1 sty 2013

__--14--__

            Leżeliśmy z Naruto u mnie w pokoju, budząc się z przyjemnego snu w objęciach drugiej osoby. Blondyn został u mnie na noc, co chyba stawało się już naszą tradycją - weekendowe noclegi. Drzwi miałem zamknięte na klucz, więc nie obawiałem się wejścia nikogo niepożądanego. Moja ręka bezwiednie spoczęła na brzuchu Uzumakiego i zaczęła go gładzić. Chłopak przyjął to z przyjemnym dla ucha pomrukiem.
            - Sasuke! Wstaliście już? - Krzyk mojej matki obudził chyba pół dzielnicy.
            - Tak!! - odkrzyknąłem na tyle, ile miałem sił w płucach.
            - To raus na śniadanie! - Zarządziła i nie mieliśmy większego wyboru, jak wstać i zejść na dół do kuchni.
       Mama uraczyła nas pysznym śniadaniem, a my ją rewelacjami dnia poprzedniego. Z westchnieniem i pogratulowaniem braku taktu, zgodziłem się na przedzwonienie do Itachiego i usilne namawianie go, żeby przyszli z Reru dziś na obiad.
            - Nie zgodzą się - mruknął Naruto, tuląc się do moich pleców.
            - Zakład o tysiąc yenów[1], że przyjdą. - Rzuciłem wyzwanie mojemu Młotkowi.
            - Przyjmuję, szykuj kasę. - Wyszczerzył się i zatarł ręce.
            Miałem dziwne przeczucie, że jednak przyjdą i to ten narwaniec będzie mi płacił. Szybko wybrałem numer do Itachiego. Po czterech sygnałach miałem ochotę się rozłączyć, ale usłyszałem w słuchawce zaspany głos brata.
            - To ty jeszcze nie wstałeś? - Miło powitałem moją starszą kopię.
            - Śpimy sobie - jęknął niezadowolony z pobudki, mimo że wskazówki zegara ustawiły się na godzinie dziesiątej.
            - Jak to śpicie? - Zatrybiłem dopiero po chwili, na co Naruto podskoczył na łóżku i znalazł się koło mnie, by słyszeć całą rozmowę.
            - Nieważne, not your business. Dzwonisz w konkretnej sprawie? - Zapomniałem, że Itachi w godzinach porannych, to chodzące zombie i wkurza go nawet słońce za oknem.
            - Wpadniecie na obiad? - spytałem wprost, powarkując ostrzegawczo na Uzumakiego, który już prawie na mnie leżał, zafascynowany rozmową.
            Przez chwilę słychać było niewyraźne szepty, co oznaczało...
            - Kurwa, oni rzeczywiście są w jednym łóżku! - Niemalże zakrzyknął blondyn, a ja syknąłem ostrzegawczo, po czym zarumieniłem się wyobrażając sobie...
            - Słyszałam. - Teraz to i Naruto oblał się szkarłatem. - Będziemy. - I się rozłączyła.
            Przez chwilę patrzyliśmy na siebie w osłupieniu i cisnęło nam się na usta jedno pytanie.
            - To była Reru, prawda? - Młotek chciał się upewnić, czy dobrze rozpoznał głos przyjaciółki, na co jedynie pokiwałem głową, po czym uśmiechnąłem się iście diabelsko.
            - Wyskakuj z kasy. - Wyciągnąłem rękę po należność.
            Wzbogacony o tysiąc yenów, z uśmiechem na twarzy, usiadłem przed konsolą i poklepałem miejsce obok siebie. Naruto naburmuszony dosiadł się do mnie i wyciągnął rękę po joystick.
            - Zakład, że wygram? - Postanowiłem się z nim trochę podroczyć.
          - Ja już się z tobą nie zakładam. - I z miną obrażonego dziecka zaczął okładać mojego bohatera mieczem.
            Tak spędziliśmy bardzo przyjemny poranek. Następnie mama zagoniła nas do posprzątania jadalni i ustawienia talerzy. Po owocnej pracy poszliśmy do mojego pokoju jeszcze się potulić przed rodzinnym obiadem. Debatowaliśmy na temat niejedzenia Rer i jak ona przetrwa tę katorgę. Chwilę przed drugą usłyszeliśmy ryk motoru. Popatrzeliśmy po sobie, a następnie wyrwaliśmy do okna. Widok był przekomiczny. Drobna dziewczyna w motocyklowej kurtce, z czerwonymi włosami wystającymi spod kasku i wtulony w nią, niemalże uczepiony do jej pleców, chłopak. Zanim Królowa Jednośladów wjechała na nasz podjazd, obkręciła motor, robiąc tak zwanego bączka, efektownie kończąc przejażdżkę.
            Szybkim krokiem zeszliśmy na dół, by powitać gości. Naruto poleciał do Czerwonej, a ja zająłem się bladym i słaniającym się na nogach bratem.

***

            - Zapomnij! - krzyknąłem, gdy ta samobójczyni wcisnęła mi kask do rąk.
            - Kurwa, Itachi, jest za piętnaście druga! Na drugą mamy być u ciebie. - Brązowe oczy mojej podopiecznej nie wyrażały chęci na przyjęcie kolejnego sprzeciwu.
            - Nie wsiądę z tobą na ten motor. - Zaplotłem ręce na piersi i odwróciłem głowę.
            - Boisz się, czy jaki chuj? Wsiadaj. - Popchnęła mnie z niesamowitą dla siebie mocą w kierunku tego żelastwa i wcisnęła na głowę czarny kask.
            Jednoślady mnie przerażały. Nie było wokół niczego, co by człowieka ochroniło przed wypadkiem. Tylko kask. Jednak zmusiła mnie do tej przejażdżki. Koronnym argumentem było to, że motorem dostaniemy się szybciej na miejsce.
            Zamknąłem oczy, gdy tylko ruszyła z miejsca. Miałem je zamknięte przez całą drogę. Czułem niesamowitą prędkość, jaką Mała rozwijała. Stanowczo nie podobały mi się jej sposoby prowadzenia motoru. By jakoś zając myśli w trakcie tego samobójczego aktu, postanowiłem przeanalizować sytuację z dzisiejszego poranka.
            Koło dziesiątej obudził nas Sasuke swym genialnym zaproszeniem na rodzinny obiadek. Odmawialiśmy mojej matce za każdym razem, bo nie widziało mi się ich ciągłe ględzenie, jaka to Reru jest śliczna oraz, że powinienem się za nią brać. Wnerwiało mnie to okropnie. Drugą sprawą było nadmierne uciekanie Rer przed jedzeniem. Wiedziałem, że bierze narkotyki, ale po skonsultowaniu się z bardzo dobrym znajomym, postanowiłem chwilowo nie interweniować w tej sprawie. Nie miałem pojęcia, jak ona przetrzyma ten obiadek.
            Sam oczywiście od razu bym odmówił, ale Rer uparła się, że dobrze jej zrobi chwilowe odstresowanie się. Przypomniałem jej delikatnie, że ona raczej nie zje więcej, niż jedną fasolkę, na co ona z tym swoim błyskiem w oku "założymy się?". I tak oto potoczyła się lawina śmiesznych zakładów. O tysiąc yenów, że nikt nie zauważy, iż Rer unika jedzenia, nawet ja. W tym momencie uśmiechnąłem się pod nosem, gdyż było to wręcz niemożliwe. Mój zakład dotyczył Naruto i Sasuke. Stwierdziłem, iż dzisiaj, choćby w tajemnicy, Sasuke ujawni się przede mną. Rer ochoczo przytaknęła, jakby była święcie przekonana, że nie mam szans. Ostatni zakład dotyczył moich rodziców. Czerwona zapewniała mnie, że choćbym stanął na głowie, to i tak ich nie przekonam, iż nie jesteśmy parą. Oponowałem, ale po jej diabolicznym śmiechu, zacząłem wątpić, czy mój portfel dzisiaj nie zubożeje.
            Po dość krótkiej jeździe, poczułem, jak motor bardzo zwalnia. Odważyłem się otworzyć oczy i trochę poluźnić uścisk. W tym momencie motorem ostro zarzuciło, a ja - piszcząc jak baba - wszczepiłem się w dziewczynę. Odpowiedział mi jej dźwięczny śmiech i bezpieczne już zaparkowanie motoru na moim rodzinnym podjeździe. Jak najszybciej zszedłem z tego czegoś, co nazywają jednośladem i chwiejnym krokiem poszedłem w stronę domu, odprowadzany chichotem czerwonowłosej. Po drodze minąłem Naruto, który nie raczył zainteresować się moją osobą, więc udałem się żalić swojej matuli i bratu, którzy czekali na mnie w drzwiach.
            Matka wyściskała mnie, jakby nie widziała się ze mną od roku, a brat zaczął pocieszać i podśmiewać się z mojej fobii przed motorami jednocześnie. Długo jednak przy biadolącej matuli nie wytrzymał i poleciał na zebranie Złotej Trójcy, które odbywało się gdzieś w okolicach garażu.

***

            Gdy tylko zobaczyliśmy parkujący na podjeździe motor, zlecieliśmy jak na skrzydłach, by powitać gości. Ja, nie przejmując się dobrymi manierami, tylko kiwnąłem Itachiemu głową i podszedłem do Reru, która śmiała się z długowłosego. Kiedy stanąłem przed nią z założonymi rękami, automatycznie mina jej zrzedła. Musiałem się dowiedzieć, co się wydarzyło między nią na Itachim. Choćby dla własnej, chorej satysfakcji.
            - Musimy pogadać - stwierdziliśmy zgodnie, co trochę mi przypomniało, jak raptem parę miesięcy temu, byliśmy nierozłączni.
            Udaliśmy się w ciche miejsce koło garażu. Cała ta sprawa nurtowała mnie tak bardzo, że myślałem, iż nie wytrzymam tych paru metrów bez zadania setki pytań. Stanęliśmy koło bramy, lekko skryci w cieniu.
            - Co chcesz wiedzieć? - Reru nie przebierała w środkach i, jak zwykle, waliła prosto z mostu.
            - Przespałaś się z nim? - zapytałem, obierając jej taktykę.
            - Co, kurwa? - Spojrzała na mnie, jakbym był nienormalny.
            - Z Itachim. Czy z nim spałaś? - spytałem dosadniej.
            Przez chwilę patrzyła mi w oczy, a potem się roześmiała i zaczęła kręcić głową.
            - Ale ty masz pojebane pomysły. - Skomentowała moje przypuszczenia i niespodziewanie się do mnie przytuliła.
            Było to niesamowite, do tej pory mnie odpychała, już myślałem, że nasza przyjaźń pójdzie na dno. Korzystając z tej okazji, wtuliłem się w nią, czując jak wszystkie wspomnienia napływają teraz do mojej głowy.
            - Nie przespałam się z nim i nie mam zamiaru. - Zaczęła mi szeptać do ucha, przez co to dziwne uczucie, że przez moją głupotę aż tyle utraciłem się nasiliło. - Brakowało mi tego - szepnęła ciszej, wtulając się w moje ramię.
            W tym momencie nie wytrzymałem i łzy poleciały po moich policzkach. Poczułem ciepło płynące od niej, pocieszające mnie i mówiące, że od teraz będzie wszystko dobrze. Wiedziałem, że od teraz wrócimy do normy. Miedzy nami słowa były zbędne.
            - Kiedyś ci wszystko wyjaśnię - powiedziała jeszcze, po czym przybrała pogodniejszy wyraz twarzy. - Zapomnijmy o wszystkim, tylko nie o tym, co nas łączyło. - Zaczęła ocierać mi łzy z oczu. - No, przestań, bo mnie twój chłopak oskarży o molestowanie.
            Zaśmialiśmy się, wciąż trwając w pół objęciu.
            - Wybacz mi, proszę, tak bardzo mi przykro. - Przyciągnąłem ją z powrotem do siebie. - Wybacz - wyszeptałem.
            Przytuliła mnie, tak jak kiedyś, tak jak tylko ona potrafiła.
            - A co to za zdrada się tutaj kroi? - Usłyszeliśmy głos Sasuke, który, mimo tego wyraźnego zarzutu, uśmiechał się szeroko.
            Rerget wyciągnęła zachęcająco rękę i zaciągnęła bruneta do zbiorowego uścisku. Znów się poryczałem jak jakaś ciota (zaraz, ja jestem ciotą), wtulając się w dwójkę najważniejszych dla mnie osób.
            - Tęskniłam za wami. Od teraz będzie dobrze. - Zapewniła z uśmiechem na twarzy.
            Zaśmialiśmy się wszyscy, po czym moje dwa słoneczka zaczęły doprowadzać moją twarz do porządku. Śmiałem się z ich kłótni, gdy Sasu oskarżył ją o zmasakrowanie mu chłopaka.
            Tak... Poczułem, że znów mam swoje miejsce na ziemi. Z Sasuke i z Rerget. Bez nich po prostu bym nie istniał.
            Powoli skierowaliśmy się do domu, rozmawiając, jakby rzeczywiście te wszystkie złe rzeczy się nie wydarzyły. Zaczęliśmy podawać do stołu, Rer uciekała przed nabuzowaną ich dzisiejszym przyjściem matką Itachiego. Zanim usiedliśmy do stołu, usłyszałem jeszcze głos Małej, niby skierowany w powietrze, ale wiedziałem, że owo zdanie tyczy się mnie. "Robisz za śmietnik".
            Jednak nie wszystko jest tak dobrze, jakbym chciał. Ona wciąż się głodzi, a ja wciąż jej w tym pomagam.

***

            Usiedliśmy do pięknie zastawionego stołu. Mama, jak zwykle, stanęła na wysokości zadania. Dania były zróżnicowane. Oprócz tradycyjnej zupy miso, na stole pojawiły się również jej eksperymenty kulinarne. Jadłem wszystko bez żadnego "ale", ale bardziej smakowała mi kuchnia Rer. Oczywiście moja matka nigdy nie powinna się o tym dowiedzieć i będę strzegł tej tajemnicy całym sobą. Cały czas starałem się obserwować zachowanie chłopaków oraz Reru. Denerwowałem się coraz bardziej, gdy z talerza Małej znikały kolejne porcje jedzenia, a nikt nie zauważył czegokolwiek podejrzanego.
            Przeklinając w duchu swoją hazardową naturę, dyskretnie pod stołem przekazałem Reru jej wygraną. Nie było sensu czekać do końca posiłku, była dobra w ukrywaniu się. Nie było szans, by ktokolwiek ją przyłapał. Miałem tylko nadzieję, że ten tysiąc do mnie wróci przy kolejnym naszym zakładzie.
            Przed daniem głównym mój ojciec postanowił wznieść toast. Rerget oczywiście dostała kieliszek z wodą, bo ona prowadziła. Dziwiło mnie, że rodzice nie wypytują jej o prawko. Niby można było wyrobić sobie prawo jazdy na motor do pojemności stu centymetrów sześciennych po szesnastym roku życia, ale jej maszyna już na pierwszy rzut oka wyglądała na powyżej setkę.
            Kątem oka obserwowałem także, czy Sasuke nie daje mi jakiś potajemnych sygnałów, że chce mi coś powiedzieć. Niestety, zachowywali się, jakby byli tylko kumplami. Nawet ich małe sprzeczki przy stole nie były jakieś specjalnie czułe. Dzisiaj stanowczo nie był mój dzień do wygranych. Bardziej jednak zabolało mnie, że Sasuke mi nie ufa. Bał się, że go potępię?
            Cały czas się podśmiewałem, że on, Naru i Rerget tworzą Święty Krąg lub Świętą Trójcę, nigdy jednak nie sądziłem, że tak dotkliwie doświadczę, jak wiele znaczy dla nich ta przyjaźń. Między nim a Naru było nawet coś więcej. Mój braciszek totalnie się ode mnie oddalił.
            Nadzieję na zachowanie choć cząstki honoru pokładałem w swoich rodzicach, prosząc wszystkie bóstwa, by nie zaczęli spekulacji na temat mojego domniemanego związku z Rer.
            W końcu nadszedł czas na deser, co dla mnie oznaczało powolny koniec tej udręki. Zakląłem w duchu, widząc jak moja mama kładzie przede mną kawałek ciasta ze śliwką. Nienawidziłem tego deseru od małego, ale będąc dobrym i przykładnym synem nigdy mamie nie powiedziałem wprost, że go nie lubię. Zwykle zjadałem biszkopt, wnętrze oddając Sasuke, który to ciasto uwielbiał odkąd skończył sześć miesięcy, a ja go ambitnie tym nakarmiłem. Pamiętam, jak ojciec zmył mi głowę, oskarżając, że chciałem zabić młodszego brata. Koniec końców, Sasuke bardzo polubił śliwki, wiecznie domagał się o więcej, a feralne nakarmienie sześciomiesięcznego brata śliwkami podziałało jak lek na zaparcie, którego się wtedy nabawił.
            - Przestań tak maltretować to ciasto. - Z zamyślenia wyrwał mnie głos podopiecznej.
            Spojrzałem na nią półprzytomny, a potem na ciasto, które wyglądało jak przejechane przez czołg.
            - W kuchni jest wiśniowe, przyniosę ci. - Zaproponowała i nie czekając na moją decyzję, podsunęła nadpoczęte ciasto Sasuke.
            - Coś nie tak z moim ciastem? - Zaaferowała się matka.
            - Jeszt pychne - wybełkotał Sasu z buzią pełną śliwkowego ustrojstwa.
            - Po prostu Itaś nie lubi śliwek - odpowiedziała Reru, wracając z ciastem wiśniowym, zanim zdążyłem otworzyć usta.
            - Dlaczego twoja dziewczyna wie, a ja się dowiaduję po prawie dwudziestu latach, że mój syn nie lubi śliwek? - Jeszcze trochę, a moja mama wpadnie w histerię.
            - Nie jestem jego dziewczyną - odparła Rer, czym mnie zadziwiła, bo myślałem, że dla zakładu będzie chciała podsycać ich chore wyobrażenia.
            - Jasne, jasne. - Zaśmiał się ojciec. - Wiemy, że ze względu na to, iż jesteś jej opiekunem nie możecie się ujawniać, ale nawet przed rodziną? - Puścił mi oko.
            - Mam nadzieję, że się zabezpieczacie. - Palnęła moja mama, wywołując zachłyśnięcie się większości osób przy stole.
            - Mamo! - Skarciłem ją ostro. - Nie uprawiamy seksu!
            - Czyli, że jesteście ze sobą. - Stwierdziła fakt i tym samym zakończyła dyskusję.
            I w taki oto sposób przegrałem trzeci tysiąc.

            Wróciliśmy w mieszanych humorach do domu około godziny dziewiętnastej. Do samego końca miałem jednak nadzieję, że Sasu mi powie. Myliłem się. Bardziej jednak niż orientacja mojego brata, martwiła mnie Reru. Wiedziałem, że z dzisiejszego obiadu tknęła tylko wodę. Domyślałem się, że gdy tylko wejdziemy do domu, ona zamknie się w pokoju i zacznie wciągać. Tak nie mogło być. Musiałem to jakoś zakończyć. Niby nie powinienem się teraz w to wtrącać, ale jak mogłem patrzeć, jak się zabija.
            - Koniec - oznajmiłem, gdy tylko przekroczyliśmy próg mieszkania.
            Dziewczyna spojrzała na mnie pytająco, nie wiedząc, o co mi chodzi. Skończyła ściągać buty i wyprostowana stanęła przede mną w bojowej pozycji.
            - Z czym? - spytała, krzyżując ręce na piersiach i łypiąc na mnie groźnie.
            - Sikam - zironizowałem. - Z twoją anoreksją i narkotykami. Nie pozwolę na to. - Również przybrałem bojową postawę.
            - Jak chcesz to zrobić? Nie jesteś w stanie mi zakazać - parsknęła, pewna swojej tezy.
        - Nawet po prawniczemu, jeśli będzie trzeba! Nie dam ci się zabić na moich oczach - warknąłem.
            Przyjąłem taką taktykę, ponieważ wczoraj podziałało na nią twarde i mocne podejście, jednak coś w jej oczach mówiło mi, że przesadziłem.
            - Zobaczymy - rzekła cicho, a wyraz w jej oczach się zmienił.
            Bez słowa poszła do swojego pokoju, a ja zacząłem analizować powoli całą sytuację. Czy rzeczywiście powinienem tak na nią naskoczyć? Może z nią jest jak z elektronem? Taka śmieszna zasada... nieoznaczoności? - jakoś tak. Nigdy nie wiadomo, jak zareaguje.
            Pół godziny miotałem się sam ze sobą i swoimi myślami. Nie wytrzymałem i postanowiłem w końcu ją przeprosić i ustalić jakiś konsensus.
            Zapukałem do jej drzwi, a po chwili wszedłem, mimo braku odzewu. Leżała na łóżku z jedną ręką na czole a drugą na brzuchu, jedną nogę zgięła w kolanie, stawiając stopę na pierzynie. Wyglądała rozbrajająco, tak niewinnie i słodko.
            - Hej, Reru. Przepraszam. Zróbmy to po twojemu. Co ty na to? - powiedziałem, przysiadając na brzegu łóżka, koło jej bioder.
            Przez chwilę myślałem, że śpi, ale w końcu zdjęła rękę z oczu i spojrzała na mnie przeszywająco. Trochę przeraziła mnie ta głębia jej oczu. W mdłym świetle padającym z salonu, jej oczy wydawały się być całkowicie czarne. Nagle uśmiechnęła się lekko i podciągnęła do pół siadu. Patrzyła mi prosto w oczy, nic nie mówiąc, gładziła mój policzek. Delikatnie ucałowała moje usta, wprawiając mnie w niemały szok. Nim cokolwiek zrobiłem, odsunęła się i opadła z powrotem na poduszki. To nie był zwykły pocałunek. Wyglądało, jakby się żegnała.
            Nie myśląc za wiele, opuściłem jej pokój i z rozmachem wyciągnąłem telefon z kieszeni. Szybko odszukałem kontakt i nacisnąłem zieloną słuchawkę.
            - Naru, błagam, przyjedź. Mam kłopoty z Czerwoną - jęknąłem zrezygnowany do słuchawki.
            Następne 15 minut było najdłuższymi w moim życiu. Gdy w drzwiach pojawił się blondyn, objaśniłem mu pokrótce, co się wydarzyło. Naru jedynie pokręcił z dezaprobatą głową, nie komentując moich metod wychowawczych. Bez słowa skierował się do pokoju Małej. Zaskakujące, jacy oni są do siebie podobni.
            - Dlaczego ja zawsze muszę cię ratować? - Powitał dziewczynę, z rozmachem otwierając drzwi.
            Stanąłem w jego cieniu, obserwując jej reakcję.
            - Nie proszę się o to - warknęła w jego i pośrednio moją stronę, wstając z łóżka.
            - Ile wzięłaś? - Blondyn zaczął podchodzić do jej gablotki z lekami, a ja próbowałem cokolwiek zrozumieć z ich konwersacji.
            - Skąd wiesz, że brałam tabletki? Może wstrzyknęłam? - Dziewczyna wydawała się być zadowolona ze swojej przebiegłości.
            - Stąd, że już byś kipła. A jednak mamy jeszcze około godziny do ciężkiego zatrucia - rzekł Naruto, trzymając w ręku strzykawkę.
            - Nie odważysz się. - Rer cofnęła się o krok w stronę biurka.
            - Skoro nie powiesz, ile połknęłaś tabletek, to policzę je w twoich wymiocinach - oznajmił chłopak, podchodząc bliżej czerwonowłosej.
            Nie wiadomo kiedy, zaczęli się szarpać. To dziwne, że Rerget, jak na kogoś, kto był pod niemałym wpływem środków prawdopodobnie odurzających,  wykazywała niemałą siłę.
            - Itachi, pomóż! - Naru spojrzał na mnie i jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki szarpiąca się para zatrzymała się w półkroku.
            Patrzyłem to na chłopaka, to na Małą.
            - Jeżeli nie jesteśmy warci jej życia, to niech robi, co chce - rzekłem, patrząc jej w oczy.
            Widać musiało to do niej dotrzeć, bo chwyciła strzykawkę i wbiła ją sobie w ramię, następnie rzuciła ją do kosza i wyminęła nas, opuszczając mieszkanie. Przez chwilę patrzeliśmy się na siebie z Naruto, po czym blondyn ruszył za nią biegiem, a ja podążyłem jego śladem.
            Znalazłem ich za budynkiem. Rerget wymiotowała, a chłopak stał za nią, lekko bokiem, jakby przygotowywał się do chwytu Heimlicha[2], jedną ręką podtrzymywał ją w pasie, drugą przytrzymywał jej włosy, lekko ją pochylając. Dziwiło mnie, że się nie brzydzi. Jak wielka była ich zażyłość, zanim ich poznałem? Tylko najbardziej oddana ci osoba jest w stanie posunąć się do takich czynów, jak na przykład matka dla syna.
            - I widzisz, wariatko? - Naruto przybliżył się jeszcze bardziej do dziewczyny. - Już wymiotujesz krwią. Ciekawe, od jak dawna.
            Zainteresowany jego wypowiedzią, przełamując wstręt, spojrzałem na to, co z niej wylatywało. Ze zgrozą zarejestrowałem trochę żółci, mnóstwo krwi, a pośród tej scenerii jak z horroru, około siedemnastu tabletek niewiadomego pochodzenia.
            Po około pół godzinie Małą przestały targać konwulsje. Podałem jej butelkę wody, po którą w międzyczasie poszedłem. Zaprowadziliśmy ją z Naruto do domu, lekko podtrzymując jej ramiona. Naruto posadził ją delikatnie na kanapie i poszedł do jej pokoju, a ja usiadłem koło niej, widząc jej wyczerpanie, pozwoliłem, aby jej głowa opadła na moje ramię.
            Niebieskooki roztrzepaniec wrócił po chwili ze szklanką z białym płynem.
            - Masz, słonko, wypij. Wiesz, że to ci pomoże. - Przysiadł się do niej i podał szklankę, gładząc jej ramię.
            Mimo że był w związku z moim bratem, jakoś za bardzo się do mojej podopiecznej przymilał. Poczułem zazdrość, że ja nie potrafię w ten sposób do niej dotrzeć.
            Mała bez słowa wypiła całość na raz.
            - O ty... - Rerget spojrzała na chłopaka wilkiem. - Tak chcesz to załatwić?
            - Musiałem. Prześpisz się, zrobi ci się lepiej. No już. Śpij Mała. - Zaczął nią lekko kołysać, a mi gula podchodziła do gardła z zazdrości i bezsilności.
            Rerget opadła na jego kolana, a spojrzałem pytająco w jego niebieskie oczy.
            - Uśpiłem ją. - Wyjaśnił mi krótko, delikatnie wysuwając swoje kolana spod jej głowy.
            Wstał i zaczął zbierać swoje rzeczy.
            - Nie masz podejścia, Ita. - Zarzucił mi, stając nade mną. - Ech, jutro zerwiemy się z Sasu z zajęć i postawimy ją na nogi. Jakbyśmy nie zdążyli przed twoim wyjściem na uczelnie, to daj jej ten lek. - Przekazał mi butelkę z tym białym płynem. - Jakoś sobie poradzimy, nie martw się. - Uspokajał mnie, a ja uśmiechnąłem się pod nosem.
            - Mówisz o sobie i Sasu "my", jakbyście byli parą. - Zaśmiałem się pod nosem, ciesząc się z jego gapiostwa. - Wy jesteście parą! - Zakrzyknąłem cicho, widząc jak chłopak się zarumienił po ostatnim zdaniu. - Ja... Ale jaja, mój brat z tobą, hihi, chodzi, haha. - Odstawiłem ładną szopkę, grając zszokowanego. - Ale nie mów mu, że się wygadałeś. Chcę go jutro trochę potorturować - oznajmiłem załamanemu blondynowi.
            Pożegnaliśmy się szybko, ja w wyśmienitym humorze, choć wciąż myślałem o śpiącej Rer, a Naru podłamany swoją głupotą.
            Zamknąłem drzwi na klucz i odwróciłem się w stronę kanapy. Czerwona była taka bezbronna. Delikatnie przeniosłem ją do swojego pokoju, jednak sam nie położyłem się spać. Postanowiłem dzisiaj przy niej czuwać. A nuż coś jej znowu odjebie...


[1] ok. 35,57 PLN
[2] chwyt Heimlicha - Rękoczyn, manewr, chwyt Heimlicha – technika pomocy przedlekarskiej stosowana przy zadławieniach (def. http://pl.wikipedia.org/wiki/R%C4%99koczyn_Heimlicha)

1 komentarz:

  1. O boże, śliwki?? O.O D: Ostatnio czytałam shota, że Itachi wsadzał Sasu w dupę śliwki, a potem go gwałcili O.o Nie mogłam powstrzymać śmiechu, jak napisałaś, że Ita go nimi karmił xD Hahahah xD
    Haha, dobra na poważnie teraz. Haha xD
    Rer się już kończy pomału :> Głupia pipa. Daj jej jeść, czy coś, bo mi aż żal, kiedy czytam, że ona żyje tylko o butelce wody.
    W ogóle, Naruto, ja też beczałam - ale ze śmiechu - po twoich słowach "Znów się poryczałem, jak jakaś ciota (zaraz, ja jestem ciotą)".
    A ta mama Sasu to szwab jakiś, czy co? xD Raus na obiad! xD
    Nie wiem, o czym jeszcze wspomnieć. Może wystarczy, że na koniec napiszę, że mi się podobało :D
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń