Wstałem o dziewiątej
rano. Parę godzin snu, ale zawsze coś. Chyba Dei dosypał mi czegoś do drinka,
bo mnie teraz wszystko swędzi. Za godzinę przyjdzie Reru i będziemy
taszczyć sprzęt do garażu. Spojrzałem w lustro i odwróciłem wzrok. Trup, to mało
powiedziane. Wyglądałem co najmniej okropnie. Bardzo, bardzo okropnie. Od ósmej
rano moja Mała dzwoniła już chyba z szesnaście razy. Wziąłem telefon i
oddzwoniłem, mając nadzieję na to, że mnie tak okropnie nie zjebie.
- A ty,
kurwa, co? - Usłyszałem na wstępie.
- Cześć,
słonko – odpowiedziałem zachrypniętym głosem a'la kac.
- Idioto,
trza było tyle nie chlać. - Zirytowany głosik Reru przyprawiał o dreszcze.
- Wiem, mea
culpa. - Przyznałem.
- Skoro
jesteś już ogarnięty, to idź do garażu, ja zaraz będę. – I się rozłączyła.
Przestaję
cokolwiek kumać. Wróć, przestałem wczoraj koło godziny dwudziestej drugiej.
Jeej, ale mnie poskładało. Rodzice chyba specjalnie dają pokoje dziecięce na
pierwszym piętrze, żeby miały utrudnione wejście i zejście, kiedy idą, bądź wracają
z imprezy. Ahh.
Zszedłem do
kuchni i wsadziłem głowę (dosłownie) do lodówki.
- Co ty
robisz, synu? - Głos matki przestraszył mnie i aż podskoczyłem, uderzając głową
w półkę.
- Szukam
wody – odpowiedziałem, wyciągając butelkę.
Pokręciła
głową i poszła sobie. To może jeszcze raz poszukam szczęścia w lodówce? Nie, Reru ma być zaraz. Jest piękna pogoda
dzisiaj, więc może później zabiorę ją do centrum na jakieś szaleństwo?
Walenie w
drzwi garażowe oświeciło mnie i przywołało do porządku. Szybkim krokiem
zleciałem na dół, by jej otworzyć. Była ubrana w jasnoniebieskie zwiewne
rybaczki, ze ściągaczami w pasie i za kolanami, na górze miała bluzkę z długim
rękawem (jakżeby inaczej), ale odsłaniała lekko jej brzuch, tak żeby nie
pokazać za dużo, była cienka i lekka oraz zwiewna, ale miała ściągacze przy
rękawach. A kolor miała czerwony. Włosy związała w koński ogon, cóż dawno jej w
tej fryzurze nie widziałem. Dzięki temu jej kości policzkowe były uwydatnione,
jak przystało na jej piękny sopran, ale było to także wynikiem jej wychudzenia.
Oczy pomalowała brokatowym cieniem w kolorze pistacji. W jej malutkich, słodkich
uszach widniały srebrne kolczyki kółeczka z przytwierdzonymi przezroczystymi
kamyczkami, jak dobrze pamiętam Svarowskiego. Zawsze zachwycała się tym zakupem
sprzed roku. W lewym uchu miała ich siedem a w prawym cztery. W pierwszych
dziurkach, które przebiła sobie w wieku sześciu lat, zawiesiła długie,
opalizujące na niebiesko romby. Wyglądała dzisiaj naprawdę super. Ciekawe, czy
to przez wczorajsze spotkanie z Sasuke, a może przez swój ubiór próbuje uciec
od wszystkiego? Była w miarę zadowolona, nie licząc wkurwienia na mnie, co
mogło wskazywać na to, że niedawno wzięła tabletki.
- Zamknij
usta i się obudź. Zaraz tu będą ludzie z firmy przewozowej. - Usłyszałem jej
głos i natychmiast otrzeźwiałem.
Od minuty w
końcu stałem i po prostu się na nią gapiłem. Na szczęście zrzuciła to na mojego
kaca, a nie domyślała się, że tak naprawdę, to się nią zachwycam. Ogarnąłem się
i otwarłem do końca garaż. Ona minęła mnie bez słowa i usiadła na kanapie.
Podszedłem do niej i uklęknąłem przed nią. Tata zawsze mi powtarzał, że facet
klęka tylko przed bogiem i kobietą, którą darzy szczególnym uczuciem. A ja moją
Małą darzę naprawdę czymś szczególnym. Niestety sam nie jestem w stanie
uzmysłowić sobie, jaki to rodzaj emocji.
-
Przepraszam - powiedziałem, kładąc swoją głowę na jej kolanach.
Jeżeli
westchnie i zacznie mnie miziać, będę wiedział, że zostałem rozgrzeszony, jeśli
nie, oznaczałoby to, że mam tydzień męczarni i ciągłego przepraszania. Ktoś, patrząc
na to z boku powiedziałby, że się przed nią korzę i robię z siebie błazna. Tak
nie było, choć wiele razy słyszałem kąśliwe uwagi. Ja wiedziałem, że ona jest
tego warta i nigdy nie przestanie być.
Poczułem,
jak dotyka pierwszych kosmyków moich włosów. Tak bardzo to uwielbiałem. Po
chwili przejechała całą dłonią od czubka mojej głowy aż po kark. Było to
przyjemne przeżycie, a za razem erotyczne i intymne, ale pełne delikatności i
zrozumienia. Gęsia skórka pojawiła się mi na karku i zadrżałem.
- Już
dobrze, robiłeś gorsze głupstwa. - Słyszałem jej głos, jakby przez mgłę.
- Dei mi
czegoś do drinka wsypał, żebym się lepiej bawił – powiedziałem do jej nóg.
- To do
niego bardzo podobne - mruknęła.
- Spił mnie
i naćpał, a ja pocałowałem jakąś obcą laskę. - Oderwałem głowę od jej ud i
spojrzałem w oczy.
Jej ręka
zawisła w powietrzu, odsłaniając rąbek bandaża. Nie chciałem już jej gnębić,
wiedziałem, co się stało. Sasuke zapewnił jej rozrywkę na parę godzin. Dzięki
niemu na chwilę zapomniała. A potem została zupełnie sama. Sama ze swoimi
myślami i z dręczącym przekonaniem, że dla nikogo nigdy nie będzie dość
atrakcyjna, już nigdy nie odsłoni ramion, brzucha, nie założy stroju na basen.
Przytuliłem
się do niej mocno, siadając obok. Tak bardzo pragnąłem ją chronić, zamknąć we
własnych objęciach. Nie byłem bogiem, nie mogłem być przy niej cały czas.
Przynajmniej oficjalnie przez następne dwa lata.
Dopiero
teraz usłyszałem jej westchnienie. Jakby czytała w moich galopujących myślach.
- Już
dobrze. – Powtórzyła łagodnie, odsuwając mnie na chwilę od siebie. - Przestań
się zamęczać. Już ci wybaczyłam.
Przytuliła
mnie jak przyjaciela, tylko i wyłącznie, żadnych więcej emocji nie dało się z
niej odczytać. Wstała i podeszła do drzwi garażowych. Po chwili nadjechała
ciężarówka. Nigdy nie przyzwyczaję się do jej nadprzyrodzenie wytężonego
słuchu.
Powoli naprowadziliśmy
kierowcę w stronę wejścia. Z pół godziny męczyliśmy się, żeby delikatnie
przenieść jej fortepian z ciężarówki do wnętrza. Cieszyłem się, że jej cacko
będzie u mnie. Przynajmniej na jakiś czas. Do momentu, kiedy Reru wstanie w
nocy i nie będzie miała, co ze sobą zrobić. Lub do momentu śmierci jej starego.
Pił coraz więcej, więc prędzej, czy później dozna prawdziwego zatrucia
alkoholowego lub stanie mu się coś równie przykrego. Z chęcią zabiłbym go
własnymi rekami, ale dzięki temu, że jeszcze pracuje w wysoko postawionej
firmie i mają rentę po matce, to Mała ma na swoje wydatki.
Kiedy
fortepian spoczął na właściwym miejscu, Reru podziękowała facetom z biura
przewózek i dała im po dwa piwka, które przyniosła ze sobą. Cóż, szkoda, bo
myślałem że to dla nas.
- Pójdziemy
do centrum na lody? - spytałem, stając za nią i omiatając jej szyję ciepłym
powietrzem.
Reru
oczywiście już siedziała przed klawiszami i wygrywała skoczną melodię.
Przerwała na chwilę i odwróciła się do mnie.
- Może
pojedziemy? Ty masz dość picia na cały tydzień. – Od razu tłumaczę z jej na
nasze: „masz zakaz picia pod groźbą kastracji.” - Mi też się nie chce pić - „wzięłam
za dużo tabletek i nie chcę zejść po jednym piwie” - a tobie wiaterek we
włosach się przyda. - „Masz tak zajebistego kaca, że zgubisz drogę do własnego
domu, idąc z podwórka.”
Ale miała
rację we wszystkim. Więc zgodziłem się chętnie. Zamknąłem garaż, weszliśmy
jeszcze na chwilę do domu po małą colę z lodówki i oczywiście zajęło nam to pół
godziny, bo rodzice uwielbiają moje Słoneczko i nie wypuściliby jej , gdyby
nie pogadali z nią przynajmniej z dziesięć minut.
- A jak
wczoraj było na imprezie? Wyglądasz o niebo lepiej niż Naruto. - Mój tata nie
ma taktu. Zanim z moim opóźnionym refleksem zdążyłem cokolwiek odpowiedzieć,
Reru podążyła ze swoją.
- Niestety,
Minato, ale nie byłam wczoraj z Naruto na imprezie, siedziałam sama w domu. – No,
już mogłaś tę informację pozostawić dla siebie, pogrążasz mnie.
- A to
dlatego Naruto przyszedł taki narąbany, że nie wiedział, jak się nazywa.
- Tato... –
Chciałem mu przerwać, ale Reru się zaśmiała i wpadła mi w zdanie.
- Myślę, że
gdyby był ze mną, to by przyszedł równie narąbany, a może i bardziej, a być
może w ogóle by nie przyszedł, tylko spał pod moim garażem.
- Mamo,
ratuj! - Szukałem pomocy u rodzicielki.
- Kotku,
młodzi chcą iść na miasto, jest sobota, ostatnie słoneczne dni w tym roku.
Zostaw maglowanie na kiedy indziej. – Wstawiła się za mną moja kochana mama.
Korzystając
z liny ratunkowej rzuconej przez matkę, szybko zabrałem tyłek z fotela,
chwyciłem Reru za rękę i wybiegłem z domu. Ona oczywiście zaczęła się ze mnie
śmiać i pytać, czy aby na pewno wiem, jak się nazywam. Szedłem lekko
naburmuszony, żeby miała satysfakcję, ale w duchu cieszyłem się, że jest
dzisiaj taka roześmiana. Bez względu na to, czy to przez rozmowę z moimi
rodzicami, moją minę, czy tabletki. Jest teraz szczęśliwa, przez tę krótką
chwilę udało jej się zapomnieć o wszystkim. A to jest najważniejsze.
Szkoda
tylko, że jej ciało nie reaguje na mój dotyk i wszelkie próby wzbudzenia
jakiejkolwiek przyjemności, tak jak moje reaguje na samo jej spojrzenie.
***
Chodziłem
po pokoju jak jakiś debil, wspominając sytuację sprzed chwili. Specjalnie
otwarłem okno, żeby wszystko słyszeć. Szala goryczy się przelała, muszę zacząć
działać. Wiem, że oni znają się od lat, ale to nie zmienia faktu, że on na nią
leci, a ona na niego nie. Na mnie też na razie nie. Chciałem tam wpaść,
przerwać im tę sielankę, zadzwonić do niej, chociażby po to, żeby spytać się,
co u niej słychać. Może gdzieś zaprosić. Ale wyszedłbym na tępego gnojka,
zwłaszcza, że doskonale widziałem i słyszałem, co się dzieje w jego garażu. To,
jak dotykała jego włosów, jak on się tuli do niej, jakby chciał ją mieć tylko i
wyłącznie dla siebie.
- Słuchaj,
wiem, że próbujesz przebiec maraton, ale zastrzegam ci, że jeżeli wpadniesz na
dół do salonu, ja cię ratować nie będę. - Głowa mojego brata pojawiła się w
drzwiach.
- Idziesz
ze mną do centrum? - wypaliłem do niego.
- Pojebało
cię? - Spojrzał na mnie jak na idiotę.
- Proszę,
jak pójdę sam, to będzie wyglądało, jakbym ich śledził. A tak, to będzie sobota
spędzona z bratem w centrum.
- Ale
głównie będziesz ich śledził?
- Yhym. – Pokiwałem
głową.
- Ty, a
tobie przypadkiem nie chodzi o tę ślicznotkę, którą tak namiętnie przez godzinę
oglądałeś?
- Skąd
wiesz?
- Też przez
chwilę lookałem, jak blondyn nieudolnie próbuje się do niej zalecać. - Zaśmiał
się.
- Czyli, że
go zlewała? - Ożywiłem się.
- Dobra,
zbieraj się, bo ci uciekną z tego centrum. Wiesz w ogóle, gdzie ich szukać? - Nie
rozwijał już dalej tematu.
- Poszli na
lody – odpowiedziałem, niezadowolony z nieuzyskanej odpowiedzi.
- Super i
tak miałem iść na małe zakupy.
Nie
czekając, co mój starszy o trzy lata brat powie jeszcze, wziąłem swoją torbę na
ramię i spakowałem do niej leki, inhalator, swoje perfumy, uprzednio się nimi
spryskując. Przebierałem z nogi na nogę przed drzwiami, czekając na Itachiego.
Zacząłem się zastanawiać, czy idzie ze mną, by mi pomóc, czy idzie podrywać
dziewczynę, do której sam chciałem podbić. Sam przecież nazywa ją ślicznotką.
Ale Itachi taki nie był, robił teraz pierwszy rok prawa, zawsze się mną
opiekował. Chciał, żebym miał jak najlepiej w życiu i jak najmniej cierpiał.
Dojechaliśmy
do centrum metrem. Kiedy spojrzałem na budynek domu handlowego, zacząłem się
zastanawiać, czy aby moja decyzja w sprawie szukania Reru była dość
przemyślana. Na pewno nie wziąłem pod uwagę, że to czteropiętrowy budynek,
zajmujący około hektara ziemi. Jak ja mam ją w tym tłumie i takim ogromie
sklepów i stanowisk z jedzeniem znaleźć?
Brat
szarpnął mnie za ramię. Spojrzałem na niego z nieokreślonym wyrazem twarzy.
- Chodź,
mam znajomego w monitoringu - powiedział i zaprowadził mnie na zaplecze.
Moim oczom
ukazał się duży pokój z mnóstwem monitorów. Zwykle widywałem takie na filmach,
ale na żywo sprawiały o wiele lepsze wrażenie. Itachi przywitał się z kolegą i
mnie przedstawił.
Na środku
pokoju stał pulpit, podzielony na mniejsze monitory, a cała ściana była pokryta
LCD. Ludzie wyglądali jak mrówki. We trójkę zaczęliśmy szukać czerwonej
czupryny w towarzystwie blond napaleńca. Po chwili wskazałem małą kafejkę na
środku trzeciego piętra.
- No to
lecimy. – Zadowolony Itachi skierował się do wyjścia.
Czasami się
zastanawiam, czy nie podmienili mnie w szpitalu lub jego. Byliśmy całkiem inni.
On był taki wesoły, roześmiany, cały czas wariował. Na pewno nie wyglądał na
typowego studenta prawa. Wyluzowany, spokojny. Przypominał mi Naruto.
Dotarliśmy
na trzecie piętro windą. Jakoś nie uśmiechało mi się łażenie z jednych schodów
ruchomych do drugich. Gdy drzwi się rozsunęły, zacząłem się denerwować. Nie
miałem żadnego planu, nie wiedziałem, jak zagadać, co powiedzieć, zagrać głupa.
Nie byłem dobry w te klocki. To mnie przerażało.
- Hej. – Usłyszałem
głos mojego brata i stanąłem jak wryty. – Jestem Itachi, ty to pewnie Rerget,
tak? - Zaczął się przymilać do dziewczyny.
- Znamy
się? - Spojrzała na niego podejrzliwie.
- Nie, ale
chętnie cię poznam. – Nie przestawał się uśmiechać, a ja postanowiłem uratować
dziewczynę od tego wariata.
- To mój
brat. - Stanąłem koło niego, podałem rękę Naruto i kiwnąłem dziewczynie. -
Czasami jest nadpobudliwy. Powiedziałem mu, że was znam, a on poleciał się
przywitać.
- Może się
dosiądziecie? - Zaproponował, no właśnie!, Naruto.
Zamrugałem
kilka razy i nie byłem pewien, czy dobrze usłyszałem. Itachi już siedział koło
dziewczyny, więc usadowiłem się naprzeciwko. Zaczęliśmy rozmawiać. Swobodnie.
Śmialiśmy się i poznaliśmy o wiele lepiej. W szkole przecież nie gadamy. Z
Naruto tym bardziej, ale oprócz tego, że smali cholewki do tej samej laski, co
ja, to okazał się spoko kolesiem. Z niezadowoleniem stwierdziłem również, że
Reru znalazła wspólny język z moim bratem. Naprawdę dobrze się bawili w swoim
towarzystwie. Równie dobrze mogłem sobie z Naruto wyjść i oni by tego nie
zauważyli. Zachowywała się całkowicie inaczej niż przy mnie, czy przy
blondynie. Ona z nim flirtowała. Nawet wymienili się numerami telefonów. A
blondyn na to zlewał. Czyżby przestało mu zależeć? Nie, nie możliwe. Wiedział,
że czymś przeskrobał, więc teraz robi wszystko, żeby była zadowolona, nawet
pozwala flirtować z o trzy lata starszym facetem.
Po
zjedzeniu lodów Itachi uparł się, żeby pójść z nim po te spodnie. Oczywiście
zmusili także mnie. Robiłem za żywego manekina. Przebierali mnie i śmiali się.
Podobało mi się to nawet, bo ona była szczęśliwa. Bawiła się świetnie. Ja
dzięki temu też.
Po około
czterech godzinach zaczęliśmy zbierać się do domu. Jednak tak nam się podobało
nasze towarzystwo, że wracaliśmy na nogach. Ludzie rzucali nam
podejrzliwe spojrzenia, widząc, jak na zmianę prowadzimy dwustukilogramowy
motor. Nam to jednak nie przeszkadzało. Śmiałem się jak głupi, gdy Itachi
usiadł na nim i próbował ruszyć. Tylko że nawet nie potrafił go odpalić.
Dziewczyna zanosiła się od śmiechu nad jego nieudolnymi próbami ożywienia
pojazdu, po czym kazała mu zsiąść i po prostu go pchać. Stanęliśmy w końcu
przed jej domem, w salonie paliło się światło. Dziewczyna nagle się zatrzymała
i mina jej chwilowo zrzedła. Jednak była to tylko chwila, widziałem, że Naruto
również nie jest zadowolony, iż ktoś jest w środku. Szybko jednak się
zreflektowali, dziewczyna zostawiła motor koło garażu. Pożegnała się z nami bez
większych wylewności, co jest do niej podobne i weszła do domu. Wiedziałem, że
rzucone przez Naruto słowa "chodźcie już", były tylko pretekstem, by
jak najszybciej odciągnąć nas od budynku, gdzie zapewne zaraz będą się kłócić. Gdy
odchodziliśmy, usłyszałem jakby coś się stłukło. Nie zwróciłem jednak na to
większej uwagi. Sądziłem, że to jakieś omamy.
W domu
myślałem nad dzisiejszym popołudniem. Było naprawdę zabawnie, a Itachi smalił
cholewki do Reru. Ciekawe, jakby na to zareagowało społeczeństwo, rodzice,
znajomi. Ludzie nie przepadają za parami, gdzie chłopak jest starszy, a
dziewczyna jeszcze nie ukończyła osiemnastu lat. Powinna wybrać któregoś ze
swojej grupy wiekowej, choć widziałem, jak na niego patrzy. Podejrzewam, że ona nie
pokocha ani mnie, ani Naruto. Przy żadnym z nas nie zachowuje się w ten sposób,
co przy Itachim.
Z zamyśleń
wyrwał mnie ryk silnika. Pojawił się tak szybko jak zniknął, że gdy tylko
wyjrzałem zza okno, mignęły mi jedynie światła skręcającego w główną ulicę
motoru. Wróciliśmy godzinę temu, co się takiego mogło stać, że z takim impetem
i wkurwieniem jechała w niewiadomym kierunku? Nie czekając długo, wziąłem
kurtkę i wybiegłem z domu.
Ech jak zwykle siedzę po nocach i czytam yaoi zamiast iść spać.
OdpowiedzUsuń