8 sty 2013

__-- 15 --__

            - Dlaczego? - marudziłem, przecierając oczy i zapinając wyżej bluzę.
            - Bo jesteśmy jej przyjaciółmi. Przyznaj, że wolisz siedzieć ze mną i z nią, zamiast w szkole. - Mój towarzysz spojrzał na mnie przenikliwie.
            Westchnąłem, przyznając mu rację. Była siódma rano, a my kierowaliśmy się do stacji metra. Mała wczoraj odwaliła niezłą szopkę, a Naru poczuł się do misji ratowania jej. Z chęcią położyłbym się z powrotem do łóżka, ale oczywiście mój narwaniec nie chciał nawet o tym słyszeć. Zmuszony do pomagania mu w jego misji, kroczyłem powoli obok niego i zasypiałem na stojąco.
            Po parunastu minutach znaleźliśmy się pod blokiem Rerget. Już z podwórka było słychać jej krzyki. Musiała się kłócić z Itachim. Posłałem ostatnie, błagalne spojrzenie Naruto, ale on, niewzruszony zupełnie, zaczął mnie ciągnąć do budynku.
            W momencie przekroczenia progu trafiliśmy w istne piekło.
            - ... mi zrobić! - Usłyszeliśmy urywek zdania, a raczej krzyku Rer.
            - Jasne, kurwa. Wczoraj chciałaś się zabić, a dzisiaj napierdalasz na podwójnych obrotach. - Przez salon najpierw jak burza przeszła Reru, a potem Itachi, krok w krok za nią.
            Staliśmy jak debile w progu, zastanawiając się, czy nasze życie nie jest zagrożone. Jeżeli mój brat używa tak wyszukanych wulgaryzmów, oznacza to, że Rerget naprawdę go wkurzyła.
            - Pierdol się, Itachi. - Burza jej czerwonych włosów zafalowała w powietrzu, gdy z rozmachem się obróciła do długowłosego.
            - Jak chcesz, ale i tak nigdzie dzisiaj nie wyjdziesz - oznajmił rzeczowo i zabrał swoje rzeczy z fotela. - Na razie. - Uśmiechnął się do mnie.
            Posłałem mu nikły uśmiech, patrząc jak zakłada bluzę z kapturem i trzaska drzwiami, a potem jeszcze przeklina na korytarzu. Zachichotałem pod nosem, jednak szybki krok Rerget przywołał mnie do porządku.
            - A wy mnie nawet nie próbujcie dzisiaj wkurwiać. - Oberwało nam się w sumie za nic.
            Mała udała się do kuchni, a ja z Naru potrzebowaliśmy chwili na złapanie powietrza i żeby w końcu się rozebrać, bo przez tę całą haję nawet nie ściągnęliśmy butów. Po chwili poszliśmy do Rer, która była, no cóż, wkurwiona to mało powiedziane. Ona chyba potrzebuje jakiegoś psychologa. Była ostro nafukana. Dziwię się skąd ona bierze na to pieniądze. Oczywiście, mimo swoich nerwów, dała nam śniadanie. Śmieszne, karmi wszystkich wokół, a sama nie chce jeść.
            - Dobra, Mała, siadaj. - Naruto wskazał jej swoje krzesło. Spojrzałem na niego z pytaniem w oczach. Co ten debil kombinuje?
            Dziewczyna usiadła i skrzyżowała ręce.
            - Nie - powiedziała stanowczo, jak zwykle czytając Naruto w myślach.
            Po chwili zorientowałem się, czego to "nie" dotyczyło. Przed Czerwoną leżał talerz z połówką kanapki. Oj, Naruś, ty przebiegły lisie.
            - Na początek zjedz chociaż szynkę z tej kanapki - powiedział i stanął nad nią jak bat.
            - Znowu chcesz się kłócić? - Łypnęła na niego złowrogo.
            - Tak. Nigdzie się nie ruszymy, jeśli nie wepchniesz tego w siebie. Nawet nie kombinuj, żeby się wyrzygać. Do kibla za tobą pójdę, jeśli będę musiał. - Zagroził, a ja niemal się roześmiałem, widząc jej urażoną minę dziecka.
            Wzięła kawałek szynki i zaczęła powoli żuć. No, tak z dobrą godzinę żuła ten jeden kawałeczek. Ważne jednak, że go zjadła. Naruto dał jej jeszcze Gelatum Alumini, żeby jej zdezelowany żołądek trochę się podreperował.
            - Wiesz, że to pogwałcenie wszystkiego, najpierw się nafukać, a potem wciskać w tę osobę jedzenie - powiedziała.
            - W takim razie koniec z białkiem - powiedziałem, wstając i przytulając ją. - Maryśka jest lepsza. - Zaśmiałem się. - Pobudza apetyt.
            Naruto, nie mogąc już wytrzymać, dołączył do wspólnego przytulania. Rerget zaśmiała się i odwzajemniła uścisk. Wiedziałem, jak dopełnić jej dobry humor. Poszliśmy do salonu, a ja usiadłem przed fortepianem. Uwielbiałem ten instrument, co prawda nie tak jak gitarę, ale jej fortepian miał w sobie to "coś", jakby miał duszę.
            Tak minął nam cały dzień. Oglądaliśmy TV, grałem z nią na zmianę na fortepianie, trochę wygłupialiśmy się przy Xbox 360 i oczywiście śmialiśmy się ze wszystkiego. Naruto rzeczywiście chodził za nią krok w krok, nawet do kibla i to dosłownie. Aż dziw, że się go nie wstydziła. No, ale skoro ma się za przyjaciela geja... Chociaż nie uważam siebie za typowego homoseksualistę. To, że raz w dupę, nie znaczy, że pedał. Zwłaszcza, że jeszcze tego nie robiliśmy. Wciąż podobają mi się dziewczyny, tylko ja mam Naruto i nie zamieniłbym go na żadną laskę.
            Parę razy przyłapałem Naruto i Reru na bezgłośnej rozmowie. Szkoda, że nie wtajemniczają mnie we wszystko, ale widocznie nie zasłużyłem. Były pewne sprawy, które tylko oni znali, nie spodziewałem się, że od razu Reru mi zaufa na tyle, by i mnie włączyć w ten krąg.
            Udało nam się wmusić w Rer cztery fajki z marihuaną, co trochę zneutralizowało działanie amfetaminy. Odnieśliśmy z Naruto sukces, ponieważ przez cały dzień z nami, zjadła chyba więcej niż przez dwa ostatnie miesiące. Teraz to tylko ją pilnować i Itachi musi o tym wiedzieć. Krzyki i zastraszanie na nią nie działają. Do niej trzeba mieć podejście.
            W końcu wrócił mój brat, a my mogliśmy się zwinąć, chociaż jego mina w wejściu, gdy zobaczył Naruto śpiącego na kolanach Rerget, która głaskała go po włosach, a do tego opierała się o moją klatę, objęta przeze mnie ramieniem, zatrzymała nas jeszcze na chwilę.
            - Musimy porozmawiać, Sasuke. - Itachi podniósł głowę znad miski ryżu.
            - Ja nic nie zrobiłem. - Od razu przyjąłem pozycję obroną.
            - Czyżby? - Uśmiechnął się głupkowato. - Ja wiem - oznajmił, a mi zrobiło się gorąco.
            - Naruś, trzymaj go, bo zaraz tu odpłynie. - Usłyszałem jedynie głos Czerwonej i poczułem silne ramiona Naru.
            - Aa... Jak? Skąd? Kiedy? Bo ja.. My..aaaa! Bez adwokata nic nie powiem. - Zacząłem się miotać w zeznaniach.
            - Masz go przed sobą, a oskarżyciel stoi za tobą - stwierdził brat.
            - Jak mogłeś? - Spojrzałem oskarżycielsko na Naruto.
            - Tak, po prawdzie, to wie od momentu parapetówy. - Wtrąciła się Rerget, czym zbiła z tropu nawet blondyna.
            Ha! Jest coś, czego nawet myślami ci nie przekazała. Jednak bardziej martwiłem się tym, że Itachi wiedział od początku i się nie przyznał. Dupek z niego. Przynajmniej nie ma nic przeciwko, jest z nami i nas akceptuje. To mi wystarcza.
            Wracając od Rer, wstąpiliśmy do kumpla po lekcje. Przepisaliśmy je u mnie, a przy okazji naszego wieczornego spacerku po parku oddaliśmy mu zeszyty. Pewnie coś sobie pomyślał, bo głupio się na nas patrzył, ale Naruto zgasił go od razu, mówiąc, że idziemy na piwo. W sumie miałem na nie ochotę, ale z drugiej strony nie chciało mi się latać po barach, a z Naruto w domu dużo bym się nie napił, bo on jest niewyżyty i nie pozwoliłby mi spokojnie delektować się napojem.
            Spacerowaliśmy po parku i trzymaliśmy się za ręce. Zwykle o tej godzinie park był już opustoszały, więc nie obawialiśmy się głupich zaczepek. Koniec listopada powitał nas mroźnym powietrzem. Niedługo święta. Nie wyobrażam sobie, jak je przeżyjemy. Na stówę Rer z Itachim będą zaproszeni na świąteczną kolację i na obiad drugiego dnia świąt, ale nie będzie Naruto, a ja nie wyjdę pierwszy z propozycją zaproszenia Uzumakich do nas na obiad... Ale! Są komórki, po kolacji wyjdziemy na spacer, wymienimy się prezentami, nasze gołąbki niech się męczą na rodzinnym zjeździe. Chociaż... Nie!
            Drugi dzień świąt spędzimy razem, bo Itachi robi urodziny tego dnia. Ciekawe, co planują bezpośrednio w jego święto... Reru ma już pewnie i pomysł, i prezent, a ja nawet nie pomyślałem, by mu coś kupić. Nie wiem też, co chciałby mój Młotek. Zaraz zacznę panikować.
            Naruto powinien dostać ode mnie coś ekstra. Takiego bardzo wyjątkowego... Mam przed sobą ważną misję: kupić Uzumakiemu najlepszy prezent pod słońcem! I jest tylko jedna osoba, która zna go na tyle dobrze, by mi coś doradzić...

***

            - Zapomnij. - Rer skrzyżowała ręce, stając przede mną.
            - No, ale kochanie. - Zacząłem ją błagać.
            - Nie. - Stanowczo postawiła na swoim.
            Nie miałem nawet siły się z nią kłócić. Wiedziałem, że jak zrobię na przekór niej, to będzie obrażona przez całe święta, a wolałem jednak, żeby nasze pierwsza, wspólnie spędzona gwiazdka była wyjątkowa. Od dwudziestego grudnia zaczynamy przerwę świąteczną na uniwerku, ona w szkole, a ja dodatkowo mam też wolne od pracy aż do drugiego stycznia. Dwudziestego pierwszego wypadają moje urodziny i wolałbym nie psuć sobie humoru na ten dzień.
            - Jemioła? Chociaż tyle. - Zrobiłem minę słodkiego psiaczka.
            - Tylko niech nie kuje w oczy. - Zgodziła się, a mój wyimaginowany psiaczek zaczął merdać ogonkiem.
            - Co na kolację? - Zawołałem za nią, kiedy poszła do kuchni.
            - Pozrywaj sobie owoce jemioły - odkrzyknęła podburzona, a ja się zaśmiałem.
            Czasami robiła się taka słodka, nawet o tym nie wiedząc. Takie moje słodkie Maleństwo. Chociaż jeszcze nie moje. Nie jesteśmy razem. Przytulamy się, wygłupiamy, gadamy, ale to tyle. Czasami przyjdzie do mnie w nocy, aby się przytulić, ale głównie śpi u siebie.
            - Jak ty nie zrobisz, to ja zrobię, ale straży ty się tłumaczysz - powiedziałem, wchodząc do kuchni, gdy już zawiesiłem w salonie jemiołę.
            - Wyjdź i mnie nie denerwuj. Zaraz zrobię - odpowiedziała z lekkim uśmiechem.
            - Sobie też. - Przypomniałem jej.
            Musiałem jej pilnować. Odkąd Naruto wziął ją w obroty, Rerget je już prawie dwa posiłki dziennie. Chociaż zazwyczaj po prostu skubnie mini porcję z obiadu i coś na kolację. Przynajmniej nabiera już kolorów i nie jest taka blada. Wciąż o mnie dba, gdyby tylko się zgodziła, byłaby dla mnie żoną idealną. Zawsze mam wszystko uprane, poskładane w szafie, w domu jest porządek, o ile nie zaczynam przestawiać rzeczy, gdy mi się nudzi. Jednak, ile razy bym nie nabałaganił, to i tak Reru po mnie posprząta, jak po małym dziecku. Zawsze rano czeka na mnie w kuchni kawa, blister mojego magnezu, śniadanie oraz wyprawka na uniwerek i do pracy. W poniedziałki lub środy robi zakupy, by nigdy nam niczego nie brakło.
         Tylko raz zastrajkowała, gdy zorganizowałem stypę po śmierci jej ojca. Wtedy powiedziała, że nic nie zrobi. I rzeczywiście, siedziała w pokoju i palcem się nie przyłożyła do przestawiania mebli ani jedzenia. Nie wzruszyło mnie to. Zamówiłem catering, zgarnąłem chłopaków i udało nam się wszystko zapiąć na ostatni guzik.
            Nawet ją rozumiałem. W końcu jej ojciec był bydlakiem, a dodatkowo... Aż mi przez gardło przejść nie może. Nie wyobrażam sobie przeżyć czegoś takiego. Dobrze, że jakoś udało mi się ją wyrwać z tej skorupy, którą sobie zbudowała i choć częściowo przełamać jej barierę.
            Na stole przede mną pojawiły się tosty z serem, sama kucharka usiadła na swoim fotelu z jogurtem w ręce. Ważne, że chociaż je, pożywia się jak normalny człowiek, a nie jak wampir.
            - Wiesz, że cię kocham? - spytałem z uśmiechem.
            Powtarzałem jej to co wieczór i co ranek, i przy każdej okazji, jaka się nadarzyła. Być może mnie kochała i założę się, że nie pozwoliłaby, aby stała mi się krzywda, ale nie potrafiła tego przyznać przed samą sobą. Jednak ja wiedziałem, jak jest za mną, jak mnie broni i droczy się na każdym kroku. Wiedziałem swoje, tego nie da pomylić się z niczym innym. Poszedłem po sobie pozmywać, kiedy wróciłem, ona siedziała w salonie przy fortepianie i stukała w zeszyt z nutami ołówkiem.
            - Zawiesiłam się - powiedziała do mnie, nawet się nie obracając.
            Roześmiałem się, przy okazji podziwiając jej nieziemski słuch. Moja wariatka.
            - Przejdziemy się? - Spojrzała na mnie.
            Było chwila przed dziewiątą wieczór, jutro Mała jeszcze miała szkołę, a ja pracę i uniwerek, ale dla niej nawet o drugiej w nocy jestem w stanie na golasa po Arktyce z pingwinami biegać.
            - Jak sobie życzysz, moja pani.  - Ukłoniłem się, wywołując u niej coś na wygląd chichotu.
            Wyciągnąłem z szafy swoją bluzę i kurtkę. Jakby nie patrzył, była zima. Rerget ubrała ciemne jeansy i żółtą kurtkę, w której wyglądała ślicznie i uroczo. Rzadko miałem sposobność widzieć ją w typowo młodzieżowych ciuchach (zwykle miała takie przeznaczone na motor), ale na dzisiejszy spacer postanowiła się tak właśnie ubrać, a do tego rozpuściła włosy i roztrzepała je rękami, przez co ułożyły się falami na jej oczojebnej kurtce.
            Może jestem śmieszny, ale nigdy nie zapytałem o jej pochodzenie. Niby w tym zeszyciku dla kuratora było, że ojciec był Japończykiem, a matka Angielką, ale nie wiem, czy mogę temu wierzyć. Kurator bazował na dokumentach dostarczonych przez Rerget, a - jak zdążyłem zauważyć - ona potrafiła podrobić każdy dokument. Jednak, mimo wszystko, byłem pewien, że jej mama nie pochodziła z Japonii. Było widać to po córce: filigranowa z kręconymi włosami. Wróć: falowanymi włosami. Miała głębokie, kolorowe spojrzenie: w słońcu jej tęczówki przybierały kolor piwny, w normalnym świetle były brązowe, a wieczorem, tak jak teraz, gdy idzie koło mnie, oświetlona księżycem i bladym światłem latarni, jej oczy zdawały się być zupełnie czarne z niesamowitym przebłyskiem ciemnozielonego i granatu.[1]
            - Służę dziurką. - Wystawiłem ku dziewczynie zgiętą rękę, uśmiechając się.
            - A ja rurką. - Również się uśmiechnęła, oplatając swoją rękę wokół mojej.
            To były takie nasze małe odpały. Rozmawialiśmy o wszystkim. Ja narzekałem na trudy ostatnich kolokwiów, a ona nabijała się ze mnie, że jestem leniwym studentem z dzieckiem na utrzymaniu. Rozbawiła mnie tym tak bardzo, że wpadłem ze śmiechu w zaspę. Ona oczywiście, korzystając z okazji, natarła mnie śniegiem. Gdy już się otrzepałem, pociągnęła mnie w głąb parku. Zapomniałem, że u niej "przejść się" oznacza minimum godzinny spacer.
            - Hej! Zobacz i nic nie mów. - Szturchnęła mnie.
            Podążyłem wzrokiem w kierunku, w który patrzyła. Oniemiałem z wrażenia, gdy to "coś" zobaczyłem. Mianowicie: mojego brata całującego się z Naruto, bez reszty pochłoniętych tym, co robili.
            - Jakoś, póki nie widzę ich, jak chcą sobie połknąć na wzajem język, to tak bardzo mnie to nie razi - stwierdziłem po cichu.
            - To patrz, co teraz będzie. Trzymaj się cztery kroki za mną i nie hałasuj - powiedziała i puszczając moje ramię, zaczęła się skradać do chłopaków.
            Chyba nawet czołg by ich nie rozdzielił, a ona będzie w stanie? Chociaż aż nie mogę się doczekać ich reakcji.
            - Ludzie patrzą - powiedziała dość głośno, będąc tuż przy nich.
            - Aaaa! - Oderwali się od siebie, oblani szkarłatem, tym bardziej, kiedy ja się zbliżyłem i doszło do nich, co widzieliśmy.
            - Zawału dostanę, normalnie zawału. - Naru chodził w kółko, czerwony jak burak.
            - Ja też, tym bardziej. - Sasu wyglądał nie lepiej, a jeszcze wziął się zapowietrzył, bo szprycował się właśnie inhalatorem.
            Położyłem ręce na ramionach Rerget i pochyliłem się nad nią. Stała do mnie tyłem.
            - Dobra robota. - Zaśmiałem się, a ona podniosła rękę do przybicia piątki.
            Z radością sobie pogratulowaliśmy bezbłędnej akcji i po krótkiej rozmowie z chłopakami, zostawiliśmy ich samych sobie i poszliśmy do domu - oczywiście pod rękę.
            - Przyciśnij dziurkę, bo mi zimno - powiedziała Czerwona, wprawiając mnie w nieopanowany atak śmiechu. - Zboczeniec. - Usłyszałem.
            - Wariatka. Czemu nie wzięłaś rękawiczek? - spytałem, patrząc na nią i przyciągając bliżej siebie.
            - Ty też ich nie wziąłeś. - Zauważyła.
            - Ale ja nie jestem taki zmarzlak - odparłem.
            Wróciliśmy do domu chwilę po dziesiątej. Poszliśmy się wykąpać, oczywiście osobno, chociaż, kiedy ja brałem prysznic, wpadła na chwilę do łazienki po jakiś krem. Nie mogę być pewien, ale chyba zrobiła to specjalnie. Powiedzieliśmy sobie dobranoc i poszliśmy do swoich pokoi. Zasypiałem z uśmiechem na twarzy, przypominając sobie spacer, nasze wygłupy i chłopaków.
            - Kurwa! - Usłyszałem słodki głosik mojej Rer, dobiegający z jej pokoju.
            Chwilę się zastanawiałem, czy iść do niej, czy pozostawić ją samej sobie, jednak, gdy zaczęła łazić dosyć głośno, a z półek leciały różne, ciężkie przedmioty, postanowiłem tam zaglądnąć.
            - Wszystko OK? - spytałem, zaglądając do niej.
            - Oprócz świecącej golizną klaty, to OK - stwierdziła, patrząc na mnie.
            - A naprawdę? - Dopytywałem, bez zażenowania paradując w bokserkach po jej pokoju.
            Była w samym T-shircie i mogłem dokładnie przyjrzeć się jej bliznom. Nawet mi się podobały, miały w sobie to coś. Nie chciałem jednak się gapić, żeby sobie czegoś głupiego nie pomyślała.
            - Zapomniałam, że jutro mam oddać pracę semestralną z chemii - powiedziała, zbierając z pokoju papiery z dziwnymi wzorami, liczbami i rysunkami.
            - Najs. - Moja głowa wędrowała za jej dryblującym po pokoju ciałem. - Sasuke o niczym takim nie wspominał.
            - Jak i o wieczornych spacerkach i namiętnych pocałunkach z Naru. O wielu rzeczach ci nie mówi. - Zgasiła mnie natychmiast. - Poza tym, to tylko mój projekt, walczę o stypendium biochemiczne. Przyda się na studia, jako uzdolnionego ucznia. - Wyjaśniła.
            - Fajnie, to ty sobie wciągnij i pracuj w nocy, ja idę spać - powiedziałem, a ona spojrzała na mnie z otwartymi ustami. - No przecież wiem, że nie przestałaś brać, tyle że robisz to rzadziej. Tym razem masz nawet moją dyspensę. - Machnąłem jej na dobranoc.
            Stała w osłupieniu, aż nie zamknąłem drzwi. Po chwili jednak sobie coś przypomniałem i wróciłem do jej pokoju. Siedziała na podłodze z dużym segregatorem i masą kartek, niektóre wciąż się drukowały.
            - Hmm? Zapomniałeś czegoś? - Spojrzała na mnie znad okularów.
            - Tak. Powiedzieć ci, że cię kocham. - Puściłem jej oczko, a ona z rozbawieniem pokręciła głową.
            - Wiem wariacie. No, już, do łóżka, bo cię śniegiem obudzę albo tymi soplami zza twojego okna. - Zbyła mnie.
            Zadowolony poszedłem spać.



[1] Tak moje oczy opisuje mój małżonek, jak i grono przyjaciół, choć wciąż trudno uwierzyć w ich obiektywizm.

1 komentarz:

  1. O boże, z tą dziurką i rurką, to niezły pomysł xD Prawie poplułam ekran, jak to przeczytałam - tak, tak, zbok ze mnie xD. Jeszcze jakby Rer powiedziała : "służę dziurką", to bym chyba umarła ze śmiechu xD Takie dwuznaczne :D
    Ahh, Itacz zobaczył, jak jego braciak się z Naru liże. Przyznam, że śmiesznie wyszło xD Sasuś się ze strachu zapowietrzył xD
    Wgl nie wiem czemu, ale taki słodki ten rozdział ci wyszedł :3 Pomijając, że śmieszny, bo każdy taki jest, ale ten jest taki wyjątkowy :3
    Cieszę się, że tak szybko dodałaś nową nocię, bo wręcz kocham to opowiadanko :D Na poprzednie ponad miesiąc musiałam czekać.
    Pozdrawiam gorąco!

    OdpowiedzUsuń