy i nie można jej było
jednoznacznie sprecyzować. Z jednej strony zachowywaliśmy się jak młode
małżeństwo, z drugiej jak zwykli kumple. Kiedy indziej na wzajem się sobą
opiekowaliśmy. Kłóciliśmy się czasem, ale zawsze któreś z nas prędzej, czy
później wyciągało rękę na zgodę.
Usiadłam w salonie przed
fortepianem, opierając się lewym łokciem o stojak na nuty, prawą ręką wygrywając
linię melodyczną. Jeszcze dwa tygodnie i zaczną się ferie zimowe. Na razie nic
nie planowałam, czekając na grafik długowłosego. Jeżeli nie dostanie urlopu, to
pojadę gdzieś sama lub wybiorę się z ekipą Dei'a. Jak się dowiedziałam od
Naruto, Sasuke zaplanował romantyczny wypad w góry. Ten to ma pomysły. Mimo, iż
blondyn nie przepada za górkami i masą śniegu zalegającą na szczytach, to gdy
opowiadał o miejscu, do którego się wybierają, w jego oczach skakały wesołe
iskierki. Oby nie spierdolił tego, co się między nimi wytworzyło. Miałam
nadzieję, że będą ze sobą długo szczęśliwi. Ja się raczej nie spodziewałam
długiego i szczęśliwego życia, zwłaszcza, że sama odbierałam sobie tę
możliwość.
Do nowinek należy dodać fakt, że
matka Naruto w dość brutalny sposób przekonała się na własne oczy, jak to jest
mieć syna homoseksualistę. Z rozmów z nią wnioskowałam, że o coś ich
podejrzewała, więc to, iż ze sobą chodzą nie wywarło na niej aż tak dużego
wrażenia. Niestety, widok ich razem na kanapie co najmniej ją zamurował. Prawie
zabiła biednego Sasu, który w pięknym stylu się zapowietrzył, trochę bardziej,
niż gdy ja ich przyłapałam na gorącym uczynku.
Moje rozmyślania przerwał
dzwonek do drzwi, a następnie głośne pukanie. Trochę się ociągając, podeszłam
do drzwi i otworzyłam.
- Cześć. - Do mieszkania wszedł
mój bliźniak, jak zwykle bez zapowiedzi.
Od pamiętnej nocy w domu
Deidary, mój braciszek numer dwa wziął sobie chyba za punkt honoru, by spędzać
ze mną więcej czasu, niż dotychczas. Często wpadał bez zapowiedzi, jakby
kierował się wewnętrznym radarem i wiedział, że w tym czasie będę obecna w
domu. Brakowało mi go od momentu, kiedy zaczął studia i nasze dotychczasowe
spotkania stały się rzadsze niż rzadkie. Widocznie on też nie zdawał sobie
sprawy, jak nam siebie brakowało.
Przyniosłam nam po piwku i
słuchałam jego narzekań na jakiegoś bardzo ostrego profesora.
- Poza tym mamy problem. -
Wyskoczył nagle jak Filip z konopi i domyśliłam się, że to nie chodzi o jego
studenckie życie.
- Jaki? - zainteresowałam się.
- Yakuza weszła na teren Dei'a.
- Pochylił się trochę do przodu i nie patrzył na mnie, mówiąc te słowa.
- Pierdolisz. Powiedz, że
żartujesz. - Potrząsnęłam nim.
- Nie. Chyba szykują się
kłopoty. Kompletujemy starą ekipę z wojny gangów - oznajmił, wciąż na mnie nie
patrząc.
- Wchodzę w to - rzekłam bez
zastanowienia. - Naruto pewnie też. Sasuke wolałabym w to nie mieszać. Nie na
jego zdrowie. Itachi nawet nie powinien o tym wiedzieć. - Popatrzyłam na lekko
uchylone drzwi od jego pokoju.
- Wiesz, że to będzie
niebezpieczna akcja? - W końcu spojrzał mi w oczy i zobaczyłam w nich strach.
- Wiem. Jednak, chyba nie należy
pakować się w cokolwiek, jeśli oni nie zaatakują pierwsi - powiedziałam
poważnie.
Wróciłam myślami trzy lata
wstecz. Wojna gangów była głośna na całe Tokio. W mediach ciągle bębniło się o
ostrożności, nie wypuszczaniu dzieci bez opieki i nie chodzeniu po zmroku.
Miałam wtedy raptem trzynaście-czternaście lat i byłam niską gówniarą, która
przystąpiła do ekipy Deidary. Podczas wojny nasza grupa liczyła sobie około stu
członków i byliśmy najliczniejsi, a przy okazji najmłodsi. Walczyliśmy o swoje
tereny i staraliśmy się zdobyć nowe. Widok chudej, niskiej dziewczyny z
kastetem w ręku z reguły śmieszył każdego, kto nam się przeciwstawił. Nie do
śmiechu im było z obitą mordą. Naszą siłą była współpraca. Każdy chronił
każdego. Dzięki swoim zdolnościom, wiedziałam, jak chce zaatakować przeciwnik.
Naruto ze swoim niewyczerpanym zapasem energii stawał się jednym z
groźniejszych przeciwników na polu walki. Zwłaszcza, gdy przelewał żal po
stracie ojca.
- Dlaczego Yakuza zainteresowała
się Deidarą? - odezwałam się w końcu.
- Chyba stał się trochę zbyt
popularny. Zaczęliśmy coś podejrzewać, kiedy jeden z dostawców Dei'a umarł od
przedawkowania heroiny. Oro brał herę w małych ilościach, nie przejawiał
skłonności samobójczych. Myślimy, że to było jawne przejęcie magazynu.
- Czytałam o tym w jakimś
dzienniku. Poznałam go na zdjęciu. Nie miałam kontaktów z Wężem od dłuższego
czasu, więc stwierdziłam, że może rzeczywiście nie wytrzymał i się zaćpał, choć
z początku też wydało mi się to podejrzane. - Westchnęłam i utkwiłam wzrok w
jednym punkcie, starając się dojść do jakichkolwiek racjonalnych wniosków. - A
reszta gangów? Ktoś jest w stanie sprzeciwić się rządom Yakuzy? - Starałam się
obmyślić jak najlepszą taktykę, chociaż było to zadanie naszego stratega.
- Cały czas werbujemy ludzi.
Będziesz nam potrzebna, by ich sprawdzić. Nie chcemy zdrajcy w szeregach. -
Nagle czerwonowłosy wydał się być bardzo dojrzałym, zmęczonym życiem
człowiekiem.
- Zrobimy to w ferie. Muszę
tylko zadzwonić w parę miejsc, by mieć pewność, że dam radę poświęcić wam całe
dwa tygodnie. - Zaczęłam chodzić po pokoju, myśląc intensywnie. - Trzeba
wyjechać za miasto, przynajmniej w pierwszym etapie przygotowań. Stary Dwór? -
Spojrzałam na Gaarę z pytaniem w oczach.
- Będzie dobry - powiedział i
zaczął się zbierać do wyjścia, jednak przystanął i skonfrontował swoje zielone
spojrzenie z moim ciemno-brązowym. - Uważaj na siebie, Rer. Wiedzą o tobie. -
Ostrzegł mnie i opuścił mieszkanie, pozostawiając mnie z niemałym zamętem w
głowie.
No pięknie. Dwa lata temu udało
nam się wypracować stałe tereny, których nikt nie miał czelności tknąć, więc
wycofałam się z czynnej działalności gangu, wciąż pozostając w kontakcie z
przyjaciółmi. Teraz szykuje się kolejna bitwa. Nie, to będzie prawdziwa wojna.
Najwyższy czas uruchomić wszystkie kontakty i zebrać najsilniejszą w historii
Tokio ekipę do walki z tą pieprzoną Yakuzą.
Pokrótce wyjaśniłam Naruto przez
telefon, o czym się dowiedziałam. Jak zwykle był gotowy do działania, jednakże
nie chciał rezygnować z ferii w górach i obiecał, że dołączy dopiero po nich.
Przyrzekł, że do tego czasu postara się zwerbować jak największą ilość ludzi.
Po zakończeniu rozmowy poczułam wyrzuty sumienia. Przez tę cholerną mafię Naru
będzie się kłócił z Sasu, bo Czarny z pewnością temu nie przyklaśnie,
szczególnie, że będziemy mu kazać milczeć przy Itachim.
Zapowiadał się ciekawy miesiąc. Priorytetem
było załatwienie sobie ferii wolnych od Itachiego. Wybrałam z komórki
odpowiedni kontakt.
- Cześć. Jest sprawa do
ogarnięcia - powiedziałam do rozmówcy, nie siląc się na uprzejmości.