28 lip 2012

__-- 2 --__

            - Sasuke, to twój tydzień. – Usłyszałem głos nauczycielki.
            Zamarłem w jednej chwili. Jak to? Ja wiem, że mówiłem dyrektorce, abym był traktowany normalnie i najlepiej, żeby nikt oprócz niej nie wiedział, ale chociaż mogła mi załatwić jakąś wymówkę do dyżurów. Kurwa! Dysplazja stawów nadgarstkowych już by nawet mogła być. Cokolwiek, byle by nie to.
            - A-ale, ja nie mogę – powiedziałem cicho.
            Klasa dawno sobie poszła, nauczycielka siedziała w sali, a ja stałem jak ten głupek, nie mogąc się ruszyć. Postawiłem nogę na przód. Za nią następną. Jakoś doszedłem do tablicy. Nie podobał mi się ten pomysł.
            Popatrzyłem na gąbkę i delikatnie ją ująłem. Przecież to jak wyrok śmierci. Nawet już teraz mnie w gardle ściska, a co dopiero ścieranie tego cholerstwa. Kobieto ja pół godziny temu zażyłem lekarstwa, żeby nie zaliczyć publicznego ataku, a ty mnie tutaj tak wkopujesz. Najdokładniej jak się dało wyrżnąłem gąbkę i już miałem ją przyciskać do tablicy, kiedy...
            - Nie na mokro... - Reszta słów zlała się w jedno, nie ważne, jaki był powód owego „nie na mokro”.
            W głowie mi zaszumiało i myślałem, że padnę, zanim jeszcze wykonam jakikolwiek ruch. Z ociąganiem chwyciłem drugą gąbkę i powoli ścierałem. Pewna ilość pyłu dostała się do moich nozdrzy, mimo że starałem się jak najbardziej odchylić. Kaszlnąłem dwa razy. Niestety przy tej czynności wciągnąłem więcej tego cholerstwa niż powinienem. Starałem się już teraz tylko trzymać fason. Co chwilę pokasływałem. Robiło mi się duszno i zimno. Chyba mam spocone czoło. Jeszcze trzymam się na nogach, ale to długo nie potrwa.
            Odłożyłem gąbkę, rzuciłem krótkie pożegnanie i wyszedłem z klasy. Chciałem pójść do łazienki, tam mnie nikt nie zobaczy. Niestety po chwili musiałem ukucnąć. Zobaczyłem dużo czarnych mroczków przed oczyma i lekko mnie zemdliło. Nie pierwszy i nie ostatni pewnie raz robiło mi się słabo. Już nie ryzykowałem robieniem z siebie chojraka. Ostatni taki wyskok opłaciłem tygodniem w szpitalu i wstrząsem mózgu.
            Wyjąłem inhalator. Raz – wdech – trzymam – wypuszczam. Jeszcze kaszlałem. Jeszcze raz – wdech – trzymam – wypuszczam. I jeszcze dwa razy... Lepiej. Kaszlnąłem ostatni raz i oddychałem z trudnością. Rozglądnąłem się wokół siebie, czy przypadkiem nie stałem się obiektem naigrywań. Prawo – pusto, lewo - ... Nie pusto, bardzo, bardzo nie pusto. Aż neonowo nie pusto. Dlaczego akurat ona? Kurwa i co tu jej teraz powiedzieć, a może nie będzie pytać, a jak spyta coś wymyślę.
            Dziewczyna z niewymuszoną nonszalancją podeszła do mnie. Była taka ode mnie inna, taka pewna siebie. Taka kolorowa. Od razu zarumieniłem się. Przytłaczała mnie, ale również tak bardzo mnie pociągała. Jednak od początku roku zdawała się mnie nie zauważać. A może zauważała, tylko ja cały czas spuszczałem głowę i się rumieniłem. Pech a zarazem niewyobrażalne szczęście chciało, że na wszystkich lekcjach, bez wyjątku, siedzieliśmy obok siebie. Plus ten rozwrzeszczany blondyn na dokładkę, którego ona traktowała jak młodszego brata. Chyba kręciła się z tymi wszystkimi ludźmi tylko i wyłącznie ze względu na niego. Wiedziałem, że jej huczne towarzystwo nie odpowiada, tak jak i mi. To się czuło. Z tym, że ja bałem się ludzi i ich odrzucenia. Ona patrzyła na nich z góry.
            - Już lepiej? - Usłyszałem jej pytanie i momentalnie się zaczerwieniłem.
            - Tak, jak najbardziej – odpowiedziałem, mimo że jeszcze nie do końca wróciłem do siebie.
            Powoli wstałem, przytrzymując się ściany. Czerwono-włosa o nic nie pytała. Tylko szła obok mnie z lekkim uśmiechem, błądzącym gdzieś w oczach i kącikach ust. Ona chyba coś bierze, jakby sobie marihuany zapaliła. Ale nie, ona taka jest po prostu. Bawiła się frędzelkami od arafaty, cały czas będąc obok mnie. Ja trzymałem się ściany, nawet nie ważąc się poprosić o pomoc.
            - Jestem wygodniejsza od ściany – powiedziała, kiedy już niemalże przytulałem tę chropowatą powierzchnię, ledwo idąc.
            - Tak, na pewno. - Marzeniem było, przytulic się do jej falujących włosów, tej oczojebnej bluzy i po prostu zapomnieć, gdzie się jest.
            No właśnie, to tylko marzenia. Ja na pewno się nie zmuszę. Pewnie rzuciła to w żartach, a tak naprawdę ma chorą satysfakcję z patrzenia, jak się męczę.
            Nim zdążyłem cokolwiek zrobić, odepchnąć się od ściany, iść normalnie, poczułem, jak dziewczyna bierze moją rękę, lekkim acz zdecydowanym ruchem. Stanowczo przerzuciła ją sobie na ramię. Usłyszałem stęknięcie i lekki świst powietrza. Tak, jakby dziewczyna zapomniała o jakimś urazie i właśnie boleśnie sobie o nim przypomniała.
            Zaczerwieniony spojrzałem na nią spod grzywki. Jej twarz była naturalna, a ten szaleńczy uśmieszek błądził jej w oczach. Usta jednak zacisnęła w wąską linię. Wyczuła, że na nią patrzę i uśmiechnęła się do mnie radośnie. To mnie już po prostu zmroziło. Patrzyłem na swoje buty przez całą drogę. Ale odzyskałem siły i już na ostatnich schodkach mogła mnie puścić. Chociaż ja wcale nie chciałem, żeby mnie puszczała, chciałem móc się do niej przytulać cały czas. Przecież to nie takie złe. Jej cudowny kwiatowy zapach. Wdychałem go na każdej lekcji. Był przyjemny i delikatny, co najważniejsze nie powodował u mnie kaszlu, jaki wywoływały inne dziewczęce kosmetyko-podobne, pachnące dziwactwa.
            Weszliśmy do klasy dwie minuty po dzwonku. Dziewczyna jakoś nas wytłumaczyła, przeprosiła i usiedliśmy na końcu klasy. Naruto, jej blond przyjaciel od siedmiu boleści, trząsł się jak paralityk. Widziałem cisnące się na jego usta „WTF? Gdzie byłaś/byliście” - oj, był bardzo ciekawy. Ciekawe, czy mnie wyda.
            Dopiero teraz zacząłem się zastanawiać, czy dziewczyna opowie wszystkim, jak to musiała ratować biednego Sasuke, o ile pamięta w ogóle, jak się nazywam. Dwie godziny męki oczekiwania. Po angielskim był W-f i wtedy się okaże. Reru siedziała, jakby coś jej doskwierało. A może to ja jej zrobiłem krzywdę, jak schodziliśmy? Tak się skupiłem na porównywaniu jej miękkości ze ścianą, że mógłbym coś przez przypadek zrobić, za bardzo się na niej uwiesić, na przykład...
            Udałem się na środkowe trybuny. Zwykle siedzę na samym końcu, ale tym razem chciałem się przekonać, co powie czerwonowłosa. Usiadła cztery rzędy niżej. Naruto, gdy tylko się przebrał, podbiegł do niej jak na skrzydłach. Widziałem, jak stara się przede mną sfingować, że tylko z nią rozmawia na zwykłe tematy. Ja wiedziałem, że to nie był zwykły temat, ale mój temat.
            - Nic się nie stało. – Usłyszałem, jak - wcale nie szeptem - odpowiada dziewczyna.
            - No, ale – zaczął protestować blondyn.
            - Spadaj, nic i już. – Zatkało mnie.
            Kobieto, coraz bardziej cię uwielbiam. O nic nie pytasz, pomagasz, a jeszcze mnie kryjesz. WOW, jedno wielkie WOW.
            Dziewczyna wyglądała na zmęczoną. W sumie dopiero teraz zacząłem się zastanawiać, dlaczego ona też nie ćwiczy. Jej gładka dłoń powędrowała do karku i zaczęła go masować. Wzięła jakieś tabletki... Poprawiała właśnie arafatę, gdy coś przykuło moją uwagę. Pod materiałem mignęło mi coś fioletowo-czerwonego i nie fajnie wyglądającego.
            Siedziałem tak i wpatrywałem się w nią. Prawie zszedłem na zawał, gdy usłyszałem dzwonek kończący lekcje, a razem z tym mój zegarek. Wziąłem lekarstwa i poszedłem do hallu. Dwie szafki dalej Naruto opieprzał ją za coś. Nim zdołałem się skupić na jego słowach, usłyszałem świst powietrza, ostry plask, a Naruto stał i trzymał się za policzek.
            - UUUU... – Rozeszło się na korytarzu, nawet ja się uśmiechnąłem pod nosem.
            Trochę mnie ta sytuacja rozbawiła. Ale wiem przynajmniej, że z dziewczyną nie warto zadzierać. Lepiej być takim jak ja. Potulny baranek. Kochający, nie kłócący się, do serca przyłóż.
            - Wracaj sam i nie wpierdalaj się do tego, jak postępuję. – Usłyszałem jej pełen irytacji głos.
            To już nie była ta wiecznie naćpana neonówka, teraz stał tam diabeł z iście diabelskim szaleństwem w oczach, ale bez tego głupkowatego uśmieszku. Stała obrócona w moją stronę, więc widziałem dokładnie, jak jej twarz jest ściągnięta, usta wygięte w grymas niezadowolenia. Oczy ciskające piorunami... Nawet ja się wystraszyłem.
            Chłopak trzasnął szafką, wziął plecak i ruszył w stronę wyjścia. Brązowooka nawet na niego nie spojrzała, ale ja widziałem, jak w jego oczach tańczą niebezpieczne iskry. Wiedziałem, że gdy tylko wyjdzie z budynku, schowa się gdzieś w parku i zacznie płakać. A ona... To był typ człowieka, który nigdy nie płacze. Jest jedynie gniew, albo radość. Łzy nie wchodzą w grę.
            Stała jeszcze chwilę przy szafce, po czym także je trzasnęła z o wiele większą siłą i ruszyła w stronę drzwi frontowych. Po drodze wyciągnęła papierosa i niemalże jeszcze w drzwiach budynku go odpaliła. Nie przejmowała się, że ktoś z nauczycieli to zobaczy. Tak, w tym momencie miała wszystko głęboko gdzieś.
            Zamknąłem swoją szafkę i także skierowałem się do wyjścia. Wolnym krokiem szedłem w stronę metra, mając nadzieję, że nie wpadnę na rozhisteryzowanego blondyna, czy też rozjuszoną neonkę. Nim jednak zdążyłem dokończyć myśli, usłyszałem dźwięk odpalanego silnika. Reru właśnie kończyła papierosa, nie zawracając sobie głowy jego przygaszeniem, rzuciła niedopałek za siebie, włożyła kask, a przede mną mignął jedynie zarys zielono-żółtego Suzuki.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz