- Dlaczego? - marudziłem,
przecierając oczy i zapinając wyżej bluzę.
- Bo jesteśmy jej przyjaciółmi.
Przyznaj, że wolisz siedzieć ze mną i z nią, zamiast w szkole. - Mój towarzysz
spojrzał na mnie przenikliwie.
Westchnąłem, przyznając mu rację.
Była siódma rano, a my kierowaliśmy się do stacji metra. Mała wczoraj odwaliła
niezłą szopkę, a Naru poczuł się do misji ratowania jej. Z chęcią położyłbym
się z powrotem do łóżka, ale oczywiście mój narwaniec nie chciał nawet o tym słyszeć.
Zmuszony do pomagania mu w jego misji, kroczyłem powoli obok niego i zasypiałem
na stojąco.
Po parunastu minutach znaleźliśmy
się pod blokiem Rerget. Już z podwórka było słychać jej krzyki. Musiała się
kłócić z Itachim. Posłałem ostatnie, błagalne spojrzenie Naruto, ale on,
niewzruszony zupełnie, zaczął mnie ciągnąć do budynku.
W momencie przekroczenia progu
trafiliśmy w istne piekło.
- ... mi zrobić! - Usłyszeliśmy
urywek zdania, a raczej krzyku Rer.
- Jasne, kurwa. Wczoraj chciałaś się
zabić, a dzisiaj napierdalasz na podwójnych obrotach. - Przez salon najpierw
jak burza przeszła Reru, a potem Itachi, krok w krok za nią.
Staliśmy jak debile w progu,
zastanawiając się, czy nasze życie nie jest zagrożone. Jeżeli mój brat używa
tak wyszukanych wulgaryzmów, oznacza to, że Rerget naprawdę go wkurzyła.
- Pierdol się, Itachi. - Burza jej
czerwonych włosów zafalowała w powietrzu, gdy z rozmachem się obróciła do
długowłosego.
- Jak chcesz, ale i tak nigdzie
dzisiaj nie wyjdziesz - oznajmił rzeczowo i zabrał swoje rzeczy z fotela. - Na
razie. - Uśmiechnął się do mnie.
Posłałem mu nikły uśmiech, patrząc
jak zakłada bluzę z kapturem i trzaska drzwiami, a potem jeszcze przeklina na
korytarzu. Zachichotałem pod nosem, jednak szybki krok Rerget przywołał mnie do
porządku.
- A wy mnie nawet nie próbujcie
dzisiaj wkurwiać. - Oberwało nam się w sumie za nic.
Mała udała się do kuchni, a ja z
Naru potrzebowaliśmy chwili na złapanie powietrza i żeby w końcu się rozebrać,
bo przez tę całą haję nawet nie ściągnęliśmy butów. Po chwili poszliśmy do Rer,
która była, no cóż, wkurwiona to mało powiedziane. Ona chyba potrzebuje jakiegoś
psychologa. Była ostro nafukana. Dziwię się skąd ona bierze na to pieniądze. Oczywiście,
mimo swoich nerwów, dała nam śniadanie. Śmieszne, karmi wszystkich wokół, a
sama nie chce jeść.
- Dobra, Mała, siadaj. - Naruto
wskazał jej swoje krzesło. Spojrzałem na niego z pytaniem w oczach. Co ten
debil kombinuje?
Dziewczyna usiadła i skrzyżowała
ręce.
- Nie - powiedziała stanowczo, jak
zwykle czytając Naruto w myślach.
Po chwili zorientowałem się, czego
to "nie" dotyczyło. Przed Czerwoną leżał talerz z połówką kanapki.
Oj, Naruś, ty przebiegły lisie.
- Na początek zjedz chociaż szynkę z
tej kanapki - powiedział i stanął nad nią jak bat.
- Znowu chcesz się kłócić? - Łypnęła
na niego złowrogo.
- Tak. Nigdzie się nie ruszymy,
jeśli nie wepchniesz tego w siebie. Nawet nie kombinuj, żeby się wyrzygać. Do
kibla za tobą pójdę, jeśli będę musiał. - Zagroził, a ja niemal się
roześmiałem, widząc jej urażoną minę dziecka.
Wzięła kawałek szynki i zaczęła
powoli żuć. No, tak z dobrą godzinę żuła ten jeden kawałeczek. Ważne jednak, że
go zjadła. Naruto dał jej jeszcze Gelatum Alumini, żeby jej zdezelowany żołądek
trochę się podreperował.
- Wiesz, że to pogwałcenie
wszystkiego, najpierw się nafukać, a potem wciskać w tę osobę jedzenie -
powiedziała.
- W takim razie koniec z białkiem -
powiedziałem, wstając i przytulając ją. - Maryśka jest lepsza. - Zaśmiałem się.
- Pobudza apetyt.
Naruto, nie mogąc już wytrzymać,
dołączył do wspólnego przytulania. Rerget zaśmiała się i odwzajemniła uścisk.
Wiedziałem, jak dopełnić jej dobry humor. Poszliśmy do salonu, a ja usiadłem
przed fortepianem. Uwielbiałem ten instrument, co prawda nie tak jak gitarę,
ale jej fortepian miał w sobie to "coś", jakby miał duszę.
Tak minął nam cały dzień.
Oglądaliśmy TV, grałem z nią na zmianę na fortepianie, trochę wygłupialiśmy się
przy Xbox 360 i oczywiście śmialiśmy się ze wszystkiego. Naruto rzeczywiście
chodził za nią krok w krok, nawet do kibla i to dosłownie. Aż dziw, że się go
nie wstydziła. No, ale skoro ma się za przyjaciela geja... Chociaż nie uważam
siebie za typowego homoseksualistę. To, że raz w dupę, nie znaczy, że pedał.
Zwłaszcza, że jeszcze tego nie robiliśmy. Wciąż podobają mi się dziewczyny,
tylko ja mam Naruto i nie zamieniłbym go na żadną laskę.
Parę razy przyłapałem Naruto i Reru
na bezgłośnej rozmowie. Szkoda, że nie wtajemniczają mnie we wszystko, ale
widocznie nie zasłużyłem. Były pewne sprawy, które tylko oni znali, nie
spodziewałem się, że od razu Reru mi zaufa na tyle, by i mnie włączyć w ten
krąg.
Udało nam się wmusić w Rer cztery
fajki z marihuaną, co trochę zneutralizowało działanie amfetaminy. Odnieśliśmy
z Naruto sukces, ponieważ przez cały dzień z nami, zjadła chyba więcej niż
przez dwa ostatnie miesiące. Teraz to tylko ją pilnować i Itachi musi o tym
wiedzieć. Krzyki i zastraszanie na nią nie działają. Do niej trzeba mieć
podejście.
W końcu wrócił mój brat, a my
mogliśmy się zwinąć, chociaż jego mina w wejściu, gdy zobaczył Naruto śpiącego
na kolanach Rerget, która głaskała go po włosach, a do tego opierała się o moją
klatę, objęta przeze mnie ramieniem, zatrzymała nas jeszcze na chwilę.
- Musimy porozmawiać, Sasuke. -
Itachi podniósł głowę znad miski ryżu.
- Ja nic nie zrobiłem. - Od razu
przyjąłem pozycję obroną.
- Czyżby? - Uśmiechnął się
głupkowato. - Ja wiem - oznajmił, a mi zrobiło się gorąco.
- Naruś, trzymaj go, bo zaraz tu
odpłynie. - Usłyszałem jedynie głos Czerwonej i poczułem silne ramiona Naru.
- Aa... Jak? Skąd? Kiedy? Bo ja..
My..aaaa! Bez adwokata nic nie powiem. - Zacząłem się miotać w zeznaniach.
- Masz go przed sobą, a oskarżyciel
stoi za tobą - stwierdził brat.
- Jak mogłeś? - Spojrzałem oskarżycielsko
na Naruto.
- Tak, po prawdzie, to wie od
momentu parapetówy. - Wtrąciła się Rerget, czym zbiła z tropu nawet blondyna.
Ha! Jest coś, czego nawet myślami ci
nie przekazała. Jednak bardziej martwiłem się tym, że Itachi wiedział od
początku i się nie przyznał. Dupek z niego. Przynajmniej nie ma nic przeciwko,
jest z nami i nas akceptuje. To mi wystarcza.
Wracając od Rer, wstąpiliśmy do
kumpla po lekcje. Przepisaliśmy je u mnie, a przy okazji naszego wieczornego
spacerku po parku oddaliśmy mu zeszyty. Pewnie coś sobie pomyślał, bo głupio
się na nas patrzył, ale Naruto zgasił go od razu, mówiąc, że idziemy na piwo. W
sumie miałem na nie ochotę, ale z drugiej strony nie chciało mi się latać po
barach, a z Naruto w domu dużo bym się nie napił, bo on jest niewyżyty i nie
pozwoliłby mi spokojnie delektować się napojem.
Spacerowaliśmy po parku i
trzymaliśmy się za ręce. Zwykle o tej godzinie park był już opustoszały, więc
nie obawialiśmy się głupich zaczepek. Koniec listopada powitał nas mroźnym
powietrzem. Niedługo święta. Nie wyobrażam sobie, jak je przeżyjemy. Na stówę
Rer z Itachim będą zaproszeni na świąteczną kolację i na obiad drugiego dnia
świąt, ale nie będzie Naruto, a ja nie wyjdę pierwszy z propozycją zaproszenia
Uzumakich do nas na obiad... Ale! Są komórki, po kolacji wyjdziemy na spacer,
wymienimy się prezentami, nasze gołąbki niech się męczą na rodzinnym zjeździe.
Chociaż... Nie!
Drugi dzień świąt spędzimy razem, bo
Itachi robi urodziny tego dnia. Ciekawe, co planują bezpośrednio w jego święto...
Reru ma już pewnie i pomysł, i prezent, a ja nawet nie pomyślałem, by mu coś
kupić. Nie wiem też, co chciałby mój Młotek. Zaraz zacznę panikować.
Naruto powinien dostać ode mnie coś
ekstra. Takiego bardzo wyjątkowego... Mam przed sobą ważną misję: kupić
Uzumakiemu najlepszy prezent pod słońcem! I jest tylko jedna osoba, która zna
go na tyle dobrze, by mi coś doradzić...
***
- Zapomnij. - Rer skrzyżowała ręce,
stając przede mną.
- No, ale kochanie. - Zacząłem ją
błagać.
- Nie. - Stanowczo postawiła na
swoim.
Nie miałem nawet siły się z nią
kłócić. Wiedziałem, że jak zrobię na przekór niej, to będzie obrażona przez
całe święta, a wolałem jednak, żeby nasze pierwsza, wspólnie spędzona gwiazdka
była wyjątkowa. Od dwudziestego grudnia zaczynamy przerwę świąteczną na
uniwerku, ona w szkole, a ja dodatkowo mam też wolne od pracy aż do drugiego
stycznia. Dwudziestego pierwszego wypadają moje urodziny i wolałbym nie psuć
sobie humoru na ten dzień.
- Jemioła? Chociaż tyle. - Zrobiłem
minę słodkiego psiaczka.
- Tylko niech nie kuje w oczy. - Zgodziła
się, a mój wyimaginowany psiaczek zaczął merdać ogonkiem.
- Co na kolację? - Zawołałem za nią,
kiedy poszła do kuchni.
- Pozrywaj sobie owoce jemioły -
odkrzyknęła podburzona, a ja się zaśmiałem.
Czasami robiła się taka słodka,
nawet o tym nie wiedząc. Takie moje słodkie Maleństwo. Chociaż jeszcze nie
moje. Nie jesteśmy razem. Przytulamy się, wygłupiamy, gadamy, ale to tyle.
Czasami przyjdzie do mnie w nocy, aby się przytulić, ale głównie śpi u siebie.
- Jak ty nie zrobisz, to ja zrobię,
ale straży ty się tłumaczysz - powiedziałem, wchodząc do kuchni, gdy już
zawiesiłem w salonie jemiołę.
- Wyjdź i mnie nie denerwuj. Zaraz
zrobię - odpowiedziała z lekkim uśmiechem.
- Sobie też. - Przypomniałem jej.
Musiałem jej pilnować. Odkąd Naruto
wziął ją w obroty, Rerget je już prawie dwa posiłki dziennie. Chociaż zazwyczaj
po prostu skubnie mini porcję z obiadu i coś na kolację. Przynajmniej nabiera
już kolorów i nie jest taka blada. Wciąż o mnie dba, gdyby tylko się zgodziła,
byłaby dla mnie żoną idealną. Zawsze mam wszystko uprane, poskładane w szafie,
w domu jest porządek, o ile nie zaczynam przestawiać rzeczy, gdy mi się nudzi.
Jednak, ile razy bym nie nabałaganił, to i tak Reru po mnie posprząta, jak po
małym dziecku. Zawsze rano czeka na mnie w kuchni kawa, blister mojego magnezu,
śniadanie oraz wyprawka na uniwerek i do pracy. W poniedziałki lub środy robi
zakupy, by nigdy nam niczego nie brakło.
Tylko raz zastrajkowała, gdy zorganizowałem stypę po śmierci jej ojca. Wtedy powiedziała, że nic nie zrobi. I rzeczywiście, siedziała w pokoju i palcem się nie przyłożyła do przestawiania mebli ani jedzenia. Nie wzruszyło mnie to. Zamówiłem catering, zgarnąłem chłopaków i udało nam się wszystko zapiąć na ostatni guzik.
Tylko raz zastrajkowała, gdy zorganizowałem stypę po śmierci jej ojca. Wtedy powiedziała, że nic nie zrobi. I rzeczywiście, siedziała w pokoju i palcem się nie przyłożyła do przestawiania mebli ani jedzenia. Nie wzruszyło mnie to. Zamówiłem catering, zgarnąłem chłopaków i udało nam się wszystko zapiąć na ostatni guzik.
Nawet ją rozumiałem. W końcu jej
ojciec był bydlakiem, a dodatkowo... Aż mi przez gardło przejść nie może. Nie
wyobrażam sobie przeżyć czegoś takiego. Dobrze, że jakoś udało mi się ją wyrwać
z tej skorupy, którą sobie zbudowała i choć częściowo przełamać jej barierę.
Na stole przede mną pojawiły się
tosty z serem, sama kucharka usiadła na swoim fotelu z jogurtem w ręce. Ważne,
że chociaż je, pożywia się jak normalny człowiek, a nie jak wampir.
- Wiesz, że cię kocham? - spytałem z
uśmiechem.
Powtarzałem jej to co wieczór i co
ranek, i przy każdej okazji, jaka się nadarzyła.
Być może mnie kochała i założę się, że nie pozwoliłaby, aby stała mi
się krzywda, ale nie potrafiła tego przyznać przed samą sobą. Jednak ja
wiedziałem, jak jest za mną, jak mnie broni i droczy się na każdym kroku.
Wiedziałem swoje, tego nie da pomylić się z niczym innym. Poszedłem po sobie
pozmywać, kiedy wróciłem, ona siedziała w salonie przy fortepianie i stukała w
zeszyt z nutami ołówkiem.
- Zawiesiłam się - powiedziała do
mnie, nawet się nie obracając.
Roześmiałem się, przy okazji
podziwiając jej nieziemski słuch. Moja wariatka.
- Przejdziemy się? - Spojrzała na
mnie.
Było chwila przed dziewiątą wieczór,
jutro Mała jeszcze miała szkołę, a ja pracę i uniwerek, ale dla niej nawet o
drugiej w nocy jestem w stanie na golasa po Arktyce z pingwinami biegać.
- Jak sobie życzysz, moja pani.
- Ukłoniłem się, wywołując u niej coś na wygląd chichotu.
Wyciągnąłem z szafy swoją bluzę i
kurtkę. Jakby nie patrzył, była zima. Rerget ubrała ciemne jeansy i żółtą
kurtkę, w której wyglądała ślicznie i uroczo. Rzadko miałem sposobność widzieć
ją w typowo młodzieżowych ciuchach (zwykle miała takie przeznaczone na motor),
ale na dzisiejszy spacer postanowiła się tak właśnie ubrać, a do tego
rozpuściła włosy i roztrzepała je rękami, przez co ułożyły się falami na jej
oczojebnej kurtce.
Może jestem śmieszny, ale nigdy nie
zapytałem o jej pochodzenie. Niby w tym zeszyciku dla kuratora było, że
ojciec był Japończykiem, a matka Angielką, ale nie wiem, czy mogę temu wierzyć.
Kurator bazował na dokumentach dostarczonych przez Rerget, a - jak zdążyłem
zauważyć - ona potrafiła podrobić każdy dokument. Jednak, mimo wszystko, byłem
pewien, że jej mama nie pochodziła z Japonii. Było widać to po córce:
filigranowa z kręconymi włosami. Wróć: falowanymi włosami. Miała głębokie,
kolorowe spojrzenie: w słońcu jej tęczówki przybierały kolor piwny, w normalnym
świetle były brązowe, a wieczorem, tak jak teraz, gdy idzie koło mnie,
oświetlona księżycem i bladym światłem latarni, jej oczy zdawały się być
zupełnie czarne z niesamowitym przebłyskiem ciemnozielonego i granatu.[1]
- Służę dziurką. - Wystawiłem ku
dziewczynie zgiętą rękę, uśmiechając się.
- A ja rurką. - Również się
uśmiechnęła, oplatając swoją rękę wokół mojej.
To były takie nasze małe odpały.
Rozmawialiśmy o wszystkim. Ja narzekałem na trudy ostatnich kolokwiów, a ona
nabijała się ze mnie, że jestem leniwym studentem z dzieckiem na utrzymaniu.
Rozbawiła mnie tym tak bardzo, że wpadłem ze śmiechu w zaspę. Ona oczywiście,
korzystając z okazji, natarła mnie śniegiem. Gdy już się otrzepałem, pociągnęła
mnie w głąb parku. Zapomniałem, że u niej "przejść się" oznacza
minimum godzinny spacer.
- Hej! Zobacz i nic nie mów. - Szturchnęła
mnie.
Podążyłem wzrokiem w kierunku, w
który patrzyła. Oniemiałem z wrażenia, gdy to "coś" zobaczyłem.
Mianowicie: mojego brata całującego się z Naruto, bez reszty pochłoniętych tym,
co robili.
- Jakoś, póki nie widzę ich, jak
chcą sobie połknąć na wzajem język, to tak bardzo mnie to nie razi -
stwierdziłem po cichu.
- To patrz, co teraz będzie. Trzymaj
się cztery kroki za mną i nie hałasuj - powiedziała i puszczając moje ramię,
zaczęła się skradać do chłopaków.
Chyba nawet czołg by ich nie
rozdzielił, a ona będzie w stanie? Chociaż aż nie mogę się doczekać ich
reakcji.
- Ludzie patrzą - powiedziała dość
głośno, będąc tuż przy nich.
- Aaaa! - Oderwali się od siebie,
oblani szkarłatem, tym bardziej, kiedy ja się zbliżyłem i doszło do nich, co
widzieliśmy.
- Zawału dostanę, normalnie zawału.
- Naru chodził w kółko, czerwony jak burak.
- Ja też, tym bardziej. - Sasu
wyglądał nie lepiej, a jeszcze wziął się zapowietrzył, bo szprycował się
właśnie inhalatorem.
Położyłem ręce na ramionach Rerget i
pochyliłem się nad nią. Stała do mnie tyłem.
- Dobra robota. - Zaśmiałem się, a
ona podniosła rękę do przybicia piątki.
Z radością sobie pogratulowaliśmy
bezbłędnej akcji i po krótkiej rozmowie z chłopakami, zostawiliśmy ich samych
sobie i poszliśmy do domu - oczywiście pod rękę.
- Przyciśnij dziurkę, bo mi zimno -
powiedziała Czerwona, wprawiając mnie w nieopanowany atak śmiechu. - Zboczeniec.
- Usłyszałem.
- Wariatka. Czemu nie wzięłaś
rękawiczek? - spytałem, patrząc na nią i przyciągając bliżej siebie.
- Ty też ich nie wziąłeś. - Zauważyła.
- Ale ja nie jestem taki zmarzlak -
odparłem.
Wróciliśmy do domu chwilę po
dziesiątej. Poszliśmy się wykąpać, oczywiście osobno, chociaż, kiedy ja brałem
prysznic, wpadła na chwilę do łazienki po jakiś krem. Nie mogę być pewien, ale
chyba zrobiła to specjalnie. Powiedzieliśmy sobie dobranoc i poszliśmy do
swoich pokoi. Zasypiałem z uśmiechem na twarzy, przypominając sobie spacer,
nasze wygłupy i chłopaków.
- Kurwa! - Usłyszałem słodki głosik
mojej Rer, dobiegający z jej pokoju.
Chwilę się zastanawiałem, czy iść do
niej, czy pozostawić ją samej sobie, jednak, gdy zaczęła łazić dosyć głośno, a
z półek leciały różne, ciężkie przedmioty, postanowiłem tam zaglądnąć.
- Wszystko OK? - spytałem,
zaglądając do niej.
- Oprócz świecącej golizną klaty, to
OK - stwierdziła, patrząc na mnie.
- A naprawdę? - Dopytywałem, bez
zażenowania paradując w bokserkach po jej pokoju.
Była w samym T-shircie i mogłem
dokładnie przyjrzeć się jej bliznom. Nawet mi się podobały, miały w sobie to
coś. Nie chciałem jednak się gapić, żeby sobie czegoś głupiego nie pomyślała.
- Zapomniałam, że jutro mam oddać
pracę semestralną z chemii - powiedziała, zbierając z pokoju papiery z dziwnymi
wzorami, liczbami i rysunkami.
- Najs. - Moja głowa wędrowała za
jej dryblującym po pokoju ciałem. - Sasuke o niczym takim nie wspominał.
- Jak i o wieczornych spacerkach i
namiętnych pocałunkach z Naru. O wielu rzeczach ci nie mówi. - Zgasiła mnie
natychmiast. - Poza tym, to tylko mój projekt, walczę o stypendium
biochemiczne. Przyda się na studia, jako uzdolnionego ucznia. - Wyjaśniła.
- Fajnie, to ty sobie wciągnij i
pracuj w nocy, ja idę spać - powiedziałem, a ona spojrzała na mnie z otwartymi
ustami. - No przecież wiem, że nie przestałaś brać, tyle że robisz to
rzadziej. Tym razem masz nawet moją dyspensę. - Machnąłem jej na dobranoc.
Stała w osłupieniu, aż nie zamknąłem
drzwi. Po chwili jednak sobie coś przypomniałem i wróciłem do jej pokoju.
Siedziała na podłodze z dużym segregatorem i masą kartek, niektóre wciąż się
drukowały.
- Hmm? Zapomniałeś czegoś? - Spojrzała
na mnie znad okularów.
- Tak. Powiedzieć ci, że cię kocham.
- Puściłem jej oczko, a ona z rozbawieniem pokręciła głową.
- Wiem wariacie. No, już, do łóżka,
bo cię śniegiem obudzę albo tymi soplami zza twojego okna. - Zbyła mnie.
Zadowolony poszedłem spać.
[1] Tak moje
oczy opisuje mój małżonek, jak i grono przyjaciół, choć wciąż trudno uwierzyć w
ich obiektywizm.
O boże, z tą dziurką i rurką, to niezły pomysł xD Prawie poplułam ekran, jak to przeczytałam - tak, tak, zbok ze mnie xD. Jeszcze jakby Rer powiedziała : "służę dziurką", to bym chyba umarła ze śmiechu xD Takie dwuznaczne :D
OdpowiedzUsuńAhh, Itacz zobaczył, jak jego braciak się z Naru liże. Przyznam, że śmiesznie wyszło xD Sasuś się ze strachu zapowietrzył xD
Wgl nie wiem czemu, ale taki słodki ten rozdział ci wyszedł :3 Pomijając, że śmieszny, bo każdy taki jest, ale ten jest taki wyjątkowy :3
Cieszę się, że tak szybko dodałaś nową nocię, bo wręcz kocham to opowiadanko :D Na poprzednie ponad miesiąc musiałam czekać.
Pozdrawiam gorąco!