Leżeliśmy z Naruto u mnie w pokoju,
budząc się z przyjemnego snu w objęciach drugiej osoby. Blondyn został u mnie
na noc, co chyba stawało się już naszą tradycją - weekendowe noclegi. Drzwi
miałem zamknięte na klucz, więc nie obawiałem się wejścia nikogo niepożądanego.
Moja ręka bezwiednie spoczęła na brzuchu Uzumakiego i zaczęła go gładzić.
Chłopak przyjął to z przyjemnym dla ucha pomrukiem.
- Sasuke! Wstaliście już? - Krzyk
mojej matki obudził chyba pół dzielnicy.
- Tak!! - odkrzyknąłem na tyle, ile
miałem sił w płucach.
- To raus na śniadanie! - Zarządziła
i nie mieliśmy większego wyboru, jak wstać i zejść na dół do kuchni.
Mama uraczyła nas pysznym
śniadaniem, a my ją rewelacjami dnia poprzedniego. Z westchnieniem i
pogratulowaniem braku taktu, zgodziłem się na przedzwonienie do Itachiego i
usilne namawianie go, żeby przyszli z Reru dziś na obiad.
- Nie zgodzą się - mruknął Naruto,
tuląc się do moich pleców.
- Zakład o tysiąc yenów[1],
że przyjdą. - Rzuciłem wyzwanie mojemu Młotkowi.
- Przyjmuję, szykuj kasę. - Wyszczerzył
się i zatarł ręce.
Miałem dziwne przeczucie, że jednak
przyjdą i to ten narwaniec będzie mi płacił. Szybko wybrałem numer do
Itachiego. Po czterech sygnałach miałem ochotę się rozłączyć, ale usłyszałem w
słuchawce zaspany głos brata.
- To ty jeszcze nie wstałeś? - Miło
powitałem moją starszą kopię.
- Śpimy sobie - jęknął niezadowolony
z pobudki, mimo że wskazówki zegara ustawiły się na godzinie dziesiątej.
- Jak to śpicie? - Zatrybiłem
dopiero po chwili, na co Naruto podskoczył na łóżku i znalazł się koło mnie, by
słyszeć całą rozmowę.
- Nieważne, not your business. Dzwonisz
w konkretnej sprawie? - Zapomniałem, że Itachi w godzinach porannych, to
chodzące zombie i wkurza go nawet słońce za oknem.
- Wpadniecie na obiad? - spytałem
wprost, powarkując ostrzegawczo na Uzumakiego, który już prawie na mnie leżał,
zafascynowany rozmową.
Przez chwilę słychać było niewyraźne
szepty, co oznaczało...
- Kurwa, oni rzeczywiście są w
jednym łóżku! - Niemalże zakrzyknął blondyn, a ja syknąłem ostrzegawczo, po
czym zarumieniłem się wyobrażając sobie...
- Słyszałam. - Teraz to i Naruto
oblał się szkarłatem. - Będziemy. - I się rozłączyła.
Przez chwilę patrzyliśmy na siebie w
osłupieniu i cisnęło nam się na usta jedno pytanie.
- To była Reru, prawda? - Młotek
chciał się upewnić, czy dobrze rozpoznał głos przyjaciółki, na co jedynie
pokiwałem głową, po czym uśmiechnąłem się iście diabelsko.
- Wyskakuj z kasy. - Wyciągnąłem
rękę po należność.
Wzbogacony o tysiąc yenów, z
uśmiechem na twarzy, usiadłem przed konsolą i poklepałem miejsce obok siebie.
Naruto naburmuszony dosiadł się do mnie i wyciągnął rękę po joystick.
- Zakład, że wygram? - Postanowiłem
się z nim trochę podroczyć.
- Ja już się z tobą nie zakładam. - I
z miną obrażonego dziecka zaczął okładać mojego bohatera mieczem.
Tak spędziliśmy bardzo przyjemny
poranek. Następnie mama zagoniła nas do posprzątania jadalni i ustawienia
talerzy. Po owocnej pracy poszliśmy do mojego pokoju jeszcze się potulić przed
rodzinnym obiadem. Debatowaliśmy na temat niejedzenia Rer i jak ona przetrwa tę
katorgę. Chwilę przed drugą usłyszeliśmy ryk motoru. Popatrzeliśmy po sobie, a
następnie wyrwaliśmy do okna. Widok był przekomiczny. Drobna dziewczyna w
motocyklowej kurtce, z czerwonymi włosami wystającymi spod kasku i wtulony w
nią, niemalże uczepiony do jej pleców, chłopak. Zanim Królowa Jednośladów
wjechała na nasz podjazd, obkręciła motor, robiąc tak zwanego bączka, efektownie
kończąc przejażdżkę.
Szybkim krokiem zeszliśmy na dół, by
powitać gości. Naruto poleciał do Czerwonej, a ja zająłem się bladym i
słaniającym się na nogach bratem.
***
- Zapomnij! - krzyknąłem, gdy ta
samobójczyni wcisnęła mi kask do rąk.
- Kurwa, Itachi, jest za piętnaście
druga! Na drugą mamy być u ciebie. - Brązowe oczy mojej podopiecznej nie
wyrażały chęci na przyjęcie kolejnego sprzeciwu.
- Nie wsiądę z tobą na ten motor. - Zaplotłem
ręce na piersi i odwróciłem głowę.
- Boisz się, czy jaki chuj? Wsiadaj.
- Popchnęła mnie z niesamowitą dla siebie mocą w kierunku tego żelastwa i wcisnęła
na głowę czarny kask.
Jednoślady mnie przerażały. Nie było
wokół niczego, co by człowieka ochroniło przed wypadkiem. Tylko kask. Jednak
zmusiła mnie do tej przejażdżki. Koronnym argumentem było to, że motorem
dostaniemy się szybciej na miejsce.
Zamknąłem oczy, gdy tylko ruszyła z
miejsca. Miałem je zamknięte przez całą drogę. Czułem niesamowitą prędkość,
jaką Mała rozwijała. Stanowczo nie podobały mi się jej sposoby
prowadzenia motoru. By jakoś zając myśli w trakcie tego samobójczego aktu,
postanowiłem przeanalizować sytuację z dzisiejszego poranka.
Koło dziesiątej obudził nas Sasuke
swym genialnym zaproszeniem na rodzinny obiadek. Odmawialiśmy mojej matce za
każdym razem, bo nie widziało mi się ich ciągłe ględzenie, jaka to Reru jest
śliczna oraz, że powinienem się za nią brać. Wnerwiało mnie to okropnie. Drugą
sprawą było nadmierne uciekanie Rer przed jedzeniem. Wiedziałem, że bierze narkotyki, ale
po skonsultowaniu się z bardzo dobrym znajomym, postanowiłem chwilowo nie interweniować
w tej sprawie. Nie miałem pojęcia, jak ona przetrzyma ten obiadek.
Sam oczywiście od razu bym odmówił,
ale Rer uparła się, że dobrze jej zrobi chwilowe odstresowanie się.
Przypomniałem jej delikatnie, że ona raczej nie zje więcej, niż jedną fasolkę,
na co ona z tym swoim błyskiem w oku "założymy się?". I tak oto
potoczyła się lawina śmiesznych zakładów. O tysiąc yenów, że nikt nie zauważy,
iż Rer unika jedzenia, nawet ja. W tym momencie uśmiechnąłem się pod
nosem, gdyż było to wręcz niemożliwe. Mój zakład dotyczył Naruto i Sasuke.
Stwierdziłem, iż dzisiaj, choćby w tajemnicy, Sasuke ujawni się przede mną. Rer
ochoczo przytaknęła, jakby była święcie przekonana, że nie mam szans. Ostatni
zakład dotyczył moich rodziców. Czerwona zapewniała mnie, że choćbym stanął na
głowie, to i tak ich nie przekonam, iż nie jesteśmy parą. Oponowałem, ale po
jej diabolicznym śmiechu, zacząłem wątpić, czy mój portfel dzisiaj nie
zubożeje.
Po dość krótkiej jeździe, poczułem,
jak motor bardzo zwalnia. Odważyłem się otworzyć oczy i trochę poluźnić uścisk.
W tym momencie motorem ostro zarzuciło, a ja - piszcząc jak baba - wszczepiłem
się w dziewczynę. Odpowiedział mi jej dźwięczny śmiech i bezpieczne już
zaparkowanie motoru na moim rodzinnym podjeździe. Jak najszybciej zszedłem z
tego czegoś, co nazywają jednośladem i chwiejnym krokiem poszedłem w stronę
domu, odprowadzany chichotem czerwonowłosej. Po drodze minąłem Naruto, który
nie raczył zainteresować się moją osobą, więc udałem się żalić swojej matuli i
bratu, którzy czekali na mnie w drzwiach.
Matka wyściskała mnie, jakby nie
widziała się ze mną od roku, a brat zaczął pocieszać i podśmiewać się z mojej
fobii przed motorami jednocześnie. Długo jednak przy biadolącej matuli nie
wytrzymał i poleciał na zebranie Złotej Trójcy, które odbywało się gdzieś w
okolicach garażu.
***
Gdy tylko zobaczyliśmy parkujący na
podjeździe motor, zlecieliśmy jak na skrzydłach, by powitać gości. Ja, nie
przejmując się dobrymi manierami, tylko kiwnąłem Itachiemu głową i podszedłem do
Reru, która śmiała się z długowłosego. Kiedy stanąłem przed nią z założonymi
rękami, automatycznie mina jej zrzedła. Musiałem się dowiedzieć, co się
wydarzyło między nią na Itachim. Choćby dla własnej, chorej satysfakcji.
- Musimy pogadać - stwierdziliśmy
zgodnie, co trochę mi przypomniało, jak raptem parę miesięcy temu, byliśmy
nierozłączni.
Udaliśmy się w ciche miejsce koło
garażu. Cała ta sprawa nurtowała mnie tak bardzo, że myślałem, iż nie wytrzymam
tych paru metrów bez zadania setki pytań. Stanęliśmy koło bramy, lekko skryci w
cieniu.
- Co chcesz wiedzieć? - Reru nie
przebierała w środkach i, jak zwykle, waliła prosto z mostu.
- Przespałaś się z nim? - zapytałem,
obierając jej taktykę.
- Co, kurwa? - Spojrzała na mnie,
jakbym był nienormalny.
- Z Itachim. Czy z nim spałaś? -
spytałem dosadniej.
Przez chwilę patrzyła mi w oczy, a
potem się roześmiała i zaczęła kręcić głową.
- Ale ty masz pojebane pomysły. - Skomentowała
moje przypuszczenia i niespodziewanie się do mnie przytuliła.
Było to niesamowite, do tej pory
mnie odpychała, już myślałem, że nasza przyjaźń pójdzie na dno. Korzystając z
tej okazji, wtuliłem się w nią, czując jak wszystkie wspomnienia napływają
teraz do mojej głowy.
- Nie przespałam się z nim i nie mam
zamiaru. - Zaczęła mi szeptać do ucha, przez co to dziwne uczucie, że przez
moją głupotę aż tyle utraciłem się nasiliło. - Brakowało mi tego - szepnęła
ciszej, wtulając się w moje ramię.
W tym momencie nie wytrzymałem i łzy
poleciały po moich policzkach. Poczułem ciepło płynące od niej, pocieszające
mnie i mówiące, że od teraz będzie wszystko dobrze. Wiedziałem, że od teraz
wrócimy do normy. Miedzy nami słowa były zbędne.
- Kiedyś ci wszystko wyjaśnię -
powiedziała jeszcze, po czym przybrała pogodniejszy wyraz twarzy. - Zapomnijmy
o wszystkim, tylko nie o tym, co nas łączyło. - Zaczęła ocierać mi łzy z oczu.
- No, przestań, bo mnie twój chłopak oskarży o molestowanie.
Zaśmialiśmy się, wciąż trwając w pół
objęciu.
- Wybacz mi, proszę, tak bardzo mi
przykro. - Przyciągnąłem ją z powrotem do siebie. - Wybacz - wyszeptałem.
Przytuliła mnie, tak jak kiedyś,
tak jak tylko ona potrafiła.
- A co to za zdrada się tutaj kroi?
- Usłyszeliśmy głos Sasuke, który, mimo tego wyraźnego zarzutu, uśmiechał się
szeroko.
Rerget wyciągnęła zachęcająco rękę i
zaciągnęła bruneta do zbiorowego uścisku. Znów się poryczałem jak jakaś ciota
(zaraz, ja jestem ciotą), wtulając się w dwójkę najważniejszych dla mnie osób.
- Tęskniłam za wami. Od teraz będzie
dobrze. - Zapewniła z uśmiechem na twarzy.
Zaśmialiśmy się wszyscy, po czym
moje dwa słoneczka zaczęły doprowadzać moją twarz do porządku. Śmiałem się z
ich kłótni, gdy Sasu oskarżył ją o zmasakrowanie mu chłopaka.
Tak... Poczułem, że znów mam swoje
miejsce na ziemi. Z Sasuke i z Rerget. Bez nich po prostu bym nie istniał.
Powoli skierowaliśmy się do domu,
rozmawiając, jakby rzeczywiście te wszystkie złe rzeczy się nie wydarzyły.
Zaczęliśmy podawać do stołu, Rer uciekała przed nabuzowaną ich dzisiejszym
przyjściem matką Itachiego. Zanim usiedliśmy do stołu, usłyszałem jeszcze głos
Małej, niby skierowany w powietrze, ale wiedziałem, że owo zdanie tyczy się
mnie. "Robisz za śmietnik".
Jednak nie wszystko jest tak dobrze,
jakbym chciał. Ona wciąż się głodzi, a ja wciąż jej w tym pomagam.
***
Usiedliśmy do pięknie zastawionego stołu. Mama, jak zwykle, stanęła na wysokości zadania. Dania były zróżnicowane. Oprócz tradycyjnej zupy miso, na stole pojawiły się również jej eksperymenty kulinarne. Jadłem wszystko bez żadnego "ale", ale bardziej smakowała mi kuchnia Rer. Oczywiście moja matka nigdy nie powinna się o tym dowiedzieć i będę strzegł tej tajemnicy całym sobą. Cały czas starałem się obserwować zachowanie chłopaków oraz Reru. Denerwowałem się coraz bardziej, gdy z talerza Małej znikały kolejne porcje jedzenia, a nikt nie zauważył czegokolwiek podejrzanego.
Przeklinając w duchu swoją hazardową
naturę, dyskretnie pod stołem przekazałem Reru jej wygraną. Nie było sensu
czekać do końca posiłku, była dobra w ukrywaniu się. Nie było szans, by
ktokolwiek ją przyłapał. Miałem tylko nadzieję, że ten tysiąc do mnie wróci
przy kolejnym naszym zakładzie.
Przed daniem głównym mój ojciec
postanowił wznieść toast. Rerget oczywiście dostała kieliszek z wodą, bo ona
prowadziła. Dziwiło mnie, że rodzice nie wypytują jej o prawko. Niby można było
wyrobić sobie prawo jazdy na motor do pojemności stu centymetrów sześciennych po
szesnastym roku życia, ale jej maszyna już na pierwszy rzut oka wyglądała na
powyżej setkę.
Kątem oka obserwowałem także, czy
Sasuke nie daje mi jakiś potajemnych sygnałów, że chce mi coś powiedzieć.
Niestety, zachowywali się, jakby byli tylko kumplami. Nawet ich małe sprzeczki
przy stole nie były jakieś specjalnie czułe. Dzisiaj stanowczo nie był mój
dzień do wygranych. Bardziej jednak zabolało mnie, że Sasuke mi nie ufa. Bał
się, że go potępię?
Cały czas się podśmiewałem, że on,
Naru i Rerget tworzą Święty Krąg lub Świętą Trójcę, nigdy jednak nie sądziłem,
że tak dotkliwie doświadczę, jak wiele znaczy dla nich ta przyjaźń. Między nim
a Naru było nawet coś więcej. Mój braciszek totalnie się ode mnie oddalił.
Nadzieję na zachowanie choć cząstki
honoru pokładałem w swoich rodzicach, prosząc wszystkie bóstwa, by nie zaczęli
spekulacji na temat mojego domniemanego związku z Rer.
W końcu nadszedł czas na deser, co
dla mnie oznaczało powolny koniec tej udręki. Zakląłem w duchu, widząc jak
moja mama kładzie przede mną kawałek ciasta ze śliwką. Nienawidziłem tego
deseru od małego, ale będąc dobrym i przykładnym synem nigdy mamie nie
powiedziałem wprost, że go nie lubię. Zwykle zjadałem biszkopt, wnętrze oddając
Sasuke, który to ciasto uwielbiał odkąd skończył sześć miesięcy, a ja go
ambitnie tym nakarmiłem. Pamiętam, jak ojciec zmył mi głowę, oskarżając, że
chciałem zabić młodszego brata. Koniec końców, Sasuke bardzo polubił śliwki,
wiecznie domagał się o więcej, a feralne nakarmienie sześciomiesięcznego brata
śliwkami podziałało jak lek na zaparcie, którego się wtedy nabawił.
- Przestań tak maltretować to ciasto.
- Z zamyślenia wyrwał mnie głos podopiecznej.
Spojrzałem na nią półprzytomny, a
potem na ciasto, które wyglądało jak przejechane przez czołg.
- W kuchni jest wiśniowe, przyniosę
ci. - Zaproponowała i nie czekając na moją decyzję, podsunęła nadpoczęte ciasto Sasuke.
- Coś nie tak z moim ciastem? -
Zaaferowała się matka.
- Jeszt pychne - wybełkotał Sasu z
buzią pełną śliwkowego ustrojstwa.
- Po prostu Itaś nie lubi śliwek -
odpowiedziała Reru, wracając z ciastem wiśniowym, zanim zdążyłem otworzyć usta.
- Dlaczego twoja dziewczyna wie, a
ja się dowiaduję po prawie dwudziestu latach, że mój syn nie lubi śliwek? - Jeszcze
trochę, a moja mama wpadnie w histerię.
- Nie jestem jego dziewczyną -
odparła Rer, czym mnie zadziwiła, bo myślałem, że dla zakładu będzie chciała
podsycać ich chore wyobrażenia.
- Jasne, jasne. - Zaśmiał się
ojciec. - Wiemy, że ze względu na to, iż jesteś jej opiekunem nie możecie się
ujawniać, ale nawet przed rodziną? - Puścił mi oko.
- Mam nadzieję, że się
zabezpieczacie. - Palnęła moja mama, wywołując zachłyśnięcie się większości
osób przy stole.
- Mamo! - Skarciłem ją ostro. - Nie
uprawiamy seksu!
- Czyli, że jesteście ze sobą. - Stwierdziła
fakt i tym samym zakończyła dyskusję.
I w taki oto sposób przegrałem
trzeci tysiąc.
Wróciliśmy w mieszanych humorach do
domu około godziny dziewiętnastej. Do samego końca miałem jednak nadzieję, że
Sasu mi powie. Myliłem się. Bardziej jednak niż orientacja mojego brata,
martwiła mnie Reru. Wiedziałem, że z dzisiejszego obiadu tknęła tylko wodę.
Domyślałem się, że gdy tylko wejdziemy do domu, ona zamknie się w pokoju i
zacznie wciągać. Tak nie mogło być. Musiałem to jakoś zakończyć. Niby nie
powinienem się teraz w to wtrącać, ale jak mogłem patrzeć, jak się zabija.
- Koniec - oznajmiłem, gdy tylko
przekroczyliśmy próg mieszkania.
Dziewczyna spojrzała na mnie
pytająco, nie wiedząc, o co mi chodzi. Skończyła ściągać buty i wyprostowana
stanęła przede mną w bojowej pozycji.
- Z czym? - spytała, krzyżując ręce
na piersiach i łypiąc na mnie groźnie.
- Sikam - zironizowałem. - Z twoją
anoreksją i narkotykami. Nie pozwolę na to. - Również przybrałem bojową
postawę.
- Jak chcesz to zrobić? Nie jesteś w
stanie mi zakazać - parsknęła, pewna swojej tezy.
- Nawet po prawniczemu, jeśli będzie
trzeba! Nie dam ci się zabić na moich oczach - warknąłem.
Przyjąłem taką taktykę, ponieważ
wczoraj podziałało na nią twarde i mocne podejście, jednak coś w jej oczach
mówiło mi, że przesadziłem.
- Zobaczymy - rzekła cicho, a wyraz
w jej oczach się zmienił.
Bez słowa poszła do swojego pokoju,
a ja zacząłem analizować powoli całą sytuację. Czy rzeczywiście powinienem tak
na nią naskoczyć? Może z nią jest jak z elektronem? Taka śmieszna zasada...
nieoznaczoności? - jakoś tak. Nigdy nie wiadomo, jak zareaguje.
Pół godziny miotałem się sam ze sobą
i swoimi myślami. Nie wytrzymałem i postanowiłem w końcu ją przeprosić i
ustalić jakiś konsensus.
Zapukałem do jej drzwi, a po chwili
wszedłem, mimo braku odzewu. Leżała na łóżku z jedną ręką na czole a drugą na
brzuchu, jedną nogę zgięła w kolanie, stawiając stopę na pierzynie. Wyglądała
rozbrajająco, tak niewinnie i słodko.
- Hej, Reru. Przepraszam. Zróbmy to
po twojemu. Co ty na to? - powiedziałem, przysiadając na brzegu łóżka, koło
jej bioder.
Przez chwilę myślałem, że śpi, ale w
końcu zdjęła rękę z oczu i spojrzała na mnie przeszywająco. Trochę przeraziła
mnie ta głębia jej oczu. W mdłym świetle padającym z salonu, jej oczy wydawały
się być całkowicie czarne. Nagle uśmiechnęła się lekko i podciągnęła do pół
siadu. Patrzyła mi prosto w oczy, nic nie mówiąc, gładziła mój policzek.
Delikatnie ucałowała moje usta, wprawiając mnie w niemały szok. Nim cokolwiek
zrobiłem, odsunęła się i opadła z powrotem na poduszki. To nie był zwykły
pocałunek. Wyglądało, jakby się żegnała.
Nie myśląc za wiele, opuściłem jej
pokój i z rozmachem wyciągnąłem telefon z kieszeni. Szybko odszukałem kontakt i
nacisnąłem zieloną słuchawkę.
- Naru, błagam, przyjedź. Mam
kłopoty z Czerwoną - jęknąłem zrezygnowany do słuchawki.
Następne 15 minut było najdłuższymi
w moim życiu. Gdy w drzwiach pojawił się blondyn, objaśniłem mu pokrótce, co
się wydarzyło. Naru jedynie pokręcił z dezaprobatą głową, nie komentując moich
metod wychowawczych. Bez słowa skierował się do pokoju Małej. Zaskakujące, jacy
oni są do siebie podobni.
- Dlaczego ja zawsze muszę cię
ratować? - Powitał dziewczynę, z rozmachem otwierając drzwi.
Stanąłem w jego cieniu, obserwując
jej reakcję.
- Nie proszę się o to - warknęła w
jego i pośrednio moją stronę, wstając z łóżka.
- Ile wzięłaś? - Blondyn zaczął
podchodzić do jej gablotki z lekami, a ja próbowałem cokolwiek zrozumieć z ich
konwersacji.
- Skąd wiesz, że brałam tabletki?
Może wstrzyknęłam? - Dziewczyna wydawała się być zadowolona ze swojej
przebiegłości.
- Stąd, że już byś kipła. A jednak
mamy jeszcze około godziny do ciężkiego zatrucia - rzekł Naruto, trzymając w
ręku strzykawkę.
- Nie odważysz się. - Rer cofnęła
się o krok w stronę biurka.
- Skoro nie powiesz, ile połknęłaś
tabletek, to policzę je w twoich wymiocinach - oznajmił chłopak, podchodząc
bliżej czerwonowłosej.
Nie wiadomo kiedy, zaczęli się
szarpać. To dziwne, że Rerget, jak na kogoś, kto był pod niemałym wpływem
środków prawdopodobnie odurzających, wykazywała niemałą siłę.
- Itachi, pomóż! - Naru spojrzał na
mnie i jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki szarpiąca się para zatrzymała
się w półkroku.
Patrzyłem to na chłopaka, to na
Małą.
- Jeżeli nie jesteśmy warci jej
życia, to niech robi, co chce - rzekłem, patrząc jej w oczy.
Widać musiało to do niej dotrzeć, bo
chwyciła strzykawkę i wbiła ją sobie w ramię, następnie rzuciła ją do kosza i
wyminęła nas, opuszczając mieszkanie. Przez chwilę patrzeliśmy się na siebie z
Naruto, po czym blondyn ruszył za nią biegiem, a ja podążyłem jego śladem.
Znalazłem ich za budynkiem. Rerget
wymiotowała, a chłopak stał za nią, lekko bokiem, jakby przygotowywał się do
chwytu Heimlicha[2],
jedną ręką podtrzymywał ją w pasie, drugą przytrzymywał jej włosy, lekko ją
pochylając. Dziwiło mnie, że się nie brzydzi. Jak wielka była ich zażyłość,
zanim ich poznałem? Tylko najbardziej oddana ci osoba jest w stanie posunąć się
do takich czynów, jak na przykład matka dla syna.
- I widzisz, wariatko? - Naruto
przybliżył się jeszcze bardziej do dziewczyny. - Już wymiotujesz krwią.
Ciekawe, od jak dawna.
Zainteresowany jego wypowiedzią,
przełamując wstręt, spojrzałem na to, co z niej wylatywało. Ze zgrozą
zarejestrowałem trochę żółci, mnóstwo krwi, a pośród tej scenerii jak z
horroru, około siedemnastu tabletek niewiadomego pochodzenia.
Po około pół godzinie Małą przestały
targać konwulsje. Podałem jej butelkę wody, po którą w międzyczasie poszedłem.
Zaprowadziliśmy ją z Naruto do domu, lekko podtrzymując jej ramiona. Naruto
posadził ją delikatnie na kanapie i poszedł do jej pokoju, a ja usiadłem koło
niej, widząc jej wyczerpanie, pozwoliłem, aby jej głowa opadła na moje ramię.
Niebieskooki roztrzepaniec wrócił po
chwili ze szklanką z białym płynem.
- Masz, słonko, wypij. Wiesz, że to
ci pomoże. - Przysiadł się do niej i podał szklankę, gładząc jej ramię.
Mimo że był w związku z moim
bratem, jakoś za bardzo się do mojej podopiecznej przymilał. Poczułem zazdrość,
że ja nie potrafię w ten sposób do niej dotrzeć.
Mała bez słowa wypiła całość na raz.
- O ty... - Rerget spojrzała na
chłopaka wilkiem. - Tak chcesz to załatwić?
- Musiałem. Prześpisz się, zrobi ci
się lepiej. No już. Śpij Mała. - Zaczął nią lekko kołysać, a mi gula
podchodziła do gardła z zazdrości i bezsilności.
Rerget opadła na jego kolana, a
spojrzałem pytająco w jego niebieskie oczy.
- Uśpiłem ją. - Wyjaśnił mi krótko,
delikatnie wysuwając swoje kolana spod jej głowy.
Wstał i zaczął zbierać swoje rzeczy.
- Nie masz podejścia, Ita. - Zarzucił
mi, stając nade mną. - Ech, jutro zerwiemy się z Sasu z zajęć i postawimy ją na
nogi. Jakbyśmy nie zdążyli przed twoim wyjściem na uczelnie, to daj jej ten lek.
- Przekazał mi butelkę z tym białym płynem. - Jakoś sobie poradzimy, nie martw
się. - Uspokajał mnie, a ja uśmiechnąłem się pod nosem.
- Mówisz o sobie i Sasu
"my", jakbyście byli parą. - Zaśmiałem się pod nosem, ciesząc się z
jego gapiostwa. - Wy jesteście parą! - Zakrzyknąłem cicho, widząc jak chłopak
się zarumienił po ostatnim zdaniu. - Ja... Ale jaja, mój brat z tobą, hihi,
chodzi, haha. - Odstawiłem ładną szopkę, grając zszokowanego.
- Ale nie mów mu, że się wygadałeś. Chcę go jutro trochę potorturować - oznajmiłem
załamanemu blondynowi.
Pożegnaliśmy się szybko, ja w
wyśmienitym humorze, choć wciąż myślałem o śpiącej Rer, a Naru podłamany swoją
głupotą.
Zamknąłem drzwi na klucz i
odwróciłem się w stronę kanapy. Czerwona była taka bezbronna. Delikatnie
przeniosłem ją do swojego pokoju, jednak sam nie położyłem się spać.
Postanowiłem dzisiaj przy niej czuwać. A nuż coś jej znowu odjebie...
[1] ok. 35,57 PLN
[2] chwyt Heimlicha - Rękoczyn, manewr, chwyt
Heimlicha – technika pomocy przedlekarskiej stosowana przy zadławieniach
(def. http://pl.wikipedia.org/wiki/R%C4%99koczyn_Heimlicha)
O boże, śliwki?? O.O D: Ostatnio czytałam shota, że Itachi wsadzał Sasu w dupę śliwki, a potem go gwałcili O.o Nie mogłam powstrzymać śmiechu, jak napisałaś, że Ita go nimi karmił xD Hahahah xD
OdpowiedzUsuńHaha, dobra na poważnie teraz. Haha xD
Rer się już kończy pomału :> Głupia pipa. Daj jej jeść, czy coś, bo mi aż żal, kiedy czytam, że ona żyje tylko o butelce wody.
W ogóle, Naruto, ja też beczałam - ale ze śmiechu - po twoich słowach "Znów się poryczałem, jak jakaś ciota (zaraz, ja jestem ciotą)".
A ta mama Sasu to szwab jakiś, czy co? xD Raus na obiad! xD
Nie wiem, o czym jeszcze wspomnieć. Może wystarczy, że na koniec napiszę, że mi się podobało :D
Pozdrawiam!