4 cze 2013

__-- 19 --__

Zapraszam na kolejny rozdział.

__19__

- Ale czemu? - spojrzałem na nią, nic nie rozumiejąc.
- Choć, pokażę ci - wyciągnęła do mnie rękę i pociągnęła w stronę bramy.
Wejście okalane było napisem "Cmentarz Tokijski nr 4". Nie wiedziałem, co o tym myśleć. Rer przystanęła na chwilę przed bramą, wciąż ściskając moje palce. Wyglądała, jakby ze sobą walczyła. Trwało to jednak moment i przekroczyliśmy próg cmentarza.
Był ładny, pełno zadbanych tabliczek, na każdej alejce stało parę lamp oświetlających drogę, w mniejszych dróżkach, tuż przy pomnikach stały mniejsze latarenki, oświetlające napisy na nich. W powietrzu unosił się zapach różnorakich kadzideł, a przed niektórymi tablicami stały świece.
- Tędy - zakomunikowała dziewczyna, ciągnąc mnie w głąb.
Pozwoliłem, aby mnie prowadziła i zastanawiałem się, kto z bliskich mojego chłopaka nie żyje. W końcu to cmentarz, tu leżą tylko zmarli. Minęliśmy piątą alejkę i skręciliśmy w małą dróżkę wśród pomników. W końcu się zatrzymaliśmy. Podążyłem za wzrokiem Rer. Zobaczyłem nazwisko Uzumaki i aż zakryłem usta ręką, by nie krzyknąć. Przed tablicą dopalało się kadzidło, co oznaczało, że ktoś tu był, najdalej godzinę temu.
Rerget była cały czas poważna i co chwila zamykała oczy, jakby jej coś doskwierało.
- Witaj - powiedziała w powietrze i wyciągnęła z plecaka jakieś pudełko.
Miała w nim kadzidło, jakiś olejek i czarkę. Wlała do niej pachnącą substancję i zamoczyła końcówkę kadzidła. Wyciągnęła dopalający się patyk ze stojaczka i ułożyła delikatnie w pudełku obok tablicy. Doliczyłem się pięciu, co oznaczało, że ten człowiek nie żyje od pięciu lub trzech lat, jeżeli kadzidła Rerget także lądowały w tym miejscu.
- To jest biologiczny ojciec Naruto - powiedziała, a ja o mało nie zemdlałem. - Są podobni, prawda? - zaśmiała się cicho. - Yondi umarł trzy lata temu na raka - kontynuowała opowieść. - Jak już zdążyłeś zauważyć, Kushina szybko pocieszyła się w ramionach innego. Ale to dobry człowiek, kocha ją, znalazł wspólny język z Naruto, zaadoptował go. Naru nie ma o to żalu do matki, potrzebował ojca, a ona mu to zapewniła. Naru mówi mu tato, tworzą zgraną rodzinę. Są szczęśliwi - mówiła to trochę do mnie, trochę w przestrzeń. - Ale każdego roku, dwudziestego czwartego stycznia, siedzi tu cały dzień i na nowo przeżywa śmierć ojca. Yon obiecał mu, że razem spędzą jego urodziny, że pokona chorobę, ale nie dotrzymał słowa i odszedł tuż przed jego uroczystością. Naru jest silny, więc jakoś to przetrwał... - zamyśliła się na chwilę, po czym jej twarz wykrzywił grymas. - Nie lubię cmentarzy. Aż głupio patrzeć tylko na jedno kadzidło. Przychodzę tu z Naru i zapalamy dwa obok siebie. Ten wariat zaciąga mnie tu przynajmniej raz w miesiącu - westchnęła, po czym pogładziła gładką powierzchnię szlifowanego marmuru.
- A gdzie jest pochowana twoja mama? - spytałem cicho, a ona tylko się zasępiła i spojrzała w bok.
- Nie byłam na jej grobie od pięciu lat - wyznała.
- Skoro już tu jesteśmy, to może pójdziemy? - spróbowałem ją nakłonić.
- Zamknij się - szepnęła, ale jakby nie do mnie.
- Słucham? - uniosłem brew.
- Mówiłam, że nie lubię cmentarzy? Chodźmy stąd - obróciła się na pięcie. - Zanim ten człowiek mnie wykończy - szepnęła jeszcze bardzo cicho, ale i tak to wyłapałem.
Dobiegłem do niej i splotłem nasze dłonie. Co miało oznaczać ostatnie zdanie? Jakby rozmawiała z kimś, kogo nie było. Czyżby była jakimś medium, komunikującym się z duchami? To by wiele wyjaśniło, ale przecież ja nawet nie wierzyłem w duchy, jak mi to mogło w ogóle przyjść do głowy.
Przystanęła obok trzeciej alejki i spojrzała w boczną dróżkę. Jej oczy były smutne, niby patrzyła się w przestrzeń, a miałem wrażenie, jakby patrzyła na COŚ. Nie podobało mi się to i zaczynałem się bać. Nie wierzyłem w duchy, ale przy takim jej zachowaniu, aż ciarki przechodziły po plecach. Po chwili znów ruszyła do przodu, nie odzywając się do momentu, gdy stanęliśmy dwie przecznice od mojego domu.
- Stąd pójdziesz na nogach - zakomunikowała i wyciągnęła fajkę, by sobie zapalić.
- Dziękuję, że mi to wszystko pokazałaś. I że spędziliśmy ze sobą czas. Może nie jesteśmy na takim poziomie, co ty i Naruto, ale uważam cię za wspaniałą przyjaciółkę - przytuliłem ją lekko.
- Tylko się nie wygadaj - pogroziła mi palcem i kazała iść do domu.
Zastanawiałem się przez chwilę, czy nie poprosić Naruto o chwilę rozmowy, podczas krótkiego spaceru, ale postanowiłem dać sobie dzisiaj spokój. Jutro też jest dzień, a za tydzień jego urodziny. Będziemy jeszcze mieli sporo okazji, by się spotkać.
Nagle mój telefon wydał z siebie dźwięki zmuszające mnie do odebrania połączenia.
- Słucham - rzuciłem od niechcenia, pakując się do domu.
- Jesteś jeszcze z Rer? - usłyszałem mojego brata, który był na skraju załamania nerwowego.
- Rozdzieliliśmy się jakieś piętnaście minut temu. Czemu dzwonisz do mnie, a nie do niej? - spytałem, jedną ręką zdejmując buty i kurtkę.
- Bo nie odbiera ode mnie i nie odpisuje na moje sms - wyjaśnił ze złością. - U Naruto też jej nie ma, bo dzwoniłem do niego przed chwilą.
- Zasłużyłeś na to - zauważyłem fakt i nie omieszkałem się nim podzielić z bratem. - Ona da radę ciebie kontrolować, utemperować twój charakterek. Pod jej wpływem zmieniłeś się o sto osiemdziesiąt stopni. Niestety, jej nie da się kontrolować, ani utemperować jej porywczej natury. Robi co chce i kiedy chce. Ciesz się, że nie dała ci w mordę. I nie zabiła nas na motorze. Tak ją podkurwiłeś - zbeształem brata.
- Wiem, ale czasami tak się o nią martwię, że po prostu się zapominam - westchnął.
- Zastanów się nad sobą, tyle razy ci z Naru powtarzaliśmy, żebyś miał do niej trochę inne podejście. Jak na razie, z takim, co masz teraz, to daleko nie zajdziesz. Zginiesz z jej rąk do przyszłej gwiazdki - zaśmiałem się kwaśno.
- Wiem.. Gdyby się odezwała... No, wiesz.. - usłyszałem po chwili załamany głos brata.
- Zadzwonię - obiecałem i się rozłączyłem.
Jeszcze tego mi brakowało, żeby się rozkminiać nad jego rozterkami miłosnymi. Czasami mój brat zachowuje się jak rasowy debil.
Spojrzałem przez okno swojego pokoju. U Naruto świeciła się tylko mała lampka, ale nie był dostępny na komunikatorze. Westchnąłem, rzucając się na łóżko. Muszę na spokojnie przetrawić dzisiejsze przygody. Zakupy, dziwne zachowanie Naru, cmentarz, dziwne zachowanie Rerget. Z niespokojnymi myślami powoli zagłębiałem się w sen.

***

Byłam tam. Dziwnie się czułam nie mając obok siebie złotej czupryny, a tylko te ciemne, onyksowe oczy. Z takim zdziwieniem i przejęciem wpatrujące się w nagrobek. W głowie mi szumiało od tego wszystkiego. Pomimo zamknięcia się na otaczającą energię i tak ojciec Naruto zdołał ją przebić i mi trochę podokuczać.
To takie wkurzające nie móc się pozbyć na chwilę swych nadprzyrodzonych zdolności. Miałam przerąbane, nie byłam taka, jak zwykli ludzie. Trochę to przypominało medium. Ci, którzy chcą posiadać takie zdolności, jakie mam, muszą medytować latami, a i tak nie zawsze osiągają cel. Mi lata zajęło, aby kontrolować tę moc. Żeby nie czuć tego, co czują inni, żeby ich myśli nie przenikały moich, żeby każda zbłąkana dusza nie nawiedzała mnie wieczorami, czując bijącą ode mnie specyficzną energię. Przez lata szukałam odpowiedzi na dręczące mnie pytania. Co się ze mną dzieje, kim jestem? Nie raz wydawało mi się, że po prostu zwariowałam. Niestety, byłam jedynie medium z niesamowicie silną szóstą czakrą - Trzecim Okiem, które w wyniku niewyjaśnionym jeszcze przeze mnie biegu wydarzeń otworzyło się lub najnormalniej w świecie, nigdy nie zostało zamknięte. Gdy się rodzimy, wszystkie nasze czakry zostają przytkane. Pozostaje jedynie normalny przepływ energii astralnej. Podczas medytacji i ćwiczeń nad swą energią duchową i fizyczną możemy je częściowo, bądź całkowicie otworzyć. Nie warto jednak się z tym odnosić. Ludzie w to nie wierzą. Uważają cię wtedy za jeszcze bardziej psychicznego i czynią z ciebie wyrzutka społeczeństwa, bardziej, niżbyś rzeczywiście był chory psychicznie. Bo chorobę umysłu można zbadać, medycyna już jest w stanie to zrobić. Siły astralnej nie da się tak po prostu zmierzyć. Nie da jej się opisać żadnymi naukowymi wzorami. Jest to takie samo wierzenie, jak chrześcijaństo i ich Bóg - JHWE. Choć, co śmieszne chrześcijanie twierdzą, że Bóg to Bóg, a JHWE to Bóg tzw. kociarzy, wyznawców "innej" religii. Nie pojmują, co to słowo oznacza. Głupcy, którzy nawet nie wiedzą, w co wierzą, ale duchy to dla nich demony.
Dlatego też nigdy nie odnosiłam się ze swoją zdolnością. Na własną rękę uzyskałam odpowiedź. Gdy upewniłam się, że nie jestem psychicznie chora, zajęłam się szkoleniem Naruto, aby i on mógł spojrzeć na świat z trochę innej strony. Przez pierwsze parę sesji sceptycznie podchodził do tej sprawy, lecz gdy z moją pomocą otwarłam jego Oko, jego zdanie zmieniło się diametralnie. Od tego czasu nasze nieme rozmowy weszły na wyższy poziom - umysłowy. To nie było już tyko zgadywanie, o co drugiej osobie chodzi. Mogliśmy się łączyć ze sobą telepatycznie. Gdybym to nie ja była jego przewodniczką po świecie astralnym, pewnie nie miało by to aż takiego wymiaru, ale dzięki temu, że mu pomogłam i przelałam w niego część swej energii, telepatia stała się dla nas normą. Z innymi ludźmi, których szósta czakra jest przyblokowana, nie potrafię się połączyć, wejść bezpośrednio do ich umysłu i z nimi rozmawiać. Docierają do mnie jedynie sztrzępki ich energii astralnej, zwanej zwyczajowo myślami. Dla mnie jest to jednak przenikający strumień energii, która nie ma formy, ani znaczenia. Każdy bowiem myśli inaczej, jego myśli przybierają różną formę, co nawet udowodniono naukowo, więc nie potrafię "czytać w myślach".
Przez to, że Naru miał zaszczepioną część mej energii, zostaliśmy nią połączeni. Dzięki temu mogłam wyczuwać jego emocje. W każdej chwili. Jednak kij ma dwa końce. On czuł, to co odczuwałam ja. Co prawda - jedynie częściowo i to tylko te silniejsze emocje. Potrafiłam zamknąć to połączenie, kiedy tylko chciałam i otwierać w momentach, gdy oboje tego potrzebowaliśmy. Jak na przykład teraz.
Dopaliłam fajkę, nie czując już energii oddalającego się Sasuke. Zastanawiałam się, czy wrócić do domu. Itachi mnie wpienił. Naruto wysłał mi już kilka smsów, czy wszystko okej. Poczuł moje zdenerwowanie. Długowłosy przegiął, z chęcią obiłabym tę jego łasiczkowatą twarzyczkę. Nie wiem jakim cudem się powstrzymałam. Niemal całą siłą woli powstrzymałam się od pierdolnięcia go w twarz.
Usiadłam na motorze i zamknęłam oczy. Skupiłam się nieco i odnalazłam niebieską nic energii, prowadzącą do mojego przyjaciela.
"Jak się czujesz?" - spytałam chłopaka, patrząc przez chwilę jego oczyma na znajdujące się na półce zdjęcie.
Wyciągał je raz do roku, a następnie chował głęboko w szufladzie.
"Nawet dobrze. Mam małe wyrzuty sumienia, że okłamałem Sasuke" - odpowiedział.
"Zrozumie, ale chyba powinieneś mu powiedzieć" - zasugerowałam.
"Świra z tobą dostanę, czy ty zawsze musisz mieć rację?" - warknął, lekko rozbawiony.
"Nie zawsze, oboje o tym wiemy" - uśmiechnęłam się do siebie.
"Co mówił?" - zaciekawił się chłopak.
Moc Trzeciego Oka wiąże się, jak wcześniej wspomniałam z widzeniem dusz, a także porozumiewaniem się z nimi. Jest to momentami frustrujące, dlatego staram się nie używać swych zdolności na co dzień. Niestety w takich miejscach, jak cmentarz, gdzie jest skumulowana cała energia astralna zbłąkanych dusz, po prostu się nie da ich zignorować.
"Że szkoda, iż tym razem nie przyszliśmy razem, ale wytłumaczyłam mu sytuację. Nie był zadowolony, że nie przedłużysz rodu. Trochę się pośmiał, trochę mnie powkurzał. Ale powiedział też, że cię kocha bez względu na wszystko" - odpowiedziałam na pytanie chłopaka.
"Domyślam się, o co cię męczył. Posłuchałaś go?" - spytał zdziwiony.
"Zwariowałeś?" - oburzyłam się. - "Tylko ją widziałam, stała w tej samej sukni, co zawsze i była smutna" - westchnęłam i odchyliłam się nieco na swojej machinie.
"Też byłbym smutny, gdyby własna córka się do mnie nie odzywała" - odparł zły na mnie.
"Nie ważne. Ale na całe szczęście nie było ojca" - zagryzłam zęby na samo wspomnienie o tym człowieku.
"To dobrze, jeszcze byś mu coś zrobiła" - odetchnął Naru.
"Tylko, jakbym całkowicie straciła nad sobą panowanie" - zaśmiałam się, wyobrażając sobie, jak człowiek niszczy ducha. - "Idź spać, Młotku" - popędziłam go myślami.
"Ej, tylko Sasu..." - Reszta jego wypowiedzi była wiadoma, więc zerwałam nasze połączenie.
Wyprostowałam plecy i odpaliłam motor. Nie pojechałam do domu. Niech się Łasica zastanowi nad tym, co zrobił. Podjechałam pod dobrze mi znaną kamienicę.
- Nie mów, że ci się skończyło? - Dei przywitał mnie radośnie.
- Nie skończyło, ale za to twoja praca na dziś się kończy. Porywam cię - uśmiechnęłam się i podałam mu kask.
- No, nie, myślałem, że ten moment nigdy nie nastąpi. Mała Reru chce u mnie nocować, bo się pokłóciła z chłopakiem - uśmiechnął się od ucha do ucha i zaczął koło mnie skakać.
- On nie jest moim - zaczęłam zaprzeczać, ale zrezygnowałam. - To, jak? Dasz się porwać, czy nie? - Ponownie wyciągnęłam w jego stronę kask.
Z chęcią go założył i z okrzykiem radości wskoczył na motor. Chyba jako jedyny z moich znajomych uwielbiał jeździć ze mną motorem. Ale, co się dziwić. Dei to Dei. Jedyny w swoim rodzaju.


***
***

Kurwa, wydawało mi się, że wyszło tego trochę więcej, a jednak Word pokazał mi marne cztery z hakiem A4
Trochę dzisiaj wprowadziłam was w świat astralny i świat hinduskich wierzeń. Osobiście mam do tego stonowane podejście. Medytacja i te inne pierdoły pomogły mi rzeczywiści w lepszym przepływie energii witalnej. Stosowałam je podczas emisji głosu. Jednak, czy rzeczywiście da się połączyć dzięki nim z kosmosem, duchową energią, czy dojść do Nirvany? To pytanie pozostawiam wam i sami sobie odpowiedzcie. W duchy wierzę, ale nie wierzę, by można było się z nimi porozumieć. Może dlatego, że w głównej mierze jestem naukowcem i biorę świat przez pryzmat badań i dowodów. Nie lubię hipotez, dla mnie ważne są tezy i stwierdzenia, rzeczy udowodnione. Jednak mam też duszę artysty, która jest taką wielką "rysą" na tym naukowym obliczu. Jednak dzięki tej rysie rozwijam się także w innych dziedzinach i uważam, iż jest ona bardzo przydatną skazą. Bez niej nie potrafiłabym tworzyć muzyki, wyobrażać sobie czegoś, czego nie ma, a następnie przelać to na papier w postaci rysunku, czy słów lub collage w programach graficznych.
Poza tym, interesują mnie aspekty teologiczne, czy też innych religii, czasem na prawdę wydaje mi się, mimo iż jestem niewierząca, że wiem więcej o religii danego odłamu, niż sami jej wyznawcy.
Często się podśmiewam do mojego męża, że po prostu warto znać swego wroga. Oczywiście nie mam nic do osób wierzących. Nawet trochę im zazdroszczę, że potrafią się modlić i ufać boskiej opatrzności. Lecz nie mam zamiaru siebie zmieniać. Wyznaję zasadę, że jeśli ktoś ma takie życzenie, to nawet nich w drzewa wierzy, zaakceptuję to. Więc, jeżeli w moich notkach przeczytacie coś, co odczujecie jako atak na waszą religię, pamiętajcie, że nie miałam takiego zamiaru i na pewno nie chodziło o to, mimo iż tak zabrzmiało.

Pozdrawiam wszystkich.
Dzisiaj bez zapowiedzi kolejnego rozdziału. Sumimasen :(

3 komentarze:

  1. Bardzo ciekawa notka,dużo mówiąca o relacji
    Naru-Reru, ogółem całe opowiadanie jest bardzo ciekawe, pełne ekspresji i różnych emocji sytuacyjnych jak i gromadzonych pod wpływem dłużej działających czynników...
    Życzę weny i czekam z niecierpliwością na next

    OdpowiedzUsuń
  2. Mówiłam ci że przeczytam twojego bloga? Słowa dotrzymam. Ale jak zdam wszystkie egzaminy. Wcześniej się zebrać nie mogłam, a teraz nic tylko bym blogi czytała... Nienawidzę samoutrudniania :P W szczególności w trakcie sesji. Chcę już 7 lipca godzinę 14 :P Co do drastycznych scenek, ja je lubię tak hm.. pół na pół :P W zależności :P Widzisz jak masz dobrze :P Rozdział tydzień - dwa wcześniej :P A inni muszą czekać Co do Josha i Farida. Dobrze wiesz, że nie umiem pisać tylko o jednej parce.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ej. Nie denerwuj się na Josha. On go nie ganił, tylko się z nim droczył. Normalne w związku. To była ironiczna forma wsparcia. A co do pocałunku... Przyciąga go do młodego to nie mógł się powstrzymać. Farida ogólnie będą krępować takie sytuacje, ale Josh chce mu pokazać, że nie ma się czego wstydzić. Odbierz e-mail :)

    OdpowiedzUsuń