28 cze 2013

__-- 20 --__

          ~~Jak obiecałam, na moje urodzinki publikuję nową notkę. Jest w niej trochę picia, trochę baraszkowania, robię z Rerget rudą, rozpustną sukę, a nasi chłopcy... z resztą, sami przeczytajcie.~~
         ~~Dla wszystkich moich czytelników, tych ujawnionych i komentujących oraz tych cichociemnych~~
        ~~No i oczywiście Wszystkiego Najlepszego dla mnie samej :D ~~



          Zaparkowałam przed małym, białym domkiem. Przy takim popycie na narkotyki, Dei mógłby sobie pozwolić na czerwone Ferrari, ale on był wyjątkowo skromny. Jeździł zielonym VolksWagenem Golfem III, ale gdy wychodził wieczorami sprzedawać po klubach, wolał poprosić któregoś ze znajomych, żeby go podwieźli. W jego aucie nie było żadnych skrytek, mimo, że był dealerem. Dei był inny i może dlatego tak długo utrzymywał się na rynku.
            - Mam nadzieję, że Kiba ci nie będzie dogryzał tak, jak ostatnio. - Blondyn spojrzał spod byka na oświetlony salon.
            Dei i Kiba byli współlokatorami, tylko i wyłącznie, na całe szczęście. Z Kibą był ten problem, że chłopak często zachowywał się jak zboczuch. Chwalił się tym, że jest wyzwolony seksualnie. W jego mniemaniu chodziło o bzykanie wszystkiego, co się rusza i ma cycki. Dei'owi też czasem dogryzał, ale gdy ten postraszył go, że nie sprzeda mu marihuany, chłopak zaczął się trochę powstrzymywać.
            Weszliśmy do domu śmiejąc się z siebie i z ostatnich dowcipów wyżej wymienionego delikwenta. Zdjęłam kurtkę i buty, po czym chwytając Dei'a za rękę, weszliśmy do salonu, który o dziwo był pusty.
            - Deidara, znowu przyprowadziłeś dziwkę? - Dało się słyszeć z kuchni przytłumiony głos.
            - Tak nisko mnie cenisz? - zadałam pytanie, słysząc zbliżające się kroki brązowowłosego.
            Tego wariata nie da się nie lubić. Jest kochany, mimo jego wad i zawsze można na niego liczyć.
            - Rer! - krzyknął i zaczął wokół mnie skakać.
            - Co to za hałasy? - usłyszałam głęboki, męski głos, który dochodził ze schodów.
            Kiedy jego właściciel wszedł do salonu, tym razem to ja zaczęłam skakać i krzyczeć.
            - Gaara! - I po chwili wisiałam na chłopaku, tuląc go do siebie.
            Gaara zaraz po Naruto był moim najlepszym przyjacielem. Nazywali nas bliźniętami, ponieważ oboje mieliśmy czerwone włosy. Niestety, odkąd zaczął studiować, mieliśmy dla siebie bardzo mało czasu. Myślałam, że go dzisiaj nie spotkam, ponieważ często spędzał czas w akademiku.
            - No, już, bo udusisz - zaśmiał się, jednak nie wypuścił mnie z objęć.
            Teraz czułam, że wszystko było na swoim miejscu. Stara ekipa w komplecie. Nietuzinkowy dealer Dei, zboczony Kiba i męski Gaara. Trzech totalnych wariatów w jednym domku, świetnie dogadujący się współlokatorzy, którzy potrafili tu zorganizować takie imprezy, że głowa mała.
            - To, skoro wszyscy się już przywitali, wyściskali i te de. Rerget wyrwała mnie z pracy, to może po piwku? - spytał Dei, sadzając swoje cztery litery na sofie.
            Ochoczo się zgodziliśmy i już po chwili wszyscy siedzieliśmy w salonie z browarem w ręku. Pod nogi położyliśmy sobie puffy, aby móc się wygodnie wyciągnąć. Zaczęliśmy wesoło rozmawiać i komentować ostatnie wydarzenia. Opowiedziałam chłopakom o kłótni z Itachim i o tym, co się ostatnio działo.
            - Mam propozycję - rzuciłam jakąś godzinę później. - Idziemy się umyć. Osobno - zaznaczyłam specjalnie dla Kiby. - Potem robimy zagrychę, Dei przynosi wódkę i urządzamy sobie pidżama party z maratonem horrorów. Chociaż znając życie, odpadniemy po jednym i pójdziemy spać.
            Towarzystwo podskoczyło z radości, po czym rozbiegli się do swoich pokoi. Ja poleciałam za Gaarą, bo u niego miałam swoją garderobę. Z nimi nigdy nic nie wiadomo, dlatego nauczona doświadczeniem zawsze miałam tu swoje ciuchy, tak samo, jak u Naruto.
            Umyłam się w łazience dla gości. Chłopcy mieli swoje łazienki połączone z ich pokojami, dlatego nie było problemu z bitwą "kto pierwszy". Po około dziesięciu minutach wszyscy zjawili się w kuchni. Z lodówki wyjęliśmy korniszony, krewetki, które od razu trafiły na patelnię z sosem pomidorowym. Z szafek powyciągaliśmy krakersy i chipsy, wsypaliśmy je do misek i ustawiliśmy wszystko na tacy. W międzyczasie Gaara rozłożył łóżko i pościelił. Deidara wyciągnął z zamrażarki wódkę, ja z gablotki na szkło kieliszki przeznaczone na taką właśnie okazję.
            Kiedy rozłożyliśmy wszystko w salonie, nadszedł czas na wybór filmu. Kiba rozłożył na stole sześć najnowszych pozycji spodem do góry, aby nie było widać tytułów. Ja wymieszałam je między sobą tak, aby na sto procent nikt nie wiedział, co się gdzie znajduje.
            - To, co? Kamień, papier, nożyce? - uśmiechnęłam się na samą myśl naszego odwiecznego sposobu decydowania o czymkolwiek.
            - Ja z Gaarą, ty z Deidarą - zadecydował Kiba.
            Brązowowłosy był beznadziejny w te klocki, więc Gaara uśmiechnął się wrednie. Stanęliśmy naprzeciwko siebie .
            - Raz, dwa, trzy - wyliczaliśmy razem i na trzy pokazaliśmy wybrany gest.
            Deidara pokazał kamień, za to ja papier, czym go pokonałam. Gaara pobił Kibę kamieniem, gdyż ten pokazał nożyce. Stanęliśmy z czerwonowłosym naprzeciwko siebie. Spojrzeliśmy sobie w oczy i nie przerywając kontaktu wzrokowego zaczęliśmy liczyć.
            - Raz, dwa, trzy. - Nasze ręce samoistnie się rozłożyły, pokazując papier.
            - Razem? - wyciągnęłam do niego rękę, którą od razu chwycił.
            - Razem - potwierdził i podeszliśmy do stołu, a za nami Dei z Kibą.
            Blondyn zajął się rozlewaniem wódki, a my zamknęliśmy oczy i nadal splecionymi dłońmi dotknęliśmy płyty. Gaara odwrócił i spojrzał na tytuł.
            - Powracając z zaświatów - przeczytałam na głos.
            - Ciekawie się zapowiada. Pewnie jakieś zombie lub duchy - ucieszył się Kiba.
            Pokręciłam jedynie głową na jego dziwne zamiłowanie do stworzeń pożerających mózgi, ale pozostawiłam to bez komentarza. Przygasiliśmy światło tak, że teraz padała jedynie pomarańczowa łuna na nasz stolik. Zaczęły lecieć napisy startowe, więc chwyciliśmy w ręce kieliszki.
            - Za spotkanie! - zaintonował Dei.
            - Za spotkanie! - zawtórowaliśmy.
            Ostry smak wódki przepalał gardło, ale postanowiliśmy zrobić wieczór bez popity, więc jedynie zagryźliśmy ogórkiem i napełniając drugą kolejkę, rozłożyliśmy się wygodnie na oparciach.
            Gdy po siedmiu minutach głowa jakiejś dziewczyny została oderwana od reszty ciała, a towarzystwo zaczęło piszczeć, postanowiłam ich popędzić.
            - No, chłopaki, bo procenty po stoliku spierdalają. - I to mówiąc, wzięłam do ręki kieliszek. Męska część zgromadzenia oprzytomniała i chwyciła po kieliszku.
            - Co by nam się dobrze działo, w nocy stało, w dzień wisiało. - Któż inny, jak nie Kiba wyrecytował jedno ze swoich zboczonych zawołań.
            - Amen! - zaśmiałam się na jego wierszyk, zwłaszcza, że mi nie miało co wisieć ani stać.
            Druga kolejka weszła gładko, a po niej poszły kolejne, że w pewnym momencie stwierdziłam, iż zaczynamy drugą butelkę, a ja wciąż nie wiem, o czym jest ten horror. Bo jakoś mało porywający był.
            - Mam pomysł - rzuciłam, gdy ta beznadzieja się skończyła. - Puszczę wam "Eksperyment SS". - Z lekką asekuracją wstałam z kanapy i zmieniłam płytę.
            Kiba polał następną kolejkę. Wróciłam na swoje miejsce i chwyciłam za kieliszek.
            - No, panowie, póki jeszcze nie piszczycie jak baby, czas sprawdzić waszą koordynację - zarządziłam. - Uwaga: góra, dół, prawo, stół. - Zgodnie ze słowami, kieliszki wciąż trzymane przez delikwentów, spoczęły z powrotem na stole. - Lewo, środek i do góry spodek! - Po tych słowach przechyliliśmy kieliszki.
            Podobno im dalej w las, tym więcej drzew, ale u nas to się chyba nie sprawdzało, ponieważ każdy kolejny kieliszek wchodził coraz lepiej. Po kolejnych dwóch kolejkach zaczęła się bezpośrednia akcja filmu. Nasza taca powędrowała na podłogę i już nikt nie myślał o picu. Zgasiliśmy całkowicie światło. Jedynie Kiba jako ten powiedzmy, że odważniejszy, poszedł po puszkę pepsi dla każdego.
            - Aa! - krzyknął Dei, bardziej strasząc towarzystwo, niż to, co się wydarzyło na ekranie.
            - Nie krzycz, idioto, zawału dostanę - skarciłam go.
            - Sorka, samo wyszło - zachichotał.
            - Te, Gaara się zawiesił - stwierdził Kiba.
            Spojrzałam na przyjaciela, który rzeczywiście chyba stracił kontakt z rzeczywistością. Szturchnęłam go, żeby się ocknął.
            - Aa! - Tym razem to on krzyknął. - Kurwa, myślałem, że to ten SS-man. - Złapał się za serce i zaczął uspokajająco oddychać.
            Zaśmialiśmy się wszyscy i wróciliśmy do oglądania filmu. Widziałam ten film już chyba trzeci raz, ale za każdym razem tak samo mnie przerażał. Nie jestem osobą, którą łatwo wystraszyć, ale akurat ta ekranizacja miała w sobie tę szczególną nutę grozy.
            - Zapal światło - polecił Kiba Deidarze, po zakończonym seansie.
            - Sam zapal. Ja się nie ruszam, przynajmniej nie bez asekuracji - odmówił blondyn.
            - Sam dzisiaj nie zasnę - powiedział Gaara.
            - Ja też nie - odparł Kiba.
            - I ja. - Dei trząsł się jak osika.
            - Ja tym bardziej - stwierdziłam, nie puszczając ramienia Gaary, do którego tuliłam się przez ostatnie piętnaście minut seansu.
            - To, co? Śpimy tutaj? - zaproponował Dei.
            - O ile zaśniemy - wtrąciłam.
            - Wolę tu z wami, niż sam. - Brązowowłosy wtulił się w poduszkę. - Kurwa, jak zamykam oczy, to widzę duchy w oficerkach.
            Zaśmialiśmy się i jak małe dzieci wspólnie poszliśmy po duży, gruby koc, zapaliliśmy lampkę nocną i wyłączyliśmy telewizor. Zanieśliśmy do kuchni resztki naszego prowiantu i wódki. Wypiliśmy jeszcze po kieliszku na dobry sen i wróciliśmy do salonu, rozglądając się wokół, czy nie ma jakiegoś SS-man'skiego ducha, który by nas zaatakował. Ułożyliśmy się na łóżku, tocząc bitwę o najlepsze poduszki. W końcu opadliśmy z sił. Kiba leżał z brzegu, obok Deidara, potem ja, wciąż tuląc się do mojego drugiego braciszka Gaary. Czerwonowłosy zgasił lampkę i obrócił do mnie plecami. Położyłam rękę na jego brzuchu, a on przykrył ją swoją, splątując nasze palce.
            - Deidara, geju, nie tul się do mnie - warknął Kiba.
            - A do kogo mam się tulić. Bliźnięta już się miziają, to nie będę przeszkadzał - oburzył się na te jawne odrzucenie ze strony przyjaciela.
            - Tylko mnie nie obmacuj, moja maczeta jest przeznaczona dla pięknych kobiet - pochwalił się.
            - Chyba patyk - zaśmiałam się, chuchając w szyję Gaary.
            - Ej, nie gwałć mnie - oburzył się.
            - Ale jak? Tak? - wypuściłam strumień gorącego powietrza w stronę karku chłopaka.
            - Może jednak pójdziecie spać osobno? - zaproponował Kiba.
            - A kto będzie chronił moje tyły? - spytałam, obracając się na chwilę i kładąc na Dei'u, by szturchnąć brązowowłosego.
            - A kto chroni moje?
            - Pozwól się poprzytulać Deidarze - uśmiechnęłam się.
            - Tym bardziej boję się o swoje tyły - zdenerwował się.
            - Przecież nic ci nie zrobię. - Blondyn dla żartu pogłaskał kolegę po głowie.
            - Jesteś taki nieczuły - zarzucił mu Gaara, kładąc się na Deidarze, tuż kołomnie.
            - Ej, czy ja wyglądam na leżankę? - Tym nieczułym okazał się blondyn i zrzucił nas z siebie.
            - Phi, foch. - Obróciłam się do niego dupą, tym razem przodem do braciszka.
            Delikatne światło latarni wpadło przez okno, lekko oświetlając nasze łóżko. Głównie oświetlało Kibę i Deia, a na nas padała jedynie poświata. Nasze ręce znów się złączyły, lądując pod moim policzkiem. Wolną ręką gładziłam umięśniony brzuch chłopaka, on jedynie trzymał rękę na moim pasie. Po jakiś dziesięciu minutach usłyszeliśmy chrapanie Dei'a, a potem Kiby.
            Uśmiechnęłam się i przybliżyłam do czerwonowłosego. Ucałowałam go w czoło i odwróciłam plecami do niego. Nasze splecione ręce wylądowały na moim brzuchu. Tym razem to on zaczął drażnić moją szyję.
            - Ej, wariacie, przestań - szepnęłam.
            - Przecież nic nie robię - przytulił mnie mocniej, tym samym przybliżając mnie do siebie, a jego policzek znalazł się tuż przy moim.
            - Widać - prychnęłam.
            Gaara jedynie się zaśmiał i wtulił w moją szyję.

            - Mm... Kawka - ucieszył się blondyn, wchodząc do kuchni, gdzie siedziałam.
            Za oknem padał deszcz ze śniegiem. Ulice nie wyglądały zachęcająco. Szarówka i panująca wkoło depresja.
            - Może pożyczyć ci samochód? Motor odwiozę, jak przestanie padać - zaproponował, dmuchając w kawę.
            - Poradzę sobie - odparłam znad parującej herbaty ziołowej. - Zrobiłam wam śniadanie - wskazałam głową na mikrofalówkę.
            - A ty jadłaś? - zapytał Dei.
            - A jak myślisz? - odparłam, znów wpatrując się w krajobraz za oknem.
             Blondyn jedynie westchnął i odgrzał sobie posiłek. Bez słowa opuścił kuchnię w celu, jak się okazało, zwalenia brutalnie dwóch największych, pomijając Naruto, śpiochów na świecie. A skoro mowa już o Naruto...
            - Halo? - odebrałam połączenie.
            - Żyjesz? - spytał na wstępie.
            - Zbyt mała ilość alkoholu, bym umierała - zaśmiałam się.
            - Beze mnie? - oburzył się.
            - Przynajmniej ja mogłem się do niej tulić, zamiast do ciebie. - Gaara wyrwał mi telefon.
            No i tyle było z mojej rozmowy z Naruto. Ale nie mam im tego za złe. Rzadko kiedy gadali, a przecież byliśmy z ekipą Dei'a bardzo zżyci. Przez ostatnie wydarzenia trochę się to rozwlekło i nie mieliśmy za dużo okazji, by się spotkać, czy w spokoju porozmawiać. Tęskniliśmy za sobą. Ostatnia noc przypomniała mi, jak wiele radości czerpałam z przebywania z nimi. Te nasze oglądanie horrorów, obowiązkowe picie, niekiedy na umór, dzikie dowcipy Kiby. To było wspaniałe. Przypomniałam sobie dawne czasy. Zrozumiałam, że nie mogę tego tak po prostu zostawić, żeby nasza przyjaźń poszła w zapomnienie. Jeśli chciałam kiedykolwiek związać się z Itachim, musiałam wprowadzić go do tej dzikiej grupy.
            Co do Itachiego... Zastanawiam się, czy przypadkiem go nie przeprosić. Zareagowałam ostro, a on tylko się martwił. Co prawda, nie raz jeździłam już po śniegu i lodzie, raz nawet z nim, ale wieczorami raczej nie wyjeżdżałam, więc miał powody do zmartwienia. Podejrzewam, że gdyby pojechał ze mną, to by się tak nie martwił. Ale na motorze jest tylko jedno miejsce dla pasażera.
            Postanowione. Na swój własny, dziwny i niezrozumiały sposób go przeproszę, ale pod warunkiem, że on zrobi to pierwszy. I najważniejsze. Wygonię go na tę cholerną imprezę z chłopakami. Może jak się z nimi wyluzuje, to będzie mniej zachowawczy. Przecież z opowiadań Sasuke wynika, że jego brat przed poznaniem mnie był o wiele bardziej świrnięty. Podobno rodzicielstwo zmienia, ale żeby aż do tego stopnia. Muszę z nim poważnie porozmawiać.

***

            - Może zrobimy sobie jakiś wypad w góry w czasie ferii?? - zaproponowałem, mieszając długą bagietką w swoim cappuccino ze śmietanką.
            - Sądzisz, że ci starzy pozwolą? - Naruto spojrzał na mnie sceptycznie, obracając w dłoniach swoją filiżankę z małą czarną.
            Był początek lutego, a my siedzieliśmy sobie w przytulnej kawiarni na obrzeżach naszego osiedla. Była to miła odmiana, wśród naszych - już niemalże codziennych - wypadów na piwo lub do klubu oraz spędzania czasu w zaciszu mojego lub jego domu. Co prawda, nie mogliśmy tu okazywać uczuć w taki sposób, jakbym chciał, ale samo to, że wybraliśmy się dokądkolwiek indziej, niż podrzędny bar, bardzo mnie cieszyło. To było coś na miarę randki. Mimo, że byliśmy ze sobą prawie cztery miesiące, w stanie faktycznym jeszcze nigdy oficjalnie nie zabrałem go na randkę ani on mnie. Niestety, Naruto był zbyt mało romantyczny, by w ogóle pomyśleć o zaproponowaniu mu chociażby właśnie spędzenia czasu w tak miłej kawiarence, a co dopiero prawdziwa randka. Dlatego też propozycja wyjazdu w góry, który wydawał się nader romantyczny, padł z moich a nie jego ust.
            - Zgodzą się, ponieważ stwierdzę, iż to męski wypad w większym gronie. O ile uda ci się namówić Deidarę, by nas krył, to wyjazd mamy zagwarantowany - uśmiechnąłem się, oblizując łyżeczkę.
            - Nie rób tak, bo rzucę się na ciebie w miejscu publicznym - zagroził mi, pośpiesznie chwytając za swoją filiżankę i upijając z niej niewielki łyk.
            - A podobno to ja jestem niewyżyty - rzuciłem, uśmiechając się jeszcze szerzej.
            Wyjazd w góry miał swoje drugie dno. Liczyłem bowiem na kolejny krok w naszym związku. O ile a początku udało nam się jakoś ustalić, że bierzemy naszą relację na poważnie, to od tej pory nie wyznaliśmy sobie nic więcej. Może dlatego, iż wciąż zastanawialiśmy się, każdy z osobna, jak nazwać nasze uczucia. Pożądanie? Fascynacja? Zauroczenie? Miłość? Zbyt wcześnie wypowiedziane "kocham" może zniszczyć związek. Sprawić, że partner poczuje się zobowiązany do bezmyślnego odpowiedzenia tym samym słowem, bez pewności, że rzeczywiście tak jest.
            - Zbieramy się, Młotku? - spytałem zaczepnie.
            - Ej, Draniu. To, że jesteś Szatańskim Pomiotem, nie oznacza, że możesz mnie tak jawnie poniżać - odparł żartobliwie.
            - Dlaczego mnie tak obrażasz? Poza tym, jak mogę być Szatańskim Pomiotem i być takim cholernym romantykiem? - zapytałem, pomagając mu ułożyć kaptur kurtki.
            - Romantyczny? - Spojrzał na mnie tymi swoimi niebieskimi jak niebo oczyma.
            - Tak, ty byś nawet nie wpadł na pomysł, żeby zabrać mnie chociażby do kina, czy tak jak ja cię dzisiaj, do kawiarni, więc sądzę, że jestem o wiele bardziej romantyczny, niż ty. - Wzdrygnąłem się, gdy mroźne powietrze owiało moją twarz, gdy wychodziliśmy na zewnątrz.
            - Nie sądziłem, że ci tak na tym zależy - mruknął, pewnie uznając, że nie mogłem tego usłyszeć.
            - Czy tobie trzeba wszystko mówić jak krowie na rowie? - zdrzaźniłem się, mówiąc zupełnie wyraźnie i głośno.
            Blondyn już nic nie odpowiedział. Szedł obok mnie, pogrążony we własnych myślach. Sam zagłębiłem się w swoje. Czasami jego inteligencja, a raczej jej ewidentny brak, doprowadzał mnie do szału chuja. Doprawdy, czy aż tak trudno było mu zrozumieć, że potrzebuję czegoś więcej, niż ręczna robota, parę piwek i parę pocałunków? Fakt był taki, iż rzeczywiście niekiedy przejawiał zachowania uznawane przez społeczeństwo za romantyczne. Głównie były to nasze wieczorne, późno wieczorne, należy wspomnieć, spacerki po parku. Pewnie i ja uznałbym to za romantyczne, gdyby nie fakt, że mój blondynek nic romantycznego w takich wypadach nie widział. Pewnie dlatego, że ten park był głównym miejscem jego wspomnień związanych z ekipą Dei'a i z Reru. To burzyło całkowicie jego pojęcie, jak cudowny może być spacer po ciemnych uliczkach i alejkach, oświetlanych jedynie słabym światłem z latarni.
            Zawsze, gdy już myślałem, że nic nie zmąci mi przeżywania radosnych uniesień, które raz po raz zdarzały się podczas takich spacerów, to albo znikąd pojawiała się Rer, sama, bądź z Itachim, która prowadzona swoim dziwnym radarem znajdowała nas zazwyczaj w sytuacji jednoznacznej, albo Naruto nagle przypomniał sobie jakąś przeciwną akcję ekipy, która miała miejsce akurat tam, gdzie się aktualnie całowaliśmy. Powoli mnie to denerwowało.
            Prócz tego pozostaje jeszcze kwestia, co do siebie czujemy. Co ja czuję do niego? Nie wiem, nie wiem, czy to już miłość. Nigdy nie miałem dziewczyny ani chłopaka, nie przeżywałem rozterek miłosnych. Gdy poznałem Rerget, wydawało mi się, że coś do niej czuję, ale po pocałunku z Naruto zdałem sobie sprawę, że to była tylko fascynacja osobą, która okazała mi swoje dobre serce i wyciągnęła ku mnie pomocną dłoń.
            Z Naruto przy każdym pocałunku przeżywałem dzikie palpitacje serca i brakowało mi tchu. No, z tym ostatnim, to prawdopodobnie efekt choroby, niemniej jednak, czułem się wyjątkowo, jak nigdy wcześniej. Dlatego chcę tego wyjazdu w góry, chcę sobie uświadomić, czym jest prawdziwa miłość, jeżeli takowa się między nami rozwinęła.
            - W takim razie, gdzie mnie jutro zabierzesz, romantyku? - Ożywił się niebieskooki, tuż przez wejściem na naszą ulicę.
            - Dlaczego mam cię jutro gdziekolwiek zabierać? - spytałem, pomijając zgryźliwą uwagę na temat jego nie odzywania się przez całą drogę.
            - No, wiesz, jutro, jakby nie patrzeć, mam urodziny. - Nadął policzki, wyglądając jak niezadowolony pięciolatek.
            - No, co ty nie powiesz - drażniłem się z nim. - Zupełnie o tym zapomniałem.
            - Drań. - Blondyn jawnie się na mnie obraził, a ja pokiwałem głową zdegustowany jego zachowaniem.
            Naruto zatrzymał się na chwilę przed swoim podjazdem. Spojrzał na mnie wymownie, ale nie zamierzałem się pierwszy odezwać, czekając na jego reakcję. Igrałem z niebezpiecznym ogniem, ale to właśnie takie zabawy sprawiały, że nie było w naszym związku nudno. Naruto denerwował się coraz bardziej, ale również nie otworzył ust, żeby cokolwiek powiedzieć. Staliśmy tak i patrzeliśmy się na siebie walcząc wzrokowo.
            - Yhh. - Naruto nie wytrzymał i tupnął nogą. - Jak sobie chcesz - warknął i zaczął odchodzić w stronę domu.
            - Ej, czekaj. - Skapitulowałem i podbiegłem do niego, właśnie otwierał drzwi, gdy chwyciłem go za ramię, by się odwrócił w moją stronę.
            Jego rodziców nie było w domu, więc wybrałem najłatwiejszy sposób na ugłaskanie tego blond narwańca. Popchnąłem go w głąb korytarza, uprzednio wyjmując klucz z drzwi i rzucając go na szafkę. Drzwi zamknąłem kopniakiem, tracąc kontakt z rzeczywistością, gdy moje usta naparły na jego cudowne, malinowe wargi. Delektowałem się delikatnością, z jaką Naruto oddaje moje chaotyczne, spragnione bliskości pocałunki.  W drodze do salonu pozbyliśmy się kurtek i butów, odrywając się od siebie tylko wtedy, gdy jakaś część garderoby sprawiała nam jakąś trudność przy ściągnięciu. Tak bardzo pragnąłem jego dotyku, zwykłego przytulenia, bez zabawiania się. Właśnie takich pocałunków, jakby to miały być nasze ostatnie, potrzebowałem. Naru przejął kontrolę i obrócił mnie tyłem do kanapy, po czym na nią popchał, samemu układając się wzdłuż mojego ciała, zamykając w swoich objęciach. Nasze języki walczyły o dominację, ale jako, że miałem przecież ugłaskać Naruto, pozwalałem mu wygrywać za każdym razem. Poczułem, jak jego dłoń wplątuje mi się we włosy. Moje ręce już dawno błądziły gdzieś tam po ciele blondyna, nie mogąc znaleźć sobie odpowiedniego miejsca, by zatrzymać się na dłużej. Poczułem cały ciężar mojego chłopaka na sobie, gdy przestał się podpierać a jego ręka zawędrowała pod moją koszulkę. Wydałem z siebie zduszony jęk, gdy jego wciąż z zimne palce przesunęły się w linii prostej od brzucha poprzez żebra, aż znalazły mały, wystający guziczek, który automatycznie stwardniał jeszcze bardziej, nie mówiąc o innej części ciała, która twardniała z każdym kolejnym pocałunkiem, a po tej akcji o mało nie wytrysnąłem, zanim Naruto nawet go dotknął. Moje dłonie powędrowały w końcu pod koszulkę blondyna i pieściły jego plecy. Jedną nogę zgiąłem w kolanie, powodując, że uda Naruto się rozsunęły, a ja otarłem się o jego męskość, przygniatając ją do mojego ciała.
            - Dalej jesteś obrażony? - spytałem szeptem, gdy na chwilę Naruto zajął się moją szyją.
            - Nie. Na szczęście wiesz, co na mnie działa - uśmiechnął się tak, jak uwielbiałem najbardziej.
            - Nawet nie wiesz, jak dużo wiem - dogryzłem mu i z nowym zapałem zabrałem się za pieszczenie różnych zakątków jego ust, twarzy i szyi, cały czas pozwalając mu dominować.
            Zacząłem pieścić jego pośladki, które wciąż znajdowały się w dżinsach, zataczając kółka na ich wewnętrznej stronie. Wzrok Naruto robił się coraz bardziej przymglony przyjemnością. Jęknął ponownie, gdy otarłem się o jego nabrzmiałego penisa. jego dłoń, która maltretowała moje sutki, przeniosła się na dół, nieśpiesznie majstrując przy pasku od spodni.
            - Na wszystkich Bogów! Co się tutaj dzieje?

1 komentarz:

  1. AAaa! Nie godzi się abyś tak długo czekała tu na życzenia! Zatem oficjalnie choć spóźnione najlepsze życzenia z okazji 18 (21? nie wiem jaką wersję wolisz xD) urodzin:)

    OdpowiedzUsuń