Kurwa! Zobaczyła mnie. Nie dobrze,
jeszcze się tak słodko, acz bezczelnie do mnie uśmiechnęła. Grr, nie wytrzymam.
Ona mnie rozpierdala. Na moje nieszczęście nie było krwawej jatki, a jedynie
się pogodzili. I nawet przytulali! No, to w sumie jest normalne, oni zawsze się
przytulają i wymieniają czułości jak dobre, kochające się rodzeństwo. Ona nic
do niego nie czuje, ale zdaje mi się, że on jednak nie kocha jej jako zwykłą
przyjaciółkę. Widzę, jak na nią patrzy, w momentach, kiedy wydaje mu się, że
nikt nie widzi. Tak, jak na przykład dzisiaj, kiedy się rozstali. Patrzył na
nią z takim utęsknieniem.
Mam rywala, a do tego będą robić TO
w sobotę. O co im chodziło? Mam nadzieję, że nie to TO?
Itachi się ze mnie śmieje, no tak,
teksty typu „braciszek znalazł sobie pannę” są dla niego teraz rozrywką. Nigdy
wcześniej nie wychodziłem do ludzi, byłem samotnikiem, a teraz? Wyszedłem
wieczorem i to do dziewczyny! WOW. Niesamowite. Ale teraz będę musiał o nią
zawalczyć. No jasne, już to widzę. Ja z moją wrodzoną nieśmiałością i nie
mający pojęcia, jak się za to zabrać.
Muszę obmyślić plan i to taki, żeby
jak najprędzej wypalił, prędzej niż Naruto pęknie i wyzna jej swoje uczucia.
Których ona może przecież nie odwzajemnić. Istnieje taka możliwość. Istnieje też
możliwość, że moich również nie odwzajemni. I to już jest gorsze. Mam nadzieję,
że zareaguje na moje zaczepki. Muszę się przemóc. Jeśli ją zdobędę, to będzie
cudowne. Może mamy jakieś wspólne zainteresowania? Hmm, jakoś nic mi do głowy
nie przychodzi.
Spojrzałem na moją gitarę
elektryczną. Nie. Jest już późno, nie mogę teraz grać. Tylko tyle mi zostaje.
Śpiewanie jest... nieco niedostępne, jak dla mnie. Choć próbuję. No cóż, może
jednak zbyt często, patrząc na moją krzywą oddechową.
Jutro piątek. Ciekawe, co będzie
robić? Pewnie pójdą gdzieś na imprezę. A gdybym ją poprosił, żeby mi pomogła z
matematyki? To jest myśl. Przecież ona jest geniuszem zła, jeśli chodzi o
matmę. Chyba w przyszłym tygodniu idzie na jakiś konkurs. I zapewne go wygra.
Widziałem jej dyplomy z gimnazjum, które wiszą na tablicy koło sali od
matematyki. Konkursy miastowe odbywały się w naszym liceum, krajowy był już na
uniwerku i pewnie zajęła na nim jedno z wyższych miejsc, jak nie najwyższe.
Ciekawe, dlaczego nie poszła na mat-fiz? Ale prawdopodobnie woli biologię,
skoro wybrała taki profil.
Może chce być lekarzem, tak jak ja?
To już byłby wspólny temat i cel. A może weterynaria? Lub farmacja... Wszystko
możliwe. Ale jest plus. Wiedziałem coś, czego ona nie wiedziała. Znaczy wiedziała,
tylko nie wiedziała, jak to ładnie ująć. Przecież temu blond idiocie zrobiła te
zadania, ale chyba chciała mieć lepiej to napisane niż napisała jemu.
Więc postanowione, jutro zapytam ją
na łacinie, czy ma czas po południu, bo chciałbym korki z matmy. Jeżeli się
zgodzi, to będzie jeden z najszczęśliwszych dni mojego życia.
***
- Nie. – Krótka i zwięzła odpowiedź.
- Ale dlaczego? Chcesz siedzieć cały
dzień w domu? - Naruto nie dawał mi spokoju.
- Chce poćwiczyć, mam pomysł na nowy
numer.
- To jeszcze wszystkiego nie
spakowałaś? - Zrobił wielkie oczy.
- CO mam pakować? - Spojrzałam na
niego jak na idiotę.
- Nic... - Wszedł do szkoły i już
się do mnie nie odzywał, został porwany przez tłum kolegów, a mi jakoś się nie
specjalnie chciało z nimi iść.
Skierowałam się do podziemi, gdzie
znajdowało się laboratorium chemiczne, bufet, szatnia i nasza sala od łaciny.
Tak, piątek zaczynamy od dwugodzinnego wykładu z łaciny. Szczerze kocham ten
przedmiot, jak żaden inny (chyba, że biologię lub matematykę). Zawsze coś
śmiesznego się wydarzy. Ot, na przykład teraz, kiedy wchodzi Sasuke i staje jak
wryty. Chce mi się śmiać, kiedy tak kuli się i rumieni, i jest taki przesłodki
w tym wszystkim. Przysiadł się do mnie i cicho przywitał. Odpowiedziałam mu,
ale niezbyt zwróciłam na niego uwagę.
- Jak przygotowania do konkursu? -
zapytał mnie i zdziwił. Myślałam, że nie interesuje się sprawami innych
uczniów, jakże się pomyliłam. - To już za tydzień, prawda? - Dopytywał się
dalej.
- Tak, Math-go, już raz go wygrałam,
więc jestem w seniorach – odpowiedziałam i napawałam się jego rozdziawioną
buzią.
- A przypadkiem nie jest to poziom
trzecioklasistów? - Spojrzał na mnie jak na UFO.
- No, jest. – Uśmiechnęłam się.
- WOW. – Zachwycił się. - Słuchaj...
- zaczął koślawo – a miałabyś dzisiaj chwilę czasu, żeby mnie podszkolić z
matmy? - Jaaaaa, ale się słodko zarumienił.
W sumie miałam dzisiaj pisać kolejny
numer, ale może uda mi się to jakoś pogodzić. Ojca dzisiaj nie ma i nie będzie
do niedzieli, więc...
- Dobra. Jak chcesz, to możemy nawet
od razu po szkole. Pojedziemy moim motorem, bo Naru się wypiął i idzie na
imprezę. A raczej zrywa się z japońskiego i idzie w pizdu. - Uśmiechnęłam się
do niego promiennie i poklepałam po plecach.
Klasa zaczęła się już zbliżać, więc
podeszłam do nich i wciągnęłam się w „rozmowę”. Heh, ale oni są przytępi. Oby
nie próbowali mnie do owej rozmowy zachęcać. Co chwila wybuchałam razem z nimi
śmiechem, próbując utemperować Naruto. W końcu zadzwonił dzwonek i weszliśmy do
klasy.
***
- Chodź na imprezę. Będzie fajnie. –
Po raz kolejny się płaszczyłem, byleby poszła ze mną, ale nie, ona jest uparta.
- Naruto, nie pójdę z tobą, mam już
inne plany. - Zmyła mnie dość szybko.
- Jakie? Pisanie numeru? Możesz to
zrobić w sobotę u mnie. – Nalegałem dalej.
Jej ojca nie ma, więc moglibyśmy
zaszaleć. A może upiłaby się na tyle, że udałoby mi się ją pocałować. Lub
chociaż przytulic, tak jakoś inaczej. Nie... A może?
- Mam też coś innego do zrobienia –
odpowiedziała mi.
- Ciekawe, co takiego?- Wymskło mi
się, zanim zdążyłem ugryźć się w język.
- Będę pomagać Sasuke w matmie. – Że
co, kurwa?
Nieee.... NIE! To jest nie do
pojęcia! On ważniejszy ode mnie? To jest chore! Jakiś zły sen, tak? To mi się
na pewno tylko śni. Tylko sen, ten czarny dziwak wpierdalający się w jej życie.
A jak on też do niej startuje? Nie... Ta fujara? Chyba byłby chory na głowę,
żeby brać się za moją Małą.
A jeśli jednak? O nie... Nie pozwolę
mu na to. Chyba, że rzeczywiście chodzi mu jedynie o matmę. W końcu, to głąb z
tego przedmiotu.
Z takimi przemyśleniami poszedłem na
imprezę, zrywając się z ostatniej lekcji, jaką był japoński, ale nie bawiłem
się na niej zbyt dobrze. Spiłem się na umór i kolega musiał mnie nieprzytomnego
do domu odprowadzić. Matka spojrzała na mnie z politowaniem, a ojciec nawet się
nie odzywał.
Leżałem z głową w kiblu i
analizowałem przebieg imprezy. Chyba całowałem się z jakąś laską. Nie wiem, czy
to sobie wymyśliłem, czy to prawda. Spojrzałem na lewe przedramię. Numer
komórki, buziaczek oraz imię dziewczyny. Czyli jednak się całowałem. I chyba
tańczyłem z nią całą imprezę. I balowałem z chłopakami. Chyba nawet po pijaku
jeździliśmy po mieście autem...[1]
LOL... I ganialiśmy po fontannie, bo mam mokre spodnie. I wypiłem tyle sake i
piwa, że mam wiertaliota. Niech mnie. Jutro mają przywieść sprzęt Reru. A ja
będę miał kaca mordercę. Ona mnie zabije. Na pewno mnie zabije.
Ciekawe jak oni się „bawili”? A jak
ona mu grała? To było zarezerwowane tylko dla mnie. A teraz? Miała pisać
kolejny numer. Może pomogła mu z materiałem i kazała spadać? A jak przy nim
zagrała? Niech to.
Błłłuuueeee – kolejny raz
zwymiotowałem. Ja już, kurwa, nie piję, przynajmniej przez następny tydzień lub
dwa...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz