7 sie 2012

__-- 6 --__

            - Sądzisz, że to dobry pomysł? - zapytałem się, spoglądając nieufnie na jej ścigacz.
            - To tylko sześćsetka, nic ci się nie stanie. Ledwo dwieście pięćdziesiąt wyciąga.
            - Że ile? - Zatkało mnie i spojrzałem na dziewczynę z istnym przestrachem i śmiercią w oczach.
            - Przytulisz się mocno i nic ci nie będzie - stwierdziła, wciskając mi kask na głowę. Był trochę za duży, ale ratował życie przynajmniej.
            Reru założyła rękawice. Swój plecak wrzuciła do bagażnika pod siedzeniem. Mój już się tam nie zmieścił, z resztą mogłem go mieć na plecach. Poprawiła zapięcia na butach i włożyła kask. Wsiadła na motor, a ja tuż za nią, chwytając się jej mocno. Poczułem, jak się spięła, jednak bałem się tej przejażdżki, więc nie poluźniłem uścisku.
            Ruszyła z impetem i po jakiś dziesięciu minutach byliśmy pod jej domem. Nie wiem, ile na godzinę jechała, ale na pewno dużo, bo zwykle ta trasa, na przykład mojemu ojcu samochodem, zajmuje jakieś dwadzieścia pięć minut. Wolałem się nawet nie pytać. Ostrożnie zszedłem z motoru i oddałem jej kask. Dopiero teraz zauważyłem, że ręce mi drżą. Matko, ale ze mnie cienias. Zauważyłem również, że jej humor lekko opadł. Albo coś ją bolało. No tak, pewnie zbyt mocno się do niej przytuliłem.
            - Masz klucze. – W moją stronę poleciał pęk żelastwa, który jakimś cudem udało mi się złapać. - Drugi od lewej. Wejdź do domu, nikogo nie ma. Ja muszę wprowadzić motor do garażu.
            Z ociąganiem wykonałem polecenie. Tak trochę głupio było mi wejść do czyjegoś mieszkania. Otworzyłem drzwi i zamknąłem je od środka. I tak pewnie wejdzie przez garaż. Klucze powiesiłem obok innych w przedpokoju i skierowałem się małymi, pięciostopniowymi schodkami do kuchni. Była ładna i przytulna. Na prawo był salon, po lewej korytarz prowadzący chyba do łazienki, ponieważ drzwi były białe, inne od wszystkich, z kratką na dole. Obok były jeszcze jedne, prowadzące być może do sypialni albo biura. Pomiędzy kuchnią a salonem znajdowały się schody, były kręte i prowadziły na pierwsze piętro, na które nie raczyłem się udać. Chyba się wstydziłem.
            Po chwili usłyszałem, jak kolejne drzwi w korytarzu się otwierają. Nie zauważyłem ich wcześniej, ponieważ były to drzwi przesuwne, sprytnie zakamuflowane w panelach.
            - Słuchaj, obrazisz się jak zejdziemy na dół? Tam mi się lepiej pracuje. - Usłyszałem jej głos i odwróciłem się.
            - Jasne, nie ma problemu. – Uśmiechnąłem się lekko i podążyłem za nią.
            - Drzwi. – Usłyszałem jeszcze i wykonałem polecenie.
            Zeszliśmy po schodkach do garderoby, potem do poziomu minus jeden i tam trafiliśmy do garażu z jej motorem i jeszcze paroma kartonami i pierdółkami, jakie zazwyczaj trzyma się w takich miejscach. Ona chyba nie chce, żebyśmy się tu uczyli, prawda?
            - Spokojnie, idziemy do mojego azylu. – Uśmiechnęła się, jakby czytała mi w myślach.
            Azyl. Jak to fajnie brzmi. I rzeczywiście, poprowadziła mnie do kolejnych drzwi, prowadzących do innego pomieszczenia. Gdy je zobaczyłem, żołądek wywinął mi z tysiąc koziołków. Był to jakby drugi garaż, ponieważ posiadał normalną bramę wjazdową, ale wyglądał jak normalny pokój. Nieee. On nie był normalny. Na podłodze były położone panele, po najbardziej zewnętrznej części garażu, obok bramy wjazdowej stał przepiękny fortepian. Czarny, lśniący... Zapierający dech w piersiach. Po lewej stronie fortepianu został rozłożony dywan. Na dywanie stały dwie sofy, stół i taka śmieszna pufa w kształcie... rozpłaszczonego erytrocytu... Przy ścianach postawione zostały regały. Na jednym z nich było pełno książek o różnej tematyce, od góry do dołu. Kolejny był zawalony płytami, zeszytami do nut i drobiazgami oraz zdjęciami. Na trzecim postawiona została wieża z dużymi głośnikami. Na ścianie wisiał telewizor, a na półce wiszącej pod nim było postawione DVD. Ściany były pomalowane na stonowany, żółty kolor z brązowymi asymetrycznymi pasami.
            Lampa dokładnie oświetlała całe pomieszczenie. W kącie była jeszcze lampa stojąca, a koło fortepianu (ach! Jaki on boski) była przyczepiona lampka oświetlająca klawisze i taka przytwierdzona do podstawki na nuty. Zauważyłem, że na fortepianie leży jeden zeszyt i ołówek. Chyba nad czymś pracuje...

***

            Omiótł spojrzeniem cały pokój. Był wyraźnie zachwycony. Szczególnie moim fortepianem. Tak, moje kochane cudeńko... Jutro zostanie przeniesiony do Naruto. Fakt, że to tylko dwie ulice dalej, ale w życiu nie pozwoliłabym mojego cudeńka przesunąć na tych małych kółeczkach dalej niż 5 metrów. Zabiłabym.
            - Wow – powiedział z podziwem.
            - Fajnie tu, prawda? - spytałam, a on kiwnął głową.
            Podszedł powoli do fortepianu, z zamiarem, prawdopodobnie, pogłaskania go.
            - Nie - jego ręka zamarła w powietrzu – tykaj – dokończyłam. - Przedwczoraj go polerowałam.
            Posłusznie usiadł na sofie i rzucił obok plecak. Ja podeszłam do panelu sterującego, znajdującego się na ścianie i podwyższyłam temperaturę w mieszkaniu do dwudziestu trzech stopni. Ostrożnie zdjęłam bluzę, tak żeby ani jedno obrażenie nie ujrzało światła dziennego. Pozostałam w szarej, cienkiej koszulce z długim rękawem i arafacie. Sasuke również się rozebrał i został w czarnym T-shirtcie z napisem „I'm cool” - tak, jest cool, po bliższym poznaniu, normalnie to taki wyciecznik. Takie ciepłe kluchy.
            Z szafki wyciągnęłam czyste szklanki i pepsi. Zawsze coś mam, ponieważ często spędzam tu czas wolny z Naruciakiem. Oglądamy filmy lub dla niego gram albo razem odrabiamy lekcje. Oczywiście, kiedy ojca nie ma w domu.
            - Ładny fortepian. - Pochwalił Sasuke. - Dużo kosztował?
            - Trochę. Mama mi go kupiła, jeszcze przed śmiercią. Twierdziła, że dzięki niemu będę częściej w domu niż w ośrodku kultury - powiedziałam bez większych emocji, ale z lekkim sentymentem. – Ma już pięć lat, robiony na zamówienie.
            - Przykro mi, nie wiedziałem o twojej mamie. – Jak ja uwielbiam, kiedy on się tak czerwieni.
            Podeszłam do półki z moimi papierami. Nie pierwszy raz udzielałam korepetycji z matmy, więc byłam przygotowana do tego w stopniu wyższym niż to wymagane. Wyciągnęłam test sprawdzający i podałam go Sasuke. On spojrzał na mnie z przerażeniem.
            - Spokojnie, to tylko trzydzieści pięć pytań. Zobaczę dzięki temu, z czym masz problemy, z czym walczymy i jak temu zaradzić. Jak dobrze sobie poradzisz z tym wszystkim, to pozwolę ci tknąć fortepian - powiedziałam z pokrzepiającym uśmiechem.
            Ułożyłam przed nim cyrkiel, linijkę, kalkulator, długopis, ołówek i gumkę.
            - Za godzinę bierzesz leki, do tego czasu piszesz. – Poinformowałam go.
            - Skąd...? - Zaczął.
            - Tracisz czas. – Upomniałam go.
            Chłopak wziął się za pisanie, a ja miałam chwilę czasu na dopracowanie utworu. Marzyło mi się zrobić to na dwa glosy, ale Naruto to totalna noga, słoń mu na ucho nadepnął i tyle. Ciekawe, czy Sasuke śpiewa? Przy tych jego dziwnych atakach duszności...
            Usiadłam sobie na erytrocycie i przysunęłam do stołu. Znajdowałam się dokładnie naprzeciwko bruneta. Dopisywałam nuty, potem zmazywałam i na nowo. W powietrzu wygrywałam palcami melodię. Zmieniłam pozycję. Zaczęłam gryźć ołówek. W końcu zrobiło mi się niewygodnie w fotelu, więc przeniosłam się na sofę. Siedziałam po lewej stronie Sasuke. Kątem oka (choć z biologicznego punktu widzenia oko nie ma kątów) spojrzałam na jego wysiłki. Nie jest tragicznie.
            Wstałam i zaczęłam chodzić po pomieszczeniu, nucąc pod nosem. W końcu jego zegarek zapikał. Chłopak wziął leki, a ja podjęłam się sprawdzania jego wypocin.
            - I jak? - Usiadł obok i zaglądnął mi przez ramię.
            - Nie jest tak źle. Ale to nie oznacza, że jest dobrze. – Uściśliłam, widząc, jak się uśmiecha. - Dobra, na wstępie przerobimy ułamki, bo nie jesteś jedyny, który nie pojmuje tej abstrakcji, potem zadanko domowe i umówimy się na kolejne spotkanie.
            - Oki. - Słyszałam, jak połyka ślinę.
            No, bez napięcia, Sasuke. Nie będzie źle, sam się przekonasz. W ciągu godziny przerobiliśmy i powtórzyliśmy ułamki i dałam mu zadania do wykonania w domu, potem zrobiliśmy zadanie domowe. Mieliśmy chwilę dla siebie...
            - Umiesz grać? - spytałam go.
            - Trochę – odpowiedział.
            - Masz. – Podałam mu zeszyt z nutami.
            Chłopak usiał przed klawiszami, rozgrzał się trochę i zaczął studiować nuty. Po chwili linia melodyczna była w miarę składna. Kazałam mu grać w kółko, nucąc sobie tekst.
            - Dobra, teraz z akordami – powiedziałam, ale nie uzyskałam żadnego efektu.
            Spojrzałam na niego znad kartek z niemym pytaniem.
            - Ale tu nie ma akordów. Nie umiem na szybko dobierać - powiedział nieco speszony.
            Wzniosłam oczy ku niebu, szukając tam pomocy. Ruchem ręki kazałam mu wstać i mnie puścić do klawiszy. Usiadłam na jego miejscu i na szybko zapisałam akordy do utworu. Sasuke znów usiadł na poprzednim miejscu, a ja jedynie przesunęłam się na lewą stronę fortepianu, żeby móc grać partię basu. Brzmiało to dość oryginalnie, podobał mi się mój zamysł piosenki.
            W pewnym momencie Sasuke przestał grać. Spojrzałam na niego z wyczekiwaniem. Wyglądał, jakby się nad czymś zastanawiał.
            - Wiesz, bardziej pewnie czuję się z gitarą elektryczną - powiedział, a ja myślałam, że zaraz zacznę go całować ze szczęścia. Jakby jeszcze powiedział, że umie śpiewać, to już całkowicie byłabym w niebie.
            Nie czekając, aż się rozmyśli, poleciałam na górę do swojego pokoju i w tempie natychmiastowym byłam z powrotem z moim cudeńkiem, zakupionym rok temu. Sasuke wyglądał na wyraźnie zachwyconego. Nic dziwnego, moja gitara elektryczna była jednym z moich najbardziej trafionych wyborów. Czerwona podpalana, sześciostrunowa, z wygodnym eleganckim gryfem, idealna do solówek i do wygrywania akordów jako gitara prowadząca.
            - Piękna. – Sasuke dotknął gitary z namaszczeniem.
            Chłopak dostroił gitarę, a następnie sprawdziliśmy, czy stroi do fortepianu na sekwencji D h G D A. Moje wiosło było tylko o pół tonu niżej niż fortepian. Sasu sprawnie dograł gitarę do klawiszy i już mogliśmy zacząć. Wstęp - swoją część nieco zmieniłam i wyszło na dwa głosy. Sasuke jeszcze trochę się mylił. Raczej nie był tak wprawiony w boju jak ja. Gdy zagraliśmy już całość, nastolatek podszedł do piecyka i nieco go ściszył.
            - Może będę mógł z tobą to zaśpiewać. – Policzki chłopaka delikatnie, acz słodko się zaczerwieniły.
            Nie wierzyłam w to, co przed chwilą usłyszałam. On? Śpiewa? Jakbym była blond popierdoleńcem, to pewnie bym go teraz wyściskała za wszystkie czasy i odtańczyła jakiś szamański rytuał radości. Jednak byłam w tak ciężkim szoku, że pewnie tylko moje oczy się cieszyły.
            - Dawaj, zobaczymy, co z tego wyjdzie. - Zachęciłam go.
            Delikatne dźwięki gitary rozlały się po pokoju, razem z dźwiękami fortepianu. Wstęp gładko tym razem wyszedł i nawet czysto. Trochę nie w tempie, ale jak na drugi raz to i tak dobrze. Przyszedł czas na zwrotkę.
            ~~ Spotkaliśmy się przypadkiem... – Głos Sasuke popłynął w powietrze, aż przestałam grać i spojrzałam na niego z nieświadomie otwartymi ustami.
            - Co, tak źle? Fałszowałem? - Chłopak przeżył lekką konsternację.
            - Super, nie spodziewałam się, że możesz tak śpiewać – odpowiedziałam ze szczerym zachwytem. - Ale teraz finito, kto jakby super nie śpiewał, fałszował, krwawił, postarajmy się dojść przynajmniej do końca pierwszego refrenu.
            Ponownie zaczęliśmy grać wstęp. Tak jeszcze ze trzy razy i będziemy mieli tę część opanowaną. Bez pomyłek dotarliśmy do zwrotki.
            ~~ Spotkaliśmy się przypadkiem...
            ~ Byłeś cichy i smutny...[1]
            Puszczone struny dźwięczały w pokoju. Zdenerwowana spojrzałam na niego, gotowa opierdolić go z góry na dół, ale miał tak zabawną minę, że serce od razu mi zmiękło.
            - Co, tak źle? - Zaczęłam go naśladować.
            - Tak zajebiście. – Podłamałam się.
            Sasuke pierwszy raz tak naprawdę w mojej obecności użył wulgaryzmu. Nie wiedziałam, że ma tak niewyparzony język.
            - Ech, zarządzam przerwę na fajkę i siusiu, ja idę na fajkę, a ty siusiu. - Zaśmiałam się i skierowałam swe kroki na podwórko.
            Dobrze spędzało mi się z nim czas. Na moment zapominałam o wszystkim, ale kiedy zostawałam choć na chwilę sama ze swoimi myślami, to wszystko powracało. Gdy Sasuke się już załatwił, udałam się w jego ślady i przy okazji zmieniłam bandaże, ponieważ ten na brzuchu zaczynał trochę przeciekać. Na szybkiego zażyłam tabletkę i wróciłam do chłopaka. Po dopracowanym już wstępie, zagraliśmy zwrotkę. Oboje stwierdziliśmy, że refren to już dla nas, jak na dzisiaj, za dużo. Chłopak odłożył gitarę i usiadł na kanapie, a ja ją od razu pochwyciłam i ściszyłam piecyk, by prowadzić swobodną rozmowę. Sasuke obrócił się i przyglądał zdjęciom na półkach.
            - Twoja rodzina? - Pokazał zdjęcie z lewej górnej półki.
            - Z lewej mama, w środku ja, po prawej ojciec, za mną babcia i dziadek od strony mamy. Jakoś tak dziwnie po jej śmierci przestali się odzywać. – Zaśmiałam się cicho.
            - Przerąbane. - Na chwilę zamilkliśmy, a ja zaczęłam jeździć lewą ręką po gryfie i wystukiwać melodię Toccaty[2]. Chłopak usiadł koło mnie na sofie, na której się rozłożyłam.
            - Długo już grasz? - spytał, patrząc, jak moje palce błądzą po strunach.
            - W sumie od piątego roku życia. Jedenaście lat, jak to szybko minęło. A śpiewam... pewnie odkąd się urodziłam. Podobno byłam bardzo niesfornym, dużo krzyczącym i piszczącym dzieckiem - odpowiedziałam, nie przerywając gry.
            Śmialiśmy się i gadaliśmy, aż zegarek Sasuke zaczął pikać. Jej, spędziliśmy razem jakieś cztery godziny. Prawie nie odczuwałam dyskomfortu w okolicach obrażeń, a co najdziwniejsze tylko dwa razy byłam zapalić. Sasuke wziął tabletki i zaczął się zbierać. Wypuściłam go garażem.
            - A, zapomniałbym. Możesz mi podać swój numer telefonu? - Odwrócił się jeszcze na chwilę i przysięgam, nigdy nie był tak słodko zaczerwieniony.
            Ej, no, chłopie, ja nie gryzę. Dałam mu swój numer i zamknęłam drzwi. Było koło ósmej. W domu błysk. Jeść mi się nie chce. Znowu zostałam sama. Skierowałam się schodami na górę do swojego pokoju. Gdyby moja mama stanęła teraz przede mną, wyściskałabym ją za wszystkie czasy. O ile bym nie zeszła najpierw na zawał na widok ducha w tym domu. Co do schodów, niezliczoną ilość razy stary się po pijaku na nich wypierdolił.
            Usiadłam w pokoju przed biurkiem i otwarłam swojego dwudziestojednocalowego laptopa. Na komunikatorze nie było żadnych znajomych, z którymi dałoby się normalnie popisać. Dei pewnie na imprezie, dość prawdopodobne, że na tej samej, co Naruto. Dodałam Sasuke do listy znajomych, ale był niedostępny, z ciekawym opisem: „Na skazaniu, męczony przez matematykę”. Zaśmiałam się pod nosem. Mimo względnego humoru, czułam, że zaraz zacznie mnie nosić. Złe myśli najdą mnie szybciej niż się zorientuję. A, nie, już mnie dopadły, a nie mówiłam, że tak będzie?
            Poszłam się umyć i wróciłam do pokoju z żyletką w ręce. Pewnie powinnam mieć absmak do jakiegokolwiek samookaleczenia się, ale jakoś tak dziwnym trafem nie mam ku temu żadnych awersji. Wręcz przeciwnie, to pozwala mi zapomnieć. Na chwilę, tylko na jedną, małą chwilę, ale jednak. Tak samo na chwilę zapominam o bólu, jaki serwuje mi ojciec, kiedy jestem razem z Sasuke, bądź Naruto. Ale to tylko chwila. Potem zostaję tylko ja i cztery ściany, i nikogo, kto mógłby zasklepić krwawiącą duszę.
            Walnęłam sobie ostatnią ampułkę i wzięłam żyletkę w dwa palce. Chwilę nią obracałam, czekając aż morfina rozejdzie się po organizmie. Kiedy uznałam, że jestem na tyle świadoma, by się nie zabić, ale na tyle znieczulona i oderwana od ciała, że nie czuję bólu, zaczęłam kreślić po wewnętrznej stronie przedramienia ostrym narzędziem kolejne rany. Było do krwi. Nie przecięłam głównych naczyń, na tyle głupia nie byłam. Ale rany były głębokie. Ostro krwawiły. Kiedy już wyżyłam się na swoich rękach, położyłam się spać. Odpisałam Sasuke, który przysłał wiadomość, że jest już w domu, a potem zakrwawiając sobie pościel, zasnęłam.



[1] Jest to w rzeczywistości moje dzieło. Znaleźć je można w zakładce Rozdziały, w poddziale Dodatki.
[2] http://www.youtube.com/watch?v=wPtNKvecIFU
Nie radzę jednak puszczać tego przy rozkręconych głośnikach. Facet utrzymuje się głównie w górnych tonach, powodując niemożliwe niekiedy do wytrzymania piszczenie. Polecam jednak posłuchać, a przede wszystkim oglądnąć, bo gościu ma niesamowitą technikę. Chciałabym kiedyś dojść do takiego poziomu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz