21 lip 2012

__-- 1 --__


            Siedziałam w ostatniej ławce koło okna. Właśnie męczyłam się nad dziesiątym pytaniem na sprawdzianie z biologii. Był koniec września, pierwsza klasa liceum biochemicznego i pierwszy sprawdzian naszych wiadomości z wiodącego przedmiotu. Spojrzałam ukradkiem na klasę. Większość przygryzała długopis, głęboko myśląc, inni stukali palcami w stół. Jednakże zauważyłam, że wszyscy męczą się z tym samym, co ja.
            Założyłam kosmyk moich czerwonych włosów za ucho. Westchnęłam cicho i odchyliłam się na krześle, zamykając oczy i zastanawiając się, jak odpowiedzieć na pytanie. Wiedziałam mniej więcej, o co chodzi, ale nie wiedziałam, jak to ładnie ująć.
            Spojrzałam na mojego najlepszego przyjaciela, który omalże nie walił głową w ławkę, męcząc się jeszcze nad ósmym pytaniem. Pokręciłam z uśmiechem głową i między jednym walnięciem jego blond czupryny o ławkę a drugim, delikatnie podmieniałam nasze kartki. Robiliśmy tak od podstawówki, a raczej ja zawsze tak robiłam. Nasze pismo było niemalże identyczne. Przeleciałam wzrokiem po jego bazgrołach, sprawdzając, czy dobrze odpowiedział na poprzednie pytania. Z ulgą stwierdziłam, że nie ma się czego czepić, więc wzięłam się do odpowiadania na pozostałe.
            - Dziesięć minut do końca! - Usłyszałam głos naszej nauczycielki.
            Suuuper... Napisałam prędko jakieś bzdury dotyczące ostatniego pytania. Znów zamieniłam kartki. Dopiero teraz lazurowe oczka spojrzały na mnie. Uśmiechnęłam się i powróciłam do swojej pracy. Co by tu napisać?
            Po mojej lewej stronie siedział czarnowłosy chłopak, ścięty trochę na emo. W dupie miałam, jak wyglądał, oby miał odpowiedź na to pytanie z kosmosu. Na pewno wykraczało poza zakres materiału, jaki przerobiliśmy.
            „10.” - krótko i zwięźle napisałam na małej karteczce i podałam, zawijając wokół korektora. Chłopak spojrzał na mnie półprzytomnie. Był bardzo małomówny i w sumie chyba też nieśmiały. Zawsze, kiedy się na niego patrzyło, spuszczał głowę, lekko się rumienił, co dość komicznie wyglądało przy jego bladej cerze, no i oczywiście się garbił przy tym.
            Chłopak szybko się zreflektował i odczytał moją wiadomość. Zaczął coś na niej pisać. Taak, normalnie, uwielbiam cię chłopie, mimo, że nawet nie pamiętam, jak masz na imię. Szczera przynajmniej jestem.
            „Do Ascomycetes (workowce) należą grzyby jedno i wielokomórkowe, wytwarzające w czasie rozmnażania płciowego worki (Asci), zawierające zarodniki. Rozmnażanie wegetatywne odbywa się przez pączkowanie (blastospory) lub przez wytwarzanie konidiów na szczytach lub bokach strzępek . Masz 4?” - O tak, kocham cię chłopie, już jestem w domu.
            „A. parasicus- wytwarzają alfatoksyny, które uszkadzają wątrobę, powodują raka wątroby.” - Wysłałam mu karteczkę.
            Na korytarzu rozległ się dźwięk dzwonka, a my odłożyliśmy długopisy. Naruto zaraz po wyjściu skoczył na mnie i zaczął ściskać i całować po rękach. Mój mały głupek, mój braciszek...
            - Przestań debilu, bo się skapnie – powiedziałam, rozglądając się za nauczycielką.
           - Echm. – Usłyszałam słabe chrząknięcie za sobą, automatycznie się odwróciłam i zobaczyłam tę czarną czuprynkę. - Dzięki za pomoc – powiedział cicho.
            - Chłopie – uśmiechnęłam się – to ja ci dziękuję za pomoc. Nie wiem, czy ktokolwiek odpowiedział na to pytanie! Wiesz, gdybym była tak popierdolona jak Naru, to bym cię wyściskała i w ogóle, ale chyba zrozumiesz, jak się powstrzymam.
            Chłopak zaśmiał się cicho, a Naruś zrobił obrażoną minkę typu „ja ci dam!”. Brunet ukłonił się lekko i poszedł w swoją, nam nieznaną, stronę. No dobra, prawdopodobnie leciał na matematykę, którą teraz mamy. Zaczęłam się zastanawiać nad nim głębiej i stwierdziłam, że siedzimy razem na wszystkich lekcjach. On z mojej lewej, Naru z mojej prawej.
            - Dziwny gostek, co? - spytał blondynek, kierując się na zewnątrz.
            Taa, po sprawdzianie musiałam sobie zapalić... Jakoś tak od szóstej klasy podstawówki palę. I nie widzę powodów, by przestać. Naru był ze mną do towarzystwa, on raczej wolał się napić, papierosy nie były mu do szczęścia potrzebne.
            - Nie sądzisz, że to dziwne? - powiedziałam do przyjaciela.
            - Niby co? - Spojrzał na mnie roztargniony.
            - No jak to: co? - Skarciłam go. – Ten chłopak... Nawet nie pamiętam, jak się nazywa. Czy on w ogóle coś mówi? Te, a może to kosmita? - Zaśmiałam się z papierosem przy ustach.
            - Ty to jesteś kosmitka – rzucił mi z wyrzutem chłopak. - To jest Sasuke. Przeprowadził się w lecie do domu naprzeciwko mnie - odpowiedział Naruś.
            - Pierdolisz. – Zaciągnęłam się ostatni raz i wyrzuciłam fajkę. – To on? Przecież w ogóle z domu nie wychodzi, a siedzę u ciebie większość dnia i widzę, co się na ulicy dzieje.
            Pomału kierowaliśmy się w stronę naszej sali od matmy. Co dzisiaj w planach? Nic innego, jak potęgi... Łatwizna.
            - Zobaczyłem go pierwszego dnia szkoły, wychodził taki zgarbiony trochę do szkoły. - Wyjaśnił blondynek.
            Przed matmą mogliśmy pogadać z resztą klasy i ponarzekać na wariatkę z bioli. Przecież to aż nieludzkie, tak traktować porządnych mieszkańców zatłoczonego Tokio. Sasuke stał w kącie po drugiej stronie małego korytarza i obserwował wszystkich, lekko speszony, spod przydługiej grzywki. Gdy napotkał mój wzrok, zaczerwienił się i odwrócił w stronę okna. Dziwak.
            Dziwak i noga z matmy, stwierdziłam, gdy będąc już w sali, nauczycielka zadała nam parę prostych ćwiczeń do wykonania. Już moje Naruciątko-głąbiątko lepiej sobie radzi. Jak widać dzieciak miał problemy już we wcześniejszych klasach. Chłopie ogarnij się, przecież to powtórzenie z gimnazjum, jak cię w ogóle przyjęli do tej szkoły?
            Nagle zegarek na jego ręce zapikał dwa razy, ruszyło mnie to na tyle, że oderwałam wzrok z zeszytu i przeniosłam na jego osobę. Chłopak ze spokojem wyłączył zegarek i sięgnął po coś do plecaka. Zauważyłam, jak ze słoiczka pobiera jakieś tabletki, dokładnie dwie sztuki, łyka je i szybko popija wodą. Ustawił zegarek na za trzy godziny. Ciekawe, czyżby był chory? Zrobił to bardzo subtelnie, tak jakby to miało wyglądać, że tylko zaschło mu w gardle i musiał się napić. Spojrzałam po klasie. Tylko ja zauważyłam jego lekko skrzywioną minę po połknięciu owego specyfiku.
            Nauczycielka omówiła nowy temat i zaczęliśmy robić samodzielnie zadania. A raczej prawie samodzielnie, bo babka wzywała do tablicy po kolei uczniów. Już wiedziałam, że zostawi mnie do ostatniego przykładu. Tak, ona mnie kochała, a ja kochałam matematykę.
            Jeszcze raz rozejrzałam się po klasie. Niestety dla mnie wszyscy byli nowymi znajomymi. Chyba, gdyby nie Naruciak, to pewnie nikogo bym nie znała i siedziała jak Sasuke, skulona i cicha. No, może z tym ostatnim przesadziłam, ale nie zależałoby mi na poznaniu kogokolwiek. Patrzyłabym na wszystkich spod czerwonej grzywki i łypała groźnie, gdyby tylko ktoś ośmielił się na mnie spojrzeć.
            Posłałam pokrzepiający uśmiech w stronę brązowookiego chłopaka z ławki przede mną, który właśnie został wezwany do kolejnego przykładu. Jeszcze dwa i moja kolej. Wszystkie miałam już rozwiązane w zeszycie i spokojnie obserwowałam z cichym chichotem, jak ta hołota męczy się przy tablicy, odgrywając tragedię.
            - Uchiha, twoja kolej. - Zamarłam na chwilę.
            Nie ma szans rozwiązać tego przykładu, widząc jak rozwiązywał poprzednie. On miał minę co najmniej przerażoną, jeżeli to jest możliwe, jeszcze bardziej zbladł, ale zaczął powoli wstawać, chwytając swój zeszyt w ręce. Nauczycielka już odwróciła się do tablicy, a ja wykorzystałam moment i podałam mu mój zeszyt, a jego położyłam przed sobą, zachowując się jak najbardziej naturalnie. Uśmiechnęłam się do niego szczerze. Kiwnął mi głową na znak podzięki i ruszył już trochę pewniej w stronę tablicy, całą drogę studiując zawzięcie moje notatki. Chyba mi się aż tak nudziło albo aż takie miałam przeczucie, że nie zrobiłam tego zadania na skróty. Wszystko po kolei, tak jak nauczycielka przykazała.
            Sasuke stanął pewnie przed tablicą, pokręcił w palcach kredę i zaczął pisać przykład. Coś mruczał pod nosem, pewnie udawał, że myśli. Ta, dobra ściema przed nauczycielką. Skończył pisać, babka sprawdziła, czy dobrze i kiwnęła głową, każąc mu usiąść. Heh, jak mogłoby być źle? W końcu ja to rozwiązywałam.
            Następnie do tablicy został wezwany mój kochany głąbek, również z moim zeszytem, ale schował go wewnątrz swojego. Wyglądało to tak, jakby pisał z własnego. Potem poszła jakaś blondynka. Heh, no właśnie, ja nie znam ich imion. Jakoś tak mi niespecjalnie umykają, mimo iż od miesiąca codziennie z nimi „rozmawiam”. Naruto za to zna wszystkich. Dziewczyna strasznie się plątała w przykładzie. W końcu, ze zrezygnowaniem, wróciła na swoje miejsce, odesłana przez profesorkę.
            - Dobra, Reru zrób te dwa ostatnie przykłady. – Zostałam wezwana.
            Spokojnie i dumnym krokiem ruszyłam w stronę tablicy. Nie brałam nawet zeszytu, po co on mi... Przepisałam z książki przykład i zaczęłam go rozwiązywać, po chwili rozwiązałam też drugi.
            - Z gwiazdką też? - spytałam znudzoną, tak samo jak i ja, nauczycielkę.
            - W sumie, zostało pięć minut do końca, więc rób. - Uśmiechnęła się do mnie lekko.
            Nie miałam go zrobionego na lekcji, ale wiedziałam, jak się za to zabrać, dwie minuty przed dzwonkiem klasa miała rozwiązane zadanie z gwiazdką i, co umknęło nauczycielce, dwa pierwsze przykłady z zadania domowego.
            Wróciłam na swoje miejsce, obserwując, jak klasa zawzięcie przepisuje równania. Po lekcji wyszliśmy na korytarz jak stado bydła. Przed nami dwie godziny angielskiego, W-F i do domciu.
            - Dyżurny tablica! - krzyknęła na nas nauczycielka, zmuszając tym samym do lekkiego przystanięcia. - Sasuke, to twój tydzień - powiedziała bez emocji.
            Klasa już ruszyła dalej, ale mnie cofnął wystraszony wzrok Sasuke, miał otwarte usta, jakby chciał już coś powiedzieć, ale nie miał odwagi. Czyżbyś chciał się wymigać od obowiązków dyżurnego?
            - A-ale, ja nie mogę – powiedział tak cicho, że ledwo go dosłyszałam, a co dopiero mówiąc o babce z matmy, która już czytała swoje babskie pisemko przy biurku.
            - Mówiłeś coś? - spytała, łypiąc na niego.
        Chłopak się speszył i schował uszy po sobie. Jednak sytuacja zaciekawiła mnie na tyle, że cofnęłam się parę kroków i spojrzałam przez otwarte drzwi na poczynania tego bladego, cichego bruneta. Naruś został pociągnięty przez tłum, więc tylko ja stałam i obserwowałam. Sasuke ujął w ręce gąbkę, jakby miała go zaraz zabić. Delikatnie ją zamoczył i wycisnął.
            - Sasuke, nie na mokro, będą zacieki. Zrób na szybko pylicę i spadaj. – Poinstruowała go nauczycielka, na co mina mu jeszcze bardziej zrzedła.
            Chłopak ujął drugą gąbkę i odsuwając jak najbardziej twarz od tablicy, zaczął ją wycierać, starając się nie wywoływać „pylicy”, jednak z marnym skutkiem. Patrzył zniesmaczony, z kwaśną miną na to, do czego został przymuszony. Ja tylko obserwowałam. Jego twarz była spięta. Trochę pokasływał. Bladość jego skóry była wręcz przerażająca. Na jego prawą skroń wstąpił lekki pot. Ej, no bez przesady, ta czynność nie jest aż tak pochłaniająca, czy uciążliwa.
            „Chyba, że dla niego jest” - przemknęło mi przez myśl. Sasuke skończył wycierać tablicę i wciąż kaszląc, wyszedł z klasy. Zamknął za sobą drzwi i skierował się do kibla. Jednak zrobił jedynie parę kroków w jego stronę, przystanął i rozkaszlał się na dobre. Ukucnął. Widziałam, jaki jest blady, ręce miał spocone, ciężko oddychał i ledwo co utrzymywał świadomość. Z plecaka wyciągnął jakiś inhalator... Czyżby astma? Trochę ciężki przypadek, poza tym na astmę nie bierze się tabletek co trzy godziny i ciekawe, co on tam jeszcze w domu pije lub łyka.
            Wciąż jeszcze kaszlał i był spięty. Nie zauważył mojej osoby. Jednak po chwili rozglądnął się, czy nikt nie widział go w tak żenującej dla niego sytuacji. Pierwszy i mam nadzieję ostatni raz widziałam takie przerażenie. Jego wzrok mówił „kurwa mać, ja pierdolę, co teraz, co teraz??”.
            Stałam spokojnie z założonymi rękoma, opierając się o ścianę. Odepchnęłam się od niej nieco i wolnym krokiem podeszłam do chłopaka. Pewnie, gdyby był w stanie, to dawno spierdalałby jak najdalej stąd. Tak symptomy ucieczki to ja znam najlepiej. Poprawiłam arafatę na szyi i ukucnęłam tuż przed nim. Stanowiliśmy fajny kontrast. On cały na czarno, a ja w ciemnych dżinsach i neonowo-zielonej bluzie.
            - Już lepiej? - spytałam delikatnie.
            Zdawałam sobie sprawę, że byłam ostatnią osobą, jaką chciałby widzieć. Nie chciałby widzieć tak naprawdę nikogo, wolał pozostać w ukryciu.
            - Tak, jak najbardziej. – Usłyszałam słaby głos.
            Przynajmniej już nie dusił się własnym oddechem. Wstał bardzo powoli. Oddychał z trudnością, ale nie kaszlał. Trzymał się ściany, lekko się nią podpierając i ruszył na dolne piętra, gdzie znajdywała się sala od anglika.
            - Ja jestem wygodniejsza od ściany – powiedziałam, idąc koło niego.
            - Tak, na pewno. – Potwierdził, lekko się rumieniąc.
            Jezu, ale on jest słodki. Taki mały misiaczek. Schrupać go i wytarmosić. Nie czekając na jego ruch, wzięłam go pod rękę i zeszliśmy razem. Nie wiem, czy ten krótki spacer, czy może mój dotyk, ale coś na pewno go otrzeźwiło, bo przy ostatnich schodkach mogłam go już puścić. Korytarz był opustoszały, no tak, dwie minuty po dzwonku.
            Niemałe zdziwienie wywołaliśmy w klasie, wchodząc razem. Zwłaszcza, że ja wyglądałam na bardzo zadowoloną z siebie, a Sasuke był blady i zdyszany, jakby przebiegł maraton na bezdechu. Wyglądało to co najmniej, jakbym zgwałciła go.
            Naruto nosiło przez całe dwie godziny, żeby się spytać, co się stało, ale nie mógł, bo czarnulek siedział razem z nami. Dopadł mnie dopiero na W-f, wiedzieliśmy, że chłopak ma zwolnienie, tak jak ja, ale zawsze siedział gdzieś z tyłu trybun, czytając książkę. Niestety blondynek zawiódł się na mojej szczerej i wiernej przyjaźni, ponieważ nic mu nie powiedziałam. Wiedziałam, że Sasuke by sobie tego nie życzył. Było wyraźnie widać, że samo siedzenie samemu na trybunach, gdy wszyscy szaleją na boisku jest wystarczające, by przypiąć mu etykietę tego dziwnego. I tak na jego temat krążyły plotki po całej klasie. Jakoś wcześniej nie zwróciłam na to uwagi.
            Rozmasowałam bolący kark, chyba czarnowłosa menda za bardzo się na mnie uwiesiła... Wzięłam z plecaka tabletkę przeciwbólową i poprawiłam arafatę. Z uśmiechem obserwowałam, jak moi koledzy z klasy meczą się z wuefistą.

1 komentarz:

  1. Witaj ;d
    dopiero zaczynam czytać Twoje opowiadanie, a już mnie czymŚ zaskoczyłas ;)

    Samo to, że Sasu może być takim chorym ..

    Dużo niecenzuralnych słów , ale jestem ciekawa co dalej będzie tym bardziej, że nowa postać wrzucilaś XD

    pOzdrawiam i zapraszam do siebie

    yaoinaruto-by-inata-chan-nu.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń