14 lip 2013

__-- 21 --__

Cóż, z założenia pierwsza seria miała mieć około dwadzieścia trzy lub dwadzieścia sześć rozdziałów. Jednak źle policzyłam sobie strony i ten rozdział będzie zakończeniem pewnego etapu w życiu bohaterów.
Nie mylić z zakończeniem opowiadania, do niego jeszcze daleko.

__-- 21 --__



                - Na wszystkich Bogów, co się tutaj dzieje?! - Usłyszałem głos swojej matki i automatycznie zerwałem się na równe nogi, lądując dupą na podłodze.
                Moja twarz pokryła się szkarłatem tak intensywnym, że mógłby konkurować z kolorem włosów Rerget. Moje serce przyspieszyło niebezpiecznie, a wzrok krążył pomiędzy rodzicielką, a równie zaczerwienionym Sasuke. Mój chłopak usiadł na kanapie robiąc się z czerwonego coraz bardziej bladym. Nie wróżyło to nic dobrego. Zwłaszcza, iż nie zauważyłem, żeby jego klatka piersiowa się unosiła. Jeszcze tego brakowało, aby zemdlał po konfrontacji z moją matką, która była najwyraźniej w głębokim szoku, po tym, co zobaczyła i nadal stała z na wpół otwartymi ustami.
                - Ej, Sasuke, oddychaj. - Otrząsnąłem się z pierwszego szoku i zacząłem klepać go po plecach, jednak to nie przynosiło skutku, a on robił się z bladego siny, cudem utrzymując jeszcze świadomość. - Inhalator - powiedziałem do siebie i wyminąłem matkę szerokim łukiem, pędząc do kurtki czarnowłosego.
                Wygrzebałem małe urządzenie, ratujące mojemu chłopakowi życie i wróciłem do salonu, gdzie przy ciemnookim siedziała mama, widocznie otrząsnęła się z pierwszego szoku i w przypływie altruizmu postanowiła ratować mu skórę.
                Podałem mu inhalator  i pomogłem przybliżyć do ust. Z trudem złapał pierwszy oddech, ale z każdą następną dawką leku jego oskrzela się rozszerzały, ułatwiając oddychanie. Gdyby była tu czerwonowłosa, zapewne wstrzyknęła by mu atropinę lub epinefrynę, niestety ja nie posiadałem tak wyposażonej apteczki.
                - Już dobrze. - Pogłaskałem go po włosach i odchyliłem nieco na oparcie, nie przejmując się tym, co pomyśli matka. - Odpocznij chwilę. - Nakazałem mu i oddaliłem się w niemym porozumieniu z rodzicielką do kuchni.
                - Jestem w szoku - powiedziała, nie kryjąc zdumienia.
                - Przepraszam, mamo, nie chciałem, byś dowiedziała się o tym w ten sposób... - Zacząłem tłumaczyć.
                - A ja liczyłam na wnuki. - Westchnęła cierpiętniczo.
                - Zrozumiem, jeśli mnie potępisz i nasz związek, ale ja nie zostawię Sasuke. Jest już częścią mojego życia i jest mi potrzebny. - Postawiłem sprawę jasno.
                Mama spojrzała na mnie tak jakoś czule, bez cienia złości, czy pogardy.
                - Akceptuję to. Sasuke to dobry chłopak, skoro ci nie wyszło z dziewczyną, to czemu nie przejść na drugą stronę boiska? Życzę wam wszystkiego dobrego. Idź, zobacz, co z nim, a ja zrobię coś do jedzenia. - Pocałowała mnie w czoło, a ja stałem jak zamurowany, wpatrując się w nią z głupią miną. - No idź - poleciła, a ja nieśpiesznym krokiem udałem się do salonu, gdzie na kanapie odpoczywał czarnowłosy.
                Usiadłem obok niego i wtuliłem w jego ramię. Z niewiadomych powodów byłem bliski płaczu. Poczułem, jak jego silne ramię obejmuje mnie i przytula do torsu. Nie wiadomo kiedy wypłynęła pierwsza łza, a za nią kolejne. Płakałem z nadmiaru emocji, ale nie musiałem tego tłumaczyć chłopakowi. On mnie zbyt dobrze znał, wiedział o mnie więcej, niż ja sam. A ja? Nawet nie zauważyłem, że on potrzebuje paru romantycznych chwil, by być zadowolonym i szczęśliwym. Ajć, zabolało. Zrozumiałem, jakim debilem jestem.
                Oby mi to wybaczył. I to, że omal moja matka go nie zabiła. Tyle adrenaliny, co mi się wydzieliło w tamtym momencie, to chyba nawet skok na bungie nie wywołuje. Rer byłaby dumna, że udało mi się zachować zimną krew. Od czasu rocznicy śmierci mojego taty, nie kontaktowaliśmy się mentalnie. Jakoś nie było potrzeby wskakiwania na tę samą częstotliwość.
                Gdy mieszkała jeszcze na naszym osiedlu, odwiedzanie jej nie sprawiało problemu, teraz żeby się spotkać, musiałbym jechać dwadzieścia minut. Ona oczywiście pokonuje tę trasę w pięć minut.
                - No, już, Młotku. Przecież wszystko dobrze. - Sasuke mocniej mnie przytulił.
                - Wystraszyłem się - wyznałem w końcu. - Gdy zacząłeś się robić siny, wyglądało to dość... Nie rób mi tego więcej. - Poprosiłem, patrząc w dwa czarne okręgi, wyrażające teraz tyle emocji.
                - O ile twoja mama znów mnie śmiertelnie nie wystraszy - zaśmiał się, ocierając moje łzy.
                Również się uśmiechnąłem, starając się uspokoić. Nagle przypomniałem sobie o jednej, bardzo istotnej rzeczy.
                - Przez moją mamę się nie zaspokoiliśmy - szepnąłem sugestywnie, całkowicie odzyskując dobry humor.
                - Więc wieczorem widzę cię nagiego w moim łóżku, zamkniemy się na klucz i nikt nam nie przeszkodzi. - Sasuke również odzyskał rezon.
                Pocałowałem go przelotnie w czoło, patrząc wciąż w jego oczy. Bogowie wszyscy, którzy istniejecie, niech mi ktoś pomoże odkryć moje uczucia przed nim. Kochałem go, ale czy to była ta miłość prawdziwa i czysta? Czy można nazwać to miłością, jeśli wciąż myślę o niej? Jak można kochać dwie osoby naraz? Do tego różnych płci. Nie chciałem też swoim wyznaniem wymusić na Sasuke podobnego, bez faktycznego stanu rzeczy. On musiał być pewien swych uczuć, a ja też musiałem być szczery sam ze sobą.
                Mama zawołała nas na posiłek. Czarnowłosy początkowo był spięty, ale moja rodzicielka szybko go rozbujała tak, że po chwili znów normalnie z nią rozmawiał i gawędził. Postanowiliśmy wspólnie, że na razie nie będziemy mówić tacie. Mimo namowy Rerget, nie przyznałem się Sasuke, że w rzeczywistości to mój ojczym, a biologiczny nie żyje, przez co moje urodziny zawsze są owiane nutką żałobnej pieśni. W końcu jednak będę musiał. W pewnym momencie nie uda mi się po prostu wykręcić jakimś spotkaniem rodzinnym, czy służbowym, zwłaszcza, że spędzamy ze sobą praktycznie każdą wolną chwilę i gdybyśmy tylko mieli taką możliwość, pewnie bylibyśmy nierozłączni. Oby było nam to kiedyś dane.

***

                - Puszczam cię na męski wieczorek, a ty wracasz po trzech dniach, w dodatku nie o własnych siłach, przywleczony przez kolegów, nietrzeźwy i jeszcze się głupio pytasz, czy nie jestem zła. - Łypnęłam na leżącego w progu jak rozjechana żaba Itachego. - Z wami policzę się później. - Uciszyłam grupkę rozbawionych studentów prawa, sprawców stanu mojego opiekuna.
                Sytuacja była co najmniej groteskowa. Zgodnie z obietnicą zaraz po zakończeniu sesji, którą o dziwo zdał bez większych problemów, poszedł z chłopakami na męską popijawę. W życiu nie pomyślałabym, że aż tak dobrze będą się bawić, iż zapomną o realnym świecie. Itaś nie dawał znaku życia przez trzy bite dni. W efekcie musiałam sama udać się na urodziny Naruto, mimo iż byliśmy zaproszeni razem. Nie zdradziłam prawdziwego powodu nieobecności długowłosego. Jedynie Gaara i Dei wiedzieli o mojej małej, spuszczonej ze smyczy Łasicy.
                O wszystko mogę winić tylko siebie. W końcu ja go do tego namówiłam, a doskonale wiedziałam, w jakim stylu bawią się chłopaki z roku. Dobrze, że nie straciłam go z oczu na tydzień. W ostateczności mógł się obudzić gdzieś na dzikiej plaży, bez jakichkolwiek dokumentów, ubrań i pojęcia, gdzie się znajduje.
                Z ciężkim westchnieniem zamknęłam chłopakom drzwi przed nosem. Jeszcze tego brakowało, by m się zwaliła do mieszkania banda pijanych studenciaków. Przez chwilę zastanawiałam się, czy przypadkiem nie zostawić Itachiego tak, jak leżał, ale w końcu ulitowałam się nad nim i dość brutalnie zaciągnęłam go na kanapę.
                - Ty. - Nagle się ocknął i spojrzał na mnie pijackim wzrokiem. - Ale jeszteś piękna. - Uśmiechnął się, a mi, gdyby była taka możliwość, czoło pokryłoby się ciemną łuną i pionowymi czarnymi kreskami. - Wiesz, ale ja jesce umiem szam chodzic - wybełkotał, o dziwo, w miarę zrozumiale.
                - Zapewne - zironizowałam.
                Widocznie jego pijackiemu umysłowi wydawało się to bardzo śmieszne, gdyż zaczął opętańczo chichotać. Dziecko - skomentowałam w myślach.
                - I wciąż mam siłę na wszystko. - Nagle poderwał się z kanapy i zaczął odprawiać dziki taniec szamański. Chciałam, żeby się wyluzował, ale nie do tego stopnia.
                - O, a słuchaj tego. - Podbiegł do mnie, po drodze zahaczając o fotel, ale utrzymał równowagę za pomocą sofy. - Zerżnę cię w koniczynie, a przyjemność cię nie minie, zerżnę cię, zerżnę. - Ja pierdolę, zaraz go uśpię i tyle tego będzie.
                - Piękne, godne Neandertalczyka - zaśmiałam się mimo wszystko, pod wieloma względami taki Itachi mi się podobał.
                Jednakże musiałam go jakoś uspokoić, korzystając z zasady najlepszą obroną jest atak, bez słowa wyjaśnienia chwyciłam go za rękę i zaprowadziłam do jego sypialni. Tam się ponownie ożywił jako gwiazda estrady, padając przede mną na kolana i boleśnie zawodząc:
                - O, daj mi tę noc, odkryj ten koc, rozszerz kolana... - Zajebię mu kiedyś.
                Uśmiechnęłam się pod nosem, chwyciłam go za szmaty i rzuciłam na łóżko. To go na chwilę otrzeźwiło.
                - Hej, a wiesz, że ten zegarek ma twoje zdjęcie? - wypalił ni stąd, ni zowąd. - Patrz. Otwieram: ty, zamykam: wskazówki, otwieram: ty, zamykam, ej! Gdzie wskazówki spierdoliły? - oburzył się, gdy położyłam dłoń na zegarku, uniemożliwiając dalszą zabawę.
                - Ściągaj te brudne ciuchy. - Nakazałam mu, na co on uśmiechnął się bezczelnie, w końcu poważniejąc.
                - To mnie rozbierz. - Wyłożył się wygodnie na łóżku, niczym nie skrępowany, przyglądał się moim ruchom.
                Bez wstydu usiadłam na nim okrakiem i szybkim, jednostajnym ruchem ściągnęłam z niego koszulę wraz z koszulką. Blada klatka piersiowa unosiła się i opadała w stałym rytmie. Lekko, niby przez przypadek, podrażniłam jego sutki. Wygiął się lekko, a w oczach pojawiło się nagłe pożądanie. Nim się zorientowałam, pociągnął mnie do siebie i leżałam na nim, stykając się z jego ustami. Pierwsza zaczęłam go całować, dotykając jego umięśnionego brzucha i wystających żeber, które swoją drogą, dzięki mojej kuracji obiadowej wystawały już coraz mniej. Sama wcześniej pochłonęłam dwa piwka, więc nie przeszkadzał mi odór alkoholu. Jego ręce spoczęły na moich biodrach i raczej nie miał siły na nic więcej. Zdziwiło mnie, że zwykłe całowanie potrafiło go tak pobudzić. Uśmiechnęłam się, czując powiększające się uwypuklenie w jego spodniach. Powoli, dotykając opuszkami jego obojczyk, schodziłam coraz niżej, zataczając kręgi na jego nagiej klatce piersiowej, która pozbawiona była jakichkolwiek włosów. Otoczyłam jego wklęsły pępek i zajęłam się paskiem od spodni. Szybko pozbyłam się tej części garderoby, nie zważając na brak pomocy w tej sprawie. Gdy powróciłam do jego twarzy, spostrzegłam, że ma zamknięte oczy i oddycha spokojnie przez delikatnie otwarte usta. Jego klatka unosiła się miarowo, a po chwili do moich uszu dotarło ciche chrząkanie, a następnie Itachi zachrapał.
                Zasnął. I tak wytrzymał dłużej, niż podejrzewałam. Chyba będę musiała zaktualizować swoje dane na temat jego osoby. Niemniej jednak, osiągnęłam swój cel, uśpiłam go bez konieczności przywalenia mu młotkiem w potylicę. Przykryłam go kocem i uśmiechnęłam pod nosem. Czasem Itaś był taki naiwny. Czy on naprawdę, mimo potężnego stężenia alkoholu we krwi sądził, że pójdę z nim na całość? Przynajmniej nie pytał, czy chce z nim być.
                Itachi pociągał mnie fizycznie. Nasza relacja emocjonalna przekraczała wszelkie normy i nie można jej było jednoznacznie sprecyzować. Z jednej strony zachowywaliśmy się jak młode małżeństwo, z drugiej jak zwykli kumple. Kiedy indziej na wzajem się sobą opiekowaliśmy. Kłóciliśmy się czasem, ale zawsze któreś z nas prędzej, czy później wyciągało rękę na zgodę.
                Usiadłam w salonie przed fortepianem, opierając się lewym łokciem o stojak na nuty, prawą ręką wygrywając linię melodyczną. Jeszcze dwa tygodnie i zaczną się ferie zimowe. Na razie nic nie planowałam, czekając na grafik długowłosego. Jeżeli nie dostanie urlopu, to pojadę gdzieś sama lub wybiorę się z ekipą Dei'a. Jak się dowiedziałam od Naruto, Sasuke zaplanował romantyczny wypad w góry. Ten to ma pomysły. Mimo, iż blondyn nie przepada za górkami i masą śniegu zalegającą na szczytach, to gdy opowiadał o miejscu, do którego się wybierają, w jego oczach skakały wesołe iskierki. Oby nie spierdolił tego, co się między nimi wytworzyło. Miałam nadzieję, że będą ze sobą długo szczęśliwi. Ja się raczej nie spodziewałam długiego i szczęśliwego życia, zwłaszcza, że sama odbierałam sobie tę możliwość.
                Do nowinek należy dodać fakt, że matka Naruto w dość brutalny sposób przekonała się na własne oczy, jak to jest mieć syna homoseksualistę. Z rozmów z nią wnioskowałam, że o coś ich podejrzewała, więc to, iż ze sobą chodzą nie wywarło na niej aż tak dużego wrażenia. Niestety, widok ich razem na kanapie co najmniej ją zamurował. Prawie zabiła biednego Sasu, który w pięknym stylu się zapowietrzył, trochę bardziej, niż gdy ja ich przyłapałam na gorącym uczynku.
                Moje rozmyślania przerwał dzwonek do drzwi, a następnie głośne pukanie. Trochę się ociągając, podeszłam do drzwi i otworzyłam.
                - Cześć. - Do mieszkania wszedł mój bliźniak, jak zwykle bez zapowiedzi.
                Od pamiętnej nocy w domu Deidary, mój braciszek numer dwa wziął sobie chyba za punkt honoru, by spędzać ze mną więcej czasu, niż dotychczas. Często wpadał bez zapowiedzi, jakby kierował się wewnętrznym radarem i wiedział, że w tym czasie będę obecna w domu. Brakowało mi go od momentu, kiedy zaczął studia i nasze dotychczasowe spotkania stały się rzadsze niż rzadkie. Widocznie on też nie zdawał sobie sprawy, jak nam siebie brakowało.
                Przyniosłam nam po piwku i słuchałam jego narzekań na jakiegoś bardzo ostrego profesora.
                - Poza tym mamy problem. - Wyskoczył nagle jak Filip z konopi i domyśliłam się, że to nie chodzi o jego studenckie życie.
                - Jaki? - zainteresowałam się.
                - Yakuza weszła na teren Dei'a. - Pochylił się trochę do przodu i nie patrzył na mnie, mówiąc te słowa.
                - Pierdolisz. Powiedz, że żartujesz. - Potrząsnęłam nim.
                - Nie. Chyba szykują się kłopoty. Kompletujemy starą ekipę z wojny gangów - oznajmił, wciąż na mnie nie patrząc.
                - Wchodzę w to - rzekłam bez zastanowienia. - Naruto pewnie też. Sasuke wolałabym w to nie mieszać. Nie na jego zdrowie. Itachi nawet nie powinien o tym wiedzieć. - Popatrzyłam na lekko uchylone drzwi od jego pokoju.
                - Wiesz, że to będzie niebezpieczna akcja? - W końcu spojrzał mi w oczy i zobaczyłam w nich strach.
                - Wiem. Jednak, chyba nie należy pakować się w cokolwiek, jeśli oni nie zaatakują pierwsi - powiedziałam poważnie.
                Wróciłam myślami trzy lata wstecz. Wojna gangów była głośna na całe Tokio. W mediach ciągle bębniło się o ostrożności, nie wypuszczaniu dzieci bez opieki i nie chodzeniu po zmroku. Miałam wtedy raptem trzynaście-czternaście lat i byłam niską gówniarą, która przystąpiła do ekipy Deidary. Podczas wojny nasza grupa liczyła sobie około stu członków i byliśmy najliczniejsi, a przy okazji najmłodsi. Walczyliśmy o swoje tereny i staraliśmy się zdobyć nowe. Widok chudej, niskiej dziewczyny z kastetem w ręku z reguły śmieszył każdego, kto nam się przeciwstawił. Nie do śmiechu im było z obitą mordą. Naszą siłą była współpraca. Każdy chronił każdego. Dzięki swoim zdolnościom, wiedziałam, jak chce zaatakować przeciwnik. Naruto ze swoim niewyczerpanym zapasem energii stawał się jednym z groźniejszych przeciwników na polu walki. Zwłaszcza, gdy przelewał żal po stracie ojca.
                - Dlaczego Yakuza zainteresowała się Deidarą? - odezwałam się w końcu.
                - Chyba stał się trochę zbyt popularny. Zaczęliśmy coś podejrzewać, kiedy jeden z dostawców Dei'a umarł od przedawkowania heroiny. Oro brał herę w małych ilościach, nie przejawiał skłonności samobójczych. Myślimy, że to było jawne przejęcie magazynu.
                - Czytałam o tym w jakimś dzienniku. Poznałam go na zdjęciu. Nie miałam kontaktów z Wężem od dłuższego czasu, więc stwierdziłam, że może rzeczywiście nie wytrzymał i się zaćpał, choć z początku też wydało mi się to podejrzane. - Westchnęłam i utkwiłam wzrok w jednym punkcie, starając się dojść do jakichkolwiek racjonalnych wniosków. - A reszta gangów? Ktoś jest w stanie sprzeciwić się rządom Yakuzy? - Starałam się obmyślić jak najlepszą taktykę, chociaż było to zadanie naszego stratega.
                - Cały czas werbujemy ludzi. Będziesz nam potrzebna, by ich sprawdzić. Nie chcemy zdrajcy w szeregach. - Nagle czerwonowłosy wydał się być bardzo dojrzałym, zmęczonym życiem człowiekiem.
                - Zrobimy to w ferie. Muszę tylko zadzwonić w parę miejsc, by mieć pewność, że dam radę poświęcić wam całe dwa tygodnie. - Zaczęłam chodzić po pokoju, myśląc intensywnie. - Trzeba wyjechać za miasto, przynajmniej w pierwszym etapie przygotowań. Stary Dwór? - Spojrzałam na Gaarę z pytaniem w oczach.
                - Będzie dobry - powiedział i zaczął się zbierać do wyjścia, jednak przystanął i skonfrontował swoje zielone spojrzenie z moim ciemno-brązowym. - Uważaj na siebie, Rer. Wiedzą o tobie. - Ostrzegł mnie i opuścił mieszkanie, pozostawiając mnie z niemałym zamętem w głowie.
                No pięknie. Dwa lata temu udało nam się wypracować stałe tereny, których nikt nie miał czelności tknąć, więc wycofałam się z czynnej działalności gangu, wciąż pozostając w kontakcie z przyjaciółmi. Teraz szykuje się kolejna bitwa. Nie, to będzie prawdziwa wojna. Najwyższy czas uruchomić wszystkie kontakty i zebrać najsilniejszą w historii Tokio ekipę do walki z tą pieprzoną Yakuzą.
                Pokrótce wyjaśniłam Naruto przez telefon, o czym się dowiedziałam. Jak zwykle był gotowy do działania, jednakże nie chciał rezygnować z ferii w górach i obiecał, że dołączy dopiero po nich. Przyrzekł, że do tego czasu postara się zwerbować jak największą ilość ludzi. Po zakończeniu rozmowy poczułam wyrzuty sumienia. Przez tę cholerną mafię Naru będzie się kłócił z Sasu, bo Czarny z pewnością temu nie przyklaśnie, szczególnie, że będziemy mu kazać milczeć przy Itachim.
                Zapowiadał się ciekawy miesiąc. Priorytetem było załatwienie sobie ferii wolnych od Itachiego. Wybrałam z komórki odpowiedni kontakt.
                - Cześć. Jest sprawa do ogarnięcia - powiedziałam do rozmówcy, nie siląc się na uprzejmości.

7 komentarzy:

  1. Witaj droga autorko,
    zacznę od tego, że trafiłam tutaj całkiem niedawno, dopiero jestem w połowie czytania (ale ze względu na wyjazd, musze przerwać czytanie, a wole teraz Tobie dać znać o nowym czytelniku ;])
    mimo, że jeszcze nie przeczytałam wszystkiego, ale już jestem w stanie powiedzieć, że to opowiadanie mi się bardzo podoba, wspaniale przedstawiasz wszystko... wspaniale przedstawiasz relacje między Reru i Naruto... cieszy mnie, że rodzice Naruto żyją, no i nie chuchają, dmuchają na niego.... Masz we mnie stałego czytelnika... Do zobaczenia..
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że kolejna osoba dołączyła do grona czytelników. Jestem ciekawa twojej opinii, gdy już przeczytasz wszystko. Dziękuję za komplementy. Życzę miłego wyjazdu :)

      Usuń
  2. Chyba najwyższy czas bym i ja machnęła jakiś komentarz podsumowywujący część pierwszą.
    Przede wszystkim nie lubię Rerget. Pewnie dlatego, że ma sporo cech, które sama posiadam i nie mówię o czerwonych włosach ani krasnoludkowym wzroście. Jest zepsuta, egoistyczna i myśli, że tylko ona pokrzywdzona przez cały świat. Nie potrafi poradzić sobie z otaczającą ją rzeczywistością i obwinia innych o swoje błędy. Do tego zupełnie świadomie i z premedytacją wykorzystuje słabość Naruto do niej. A do tego jest absolutną hipokrytką: życzy szczęścia NaruSasu, a jak chce jej się bzykać to dzwoni po Naruto, a Itachiego usypia. No i jakby tego było mało to jest postacią absolutnie "cool" świetnie się uczy, jest ładna, gra na gitarze i ma faceta, który kocha ją nad życie (a w zasadzie dwóch). Jeszcze jedna rzecz mi się zupełnie nie podoba: połączenie astralne. Wygląda to tak jakby na siłę wepchnięte, bez konkretnego celu (przynajmniej narazie), bo patent z rozmowami z umarłymi jakoś ujdzie. Odnoszę wrażenie, że ten motyw jest po to, by w razie jakby Rerget była niewystarczająco "zajebista" to jeszcze niech gada z duchami. A Naruto jest cipa taka trochę. Nie odbieraj tego jako krytykę, w końcu postać Rer jest bardzo dobrze wykreowana, a po tym świecie nie chodzą ideały co niosą dobro i szczęście;) Po prostu jej nie lubię. I Naruto jako kluchy, która się płaszczy przed czerwoną też nie lubię. Ale lubię Itachiego, bo jest cudowny i ta mała wredna na niego nie zasługuje, o!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj, to widzę, że mnie też byś nie polubiła, bo postać Rerget ma przypisane bardzo dużo cech, które posiadam. Patent z mocą astralną ma małe znaczenie, ale był mi potrzebny, żeby wprowadzić w opowiadanie nieco magii. Z założenia Rer miała odgrywać tu rolę zadufanej w sobie suki, za którą wszyscy szaleją, paradoksalnie. Miała wzbudzać w czytelniku mieszane uczucia, często te negatywne, ale na prawdę jest ona kluczowa, by Naru zrozumiał swoje uczucia do Saska, a Itachi przestał być głupim dzieciakiem i zaczął poważnie myśleć o życiu jakie go otacza.

      Usuń
    2. * naprawdę - miało być napisane łącznie ;D

      Usuń
    3. O matko, dobrze, że po tym świecie chodzą ludzie normalni, bo jakby wszyscy byli tacy jak my, to nie byłoby szczęścia. Siebie też nie lubię^^
      A już liczyłam, że te moce astralne będą miały znaczenie w następnej części... Chyba tak to już jest, że postać negatywna ciągnie akcje ;) Itachi jest zacny, szkoda, że się marnuje przy Rer. Bo co niby ona robi dla niego? Kanapki mu szykuje. Łał, wielkie poświęcenie. Mógłby nie dojrzewać=)

      Usuń
  3. Hmm... przeczytałam już wszystkie, dotychczas umieszczone rozdziały tego opowiadania. Muszę stwierdzić, iż jestem w szoku.

    Jakoś do tej pory szukałam jedynie SasuNaru, nie zwracając uwagi na postaci poboczne. Natomiast im bardziej zagłębiałam się w życie poznanych bohaterów, tym bardziej interesowała mnie historia nie Naruto czy Sasuke, tylko Reru. Uważam, że pomimo tego, iż posiada tyle sprzeczności w sobie jest intrygująca.

    Nawet nie wiem kiedy przebrnęłam przez te rozdziały. Troszeczkę żałuję, że już nie mam co czytać, ale będę teraz niecierpliwie wyczekiwać części dalszej.

    Cieszę się, że czytając to opowiadanie mogłam oderwać się od przytłaczającej rzeczywistości. Jakoś tak pozytywnie to na mnie wpłynęło.

    Oby tak dalej, a będzie tylko dobrze! Życzę dużo weny.

    Pozdrawiam, Ryuu.

    OdpowiedzUsuń