18 sie 2012

__-- 9 --__

            To był ciężki dzień. Na początku zapowiadało się super. Byliśmy w galerii z Naruto, potem dołączyli do nas Sasuke ze swoim starszym bratem - Itachim. Długowłosy był przeciwieństwem Sasuke i niczym brat Naruto. Taki sam popierdoleniec. Dobrze mi się z nim rozmawiało i z chęcią spotkałabym się z nim sam na sam.
            Ale potem wróciliśmy do domu, a ojciec już był wypity. Miało go nie być, jednak jak zawsze - coś musi iść nie po mojej myśli. Szykowała się niezła boruta. Na szczęście chłopaki poszli do domu. 
            Na wejściu podczas szarpaniny rozbił się wazon. Później było już tylko gorzej. Broniłam się jak mogłam. I broniłam się zaciekle, aż ojciec był zdziwiony. Ale potem zrobił coś, czego nigdy bym się nie spodziewała po nim, nawet po pijaku.
            - Pragnę, żebyś zdechł w męczarniach – powiedziałam mu, zanim wyszedł z domu.
            Zdenerwowana na niego i na siebie, wrzuciłam brudne ciuchy do pralki. Nie opatrywałam ran, nie chciałam dotykać niczego, co było jego sprawką. Założyłam czyste ciuchy i z prędkością wiatru ruszyłam po towar. Z taką samą prędkością wróciłam do siebie. Zeszłam do garażu i usiadłam w swoim Azylu. Zaaplikowałam sobie morfinę i łzy poleciały mi po policzkach. Godzinę później ktoś wszedł do domu, a raczej wiele ktosiów. Spodziewałam się, że to Naruto i gdy tylko wszedł do tego pokoju, odprawiłam go szybko. Oczywiście, opierdalając za nic, inaczej by nie wyszedł. Wyciągnęłam zakupioną ketaminę. Wysypałam na łyżeczkę odpowiednią ilość. Skropiłam sokiem z cytryny i zaczęłam grzać. Gdy już miałam szykować rękę do wkłucia, napisał do mnie Sasuke. Martwił się o mnie. Ja jednak nie miałam siły na pogaduszki. Znalazłam żyłę i wstrzyknęłam narkotyk.
            W miarę, jak ketamina rozchodziła się wraz z krwią po ciele, odczuwałam coraz większą błogość. Odrywałam się od ciała. O tym właśnie marzyłam. Oderwać się choć na chwilę od bólu, myśli, wszystkiego, czego nie chciałam teraz przeżywać. Odpłynęłam. Zapadłam w przedłużony sen, przynajmniej tak mi się wydawało. Nie czułam bólu, Nie czułam niczego. Nie myślałam, nie wiedziałam, co się wokół dzieje. A może umarłam, trafiłam do jakiegoś dziwnego, popapranego drugiego świata?
            Poczułam szarpnięcie bólu. Niestety. To tylko wpływ narkotyku, który właśnie przestawał działać. Otworzyłam oczy. Jakie było moje zdziwienie, gdy zobaczyłam blondyna wciągającego mój towar. Oczywiście nie pozostawiłam tego bez komentarza. Potem zobaczyłam Sasuke, który na luzie ćpał razem z Naruto. Na ten temat również się wypowiedziałam. Sama usypałam sobie kreskę. Wciągnęliśmy na raz po porcji w tym samym czasie. Zapaliłam sobie i czułam się nawet dobrze. W pewnym sensie cieszyłam się, że zostali ze mną. Inaczej, gdybym obudziła się sama w pokoju, podgrzałabym jeszcze jedną porcję ketaminy i spała przez następne parę godzin.
            W pewnym momencie moja komórka wydała z siebie melodię dzwonka. Spojrzałam na wyświetlacz i ze zdziwieniem stwierdziłam, że to numer zastrzeżony. Czyżby ojca wsadzili do pudła za jazdę po pijanemu?
            - Hallo?
            - Dzień dobry, czy rozmawiam z Rerget Mashimoto? - Usłyszałam głos jakiejś babki.
            - Tak, to ja...
            - Przepraszam, za porę, ale pani ojciec miał wypadek. Kuduro Mashimoto to pani ojciec, prawda?
            - Tak...
            - Jest w stanie ciężkim w szpitalu im. Tokugawy w Tokio. Musi pani przyjechać do szpitala, podpisać pewne papiery, gdyby nie przeżył.
            - Tak już jadę – powiedziałam i szybko zebrałam się do wyjścia.
            Chłopaki spojrzeli na mnie ze zdziwieniem.
            - Muszę coś załatwić, wrócę za godzinę, nie róbcie afery.
            Szybko odpaliłam motor i już pędziłam wiecznie zatłoczonymi ulicami Tokio, miasta które nie śpi. Wpadłam do szpitala z pokerową miną lub jak kto woli - twarzą nie wyrażającą żadnych emocji. Pielęgniarka powiedziała mi, że ojciec właśnie przechodzi operację. Podpisałam zgodę na pobranie narządów, gdyby nie przeżył operacji, chociaż nie wiem, czy z takiego pijaka jeszcze da się coś wykrzesać, może być co najwyżej obiektem ćwiczeń dla studentów medycyny. Następnie rozmawiałam z policjantem. Przekazał mi dokumenty ojca, bez prawka oczywiście, które zostało mu odebrane z urzędu za spowodowanie wypadku w stanie wskazującym. Podpisałam mandat obejmujący nietrzeźwość, zbyt szybką jazdę i kasację auta. Będę musiała w poniedziałek wybrać się do firmy ojca i zanieść odpowiednie dokumenty. O ile do poniedziałku ojciec przeżyje.
            Po załatwieniu wszystkich spraw i formalności wróciłam do domu. Pustego, nie licząc chłopaków. Bez ojca, mam od niego spokój. Przynajmniej na jakiś czas. Ale przecież sama życzyłam mu śmierci. Chciałam, żeby zdechł i to w męczarniach. A teraz to się spełnia. Jeśli naprawdę odejdzie, będę miała przejebane. Może uda mi się zamieszkać samej. Może nikt się nie zorientuje i nie dowie. Ale będę musiała sprzedać dom. Nawet z renty po mamie i udziałów w firmie nie dam rady zrobić wszystkich opłat. A co dopiero sobie zapewnić byt. Być może wkrótce pożegnam się ze swoim wypasionym Azylem. Z ubezpieczenia od samochodu spłacę mandat i trochę zostanie, w sam raz na wynajęcie kawalerki lub inny szczytny cel. Muszę też w razie czego wynająć agenta nieruchomości.
               Zrezygnowana usiadłam koło chłopaków na Erytrocycie. Męska część pokoju znosiła już jajko ze stresu. Przetarłam skronie. I jak ja mam do tego podchodzić. Nie umiem go żałować, po tym, co mi zrobił ani nie potrafię w ogóle się nie przejmować, chociażby ze względu, że konsekwencje jego działania ponoszę ja.
            - Ojciec miał wypadek. Po pijaku, z dużą prędkością wyrzuciło go z zakrętu i zatrzymał się na drzewie. Właśnie go operują. Może nie przeżyć do jutra, a może będzie mi zatruwał życie jeszcze przez długi czas i też w końcu nie dożyje następnego dnia - oznajmiłam chłopakom.
            Obaj zaniemówili. Naruto nie wiedział, gdzie ma język, taki był zdziwiony. A Sasuke po prostu nie wiedział, jak ma się zachować i co powiedzieć. Głowa zaczynała mnie boleć od tego wszystkiego, nawet morfina, która dogorywała w moim ciele i ketamina nie pomogłyby. Jakby to uznał znajomy psycholog, stres ze mnie uszedł i pojawiła się choroba. Psychiczny ból, który odczuwam jako fizyczny. Może to prawda, a może po prostu zbyt się dzisiaj zaćpałam i to jest efekt uboczny.
            Poprosiłam chłopaków, żeby poszli do domu. Oczywiście zaczęli się sprzeciwiać. Nie miałam siły na ich jojczenia, więc wyciągnęłam komórkę i wybrałam pierwszy numer z listy zdefiniowanych kontaktów.
            - Witaj Kushina, wiem, że jest niedziela i jest dosyć wcześnie, ale Naruto, wiesz taki blondynek, który podaje się za twojego syna, spał dzisiaj u mnie nawalony jak automat. Teraz jednak mam parę spraw do załatwienia na mieście, a on nie chce opuścić z własnej woli mojego domu – powiedziałam do słuchawki z miną zwycięzcy, a Naru zaczynał się robić coraz bardziej purpurowy ze złości i niemocy.
            Skierowałam wzrok na Sasuke. On raczej wolał uniknąć konieczności wywlekania go za szmaty z mojego domu, więc potulnie zaczął zbierać swoje rzeczy, ale nie wyszedł, czekając na akcję wywleczenia Naruto, z dzikim uśmiechem na twarzy.
            - Ty suko. – Usłyszałam nagle dotąd potulnego i miłego blondyna, aż mi dreszcz przebiegł po plecach. – Jak możesz?
            Uniosłam głowę, która do tej pory zwisała mi bezwiednie nad kolanami, żeby mniej bolała.
            - Martwię się o ciebie, szukam cię pół nocy, a ty? Tak po prostu mnie wyrzucasz? Bez żadnego dziękuję ani pocałuj mnie w dupę? Jeszcze kłopotów mi przysparzasz, zdradzając mnie, że byłem na wyimaginowanej imprezie bez pozwolenia.
            Wstałam z kanapy i stanęłam przed blondynem ze stoickim spokojem. Byłam opanowana i nie dawałam się wyprowadzić z równowagi. Wiedziałam, co robię, czego nie powinnam, a czego nie chcę zrobić. Nie powinnam go od siebie odtrącać, nie chcę mu robić nadziei, że będzie dobrze. Ale musiałam mu dać popalić, za to, co powiedział. Pokazać, że nie może sobie pozwalać w mojej obecności na takie zachowanie.
            - Zważaj na słowa. – Odparłam jego słowny atak.
            - Nie mam zamiaru. Zobacz kobieto, co ty ze sobą robisz. Odsuwasz wszystkich, którzy chcą coś dla ciebie zrobić. Ranisz wszystkich. Myślisz, że jesteś taka zajebista i tak super sobie radzisz? Gdyby tak, kurwa, było, teraz byś nas nie wyganiała. Jesteś idiotką i dobrze o tym wiesz.
            Sasuke przyglądał się z zainteresowaniem tej wymianie zdań, ale powoli wycofywał się do drzwi, żeby mieć drogę ucieczki.
            - Myślisz, że mnie znasz? Że możesz poczuć to, co ja czuję? Nawet ułamka tego, co ja teraz przechodzę, nie jesteś w stanie sobie wyobrazić. Potrafisz tylko oceniać, oskarżać mnie, a przypominam ci, kurwa, że to ty załatwiłeś pierwszą działkę, bo nie byłeś w stanie mi inaczej pomóc. Wolałeś odciąć się od problemu.
            - A to jest właśnie twój największy problem. Ciągle tylko ja i ja i ja. Zasłaniasz się parawanem bólu, a tak naprawdę chcesz, żeby ciebie żałować. Lubisz to, prawda? Patrzeć, jak się męczę? Jak jestem przez ciebie nieszczęśliwy, przez twoje głupie jazdy. Potrafisz tylko sprawiać ból innym. Nie wiem, czy wiesz, ale ten psychiczny jest gorszy od fizycznego. A ja głupi, byłem przy tobie i dawałem sobą pomiatać.
            - Byłeś, bo ci to pasowało. Lubisz zgrywać bohatera, sprawia ci przyjemność, patrzenie na mnie. Niestety jesteś zbyt miękkim chujem, żeby powiedzieć mi wprost, że ci zależy. Łatwo wmawiać mi, że jestem idiotką, ale że znaczę dla ciebie więcej, to już masz problem.
            - Ciągle karmisz się moim cierpieniem. Jesteś zdzirowata, sądziłem, że naprawdę dla ciebie coś znaczę, ale widzę, że to była tylko gra.
            - Jesteś głupi i nie możesz zrozumieć podstawowych praw, dziecko. Jesteś ostatnią osobą, do której bym coś poczuła. Spełniasz się jako przyjaciel, ale jesteś dla mnie tylko głupim gówniarzem, który nic w moim życiu nie znaczy...
            Jak w spowolnionym tempie zobaczyłam, że ręka Naruto się unosi, a następnie kieruje w stronę mojej twarzy. Zamurowało mnie. Nikt oprócz ojca nie podniósł na mnie nigdy ręki. Na pewno ostatnią osobą, którą bym posądziła o rękoczyn, był Naruto.
            Powoli podnosiłam się z podłogi do siadu. Sasuke był w pozycji, jakby chciał chwycić rękę Naruto, ale spóźnił się o setne sekundy. Sam Naruto stał i nie dowierzał w to, co przed chwilą zrobił. W drzwiach stali jego rodzice, równie zadziwieni, jak sam sprawca oraz ja i Sasuke. Potem wszystko potoczyło się szybko. Sasuke zrezygnował z bicia blondyna i ukląkł przy mnie, dotykając delikatnie miejsca na twarzy, szybko jednak uciekłam od jego dotyku na bezpieczną odległość. Matka Naruto również do mnie podeszła i zaproponowała, że pomoże mi wstać. Odrzuciłam także jej pomoc i o własnych siłach stanęłam na nogi. Za to ojciec Naruto podszedł do niego i strzelił mu tak mocno w ryj, że usłyszałam, jak jego mózg odbija się od ścian czaszki. Trzymał go mocno za szmaty i dosłownie wywlekł z pomieszczenia. Byłam w naprawdę wielkim szoku. Podziękowałam Kushinie i odesłałam ją do domu, tłumacząc, że zaraz będę wyjeżdżać. Sasuke wciąż był koło mnie i się nie odzywał. Ja tym bardziej nie wiedziałam, co powiedzieć. Nie mieliśmy, o czym gawędzić. Każdy zajmował się swoimi myślami. Gdy wybiła siódma, poprosiłam Sasuke, by naprawdę już sobie poszedł do domu. Wytłumaczyłam, że chcę się przespać i przemyśleć ostatnie wydarzenia.
            Przeleżałam cały dzień w łóżku, nie mogąc nawet wstać do łazienki. Nie chciało mi się wstawać po używki, mimo, że pulsujący ból całego ciała doskwierał mi coraz bardziej. Nawet nie miałam siły wyłączyć komórki, mimo że co chwila dostawałam SMS-y od Naruto z przeprosinami i resztą gorzkich żali lub od Sasuke, czy żyję i czy jest OK. Oczywiście, że nie było OK. Uderzył mnie najlepszy przyjaciel. Nie wiem, czy nawet w porównaniu z tym, co zrobił ojciec, nie uważałam, że Naruto popełnił gorsze zbezczeszczenie mojego ciała.
            Dotknęłam policzka. Przez taką durną kłótnię, przez kilka słów wypowiedzianych niepotrzebnie, bez sensu i na darmo. Mogliśmy je zachować dla siebie, a jednak padły. Nie powinniśmy w ogóle zaczynać tej rozmowy. Naruto nie rozumiał, że potrzebowałam chwili samotności. Nie. Pan Wielkie Ego Ratuje Świat musiał się wtrącić.
            Nie potrafię już zaufać. Ani Naruto, ani ojcu, ani innemu facetowi, nawet jeżeli nic mi nie zrobił. Może nigdy nie ufałam, ale teraz nasiliło się to o wiele bardziej. Najgorsze jest to, że straciłam zaufanie do Naruto.

            W poniedziałek nie poszłam do szkoły. Miałam zaczerwienione oczy i blado fioletową twarz. Żeby pozałatwiać sprawy na mieście, wywaliłam na siebie z pół opakowania fluidu i zapudrowałam, żeby zakryć nieprzyjemne aspekty ostatnich dni i móc pokazać się ludziom na oczy. Swoją dzisiejszą podróż po biurokratycznym piekle zaczęłam od wizyty o ósmej rano w siedzibie Toshiby na porannym zebraniu. Ojciec był ważnym udziałowcem i pomysłodawcą w firmie, więc jego wypadek bardzo poruszył cały personel. Ludzie podchodzili do mnie i mi współczuli, wyrażali nadzieję na powrót ojca do zdrowia, kiedy ja najchętniej życzyłabym mu śmierci. Po zebraniu poszłam do gabinetu szefa ojca. Podpisałam tam specjalny dokument upoważniający mnie do odbioru pensji ojca oraz jego zysków. Podpisałam też oświadczenie, że ojciec przebywa w stanie ciężkim w szpitalu. Następnie był dokument, w którym firma zobowiązała się do płacenia świadczeń na konto ojca oraz jego miesięcznych zarobków, do których odbierania jestem upoważniona, ale tylko przez pół roku. Jeżeli do tego czasu ojciec nie wydobrzeje, uznają go za niezdolnego do wykonywania pracy i nie wyrażają nadziei na podjęcie pracy w najbliższym czasie, co na mocy regulaminu wewnętrznego wraz z odprawą należącą się ojcu według stawek firmy, zostanie on zwolniony ze stanowiska, na którym pracował. Oczywiście udziały będą przychodzić dalej na konto ojca, w momencie jego śmierci na mocy prawa przechodzą ona na mnie, dopóki ich nie sprzedam lub ewentualnie nie zostaną zajęte przez komornika, gdybym miała długi, do czego nie mam zamiaru doprowadzić.
            Kolejnym przystankiem mojej dzisiejszej wycieczki był posterunek policji. Musiałam złożyć dokładne wyjaśnienia, co robiłam tego dnia, dlaczego ojciec pijany wsiadł za kółko, czy auto było sprawne, czy miało przegląd, czy takie sytuacje miały wcześniej miejsce. Mało brakowało, a spytaliby się, czy ojciec regularnie oddawał mocz. Aj, przepraszam, spytali się, nie wprost, ale pytali o choroby, które mogłyby wpłynąć na ojca, na przykład rak prostaty. Opłaciłam mandaty, wyśmiewając sobie w myślach całe przesłuchanie i pojechałam do urzędu skarbowego po zaświadczenie o zarobkach ojca, by następnie pojechać do ubezpieczyciela. Przedstawiłam dokumentację związaną z pobytem w szpitalu, dokumenty z policji i urzędu. Wypełniłam odpowiedni wniosek i zostało mi czekać około dwóch dni na wypłacenie odszkodowania od nieszczęśliwych wypadków.
            Potem pojechałam do sądu rodzinnego, dowiedzieć się o moją sytuację prawną. Nie wygląda to ciekawie. Jeżeli ojciec umrze lub pozostanie w śpiączce dłużej, niż miesiąc czasu, muszę mieć opiekuna prawnego lub kuratora, który będzie non stop nadzorował moje poczynania. Jeden głupi wyskok i umieszczają mnie w domu dziecka.[1] Ogólnie przejebane.
          Wyciągnęłam komórkę i z ciężkim sercem wybrałam numer jedynej osoby, która przyszła mi na myśl.
            - Hallo? Itachi? Mam sprawę...


[1] Przepisy totalnie zmyślone przez moją chorą, czerwoną rozczochraną. Nie sugerować się nimi w prawdziwym życiu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz