To był ciężki dzień. Na początku
zapowiadało się super. Byliśmy w galerii z Naruto, potem dołączyli do nas
Sasuke ze swoim starszym bratem - Itachim. Długowłosy był przeciwieństwem
Sasuke i niczym brat Naruto. Taki sam popierdoleniec. Dobrze mi się z nim
rozmawiało i z chęcią spotkałabym się z nim sam na sam.
Ale potem wróciliśmy do domu, a
ojciec już był wypity. Miało go nie być, jednak jak zawsze - coś musi iść nie
po mojej myśli. Szykowała się niezła boruta. Na szczęście chłopaki poszli do
domu.
Na wejściu podczas szarpaniny rozbił
się wazon. Później było już tylko gorzej. Broniłam się jak mogłam. I broniłam
się zaciekle, aż ojciec był zdziwiony. Ale potem zrobił coś, czego nigdy bym
się nie spodziewała po nim, nawet po pijaku.
- Pragnę, żebyś zdechł w męczarniach
– powiedziałam mu, zanim wyszedł z domu.
Zdenerwowana na niego i na siebie,
wrzuciłam brudne ciuchy do pralki. Nie opatrywałam ran, nie chciałam dotykać
niczego, co było jego sprawką. Założyłam czyste ciuchy i z prędkością wiatru
ruszyłam po towar. Z taką samą prędkością wróciłam do siebie. Zeszłam do garażu
i usiadłam w swoim Azylu. Zaaplikowałam sobie morfinę i łzy poleciały mi po
policzkach. Godzinę później ktoś wszedł do domu, a raczej wiele ktosiów.
Spodziewałam się, że to Naruto i gdy tylko wszedł do tego pokoju, odprawiłam go
szybko. Oczywiście, opierdalając za nic, inaczej by nie wyszedł. Wyciągnęłam
zakupioną ketaminę. Wysypałam na łyżeczkę odpowiednią ilość. Skropiłam sokiem z
cytryny i zaczęłam grzać. Gdy już miałam szykować rękę do wkłucia, napisał do
mnie Sasuke. Martwił się o mnie. Ja jednak nie miałam siły na pogaduszki.
Znalazłam żyłę i wstrzyknęłam narkotyk.
W miarę, jak ketamina rozchodziła
się wraz z krwią po ciele, odczuwałam coraz większą błogość. Odrywałam się od
ciała. O tym właśnie marzyłam. Oderwać się choć na chwilę od bólu, myśli,
wszystkiego, czego nie chciałam teraz przeżywać. Odpłynęłam. Zapadłam w
przedłużony sen, przynajmniej tak mi się wydawało. Nie czułam bólu, Nie czułam
niczego. Nie myślałam, nie wiedziałam, co się wokół dzieje. A może umarłam,
trafiłam do jakiegoś dziwnego, popapranego drugiego świata?
Poczułam szarpnięcie bólu. Niestety.
To tylko wpływ narkotyku, który właśnie przestawał działać. Otworzyłam oczy.
Jakie było moje zdziwienie, gdy zobaczyłam blondyna wciągającego mój towar.
Oczywiście nie pozostawiłam tego bez komentarza. Potem zobaczyłam Sasuke, który
na luzie ćpał razem z Naruto. Na ten temat również się wypowiedziałam. Sama
usypałam sobie kreskę. Wciągnęliśmy na raz po porcji w tym samym czasie.
Zapaliłam sobie i czułam się nawet dobrze. W pewnym sensie cieszyłam się, że
zostali ze mną. Inaczej, gdybym obudziła się sama w pokoju, podgrzałabym
jeszcze jedną porcję ketaminy i spała przez następne parę godzin.
W pewnym momencie moja komórka wydała
z siebie melodię dzwonka. Spojrzałam na wyświetlacz i ze zdziwieniem
stwierdziłam, że to numer zastrzeżony. Czyżby ojca wsadzili do pudła za jazdę
po pijanemu?
- Hallo?
- Dzień dobry, czy rozmawiam z
Rerget Mashimoto? - Usłyszałam głos jakiejś babki.
- Tak, to ja...
- Przepraszam, za porę, ale pani
ojciec miał wypadek. Kuduro Mashimoto to pani ojciec, prawda?
- Tak...
- Jest w stanie ciężkim w szpitalu
im. Tokugawy w Tokio. Musi pani przyjechać do szpitala, podpisać pewne papiery,
gdyby nie przeżył.
- Tak już jadę – powiedziałam i
szybko zebrałam się do wyjścia.
Chłopaki spojrzeli na mnie ze
zdziwieniem.
- Muszę coś załatwić, wrócę za
godzinę, nie róbcie afery.
Szybko odpaliłam motor i już
pędziłam wiecznie zatłoczonymi ulicami Tokio, miasta które nie śpi. Wpadłam do
szpitala z pokerową miną lub jak kto woli - twarzą nie wyrażającą żadnych
emocji. Pielęgniarka powiedziała mi, że ojciec właśnie przechodzi operację.
Podpisałam zgodę na pobranie narządów, gdyby nie przeżył operacji, chociaż nie
wiem, czy z takiego pijaka jeszcze da się coś wykrzesać, może być co najwyżej
obiektem ćwiczeń dla studentów medycyny. Następnie rozmawiałam z policjantem.
Przekazał mi dokumenty ojca, bez prawka oczywiście, które zostało mu odebrane z
urzędu za spowodowanie wypadku w stanie wskazującym. Podpisałam mandat
obejmujący nietrzeźwość, zbyt szybką jazdę i kasację auta. Będę musiała w
poniedziałek wybrać się do firmy ojca i zanieść odpowiednie dokumenty. O ile do
poniedziałku ojciec przeżyje.
Po załatwieniu wszystkich spraw i
formalności wróciłam do domu. Pustego, nie licząc chłopaków. Bez ojca, mam od
niego spokój. Przynajmniej na jakiś czas. Ale przecież sama życzyłam mu
śmierci. Chciałam, żeby zdechł i to w męczarniach. A teraz to się spełnia. Jeśli
naprawdę odejdzie, będę miała przejebane. Może uda mi się zamieszkać samej.
Może nikt się nie zorientuje i nie dowie. Ale będę musiała sprzedać dom. Nawet
z renty po mamie i udziałów w firmie nie dam rady zrobić wszystkich opłat. A co
dopiero sobie zapewnić byt. Być może wkrótce pożegnam się ze swoim wypasionym
Azylem. Z ubezpieczenia od samochodu spłacę mandat i trochę zostanie, w sam raz
na wynajęcie kawalerki lub inny szczytny cel. Muszę też w razie czego wynająć
agenta nieruchomości.
Zrezygnowana
usiadłam koło chłopaków na Erytrocycie. Męska część pokoju znosiła już jajko ze
stresu. Przetarłam skronie. I jak ja mam do tego podchodzić. Nie umiem go
żałować, po tym, co mi zrobił ani nie potrafię w ogóle się nie przejmować,
chociażby ze względu, że konsekwencje jego działania ponoszę ja.
- Ojciec miał wypadek. Po pijaku, z
dużą prędkością wyrzuciło go z zakrętu i zatrzymał się na drzewie. Właśnie go
operują. Może nie przeżyć do jutra, a może będzie mi zatruwał życie jeszcze
przez długi czas i też w końcu nie dożyje następnego dnia - oznajmiłam
chłopakom.
Obaj zaniemówili. Naruto nie
wiedział, gdzie ma język, taki był zdziwiony. A Sasuke po prostu nie wiedział,
jak ma się zachować i co powiedzieć. Głowa zaczynała mnie boleć od tego
wszystkiego, nawet morfina, która dogorywała w moim ciele i ketamina nie
pomogłyby. Jakby to uznał znajomy psycholog, stres ze mnie uszedł i pojawiła
się choroba. Psychiczny ból, który odczuwam jako fizyczny. Może to prawda, a
może po prostu zbyt się dzisiaj zaćpałam i to jest efekt uboczny.
Poprosiłam chłopaków, żeby poszli do
domu. Oczywiście zaczęli się sprzeciwiać. Nie miałam siły na ich jojczenia,
więc wyciągnęłam komórkę i wybrałam pierwszy numer z listy zdefiniowanych
kontaktów.
- Witaj Kushina, wiem, że jest
niedziela i jest dosyć wcześnie, ale Naruto, wiesz taki blondynek, który podaje
się za twojego syna, spał dzisiaj u mnie nawalony jak automat. Teraz jednak mam
parę spraw do załatwienia na mieście, a on nie chce opuścić z własnej woli
mojego domu – powiedziałam do słuchawki z miną zwycięzcy, a Naru zaczynał się
robić coraz bardziej purpurowy ze złości i niemocy.
Skierowałam wzrok na Sasuke. On
raczej wolał uniknąć konieczności wywlekania go za szmaty z mojego domu, więc
potulnie zaczął zbierać swoje rzeczy, ale nie wyszedł, czekając na akcję
wywleczenia Naruto, z dzikim uśmiechem na twarzy.
- Ty suko. – Usłyszałam nagle dotąd
potulnego i miłego blondyna, aż mi dreszcz przebiegł po plecach. – Jak możesz?
Uniosłam głowę, która do tej pory
zwisała mi bezwiednie nad kolanami, żeby mniej bolała.
- Martwię się o ciebie, szukam cię
pół nocy, a ty? Tak po prostu mnie wyrzucasz? Bez żadnego dziękuję ani pocałuj
mnie w dupę? Jeszcze kłopotów mi przysparzasz, zdradzając mnie, że byłem na
wyimaginowanej imprezie bez pozwolenia.
Wstałam z kanapy i stanęłam przed
blondynem ze stoickim spokojem. Byłam opanowana i nie dawałam się wyprowadzić
z równowagi. Wiedziałam, co robię, czego nie powinnam, a czego nie chcę zrobić.
Nie powinnam go od siebie odtrącać, nie chcę mu robić nadziei, że będzie
dobrze. Ale musiałam mu dać popalić, za to, co powiedział. Pokazać, że nie może
sobie pozwalać w mojej obecności na takie zachowanie.
- Zważaj na słowa. – Odparłam jego
słowny atak.
- Nie mam zamiaru. Zobacz kobieto,
co ty ze sobą robisz. Odsuwasz wszystkich, którzy chcą coś dla ciebie zrobić.
Ranisz wszystkich. Myślisz, że jesteś taka zajebista i tak super sobie radzisz?
Gdyby tak, kurwa, było, teraz byś nas nie wyganiała. Jesteś idiotką i dobrze o
tym wiesz.
Sasuke przyglądał się z zainteresowaniem
tej wymianie zdań, ale powoli wycofywał się do drzwi, żeby mieć drogę ucieczki.
- Myślisz, że mnie znasz? Że możesz
poczuć to, co ja czuję? Nawet ułamka tego, co ja teraz przechodzę, nie jesteś w
stanie sobie wyobrazić. Potrafisz tylko oceniać, oskarżać mnie, a przypominam
ci, kurwa, że to ty załatwiłeś pierwszą działkę, bo nie byłeś w stanie mi
inaczej pomóc. Wolałeś odciąć się od problemu.
- A to jest właśnie twój największy
problem. Ciągle tylko ja i ja i ja. Zasłaniasz się parawanem bólu, a tak
naprawdę chcesz, żeby ciebie żałować. Lubisz to, prawda? Patrzeć, jak się
męczę? Jak jestem przez ciebie nieszczęśliwy, przez twoje głupie jazdy.
Potrafisz tylko sprawiać ból innym. Nie wiem, czy wiesz, ale ten psychiczny
jest gorszy od fizycznego. A ja głupi, byłem przy tobie i dawałem sobą
pomiatać.
- Byłeś, bo ci to pasowało. Lubisz
zgrywać bohatera, sprawia ci przyjemność, patrzenie na mnie. Niestety jesteś
zbyt miękkim chujem, żeby powiedzieć mi wprost, że ci zależy. Łatwo wmawiać mi,
że jestem idiotką, ale że znaczę dla ciebie więcej, to już masz problem.
- Ciągle karmisz się moim
cierpieniem. Jesteś zdzirowata, sądziłem, że naprawdę dla ciebie coś znaczę,
ale widzę, że to była tylko gra.
- Jesteś głupi i nie możesz
zrozumieć podstawowych praw, dziecko. Jesteś ostatnią osobą, do której bym coś
poczuła. Spełniasz się jako przyjaciel, ale jesteś dla mnie tylko głupim
gówniarzem, który nic w moim życiu nie znaczy...
Jak w spowolnionym tempie
zobaczyłam, że ręka Naruto się unosi, a następnie kieruje w stronę mojej
twarzy. Zamurowało mnie. Nikt oprócz ojca nie podniósł na mnie nigdy ręki. Na
pewno ostatnią osobą, którą bym posądziła o rękoczyn, był Naruto.
Powoli podnosiłam się z podłogi do
siadu. Sasuke był w pozycji, jakby chciał chwycić rękę Naruto, ale spóźnił się
o setne sekundy. Sam Naruto stał i nie dowierzał w to, co przed chwilą zrobił.
W drzwiach stali jego rodzice, równie zadziwieni, jak sam sprawca oraz ja i
Sasuke. Potem wszystko potoczyło się szybko. Sasuke zrezygnował z bicia blondyna
i ukląkł przy mnie, dotykając delikatnie miejsca na twarzy, szybko jednak
uciekłam od jego dotyku na bezpieczną odległość. Matka Naruto również do mnie
podeszła i zaproponowała, że pomoże mi wstać. Odrzuciłam także jej pomoc i o
własnych siłach stanęłam na nogi. Za to ojciec Naruto podszedł do niego i
strzelił mu tak mocno w ryj, że usłyszałam, jak jego mózg odbija się od ścian
czaszki. Trzymał go mocno za szmaty i dosłownie wywlekł z pomieszczenia.
Byłam w naprawdę wielkim szoku. Podziękowałam Kushinie i odesłałam ją do domu,
tłumacząc, że zaraz będę wyjeżdżać. Sasuke wciąż był koło mnie i się nie
odzywał. Ja tym bardziej nie wiedziałam, co powiedzieć. Nie mieliśmy, o czym
gawędzić. Każdy zajmował się swoimi myślami. Gdy wybiła siódma, poprosiłam
Sasuke, by naprawdę już sobie poszedł do domu. Wytłumaczyłam, że chcę się
przespać i przemyśleć ostatnie wydarzenia.
Przeleżałam cały dzień w łóżku, nie
mogąc nawet wstać do łazienki. Nie chciało mi się wstawać po używki, mimo, że
pulsujący ból całego ciała doskwierał mi coraz bardziej. Nawet nie miałam siły
wyłączyć komórki, mimo że co chwila dostawałam SMS-y od Naruto z przeprosinami
i resztą gorzkich żali lub od Sasuke, czy żyję i czy jest OK. Oczywiście, że
nie było OK. Uderzył mnie najlepszy przyjaciel. Nie wiem, czy nawet w
porównaniu z tym, co zrobił ojciec, nie uważałam, że Naruto popełnił gorsze
zbezczeszczenie mojego ciała.
Dotknęłam policzka. Przez taką durną
kłótnię, przez kilka słów wypowiedzianych niepotrzebnie, bez sensu i na darmo.
Mogliśmy je zachować dla siebie, a jednak padły. Nie powinniśmy w ogóle
zaczynać tej rozmowy. Naruto nie rozumiał, że potrzebowałam chwili samotności.
Nie. Pan Wielkie Ego Ratuje Świat musiał się wtrącić.
Nie potrafię już zaufać. Ani Naruto,
ani ojcu, ani innemu facetowi, nawet jeżeli nic mi nie zrobił. Może nigdy nie
ufałam, ale teraz nasiliło się to o wiele bardziej. Najgorsze jest to, że
straciłam zaufanie do Naruto.
W poniedziałek nie poszłam do
szkoły. Miałam zaczerwienione oczy i blado fioletową twarz. Żeby pozałatwiać
sprawy na mieście, wywaliłam na siebie z pół opakowania fluidu i zapudrowałam,
żeby zakryć nieprzyjemne aspekty ostatnich dni i móc pokazać się ludziom na
oczy. Swoją dzisiejszą podróż po biurokratycznym piekle zaczęłam od wizyty o
ósmej rano w siedzibie Toshiby na porannym zebraniu. Ojciec był ważnym
udziałowcem i pomysłodawcą w firmie, więc jego wypadek bardzo poruszył cały
personel. Ludzie podchodzili do mnie i mi współczuli, wyrażali nadzieję na
powrót ojca do zdrowia, kiedy ja najchętniej życzyłabym mu śmierci. Po zebraniu
poszłam do gabinetu szefa ojca. Podpisałam tam specjalny dokument upoważniający
mnie do odbioru pensji ojca oraz jego zysków. Podpisałam też oświadczenie, że
ojciec przebywa w stanie ciężkim w szpitalu. Następnie był dokument, w którym
firma zobowiązała się do płacenia świadczeń na konto ojca oraz jego
miesięcznych zarobków, do których odbierania jestem upoważniona, ale tylko
przez pół roku. Jeżeli do tego czasu ojciec nie wydobrzeje, uznają go za
niezdolnego do wykonywania pracy i nie wyrażają nadziei na podjęcie pracy w
najbliższym czasie, co na mocy regulaminu wewnętrznego wraz z odprawą należącą
się ojcu według stawek firmy, zostanie on zwolniony ze stanowiska, na którym
pracował. Oczywiście udziały będą przychodzić dalej na konto ojca, w momencie
jego śmierci na mocy prawa przechodzą ona na mnie, dopóki ich nie sprzedam lub
ewentualnie nie zostaną zajęte przez komornika, gdybym miała długi, do czego
nie mam zamiaru doprowadzić.
Kolejnym przystankiem mojej
dzisiejszej wycieczki był posterunek policji. Musiałam złożyć dokładne
wyjaśnienia, co robiłam tego dnia, dlaczego ojciec pijany wsiadł za kółko, czy
auto było sprawne, czy miało przegląd, czy takie sytuacje miały wcześniej
miejsce. Mało brakowało, a spytaliby się, czy ojciec regularnie oddawał mocz.
Aj, przepraszam, spytali się, nie wprost, ale pytali o choroby, które mogłyby
wpłynąć na ojca, na przykład rak prostaty. Opłaciłam mandaty, wyśmiewając sobie
w myślach całe przesłuchanie i pojechałam do urzędu skarbowego po zaświadczenie
o zarobkach ojca, by następnie pojechać do ubezpieczyciela. Przedstawiłam
dokumentację związaną z pobytem w szpitalu, dokumenty z policji i urzędu.
Wypełniłam odpowiedni wniosek i zostało mi czekać około dwóch dni na wypłacenie
odszkodowania od nieszczęśliwych wypadków.
Potem pojechałam do sądu rodzinnego,
dowiedzieć się o moją sytuację prawną. Nie wygląda to ciekawie. Jeżeli ojciec
umrze lub pozostanie w śpiączce dłużej, niż miesiąc czasu, muszę mieć opiekuna
prawnego lub kuratora, który będzie non stop nadzorował moje poczynania. Jeden
głupi wyskok i umieszczają mnie w domu dziecka.[1]
Ogólnie przejebane.
Wyciągnęłam komórkę i z ciężkim sercem wybrałam numer jedynej osoby, która przyszła mi na myśl.
Wyciągnęłam komórkę i z ciężkim sercem wybrałam numer jedynej osoby, która przyszła mi na myśl.
- Hallo? Itachi? Mam sprawę...
[1] Przepisy totalnie zmyślone przez
moją chorą, czerwoną rozczochraną. Nie sugerować się nimi w prawdziwym życiu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz