9 sie 2012

__-- 7 --__

            Wstałem o dziewiątej rano. Parę godzin snu, ale zawsze coś. Chyba Dei dosypał mi czegoś do drinka, bo mnie teraz wszystko swędzi. Za godzinę przyjdzie Reru i będziemy taszczyć sprzęt do garażu. Spojrzałem w lustro i odwróciłem wzrok. Trup, to mało powiedziane. Wyglądałem co najmniej okropnie. Bardzo, bardzo okropnie. Od ósmej rano moja Mała dzwoniła już chyba z szesnaście razy. Wziąłem telefon i oddzwoniłem, mając nadzieję na to, że mnie tak okropnie nie zjebie.
            - A ty, kurwa, co? - Usłyszałem na wstępie.
            - Cześć, słonko – odpowiedziałem zachrypniętym głosem a'la kac.
            - Idioto, trza było tyle nie chlać. - Zirytowany głosik Reru przyprawiał o dreszcze.
            - Wiem, mea culpa. - Przyznałem.
            - Skoro jesteś już ogarnięty, to idź do garażu, ja zaraz będę. – I się rozłączyła.
            Przestaję cokolwiek kumać. Wróć, przestałem wczoraj koło godziny dwudziestej drugiej. Jeej, ale mnie poskładało. Rodzice chyba specjalnie dają pokoje dziecięce na pierwszym piętrze, żeby miały utrudnione wejście i zejście, kiedy idą, bądź wracają z imprezy. Ahh.
            Zszedłem do kuchni i wsadziłem głowę (dosłownie) do lodówki.
            - Co ty robisz, synu? - Głos matki przestraszył mnie i aż podskoczyłem, uderzając głową w półkę.
            - Szukam wody – odpowiedziałem, wyciągając butelkę.
            Pokręciła głową i poszła sobie. To może jeszcze raz poszukam szczęścia w lodówce? Nie, Reru ma być zaraz. Jest piękna pogoda dzisiaj, więc może później zabiorę ją do centrum na jakieś szaleństwo?
            Walenie w drzwi garażowe oświeciło mnie i przywołało do porządku. Szybkim krokiem zleciałem na dół, by jej otworzyć. Była ubrana w jasnoniebieskie zwiewne rybaczki, ze ściągaczami w pasie i za kolanami, na górze miała bluzkę z długim rękawem (jakżeby inaczej), ale odsłaniała lekko jej brzuch, tak żeby nie pokazać za dużo, była cienka i lekka oraz zwiewna, ale miała ściągacze przy rękawach. A kolor miała czerwony. Włosy związała w koński ogon, cóż dawno jej w tej fryzurze nie widziałem. Dzięki temu jej kości policzkowe były uwydatnione, jak przystało na jej piękny sopran, ale było to także wynikiem jej wychudzenia. Oczy pomalowała brokatowym cieniem w kolorze pistacji. W jej malutkich, słodkich uszach widniały srebrne kolczyki kółeczka z przytwierdzonymi przezroczystymi kamyczkami, jak dobrze pamiętam Svarowskiego. Zawsze zachwycała się tym zakupem sprzed roku. W lewym uchu miała ich siedem a w prawym cztery. W pierwszych dziurkach, które przebiła sobie w wieku sześciu lat, zawiesiła długie, opalizujące na niebiesko romby. Wyglądała dzisiaj naprawdę super. Ciekawe, czy to przez wczorajsze spotkanie z Sasuke, a może przez swój ubiór próbuje uciec od wszystkiego? Była w miarę zadowolona, nie licząc wkurwienia na mnie, co mogło wskazywać na to, że niedawno wzięła tabletki.
            - Zamknij usta i się obudź. Zaraz tu będą ludzie z firmy przewozowej. - Usłyszałem jej głos i natychmiast otrzeźwiałem.
            Od minuty w końcu stałem i po prostu się na nią gapiłem. Na szczęście zrzuciła to na mojego kaca, a nie domyślała się, że tak naprawdę, to się nią zachwycam. Ogarnąłem się i otwarłem do końca garaż. Ona minęła mnie bez słowa i usiadła na kanapie. Podszedłem do niej i uklęknąłem przed nią. Tata zawsze mi powtarzał, że facet klęka tylko przed bogiem i kobietą, którą darzy szczególnym uczuciem. A ja moją Małą darzę naprawdę czymś szczególnym. Niestety sam nie jestem w stanie uzmysłowić sobie, jaki to rodzaj emocji.
            - Przepraszam - powiedziałem, kładąc swoją głowę na jej kolanach.
            Jeżeli westchnie i zacznie mnie miziać, będę wiedział, że zostałem rozgrzeszony, jeśli nie, oznaczałoby to, że mam tydzień męczarni i ciągłego przepraszania. Ktoś, patrząc na to z boku powiedziałby, że się przed nią korzę i robię z siebie błazna. Tak nie było, choć wiele razy słyszałem kąśliwe uwagi. Ja wiedziałem, że ona jest tego warta i nigdy nie przestanie być.
            Poczułem, jak dotyka pierwszych kosmyków moich włosów. Tak bardzo to uwielbiałem. Po chwili przejechała całą dłonią od czubka mojej głowy aż po kark. Było to przyjemne przeżycie, a za razem erotyczne i intymne, ale pełne delikatności i zrozumienia. Gęsia skórka pojawiła się mi na karku i zadrżałem.
            - Już dobrze, robiłeś gorsze głupstwa. - Słyszałem jej głos, jakby przez mgłę.
            - Dei mi czegoś do drinka wsypał, żebym się lepiej bawił – powiedziałem do jej nóg.
            - To do niego bardzo podobne - mruknęła.
            - Spił mnie i naćpał, a ja pocałowałem jakąś obcą laskę. - Oderwałem głowę od jej ud i spojrzałem w oczy.
            Jej ręka zawisła w powietrzu, odsłaniając rąbek bandaża. Nie chciałem już jej gnębić, wiedziałem, co się stało. Sasuke zapewnił jej rozrywkę na parę godzin. Dzięki niemu na chwilę zapomniała. A potem została zupełnie sama. Sama ze swoimi myślami i z dręczącym przekonaniem, że dla nikogo nigdy nie będzie dość atrakcyjna, już nigdy nie odsłoni ramion, brzucha, nie założy stroju na basen.
            Przytuliłem się do niej mocno, siadając obok. Tak bardzo pragnąłem ją chronić, zamknąć we własnych objęciach. Nie byłem bogiem, nie mogłem być przy niej cały czas. Przynajmniej oficjalnie przez następne dwa lata.
            Dopiero teraz usłyszałem jej westchnienie. Jakby czytała w moich galopujących myślach.
            - Już dobrze. – Powtórzyła łagodnie, odsuwając mnie na chwilę od siebie. - Przestań się zamęczać. Już ci wybaczyłam.
            Przytuliła mnie jak przyjaciela, tylko i wyłącznie, żadnych więcej emocji nie dało się z niej odczytać. Wstała i podeszła do drzwi garażowych. Po chwili nadjechała ciężarówka. Nigdy nie przyzwyczaję się do jej nadprzyrodzenie wytężonego słuchu.
            Powoli naprowadziliśmy kierowcę w stronę wejścia. Z pół godziny męczyliśmy się, żeby delikatnie przenieść jej fortepian z ciężarówki do wnętrza. Cieszyłem się, że jej cacko będzie u mnie. Przynajmniej na jakiś czas. Do momentu, kiedy Reru wstanie w nocy i nie będzie miała, co ze sobą zrobić. Lub do momentu śmierci jej starego. Pił coraz więcej, więc prędzej, czy później dozna prawdziwego zatrucia alkoholowego lub stanie mu się coś równie przykrego. Z chęcią zabiłbym go własnymi rekami, ale dzięki temu, że jeszcze pracuje w wysoko postawionej firmie i mają rentę po matce, to Mała ma na swoje wydatki.
            Kiedy fortepian spoczął na właściwym miejscu, Reru podziękowała facetom z biura przewózek i dała im po dwa piwka, które przyniosła ze sobą. Cóż, szkoda, bo myślałem że to dla nas.
            - Pójdziemy do centrum na lody? - spytałem, stając za nią i omiatając jej szyję ciepłym powietrzem.
            Reru oczywiście już siedziała przed klawiszami i wygrywała skoczną melodię. Przerwała na chwilę i odwróciła się do mnie.
            - Może pojedziemy? Ty masz dość picia na cały tydzień. – Od razu tłumaczę z jej na nasze: „masz zakaz picia pod groźbą kastracji.” - Mi też się nie chce pić - „wzięłam za dużo tabletek i nie chcę zejść po jednym piwie” - a tobie wiaterek we włosach się przyda. - „Masz tak zajebistego kaca, że zgubisz drogę do własnego domu, idąc z podwórka.”
            Ale miała rację we wszystkim. Więc zgodziłem się chętnie. Zamknąłem garaż, weszliśmy jeszcze na chwilę do domu po małą colę z lodówki i oczywiście zajęło nam to pół godziny, bo rodzice uwielbiają moje Słoneczko i nie wypuściliby jej , gdyby nie pogadali z nią przynajmniej z dziesięć minut.
            - A jak wczoraj było na imprezie? Wyglądasz o niebo lepiej niż Naruto. - Mój tata nie ma taktu. Zanim z moim opóźnionym refleksem zdążyłem cokolwiek odpowiedzieć, Reru podążyła ze swoją.
            - Niestety, Minato, ale nie byłam wczoraj z Naruto na imprezie, siedziałam sama w domu. – No, już mogłaś tę informację pozostawić dla siebie, pogrążasz mnie.
            - A to dlatego Naruto przyszedł taki narąbany, że nie wiedział, jak się nazywa.
            - Tato... – Chciałem mu przerwać, ale Reru się zaśmiała i wpadła mi w zdanie.
            - Myślę, że gdyby był ze mną, to by przyszedł równie narąbany, a może i bardziej, a być może w ogóle by nie przyszedł, tylko spał pod moim garażem.
            - Mamo, ratuj! - Szukałem pomocy u rodzicielki.
            - Kotku, młodzi chcą iść na miasto, jest sobota, ostatnie słoneczne dni w tym roku. Zostaw maglowanie na kiedy indziej. – Wstawiła się za mną moja kochana mama.
            Korzystając z liny ratunkowej rzuconej przez matkę, szybko zabrałem tyłek z fotela, chwyciłem Reru za rękę i wybiegłem z domu. Ona oczywiście zaczęła się ze mnie śmiać i pytać, czy aby na pewno wiem, jak się nazywam. Szedłem lekko naburmuszony, żeby miała satysfakcję, ale w duchu cieszyłem się, że jest dzisiaj taka roześmiana. Bez względu na to, czy to przez rozmowę z moimi rodzicami, moją minę, czy tabletki. Jest teraz szczęśliwa, przez tę krótką chwilę udało jej się zapomnieć o wszystkim. A to jest najważniejsze.
            Szkoda tylko, że jej ciało nie reaguje na mój dotyk i wszelkie próby wzbudzenia jakiejkolwiek przyjemności, tak jak moje reaguje na samo jej spojrzenie.

***

            Chodziłem po pokoju jak jakiś debil, wspominając sytuację sprzed chwili. Specjalnie otwarłem okno, żeby wszystko słyszeć. Szala goryczy się przelała, muszę zacząć działać. Wiem, że oni znają się od lat, ale to nie zmienia faktu, że on na nią leci, a ona na niego nie. Na mnie też na razie nie. Chciałem tam wpaść, przerwać im tę sielankę, zadzwonić do niej, chociażby po to, żeby spytać się, co u niej słychać. Może gdzieś zaprosić. Ale wyszedłbym na tępego gnojka, zwłaszcza, że doskonale widziałem i słyszałem, co się dzieje w jego garażu. To, jak dotykała jego włosów, jak on się tuli do niej, jakby chciał ją mieć tylko i wyłącznie dla siebie.
            - Słuchaj, wiem, że próbujesz przebiec maraton, ale zastrzegam ci, że jeżeli wpadniesz na dół do salonu, ja cię ratować nie będę. - Głowa mojego brata pojawiła się w drzwiach.
            - Idziesz ze mną do centrum? - wypaliłem do niego.
            - Pojebało cię? - Spojrzał na mnie jak na idiotę.
            - Proszę, jak pójdę sam, to będzie wyglądało, jakbym ich śledził. A tak, to będzie sobota spędzona z bratem w centrum.
            - Ale głównie będziesz ich śledził?
            - Yhym. – Pokiwałem głową.
            - Ty, a tobie przypadkiem nie chodzi o tę ślicznotkę, którą tak namiętnie przez godzinę oglądałeś?
            - Skąd wiesz?
            - Też przez chwilę lookałem, jak blondyn nieudolnie próbuje się do niej zalecać. - Zaśmiał się.
            - Czyli, że go zlewała? - Ożywiłem się.
            - Dobra, zbieraj się, bo ci uciekną z tego centrum. Wiesz w ogóle, gdzie ich szukać? - Nie rozwijał już dalej tematu.
            - Poszli na lody – odpowiedziałem, niezadowolony z nieuzyskanej odpowiedzi.
            - Super i tak miałem iść na małe zakupy.
            Nie czekając, co mój starszy o trzy lata brat powie jeszcze, wziąłem swoją torbę na ramię i spakowałem do niej leki, inhalator, swoje perfumy, uprzednio się nimi spryskując. Przebierałem z nogi na nogę przed drzwiami, czekając na Itachiego. Zacząłem się zastanawiać, czy idzie ze mną, by mi pomóc, czy idzie podrywać dziewczynę, do której sam chciałem podbić. Sam przecież nazywa ją ślicznotką. Ale Itachi taki nie był, robił teraz pierwszy rok prawa, zawsze się mną opiekował. Chciał, żebym miał jak najlepiej w życiu i jak najmniej cierpiał.
            Dojechaliśmy do centrum metrem. Kiedy spojrzałem na budynek domu handlowego, zacząłem się zastanawiać, czy aby moja decyzja w sprawie szukania Reru była dość przemyślana. Na pewno nie wziąłem pod uwagę, że to czteropiętrowy budynek, zajmujący około hektara ziemi. Jak ja mam ją w tym tłumie i takim ogromie sklepów i stanowisk z jedzeniem znaleźć?
            Brat szarpnął mnie za ramię. Spojrzałem na niego z nieokreślonym wyrazem twarzy.
            - Chodź, mam znajomego w monitoringu - powiedział i zaprowadził mnie na zaplecze.
            Moim oczom ukazał się duży pokój z mnóstwem monitorów. Zwykle widywałem takie na filmach, ale na żywo sprawiały o wiele lepsze wrażenie. Itachi przywitał się z kolegą i mnie przedstawił.
            Na środku pokoju stał pulpit, podzielony na mniejsze monitory, a cała ściana była pokryta LCD. Ludzie wyglądali jak mrówki. We trójkę zaczęliśmy szukać czerwonej czupryny w towarzystwie blond napaleńca. Po chwili wskazałem małą kafejkę na środku trzeciego piętra.
            - No to lecimy. – Zadowolony Itachi skierował się do wyjścia.
            Czasami się zastanawiam, czy nie podmienili mnie w szpitalu lub jego. Byliśmy całkiem inni. On był taki wesoły, roześmiany, cały czas wariował. Na pewno nie wyglądał na typowego studenta prawa. Wyluzowany, spokojny. Przypominał mi Naruto.
            Dotarliśmy na trzecie piętro windą. Jakoś nie uśmiechało mi się łażenie z jednych schodów ruchomych do drugich. Gdy drzwi się rozsunęły, zacząłem się denerwować. Nie miałem żadnego planu, nie wiedziałem, jak zagadać, co powiedzieć, zagrać głupa. Nie byłem dobry w te klocki. To mnie przerażało.
            - Hej. – Usłyszałem głos mojego brata i stanąłem jak wryty. – Jestem Itachi, ty to pewnie Rerget, tak? - Zaczął się przymilać do dziewczyny.
            - Znamy się? - Spojrzała na niego podejrzliwie.
            - Nie, ale chętnie cię poznam. – Nie przestawał się uśmiechać, a ja postanowiłem uratować dziewczynę od tego wariata.
            - To mój brat. - Stanąłem koło niego, podałem rękę Naruto i kiwnąłem dziewczynie. - Czasami jest nadpobudliwy. Powiedziałem mu, że was znam, a on poleciał się przywitać.
            - Może się dosiądziecie? - Zaproponował, no właśnie!, Naruto.
            Zamrugałem kilka razy i nie byłem pewien, czy dobrze usłyszałem. Itachi już siedział koło dziewczyny, więc usadowiłem się naprzeciwko. Zaczęliśmy rozmawiać. Swobodnie. Śmialiśmy się i poznaliśmy o wiele lepiej. W szkole przecież nie gadamy. Z Naruto tym bardziej, ale oprócz tego, że smali cholewki do tej samej laski, co ja, to okazał się spoko kolesiem. Z niezadowoleniem stwierdziłem również, że Reru znalazła wspólny język z moim bratem. Naprawdę dobrze się bawili w swoim towarzystwie. Równie dobrze mogłem sobie z Naruto wyjść i oni by tego nie zauważyli. Zachowywała się całkowicie inaczej niż przy mnie, czy przy blondynie. Ona z nim flirtowała. Nawet wymienili się numerami telefonów. A blondyn na to zlewał. Czyżby przestało mu zależeć? Nie, nie możliwe. Wiedział, że czymś przeskrobał, więc teraz robi wszystko, żeby była zadowolona, nawet pozwala flirtować z o trzy lata starszym facetem.
            Po zjedzeniu lodów Itachi uparł się, żeby pójść z nim po te spodnie. Oczywiście zmusili także mnie. Robiłem za żywego manekina. Przebierali mnie i śmiali się. Podobało mi się to nawet, bo ona była szczęśliwa. Bawiła się świetnie. Ja dzięki temu też.
            Po około czterech godzinach zaczęliśmy zbierać się do domu. Jednak tak nam się podobało nasze towarzystwo, że wracaliśmy na nogach. Ludzie rzucali nam podejrzliwe spojrzenia, widząc, jak na zmianę prowadzimy dwustukilogramowy motor. Nam to jednak nie przeszkadzało. Śmiałem się jak głupi, gdy Itachi usiadł na nim i próbował ruszyć. Tylko że nawet nie potrafił go odpalić. Dziewczyna zanosiła się od śmiechu nad jego nieudolnymi próbami ożywienia pojazdu, po czym kazała mu zsiąść i po prostu go pchać. Stanęliśmy w końcu przed jej domem, w salonie paliło się światło. Dziewczyna nagle się zatrzymała i mina jej chwilowo zrzedła. Jednak była to tylko chwila, widziałem, że Naruto również nie jest zadowolony, iż ktoś jest w środku. Szybko jednak się zreflektowali, dziewczyna zostawiła motor koło garażu. Pożegnała się z nami bez większych wylewności, co jest do niej podobne i weszła do domu. Wiedziałem, że rzucone przez Naruto słowa "chodźcie już", były tylko pretekstem, by jak najszybciej odciągnąć nas od budynku, gdzie zapewne zaraz będą się kłócić. Gdy odchodziliśmy, usłyszałem jakby coś się stłukło. Nie zwróciłem jednak na to większej uwagi. Sądziłem, że to jakieś omamy.
            W domu myślałem nad dzisiejszym popołudniem. Było naprawdę zabawnie, a Itachi smalił cholewki do Reru. Ciekawe, jakby na to zareagowało społeczeństwo, rodzice, znajomi. Ludzie nie przepadają za parami, gdzie chłopak jest starszy, a dziewczyna jeszcze nie ukończyła osiemnastu lat. Powinna wybrać któregoś ze swojej grupy wiekowej, choć widziałem,  jak na niego patrzy. Podejrzewam, że ona nie pokocha ani mnie, ani Naruto. Przy żadnym z nas nie zachowuje się w ten sposób, co przy Itachim.
            Z zamyśleń wyrwał mnie ryk silnika. Pojawił się tak szybko jak zniknął, że gdy tylko wyjrzałem zza okno, mignęły mi jedynie światła skręcającego w główną ulicę motoru. Wróciliśmy godzinę temu, co się takiego mogło stać, że z takim impetem i wkurwieniem jechała w niewiadomym kierunku? Nie czekając długo, wziąłem kurtkę i wybiegłem z domu.

1 komentarz:

  1. Ech jak zwykle siedzę po nocach i czytam yaoi zamiast iść spać.

    OdpowiedzUsuń