~~Jak obiecałam, na moje urodzinki publikuję nową notkę. Jest w niej trochę picia, trochę baraszkowania, robię z Rerget rudą, rozpustną sukę, a nasi chłopcy... z resztą, sami przeczytajcie.~~
~~Dla wszystkich moich czytelników, tych ujawnionych i komentujących oraz tych cichociemnych~~
~~No i oczywiście Wszystkiego Najlepszego dla mnie samej :D ~~
Zaparkowałam
przed małym, białym domkiem. Przy takim popycie na narkotyki, Dei mógłby sobie
pozwolić na czerwone Ferrari, ale on był wyjątkowo skromny. Jeździł zielonym
VolksWagenem Golfem III, ale gdy wychodził wieczorami sprzedawać po klubach,
wolał poprosić któregoś ze znajomych, żeby go podwieźli. W jego aucie nie było
żadnych skrytek, mimo, że był dealerem. Dei był inny i może dlatego tak długo
utrzymywał się na rynku.
-
Mam nadzieję, że Kiba ci nie będzie dogryzał tak, jak ostatnio. - Blondyn
spojrzał spod byka na oświetlony salon.
Dei
i Kiba byli współlokatorami, tylko i wyłącznie, na całe szczęście. Z Kibą był
ten problem, że chłopak często zachowywał się jak zboczuch. Chwalił się tym, że
jest wyzwolony seksualnie. W jego mniemaniu chodziło o bzykanie wszystkiego, co
się rusza i ma cycki. Dei'owi też czasem dogryzał, ale gdy ten postraszył go,
że nie sprzeda mu marihuany, chłopak zaczął się trochę powstrzymywać.
Weszliśmy
do domu śmiejąc się z siebie i z ostatnich dowcipów wyżej wymienionego
delikwenta. Zdjęłam kurtkę i buty, po czym chwytając Dei'a za rękę, weszliśmy
do salonu, który o dziwo był pusty.
-
Deidara, znowu przyprowadziłeś dziwkę? - Dało się słyszeć z kuchni przytłumiony
głos.
-
Tak nisko mnie cenisz? - zadałam pytanie, słysząc zbliżające się kroki
brązowowłosego.
Tego
wariata nie da się nie lubić. Jest kochany, mimo jego wad i zawsze można na
niego liczyć.
-
Rer! - krzyknął i zaczął wokół mnie skakać.
-
Co to za hałasy? - usłyszałam głęboki, męski głos, który dochodził ze schodów.
Kiedy
jego właściciel wszedł do salonu, tym razem to ja zaczęłam skakać i krzyczeć.
-
Gaara! - I po chwili wisiałam na chłopaku, tuląc go do siebie.
Gaara
zaraz po Naruto był moim najlepszym przyjacielem. Nazywali nas bliźniętami,
ponieważ oboje mieliśmy czerwone włosy. Niestety, odkąd zaczął studiować,
mieliśmy dla siebie bardzo mało czasu. Myślałam, że go dzisiaj nie spotkam,
ponieważ często spędzał czas w akademiku.
-
No, już, bo udusisz - zaśmiał się, jednak nie wypuścił mnie z objęć.
Teraz
czułam, że wszystko było na swoim miejscu. Stara ekipa w komplecie.
Nietuzinkowy dealer Dei, zboczony Kiba i męski Gaara. Trzech totalnych wariatów
w jednym domku, świetnie dogadujący się współlokatorzy, którzy potrafili tu
zorganizować takie imprezy, że głowa mała.
-
To, skoro wszyscy się już przywitali, wyściskali i te de. Rerget wyrwała mnie z
pracy, to może po piwku? - spytał Dei, sadzając swoje cztery litery na sofie.
Ochoczo się zgodziliśmy i już po
chwili wszyscy siedzieliśmy w salonie z browarem w ręku. Pod nogi położyliśmy
sobie puffy, aby móc się wygodnie wyciągnąć. Zaczęliśmy wesoło rozmawiać i
komentować ostatnie wydarzenia. Opowiedziałam chłopakom o kłótni z Itachim i o
tym, co się ostatnio działo.
-
Mam propozycję - rzuciłam jakąś godzinę później. - Idziemy się umyć. Osobno - zaznaczyłam
specjalnie dla Kiby. - Potem robimy zagrychę, Dei przynosi wódkę i urządzamy
sobie pidżama party z maratonem horrorów. Chociaż znając życie, odpadniemy po
jednym i pójdziemy spać.
Towarzystwo
podskoczyło z radości, po czym rozbiegli się do swoich pokoi. Ja poleciałam za
Gaarą, bo u niego miałam swoją garderobę. Z nimi nigdy nic nie wiadomo, dlatego
nauczona doświadczeniem zawsze miałam tu swoje ciuchy, tak samo, jak u Naruto.
Umyłam
się w łazience dla gości. Chłopcy mieli swoje łazienki połączone z ich
pokojami, dlatego nie było problemu z bitwą "kto pierwszy". Po około
dziesięciu minutach wszyscy zjawili się w kuchni. Z lodówki wyjęliśmy
korniszony, krewetki, które od razu trafiły na patelnię z sosem pomidorowym. Z
szafek powyciągaliśmy krakersy i chipsy, wsypaliśmy je do misek i ustawiliśmy
wszystko na tacy. W międzyczasie Gaara rozłożył łóżko i pościelił. Deidara
wyciągnął z zamrażarki wódkę, ja z gablotki na szkło kieliszki przeznaczone na
taką właśnie okazję.
Kiedy
rozłożyliśmy wszystko w salonie, nadszedł czas na wybór filmu. Kiba rozłożył na
stole sześć najnowszych pozycji spodem do góry, aby nie było widać tytułów. Ja
wymieszałam je między sobą tak, aby na sto procent nikt nie wiedział, co się
gdzie znajduje.
-
To, co? Kamień, papier, nożyce? - uśmiechnęłam się na samą myśl naszego
odwiecznego sposobu decydowania o czymkolwiek.
-
Ja z Gaarą, ty z Deidarą - zadecydował Kiba.
Brązowowłosy
był beznadziejny w te klocki, więc Gaara uśmiechnął się wrednie. Stanęliśmy
naprzeciwko siebie .
-
Raz, dwa, trzy - wyliczaliśmy razem i na trzy pokazaliśmy wybrany gest.
Deidara
pokazał kamień, za to ja papier, czym go pokonałam. Gaara pobił Kibę kamieniem,
gdyż ten pokazał nożyce. Stanęliśmy z czerwonowłosym naprzeciwko siebie.
Spojrzeliśmy sobie w oczy i nie przerywając kontaktu wzrokowego zaczęliśmy
liczyć.
-
Raz, dwa, trzy. - Nasze ręce samoistnie się rozłożyły, pokazując papier.
-
Razem? - wyciągnęłam do niego rękę, którą od razu chwycił.
-
Razem - potwierdził i podeszliśmy do stołu, a za nami Dei z Kibą.
Blondyn
zajął się rozlewaniem wódki, a my zamknęliśmy oczy i nadal splecionymi dłońmi
dotknęliśmy płyty. Gaara odwrócił i spojrzał na tytuł.
-
Powracając z zaświatów - przeczytałam na głos.
-
Ciekawie się zapowiada. Pewnie jakieś zombie lub duchy - ucieszył się Kiba.
Pokręciłam
jedynie głową na jego dziwne zamiłowanie do stworzeń pożerających mózgi, ale
pozostawiłam to bez komentarza. Przygasiliśmy światło tak, że teraz padała jedynie
pomarańczowa łuna na nasz stolik. Zaczęły lecieć napisy startowe, więc
chwyciliśmy w ręce kieliszki.
-
Za spotkanie! - zaintonował Dei.
-
Za spotkanie! - zawtórowaliśmy.
Ostry
smak wódki przepalał gardło, ale postanowiliśmy zrobić wieczór bez popity, więc
jedynie zagryźliśmy ogórkiem i napełniając drugą kolejkę, rozłożyliśmy się
wygodnie na oparciach.
Gdy
po siedmiu minutach głowa jakiejś dziewczyny została oderwana od reszty ciała,
a towarzystwo zaczęło piszczeć, postanowiłam ich popędzić.
-
No, chłopaki, bo procenty po stoliku spierdalają. - I to mówiąc, wzięłam do
ręki kieliszek. Męska część zgromadzenia oprzytomniała i chwyciła po kieliszku.
-
Co by nam się dobrze działo, w nocy stało, w dzień wisiało. - Któż inny, jak
nie Kiba wyrecytował jedno ze swoich zboczonych zawołań.
-
Amen! - zaśmiałam się na jego wierszyk, zwłaszcza, że mi nie miało co wisieć
ani stać.
Druga
kolejka weszła gładko, a po niej poszły kolejne, że w pewnym momencie
stwierdziłam, iż zaczynamy drugą butelkę, a ja wciąż nie wiem, o czym jest ten
horror. Bo jakoś mało porywający był.
-
Mam pomysł - rzuciłam, gdy ta beznadzieja się skończyła. - Puszczę wam
"Eksperyment SS". - Z lekką asekuracją wstałam z kanapy i zmieniłam
płytę.
Kiba
polał następną kolejkę. Wróciłam na swoje miejsce i chwyciłam za kieliszek.
-
No, panowie, póki jeszcze nie piszczycie jak baby, czas sprawdzić waszą koordynację
- zarządziłam. - Uwaga: góra, dół, prawo, stół. - Zgodnie ze słowami, kieliszki
wciąż trzymane przez delikwentów, spoczęły z powrotem na stole. - Lewo, środek
i do góry spodek! - Po tych słowach przechyliliśmy kieliszki.
Podobno
im dalej w las, tym więcej drzew, ale u nas to się chyba nie sprawdzało,
ponieważ każdy kolejny kieliszek wchodził coraz lepiej. Po kolejnych dwóch
kolejkach zaczęła się bezpośrednia akcja filmu. Nasza taca powędrowała na
podłogę i już nikt nie myślał o picu. Zgasiliśmy całkowicie światło. Jedynie
Kiba jako ten powiedzmy, że odważniejszy, poszedł po puszkę pepsi dla każdego.
-
Aa! - krzyknął Dei, bardziej strasząc towarzystwo, niż to, co się wydarzyło na
ekranie.
-
Nie krzycz, idioto, zawału dostanę - skarciłam go.
-
Sorka, samo wyszło - zachichotał.
-
Te, Gaara się zawiesił - stwierdził Kiba.
Spojrzałam
na przyjaciela, który rzeczywiście chyba stracił kontakt z rzeczywistością.
Szturchnęłam go, żeby się ocknął.
-
Aa! - Tym razem to on krzyknął. - Kurwa, myślałem, że to ten SS-man. - Złapał
się za serce i zaczął uspokajająco oddychać.
Zaśmialiśmy
się wszyscy i wróciliśmy do oglądania filmu. Widziałam ten film już chyba
trzeci raz, ale za każdym razem tak samo mnie przerażał. Nie jestem osobą,
którą łatwo wystraszyć, ale akurat ta ekranizacja miała w sobie tę szczególną
nutę grozy.
-
Zapal światło - polecił Kiba Deidarze, po zakończonym seansie.
-
Sam zapal. Ja się nie ruszam, przynajmniej nie bez asekuracji - odmówił
blondyn.
-
Sam dzisiaj nie zasnę - powiedział Gaara.
-
Ja też nie - odparł Kiba.
-
I ja. - Dei trząsł się jak osika.
-
Ja tym bardziej - stwierdziłam, nie puszczając ramienia Gaary, do którego
tuliłam się przez ostatnie piętnaście minut seansu.
-
To, co? Śpimy tutaj? - zaproponował Dei.
-
O ile zaśniemy - wtrąciłam.
-
Wolę tu z wami, niż sam. - Brązowowłosy wtulił się w poduszkę. - Kurwa, jak
zamykam oczy, to widzę duchy w oficerkach.
Zaśmialiśmy
się i jak małe dzieci wspólnie poszliśmy po duży, gruby koc, zapaliliśmy lampkę
nocną i wyłączyliśmy telewizor. Zanieśliśmy do kuchni resztki naszego prowiantu
i wódki. Wypiliśmy jeszcze po kieliszku na dobry sen i wróciliśmy do salonu, rozglądając się wokół, czy nie ma jakiegoś SS-man'skiego ducha, który by nas zaatakował.
Ułożyliśmy się na łóżku, tocząc bitwę o najlepsze poduszki. W końcu opadliśmy z
sił. Kiba leżał z brzegu, obok Deidara, potem ja, wciąż tuląc się do mojego
drugiego braciszka Gaary. Czerwonowłosy zgasił lampkę i obrócił do mnie
plecami. Położyłam rękę na jego brzuchu, a on przykrył ją swoją, splątując
nasze palce.
-
Deidara, geju, nie tul się do mnie - warknął Kiba.
-
A do kogo mam się tulić. Bliźnięta już się miziają, to nie będę przeszkadzał -
oburzył się na te jawne odrzucenie ze strony przyjaciela.
-
Tylko mnie nie obmacuj, moja maczeta jest przeznaczona dla pięknych kobiet -
pochwalił się.
-
Chyba patyk - zaśmiałam się, chuchając w szyję Gaary.
-
Ej, nie gwałć mnie - oburzył się.
-
Ale jak? Tak? - wypuściłam strumień gorącego powietrza w stronę karku chłopaka.
-
Może jednak pójdziecie spać osobno? - zaproponował Kiba.
-
A kto będzie chronił moje tyły? - spytałam, obracając się na chwilę i kładąc na
Dei'u, by szturchnąć brązowowłosego.
-
A kto chroni moje?
-
Pozwól się poprzytulać Deidarze - uśmiechnęłam się.
-
Tym bardziej boję się o swoje tyły - zdenerwował się.
-
Przecież nic ci nie zrobię. - Blondyn dla żartu pogłaskał kolegę po głowie.
-
Jesteś taki nieczuły - zarzucił mu Gaara, kładąc się na Deidarze, tuż kołomnie.
-
Ej, czy ja wyglądam na leżankę? - Tym nieczułym okazał się blondyn i zrzucił
nas z siebie.
-
Phi, foch. - Obróciłam się do niego dupą, tym razem przodem do braciszka.
Delikatne
światło latarni wpadło przez okno, lekko oświetlając nasze łóżko. Głównie
oświetlało Kibę i Deia, a na nas padała jedynie poświata. Nasze ręce znów się
złączyły, lądując pod moim policzkiem. Wolną ręką gładziłam umięśniony brzuch
chłopaka, on jedynie trzymał rękę na moim pasie. Po jakiś dziesięciu minutach
usłyszeliśmy chrapanie Dei'a, a potem Kiby.
Uśmiechnęłam
się i przybliżyłam do czerwonowłosego. Ucałowałam go w czoło i odwróciłam
plecami do niego. Nasze splecione ręce wylądowały na moim brzuchu. Tym razem to
on zaczął drażnić moją szyję.
-
Ej, wariacie, przestań - szepnęłam.
-
Przecież nic nie robię - przytulił mnie mocniej, tym samym przybliżając mnie
do siebie, a jego policzek znalazł się tuż przy moim.
-
Widać - prychnęłam.
Gaara
jedynie się zaśmiał i wtulił w moją szyję.
-
Mm... Kawka - ucieszył się blondyn, wchodząc do kuchni, gdzie siedziałam.
Za
oknem padał deszcz ze śniegiem. Ulice nie wyglądały zachęcająco. Szarówka i
panująca wkoło depresja.
-
Może pożyczyć ci samochód? Motor odwiozę, jak przestanie padać - zaproponował,
dmuchając w kawę.
-
Poradzę sobie - odparłam znad parującej herbaty ziołowej. - Zrobiłam wam
śniadanie - wskazałam głową na mikrofalówkę.
-
A ty jadłaś? - zapytał Dei.
-
A jak myślisz? - odparłam, znów wpatrując się w krajobraz za oknem.
Blondyn jedynie westchnął i odgrzał sobie
posiłek. Bez słowa opuścił kuchnię w celu, jak się okazało, zwalenia brutalnie
dwóch największych, pomijając Naruto, śpiochów na świecie. A skoro mowa już o
Naruto...
-
Halo? - odebrałam połączenie.
-
Żyjesz? - spytał na wstępie.
-
Zbyt mała ilość alkoholu, bym umierała - zaśmiałam się.
-
Beze mnie? - oburzył się.
-
Przynajmniej ja mogłem się do niej tulić, zamiast do ciebie. - Gaara wyrwał mi
telefon.
No
i tyle było z mojej rozmowy z Naruto. Ale nie mam im tego za złe. Rzadko kiedy
gadali, a przecież byliśmy z ekipą Dei'a bardzo zżyci. Przez ostatnie
wydarzenia trochę się to rozwlekło i nie mieliśmy za dużo okazji, by się
spotkać, czy w spokoju porozmawiać. Tęskniliśmy za sobą. Ostatnia noc
przypomniała mi, jak wiele radości czerpałam z przebywania z nimi. Te nasze
oglądanie horrorów, obowiązkowe picie, niekiedy na umór, dzikie dowcipy Kiby.
To było wspaniałe. Przypomniałam sobie dawne czasy. Zrozumiałam, że nie mogę
tego tak po prostu zostawić, żeby nasza przyjaźń poszła w zapomnienie. Jeśli
chciałam kiedykolwiek związać się z Itachim, musiałam wprowadzić go do tej
dzikiej grupy.
Co
do Itachiego... Zastanawiam się, czy przypadkiem go nie przeprosić.
Zareagowałam ostro, a on tylko się martwił. Co prawda, nie raz jeździłam już po
śniegu i lodzie, raz nawet z nim, ale wieczorami raczej nie wyjeżdżałam, więc
miał powody do zmartwienia. Podejrzewam, że gdyby pojechał ze mną, to by się
tak nie martwił. Ale na motorze jest tylko jedno miejsce dla pasażera.
Postanowione.
Na swój własny, dziwny i niezrozumiały sposób go przeproszę, ale pod warunkiem,
że on zrobi to pierwszy. I najważniejsze. Wygonię go na tę cholerną imprezę z
chłopakami. Może jak się z nimi wyluzuje, to będzie mniej zachowawczy. Przecież
z opowiadań Sasuke wynika, że jego brat przed poznaniem mnie był o wiele
bardziej świrnięty. Podobno rodzicielstwo zmienia, ale żeby aż do tego stopnia.
Muszę z nim poważnie porozmawiać.
***
-
Może zrobimy sobie jakiś wypad w góry w czasie ferii?? - zaproponowałem,
mieszając długą bagietką w swoim cappuccino ze śmietanką.
-
Sądzisz, że ci starzy pozwolą? - Naruto spojrzał na mnie sceptycznie, obracając
w dłoniach swoją filiżankę z małą czarną.
Był
początek lutego, a my siedzieliśmy sobie w przytulnej kawiarni na obrzeżach
naszego osiedla. Była to miła odmiana, wśród naszych - już niemalże codziennych - wypadów na piwo lub do klubu oraz spędzania czasu w zaciszu mojego lub jego
domu. Co prawda, nie mogliśmy tu okazywać uczuć w taki sposób, jakbym chciał,
ale samo to, że wybraliśmy się dokądkolwiek indziej, niż podrzędny bar, bardzo
mnie cieszyło. To było coś na miarę randki. Mimo, że byliśmy ze sobą prawie
cztery miesiące, w stanie faktycznym jeszcze nigdy oficjalnie nie zabrałem go
na randkę ani on mnie. Niestety, Naruto był zbyt mało romantyczny, by w ogóle
pomyśleć o zaproponowaniu mu chociażby właśnie spędzenia czasu w tak miłej
kawiarence, a co dopiero prawdziwa randka. Dlatego też propozycja wyjazdu w
góry, który wydawał się nader romantyczny, padł z moich a nie jego ust.
-
Zgodzą się, ponieważ stwierdzę, iż to męski wypad w większym gronie. O ile uda
ci się namówić Deidarę, by nas krył, to wyjazd mamy zagwarantowany - uśmiechnąłem się, oblizując łyżeczkę.
-
Nie rób tak, bo rzucę się na ciebie w miejscu publicznym - zagroził mi,
pośpiesznie chwytając za swoją filiżankę i upijając z niej niewielki łyk.
-
A podobno to ja jestem niewyżyty - rzuciłem, uśmiechając się jeszcze szerzej.
Wyjazd
w góry miał swoje drugie dno. Liczyłem bowiem na kolejny krok w naszym związku.
O ile a początku udało nam się jakoś ustalić, że bierzemy naszą relację na
poważnie, to od tej pory nie wyznaliśmy sobie nic więcej. Może dlatego, iż
wciąż zastanawialiśmy się, każdy z osobna, jak nazwać nasze uczucia. Pożądanie?
Fascynacja? Zauroczenie? Miłość? Zbyt wcześnie wypowiedziane "kocham"
może zniszczyć związek. Sprawić, że partner poczuje się zobowiązany do
bezmyślnego odpowiedzenia tym samym słowem, bez pewności, że rzeczywiście tak
jest.
-
Zbieramy się, Młotku? - spytałem zaczepnie.
-
Ej, Draniu. To, że jesteś Szatańskim Pomiotem, nie oznacza, że możesz mnie tak
jawnie poniżać - odparł żartobliwie.
-
Dlaczego mnie tak obrażasz? Poza tym, jak mogę być Szatańskim Pomiotem i być
takim cholernym romantykiem? - zapytałem, pomagając mu ułożyć kaptur kurtki.
-
Romantyczny? - Spojrzał na mnie tymi swoimi niebieskimi jak niebo oczyma.
-
Tak, ty byś nawet nie wpadł na pomysł, żeby zabrać mnie chociażby do kina, czy
tak jak ja cię dzisiaj, do kawiarni, więc sądzę, że jestem o wiele bardziej
romantyczny, niż ty. - Wzdrygnąłem się, gdy mroźne powietrze owiało moją twarz,
gdy wychodziliśmy na zewnątrz.
-
Nie sądziłem, że ci tak na tym zależy - mruknął, pewnie uznając, że nie mogłem
tego usłyszeć.
-
Czy tobie trzeba wszystko mówić jak krowie na rowie? - zdrzaźniłem się, mówiąc
zupełnie wyraźnie i głośno.
Blondyn
już nic nie odpowiedział. Szedł obok mnie, pogrążony we własnych myślach. Sam
zagłębiłem się w swoje. Czasami jego inteligencja, a raczej jej ewidentny brak,
doprowadzał mnie do szału chuja. Doprawdy, czy aż tak trudno było mu zrozumieć,
że potrzebuję czegoś więcej, niż ręczna robota, parę piwek i parę pocałunków?
Fakt był taki, iż rzeczywiście niekiedy przejawiał zachowania uznawane przez
społeczeństwo za romantyczne. Głównie były to nasze wieczorne, późno wieczorne,
należy wspomnieć, spacerki po parku. Pewnie i ja uznałbym to za romantyczne,
gdyby nie fakt, że mój blondynek nic romantycznego w takich wypadach nie
widział. Pewnie dlatego, że ten park był głównym miejscem jego wspomnień
związanych z ekipą Dei'a i z Reru. To burzyło całkowicie jego pojęcie, jak
cudowny może być spacer po ciemnych uliczkach i alejkach, oświetlanych jedynie
słabym światłem z latarni.
Zawsze,
gdy już myślałem, że nic nie zmąci mi przeżywania radosnych uniesień, które raz
po raz zdarzały się podczas takich spacerów, to albo znikąd pojawiała się Rer,
sama, bądź z Itachim, która prowadzona swoim dziwnym radarem znajdowała nas
zazwyczaj w sytuacji jednoznacznej, albo Naruto nagle przypomniał sobie jakąś
przeciwną akcję ekipy, która miała miejsce akurat tam, gdzie się aktualnie
całowaliśmy. Powoli mnie to denerwowało.
Prócz
tego pozostaje jeszcze kwestia, co do siebie czujemy. Co ja czuję do niego? Nie
wiem, nie wiem, czy to już miłość. Nigdy nie miałem dziewczyny ani chłopaka,
nie przeżywałem rozterek miłosnych. Gdy poznałem Rerget, wydawało mi się, że coś
do niej czuję, ale po pocałunku z Naruto zdałem sobie sprawę, że to była tylko
fascynacja osobą, która okazała mi swoje dobre serce i wyciągnęła ku mnie
pomocną dłoń.
Z
Naruto przy każdym pocałunku przeżywałem dzikie palpitacje serca i brakowało mi
tchu. No, z tym ostatnim, to prawdopodobnie efekt choroby, niemniej jednak,
czułem się wyjątkowo, jak nigdy wcześniej. Dlatego chcę tego wyjazdu w góry,
chcę sobie uświadomić, czym jest prawdziwa miłość, jeżeli takowa się między
nami rozwinęła.
-
W takim razie, gdzie mnie jutro zabierzesz, romantyku? - Ożywił się
niebieskooki, tuż przez wejściem na naszą ulicę.
-
Dlaczego mam cię jutro gdziekolwiek zabierać? - spytałem, pomijając zgryźliwą
uwagę na temat jego nie odzywania się przez całą drogę.
-
No, wiesz, jutro, jakby nie patrzeć, mam urodziny. - Nadął policzki, wyglądając
jak niezadowolony pięciolatek.
-
No, co ty nie powiesz - drażniłem się z nim. - Zupełnie o tym zapomniałem.
-
Drań. - Blondyn jawnie się na mnie obraził, a ja pokiwałem głową zdegustowany
jego zachowaniem.
Naruto
zatrzymał się na chwilę przed swoim podjazdem. Spojrzał na mnie wymownie, ale
nie zamierzałem się pierwszy odezwać, czekając na jego reakcję. Igrałem z
niebezpiecznym ogniem, ale to właśnie takie zabawy sprawiały, że nie było w
naszym związku nudno. Naruto denerwował się coraz bardziej, ale również nie
otworzył ust, żeby cokolwiek powiedzieć. Staliśmy tak i patrzeliśmy się na
siebie walcząc wzrokowo.
-
Yhh. - Naruto nie wytrzymał i tupnął nogą. - Jak sobie chcesz - warknął i
zaczął odchodzić w stronę domu.
-
Ej, czekaj. - Skapitulowałem i podbiegłem do niego, właśnie otwierał drzwi, gdy
chwyciłem go za ramię, by się odwrócił w moją stronę.
Jego
rodziców nie było w domu, więc wybrałem najłatwiejszy sposób na ugłaskanie tego
blond narwańca. Popchnąłem go w głąb korytarza, uprzednio wyjmując klucz z
drzwi i rzucając go na szafkę. Drzwi zamknąłem kopniakiem, tracąc kontakt z
rzeczywistością, gdy moje usta naparły na jego cudowne, malinowe wargi.
Delektowałem się delikatnością, z jaką Naruto oddaje moje chaotyczne,
spragnione bliskości pocałunki. W drodze
do salonu pozbyliśmy się kurtek i butów, odrywając się od siebie tylko wtedy,
gdy jakaś część garderoby sprawiała nam jakąś trudność przy ściągnięciu. Tak
bardzo pragnąłem jego dotyku, zwykłego przytulenia, bez zabawiania się. Właśnie
takich pocałunków, jakby to miały być nasze ostatnie, potrzebowałem. Naru
przejął kontrolę i obrócił mnie tyłem do kanapy, po czym na nią popchał, samemu
układając się wzdłuż mojego ciała, zamykając w swoich objęciach. Nasze języki
walczyły o dominację, ale jako, że miałem przecież ugłaskać Naruto, pozwalałem
mu wygrywać za każdym razem. Poczułem, jak jego dłoń wplątuje mi się we włosy.
Moje ręce już dawno błądziły gdzieś tam po ciele blondyna, nie mogąc znaleźć
sobie odpowiedniego miejsca, by zatrzymać się na dłużej. Poczułem cały ciężar
mojego chłopaka na sobie, gdy przestał się podpierać a jego ręka zawędrowała
pod moją koszulkę. Wydałem z siebie zduszony jęk, gdy jego wciąż z zimne palce
przesunęły się w linii prostej od brzucha poprzez żebra, aż znalazły mały,
wystający guziczek, który automatycznie stwardniał jeszcze bardziej, nie mówiąc
o innej części ciała, która twardniała z każdym kolejnym pocałunkiem, a po tej
akcji o mało nie wytrysnąłem, zanim Naruto nawet go dotknął. Moje dłonie
powędrowały w końcu pod koszulkę blondyna i pieściły jego plecy. Jedną nogę
zgiąłem w kolanie, powodując, że uda Naruto się rozsunęły, a ja otarłem się o
jego męskość, przygniatając ją do mojego ciała.
-
Dalej jesteś obrażony? - spytałem szeptem, gdy na chwilę Naruto zajął się moją
szyją.
-
Nie. Na szczęście wiesz, co na mnie działa - uśmiechnął się tak, jak uwielbiałem
najbardziej.
-
Nawet nie wiesz, jak dużo wiem - dogryzłem mu i z nowym zapałem zabrałem się za
pieszczenie różnych zakątków jego ust, twarzy i szyi, cały czas pozwalając mu
dominować.
Zacząłem
pieścić jego pośladki, które wciąż znajdowały się w dżinsach, zataczając kółka
na ich wewnętrznej stronie. Wzrok Naruto robił się coraz bardziej przymglony
przyjemnością. Jęknął ponownie, gdy otarłem się o jego nabrzmiałego penisa.
jego dłoń, która maltretowała moje sutki, przeniosła się na dół, nieśpiesznie
majstrując przy pasku od spodni.
-
Na wszystkich Bogów! Co się tutaj dzieje?