6 sty 2014

__-- 22 --__

- Jesteś jakiś markotny. - Zauważyłem wisielczy humor Naruto.
  Udało mi się uzyskać od rodziców pozwolenie na wyjazd, więc powoli szykowaliśmy listę rzeczy do zabrania. Kartą przetargową była moja lista ocen z pierwszego semestru, a w szczególności poprawiony stopień z matematyki, który całkowicie przeważył na ich decyzji.
- Nie, po prostu zamyślony - odparł, stukając długopisem w kartkę.
- Yhy. - Skapitulowałam, przyjmując jego wyjaśnienie, ale całkowicie w nie nie wierząc.
  Ostatnio często gdzieś esemesował, dzwonił lub czatował. Oczywiście twierdził, że konwersuje z ekipą Dei'a lub Czarwoną, a ja szanując jego prywatność, nie sprawdzałem, czy to prawda. Zdradę odrzuciłem już na samym początku. Wobec mnie zachowywał się tak, jak zawsze, był na swój sposób czuły, wariował ze mną, całował, pieścił. Nie próbował mnie od siebie odsunąć. Skutecznie też wybiła mi to z głowy Rer, której zachowanie, nawiasem mówiąc, było niemal identyczne jak mojego blondyna.
- Naruto, powiedz, co się dzieje, bo świra dostanę. Nie możesz się tak zachowywać. - Zmusiłem go do popatrzenia na mnie
  Przez chwilę się zastanawiał, jakby rozważał wszystkie za i przeciw.
- Jeśli wygadasz Itachiemu, Reru cię zabije, a ja pomogę - rzekł całkiem poważnie, przez co odsunąłem się od niego o krok.
- Obiecuję, że nie wygadam.
  Naruto jeszcze przez chwilę milczał. W końcu otworzył usta, a potok słów wyleciał z ich wnętrza:
- Jak wiesz, Dei jest dealerem. Parę lat temu miała miejsce tak zwana wojna gangów. Pewnie o niej słyszałeś, było dość głośno na ten temat w telewizji. Razem z Czerwoną należeliśmy do jednej z grup, a po zakończeniu wojny i wypracowaniu sobie terenu, wycofaliśmy się z aktywnej działalności. Wszystko było dobrze, dopóki wiadomość o szerokiej działalności Deidary nie dotarła do Yakuzy. Zainteresowali się nim i postanowili to pokazać, przejmując cały magazyn heroiny, zabijając jego właściciela, pozorując samobójstwo. Potem jawnie weszli na nasz teren, bardzo utrudniając funkcjonowanie. Musimy reaktywować nasz gang. Dzwonimy po ludziach i ich werbujemy. Szukamy każdego, kto miał z nami styczność lub innym gangiem. Ci, z którymi kiedyś walczyliśmy, teraz są naszymi sojusznikami. Nikt nie lubi, jak Yakuza się wpierdala w interesy, uważając, że wszystko należy do niej. W czasie ferii odbędzie się pierwsze zebranie w naszej bazie. Ekipa Dei'a, Rerget i parę innych osób będzie tam rezydować przez całe dwa tygodnie, układając plany, jak pozbyć się tych drani. Mała załatwiła Itachiego. To przez nią musi siedzieć w kancelarii, zamiast na urlopie, ale to było konieczne. Ja też do nich dołączę, ale dopiero po feriach, bo chcę je spędzić z tobą.
  Zamilkł i spojrzał na mnie zbolałymi, niebieskimi oczyma.
- Dlaczego się na to zgodziłeś? - Zadałem pytanie z gulą w gardle.
- Ponieważ na nas polują. Szczególnie na tych, co byli wtedy najbliżej Deidary. Skoro polują na niego, to i w szczególności na Rer i na mnie, na Gaarę, Kibę, Shikamaru, Saia... - Nie skończył wyliczać, bo głos mu się załamał.
  Nie wiedziałem, co powiedzieć. Byłem skołowany. Mafia w naszej okolicy? Naruto w gangu? Musiałem to sobie poukładać. Za dużo informacji na raz.
- A ja? - spytałem.
- Ty masz siedzieć na dupie i nie mieszać się w to. Ciebie nie mogą dopaść, ja się wybronię, mam wprawę, ale ty się zapowietrzysz przy pierwszym ciosie. Nie mniej jednak, od tej pory dobrze by było, gdybyś nosił przy sobie jakąś niepozornie wyglądającą broń. Jakiś nóż, scyzoryk, coś, czym mógłbyś się obronić i zwiać. - Złapał mnie za oba ramiona, ściskając boleśnie.
  Kiwnąłem głową, że zrozumiałem i przytuliłem do niego. Teraz rozumiałem, dlaczego się tak zachowywał. Bał się o mnie i o siebie. O swoich przyjaciół także.
  Nieźle się namieszało. Przyznawałem rację Reru, gdyby Itachi się dowiedział, musiałaby go chyba zabić, żeby nie marudził i nie szalał z troski o nią.
  Wróciliśmy do planowania zawartości plecaków i toreb podróżnych, każdy pogrążony w swoich myślach.

***

- Niemożliwe...
- A jednak. Już wypowiedzieli wojnę.
- W jakim jest stanie?
- Kiepsko z nim, ale jeszcze żyje.
- Dobrze to ująłeś. Jeszcze... Trzeba wysłać naszych ludzi do szpitala. Jeśli oni będą pierwsi, z tego "jeszcze" zrobi się "już nie".
- Pracujemy nad tym. Wprowadziliśmy tam jednego człowieka.
- To nie wystarczy. Spróbuję coś ogarnąć, mam nadzieję, że do końca tygodnia będziemy mieli tam trójkę naszych. Potrzebujemy kogoś bardzo zaufanego.
- Mam nadzieję, że chociaż jego uratujemy. Jeśli Jiraya by szedł z tego świata...
- A co z jego towarem?
- Połowę zabezpieczyliśmy.
- A co z drugą połową?
- Przepadła podczas zamachu.
- Kurwa! Nie możemy sobie pozwolić na takie wpadki. Wyślemy jeszcze dziesięciu ludzi od Tsunade, trzeba zwiększyć ochronę, skoro posuwają się do takich rzeczy.
- A co z tobą?
- Potrafię o siebie zadbać. Teraz skupmy się na sprawach istotniejszych.
- Tak, zaraz zacznie się zebranie.
- Chodźmy.

***

  Nienawidzę swojego szefa! Jak on mógł mnie tak udupić w ferie? Przez niego siedziałem całe dnie w papierach, zamiast szaleć gdzieś w górach na stoku razem z Rer. Po prostu ślicznie. Podobno to przez moją sesję, podczas której miałem dużo wolnego i teraz muszę nadrobić swoje zaległości. Ale przecież nie byłem jedynym asystentem pana mecenasa w tej kancelarii. Podczas mojej nieobecności inni asystenci rozłożyli między sobą robotę, więc zawsze miał wszystkie dokumenty zrobione i uporządkowane. Mimo tego on się uparł i przez dwa tygodnie ferii miałem siedzieć od ósmej rano do ósmej wieczór w biurze i wtajemniczać się we wszystkie sprawy mojego szefa. Miała być to też swojego rodzaju nauka. Praca przy pozwach rzeczywiście przynosiła nowe doświadczenia, ale ostatnie dwie godziny w biurze były swoistą katorgą. Ledwo patrzyłem na oczy. Nawet sekretarka wychodziła przede mną!
  Poza tym głodowałem. Brakowało mi pysznych obiadów Reru, to że zawsze mi upierze, że nie muszę się tak naprawdę niczym martwić. Dopiero teraz, gdy wyjechała na ferie z przyjaciółmi, doświadczyłem jak wiele dla mnie robi. Znaczy się już wcześniej o tym wiedziałem, ale teraz poczułem to dobitnie na własnej skórze. Kolejny dzień zaczęty i zakończony zalanym w kubku ramenem przyprawiał mnie o mdłości.
  Codziennie wieczorami, gdy już leżałem w łóżku, dzwoniłem do niej zdając relację z dnia pracy, a ona z ożywieniem opowiadała o atrakcjach jakie sobie organizowali. Mówiła o poznanych ludziach, głównie chłopakach, przez co kurwica mnie brała i żałowałem, że w ogóle się zgodziłem na ten wyjazd, ale przecież miała do tego prawo. Nie była moją własnością. Nie mogłem jej wiązać i kazać siedzieć w domu. Chociaż taka wizja... Rer przywiązana do wezgłowia łóżka, taka, jaką ją natura stworzyła. Stop! Itachi, o czym ty myślisz?
  Spojrzałem w dół i z zażenowaniem odnotowałem wzwód. Nawet nie miałem siły, by sobie zwalić. Przywołałem w wyobraźni obraz mojej starej, pomarszczonej babci i od razu mój penis opadł na miękką poduszkę z jajec.
  Opadłem na łóżko, nie trudząc się myciem. Zrobię to rano. A w przyszłą sobotę będę musiał posprzątać ten burdel, który zrobiłem. Naczynia to aż się piętrzą. Ale nie mam teraz na to siły. Podłączyłem komórkę do ładowania i wybrałem jej numer.
  Odebrała po kilku sygnałach i wydawała się być czymś zmęczona, bo dyszała. W sercu zakuło mnie, gdy wyobraziłem sobie, że to dyszenie mogło być oznaką jakiegoś przebytego aktu miłosnego.
- Co robisz? - spytałem, modląc się, by chociaż mnie okłamała, jeżeli moje podejrzenia właśnie miały miejsce.
- Wracamy ze stoku. Mówię ci, było zajebiście. - Zaśmiała się, a mi wydało się jakieś sztuczne.
  Każde jej słowo wypowiedziane przez telefon w ciągu ostatniego tygodnia wydawało się przesiąkać kłamstwem. Nie miałem pojęcia, czemu ogarnia mnie takie uczucie.
- To się cieszę. - Siliłem się na uprzejmość. - Ja miałem dużo roboty papierkowej, nawet na chwilę nie wyszedłem z biura.
- Biedactwo. - Czy mi się wydawało, czy była zniecierpliwiona tą rozmową.
- Kochanie, czy coś się stało? Wydajesz się zła, że dzwonię. - Zadałem jej pytanie, które od tygodnia chodziło mi po głowie, gdy w pierwszy wieczór zadzwoniłem, by opowiedziała, jak jej się podoba klimat i pensjonat.
- Skądże. - Zaprzeczyła zdecydowanie zbyt szybko.
- Skoro tak twierdzisz - powiedziałem przez zęby, żeby nie wybuchnąć.
- Jest okej, Itaś. Po prostu jestem zmęczona. - Wytłumaczyła, czując mój nastrój.
- Dobrze. Tęsknię i kocham. - Miałem nadzieję, że tym razem odpowie mi tym samym.
- Wiem. Do usłyszenia jutro. - Rozłączyła się, zanim zdążyłem cokolwiek powiedzieć.
  Na co ja liczyłem, pakując się w tę opiekę? Że będzie mnie darzyć wielką miłością. Głupi byłem, jeśli tak mi się wydawało. Nawet nie mówi, że tęskni. A to boli. Nie ważne, że jest młoda, że ma jeszcze przed sobą dużo czasu na zakochanie się. To że nie odwzajemnia tego, co ja, jest cholernie bolesne. A już się tak dobrze układało. Już było tak blisko i byśmy się stali oficjalną parą. Niestety. Ona chodzi własnymi ścieżkami. Jak dziki kot. I na tej ścieżce prawdopodobnie nie ma miejsca dla mnie. Może powinienem poznać kogoś nowego? Kogoś kto by mi ją zastąpił. Nie, Rer jest niezastąpiona, ale ja potrzebuję kogoś, kto przynajmniej będzie w stanie okazać mi trochę prawdziwej, niewymuszonej troski i miłości. Spojrzałem na telefon, gdzie na tapecie widniała jej lekko uśmiechniętą twarz.
  Zagryzłem zęby, żeby nie dać upustu swoim żalom. Wybrałem kolejny numer, czując się jak mały, zagubiony chłopiec.
- Halo? - Dojrzały, kobiecy głos przez chwilę dźwięczał mi w uszach.
- Mamo? Muszę ci coś powiedzieć...

***

Mój kochany, czarnowłosy Adonis. W całej swej okazałości, że aż trudno się oprzeć i nie dotykać. Zwłaszcza, że sake robi swoje i puszczają wszystkie hamulce. Spojrzałem na niego co najmniej lubieżnie. Odpowiedział mi tym samym spojrzeniem. Uśmiechnąłem się pod nosem, przejeżdżając opuszkami palców po jego nagim torsie. Jego ledwo widoczne, małe włoski zjeżyły się w bardzo uroczy sposób, a jego mały przyjaciel drgnął niespokojnie, jednak nie podnosił się, czekając na większą dawkę pieszczot. Sasuke był zarumieniony za sprawą alkoholu i pod wpływem moich ruchów. Był taki niesamowicie pasywny. Podobało mi się to i podniecało. Zawsze myślałem, że to ja mam ten słabszy charakter, ale jakby potwierdzając słowa Reru - przy Sasuke to ja jestem górą. Chociażby dlatego, że mam więcej doświadczenia niż on i jako że sam jestem facetem, wiem, co podnieci drugiego mężczyznę.
  Ucałowałem krótko jego usta i zjechałem językiem na szyję, tworząc mokrą ścieżkę. Czarnowłosy jęknął krótko i sapnął. Jego penis ponownie drgnął i lekko się uniósł. Pobudziłem go jeszcze bardziej, łaskocząc jego mosznę. Z jego ust znów wydobył się jakiś niekontrolowany odgłos przyjemności, a ja podniecałem się tymi jękami do granic możliwości. Nie musiał mnie dotykać, to jak na mnie reagował, na mój dotyk, działało lepiej, niż jakby mnie gwałcił.
  Zjechałem językiem z szyi na jego gołą klatę, kierując się ku czerwonym guzikom, które pod wpływem mokrej pieszczoty stanęły i stwardniały. Drażniłem się z nimi przez chwilę i z zadowoleniem odnotowałem w pełni gotowego do działania penisa. Niespiesznie zjechałem językiem w dół, zataczając kółka wokół pępka. Sasuke wił się i wypychał biodra, bym zainteresował się inną częścią jego ciała.
  Dzięki odwadze, danej przez alkohol, przeniosłem swoją zabawę w te dolne partie ciała, które tak bardzo domagały się uwagi. Przejechałem językiem po jego mosznie a następnie po całej długości penisa, czując po raz pierwszy jego smak i słysząc przeciągły jęk, połączony z wygięciem pleców w łuk. Niepewnie objechałem wokół jego główki. Sasuke miał już całkowicie czerwoną twarz, lekko rozchylone usta i zamglony wzrok. Wyglądał tak ślicznie. Z podwójną mocą wziąłem się za sprawianie mu jak największej przyjemności. Wziąłem w usta jego żołądź a następnie zjechałem aż do trzonu, ledwo mieszcząc jego członka w buzi. Czarnowłosy niemalże krzyknął, a jego ręce zacisnęły się na pościeli. Przez chwilę wydawał się spięty, jednak po chwili rozłożył nogi, abym miał lepszą pozycję i odchylił głowę do tłu, kładąc jedną rękę na mojej głowie, co jakiś czas nadając rytm na swój sposób. Poruszałem głową wzdłuż członka, czując jak coraz bardziej się napręża. Sasuke poruszał niekontrolowanie biodrami, oddychając szybko. Po mojej brodzie zaczęła płynąć stróżka śliny, mocząc jajka Uchihy. Gdy mój chłopak był już naprawdę blisko spełnienia, zawędrowałem ręką w stronę jego tyłów. Zacząłem drażnić jego wejście, zataczając koła wokół jego zwieracza. Poczułem słonawy płyn, rozlewający się w moich ustach w momencie, gdy wsadziłem palec w jego wejście. Doszedł, wyginając się w łuk z obiema dłońmi zaciśniętymi na moich włosach, z niemym krzykiem, uwięzionym gdzieś pomiędzy zaciśniętymi zębami. Połknąłem całą zawartość i podciągnąłem się w górę, by położyć się obok niego i patrzeć się na jego twarz, rozanieloną po przebytym orgazmie.
- To było zajebiste. - Westchnął, obracając się do mnie.
- Ale ja wciąż jestem niezaspokojony. - Zrobiłem minę psiaczka.
Sasuke uśmiechnął się diabolicznie i bez ceregieli zszedł na dół, zagłębiając swoją twarz pomiędzy moimi udami.
  Mimo że oboje dogodziliśmy sobie w inny sposób niż zazwyczaj, smakując się na wzajem, to nie poszliśmy na całość. Znowu. Może to i dobrze, swój pierwszy raz z facetem chciałbym przeżyć całkowicie na trzeźwo. Całując się z moim chłopakiem jeszcze długi czas, w końcu zasnęliśmy ze złączonymi ustami. I mimo że zaczyna się drugi tydzień ferii wciąż wisiało nad nami niewypowiedziane "kocham".
  Traciłem nadzieję, że to nastąpi, ale jeszcze dużo może się wydarzyć. Już nie zależało mi bezpośrednio na tym, żeby wejść w Sasuke i rżnąć go do upadłego, ale żeby powiedzieć mu co naprawdę czuję, zanim moje życie stanie pod wielkim znakiem zapytania. Wiedziałem, że Mała przysłała ochronę do naszego hoteliku, jednak chyba wybrała tak wyszkolonych ludzi, że nie byłem w stanie stwierdzić, który to ochroniarz, a kto rzeczywiście tylko korzysta z dóbr wolnych dni. Przez chwilę miałem wyrzuty sumienia, że ja się dobrze bawię z Saskiem, kiedy ona zapierdala w kwaterze i do tego martwi się o wszystkich, organizując co ważniejszym ochronę. Chciałbym mieć to wszystko już za sobą.

***


4 komentarze:

  1. Witam,
    nawet nie wiesz droga autorko jak się cieszę z nowego rozdziału... jest wspaniały... och jak Itachi tęskni za Reru, a ona co zwołuje grupę aby walczyć z mafią... cieszę się, że Naruto i Sasuke się tak nie spieszą.. i mam nadzieję, że Naruto będzie tym dominującym ;]
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie jestem w stanie napisać tutaj jakiegoś konstruktywnego komentarza, bo do tego potrzebowałabym przeczytać raz jeszcze cały rozdział. A nie dam rady tego zrobić, bo mnie za bardzo przytłacza. Jest za dużo wszystkiego i jest to jakieś takie sztuczne wszystko. Zupełnie mnie nie przekonuje motyw "walki z mafią o narkotykowe wpływy", gdzie to Naruto (który, nie oszukujmy się, jest tutaj taką cipą chwilami, że ojapierdzielę) bierze udział w walkach gangów. Szczerze uważam to za niepotrzebne i wręcz śmieszne. Nie chcę się znowu czepiać rer, ale to jak sie rozwija akcja mnie dobija. Kobita jest taką typową Mary Sue i jeśli ona faktycznie jest wzorowana na Tobie, to muszę zmienić opinię o Tobie jako pisarce, bo wstawianie alterego samego siebie jest skrajnie słabe. Niestety.

    No i myślałam, że to ja jestem królową chaosu, ale scena "łóżkowa" sprawiła, że oddaję Ci ten zaszczytny tytuł. Było wszystko wymieszane ze wszystkim: było porównanie do "Adonisa" zestawione z określeniami formalnymi, z wulgaryzmami i kolokwializmami. Podejrzewam, że ta scena miała być pisana "po męsku", bez uroczego pitolenia i zbędnych opisów, ale w moim odczuciu, nie dość, że jest napisana strasznie dziwnie, przemieszanymi maksymalnie stylami, to jeszcze zamiast być "minimalistyczna" jest po prostu "prostacka" i niestety momentami obleśna. A chyba nie o to chodzi w takich akcjach.

    Rozdział mnie totalnie zawiódł i jeśli to opo idzie w tę stronę, to chyba podaruję sobie czytanie dalej, bo to zupełnie nie moje klimaty. Wybacz. Jednakże pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Witam,
    autorko, proszę odezwij się od tak dawna nic się tutaj nie pojawia, a ja tęsknię...
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  4. Witam,
    autorko pamiętasz jeszcze o tej historii? Ja tutaj co jakiś czas zaglądam... tęsknię...
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń